Pokonywali kolejne stopnie wielkich schodów z piaskowce, które prowadziły na piętro. Na szczęście droga do auli głównej była świetnie oznakowana. Organizatorzy zadbali w tym zakresie o najmniejszy detal. Bardzo widoczne strzałki w kolorze żółto-czarnym, ponaklejane na ścianach zabytkowego holu, nie dawały najmniejszych szans na zbłądzenie. Nawet ślepiec by trafił. Miało to swój sens. Jak wiadomo żiri konkursu im. Kościotrupków, to osoby wymagające szczególnej troski, a nierzadko wsparcia medycznego. Ażeby sanitariusze i lekarze pogotowia ratunkowego, gdy zajdzie taka potrzeba, bez zbędnej zwłoki dotarli do potrzebującego pomocy, zdecydowano się na taki a nie inny sposób oznakowania.
– Pan Dżak Menel? dobiegł ich głos zza pleców. Dżak z Lusią odwrócili się, Atomizer zaś całkowicie pochłonięty kontemplacją luksusowego wnętrza nie zareagował. Okazało się, że zagadnęła ich jedna z hostess, ubrana w odpowiedni kostiumik. Była całkiem, całkiem, jak to zwykle z hostessami bywa. Jednak ta różniła się od tych natrętnych babsztyli, które atakowały Dżaka, gdy ten zgodnie z niedzielnym rytuałem spacerował po sklepach i galeriach handlowych w swoim mieście. Dziewczyna nie tylko był schludnie ubrana, ale przede wszystkim kolor jej kostiumu był czarny. Dżak uwielbiał czerń. Kolor ten miał dla niego znaczenie mistyczne i estetyczne. Uważał, że jest on wyrazem niezwykłego stanu ducha, ducha dionizyjskiego, piekielnego, wywołującego taki rodzaj szaleństwa, w którym tworzy się dzieła magistralne. Jeżeli chodzi o estetyczny sens czerni, Dżak był przekonany, że w kolorze tym ukryte jest dyskretne piękno, niezauważalne na pierwszy rzut oka, którego percepcja musi być poprzedzona refleksją o niebywałym ładunku intelektualnym.
Jego umiłowanie czerni znajdywało wyraz w wyglądzie zewnętrznym, zdominowanym przez czarną kapotę, czarny cylinder, czarny garnitur, czarną koszulę a nawet czarną bieliznę. Wielokrotnie był z tego powodu obiektem drwin. Niektórzy, zwłaszcza małe dzieci i pijacy na jego widok wołali: O! Patrzcie! Batman idzie!. Dżak jednak zawsze w takich przypadkach był ponad to.
Mało kto wie, że niebywała estyma, którą darzył ten młodzieniec kolor czarny przeniosła się do jego życia intymnego. Dżak był zagorzałym zwolennikiem seksu bezpiecznego, dlatego też kiedy kochał, to tylko za pośrednictwem lateksowej prezerwatywy, ale tylko koloru czarnego. Kupował je zawsze na pobliskiej stacji benzynowej. Któregoś wieczoru, gdy jak zwykle ustawił się w kolejce by kupić czarnego kondoma, pani kasjerka zapytała z ciekawości: Dlaczego kupuje pan tylko czarne?. Dżak nie chciał jej tłumaczyć wszystkich niuansów swojej pasji, dlatego odpowiedział wówczas zdawkowo: Bo czarny wyszczupla. Od tamtego czasu wszystkie panie z obsługi stacji benzynowej z uwielbieniem w oczach obserwowały go za każdym razem, gdy przychodził po nowe prezerwatywy. Te dziwne spojrzenia zapisywał Dżak na poczet przyszłej sławy, której był pewien. Nie miał on pojęcia o erotycznych fantazjach tych prostych dziewuch, dlatego nie zwracał uwagi na to, że wszystkie one wlepiały ślepia w okolice jego krocza.
Ale do rzeczy. Po krótkich oględzinach, w trakcie których Menel podziwiał dobry gust hostessy, odpowiedział:
– Tak, to ja.
– W takim razie, proszę za mną. A państwa i tu zwróciła się do Lusi i Adamskiego, który właśnie teraz zauważył jej obecność zapraszam na widownię. Macie państwo zarezerwowane miejsca w siódmym rzędzie. Zresztą tam państwa odpowiednio pokieruje obsługa.
Trójka, od jakiegoś czasu nierozłącznych przyjaciół, została rozdzielona. Lusia z Adamskim podążyli drogą, którą wskazywały strzałki, Dżak w milczeniu szedł za hostessą. Zastanawiał się dokąd go prowadzi. Jednak refleksja nad miejscem docelowym w tym przypadku nie trwała długo. Coś zakłócało mu klarowność myśli, mąciło nieustannie, uniemożliwiało proces myślowy. Kiedy już zaczynał szukać przyczyny owej aberracji we własnej psychice, dopuszczając nawet myśl o nagłym sfiksowaniu, nagle uzmysłowił sobie, że cały czas jego wzrok koncentruje się na pośladkach hostessy. Taaaaa…. pomyślał Fenomenalne! Model afro-sportowy. Wydatne, ale nie wielkie, otłuszczone z celulitem, przy którym skórka pomarańcza to aksamit. Akurat, akurat!. Jego przewodniczka, nieświadoma fantazji młodzieńca, pewnym krokiem w milczeniu prowadziła Dżaka. Ale nawet gdyby miała choć cień świadomości tych pragnień, i tak nie zareagowałaby. Była bowiem profesjonalistką. Zresztą tylko takie hostessy zatrudniali organizatorzy konkursu poetyckiego im. Kościotrupków. Z doświadczenia wiedzieli bowiem, że poeci jako istoty niebywale wrażliwe na piękno, nawet zdeklarowani geje, w pewnych stanach upojenia alkoholowego dążą do tego, by niebezpiecznie skrócić dystans miedzy nimi a obsługą. Po kilku skandalach obyczajowych, które nadszarpnęły i tak wątłym zdrowiem schorowanych jurorów, zdecydowano się zatrudnić tylko i wyłącznie hostessy profesjonalistki, które słynęły z niebywałej urody i dobrego gustu, ale przede wszystkim z tego, że nigdy nie umawiają się gośćmi, tudzież nie pozwalają się namówić na nocny spacer przy wtórze słowików w godach. Dżak nie wiedział, że ma do czynienia z profesjonalistką. Cały czas zauroczony pośladkami hostessy wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany. Aż nagle ta racjonalno-oportunistyczna część jego jaźni zabrała głos. Opamiętaj się! zaapelował do siebie w myślach Jeżeli chcesz być wieszczem, masz być gejem! A ty się wpatrujesz w kobiece pośladki!. Zaczął ocierać twarz, tak jakby chciał odpędzić wszystkie heteroseksualne myśli i pragnienia. Jednak w tym momencie świat nie był dla niego łaskawy, bowiem urocze, wręcz magiczne pośladki hostessy cały czas pulsowały mu przed oczami. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo. Każdy ich ruch rejestrował Dżak, mimo odrazy, którą sobie wmawiał. W pewnym momencie poczuł się tak, jakby wszystkie złe moce zawarły pakt przeciwko niemu, następcy Miłosza. Kiedy jego udręka wydawała się sięgać apogeum, kiedy zaczął wpadać w panikę, przewodniczka nagle zatrzymała się przed małymi drzwiami i powiedziała:
– Proszę, tu jest garderoba. Tu pana przygotują do wystąpienia.
Następnie otworzyła je i delikatnie wepchnęła Dżaka do środka. Chłopiec, będący w całkowitej rozsypce, ruinie emocjonalnej znalazł się w przestronnym i dobrze oświetlonym pokoju. Na przeciwko niego ustawione były fotele, które przypomniały trochę te, które oglądał w gabinecie dentystycznym. Na ścianach były wielkie lustra. Nie mogąc się jeszcze uwolnić od widma perfekcyjnych pośladków hostessy, rozglądał się chaotycznie po pomieszczeniu, szukając czegoś, choćby najmniejszego detalu, który wyparłby z pamięci obraz kołyszącego się, w rytmie chodu niedawnej przewodniczki, piękna. Nagle uwagę jego przykuł krzyk dochodzący z prawej strony garderoby:
– Kurwa! Więcej żelu na grzywkę! Nie widzisz idiotko, że jest zbyt płaska. Ona ma sterczeć, a nie być przylizana!
Postanowił zobaczyć, kto się tak awanturuje. Okazało się, że był to Tomasz Camel, jego ulubiony konferansjer. Jaka była jego radość!. Pomyślał: Ty mi pozwolisz o nich zapomnieć!. I rzucił się w kierunku znanego prezentera ze łzami w oczach, krzycząc:
– Tomek! Zbawco!
Następnie zaczął go obejmować, ściskać, całować w głowę i policzki, nieustannie powtarzając:
– Uratowałeś mnie! Ocaliłeś! Zbawco mój!
Oniemiały prezenter siedział jak wryty. Po chwili dopiero wybuchnął, gwałtownie zrywając się z fotela:
– Człowieku! Ochujałeś!
– Ależ Tomku….
– Nie jestem dla ciebie żadnym Tomkiem! warknął zdenerwowany Camel i spoglądając w lustro dodał:
– Kurwa! Całą fryzurę mi zjebałeś ćwoku!
Próbując samodzielnie doprowadzić grzywkę do pożądanej formy klął pod nosem:
– Jak ja wyglądam? Mam pięć minut do wejścia, a tu kurwa takie coś na głowie!
Dla Dżaka gwałtowna reakcja prezentera TVP była niezrozumiała. Była radykalnie różna od wyobrażeń, które chłopiec miał w tej kwestii. Dla niego Camel od momentu pierwszego swojego występu na szklanym ekranie był idolem. Zawsze piękny, zawsze zadbany, zawsze w centrum uwagi i zawsze kulturalny. Nie mógł pojąć tego schizofrenicznego wcielenia Tomasza, które na własnej skórze właśnie doświadczył. Nie mieściło się w jego głowie, że jedna i ta sama osoba może powiedzieć: Proszę państwa, w imieniu telewizyjnej jedynki zapraszam państwa na premierowy odcinek serialu bla bla bla, a za chwilę, kiedy kamery zgasną wydrzeć się na całe gardło: Kurwa mać!.
Zrezygnowany opadł na fotel i oddał się w ręce sztabu specjalistów od wizerunku, którzy dopadli go z każdej strony. Ktoś ścierał rozmazany mejkap z jego twarzy wcześniejsze dzieło Lusi. Ktoś inny próbował uczesać włosy. Ktoś inny pęsetą regulował brwi. Wszystko to jednak przemknęło niezauważone. Dżak był pogrążony w wewnętrznej rozterce. Znowu w jego myślach pojawiły się pośladki hostessy, które teraz konfrontował z prawdziwym obrazem telewizyjnego idola-prezentera. Pośladki vs. Camel? 1:0 dla pośladków pomyślał.
12 grudnia, 2007 o 15:00
kawałek o czerni – bomba!
hahaha (żona mi mówi: przestań to czytać, bo się udusisz hahahaha)
Hostessa powinna spytać: – Dżak Deckiel?
na to dżak: – PAN Dżak Dekiel. Tak, to ja.
:))))))
12 grudnia, 2007 o 15:05
jury konkursu im. Kościotrupków jest już w galerii nieszuflujtakjack.go.pl
:)))))
12 grudnia, 2007 o 15:06
dlaczego likwiduje mi Pan linki?
12 grudnia, 2007 o 17:02
właśnie miałem prosić o to, by nie wstawiać linków, żebym nie musiał edytować.