Podróż tramwajem nie trwała długo. W przeciwieństwie do taksówek, krakowskie tramwaje jeżdżą po racjonalnie wytyczonych trasach. Cała trójka wysiadła na ulicy Intellectus Vaginalis. Lusia jako, że z natury była niebywale ciekawska zaczęła się uważnie rozglądać dookoła. Ujrzawszy szyld z nazwą ulicy powiedziała:
– Ale dziwna nazwa.
A następnie, zwracając się już tylko do Dżaka, zapytała:
– Dżak, co to znaczy: Intellectus Vaginalis?
Lusia od czasu, gdy usłyszała o condito humana wiedziała, że szef bandy zna perfekcyjnie łacinę. W zasadzie, to nie wyobrażała sobie, by po tej ziemi stąpał kiedykolwiek lepszy łacinnik niż Dżak. Nawet aura Cycerona bladła w konfrontacji z talentami lingwistycznymi Dżaka Menela. Jedyną postacią historyczną, która kiedykolwiek mogła się mierzyć z gwiazdą D. Menela, był włoski geniusz: Picco de la Mirandola, o czym była głęboko przekonana.
Po chwili namysłu, w której Dżak obserwował uważnie tabliczkę z nazwą ulicy, odparł:
– Hmmm, ale to jest źle napisane. Intellectus powinno być napisane przez cztery l, czyli Intellllectus a nie Intellectus.
– Hehehehe zaśmiała się Lusia Ale głupki w tym Krakofie wymyślają nazwy ulic. Ale co to znaczy Intellllectus Vaginalis?
– Czy chciałabyś przekład linearny czy może poetycki? odpowiedział Dżak.
– Taki i taki, ale na początek linearny.
Zanim Dżak zaczął wyjaśnienia upewnił się, czy aby Adamski jest w bezpiecznej oddali. Nie chciał, by jego przyjaciel usłyszał to, co za chwilę miał powiedzieć. Kiedy ujrzał najlepszego przyjaciela przy witrynie kiosku ruchu, gdzie stał wpatrzony w kolorowe okładki pism komputerowych, ściszonym głosem powiedział:
– Intellllectus Vaginalis, to synonim kobiety. Dosłownie, w przekładzie na polski oznacza: intellllekt waginalny.
– Ale jaki ma związek intellllekt waginalny ze kobietą? zapytała zdziwiona Lusia.
– Widzisz, żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw rozpatrzyć, co to jest kobieta w ogóle?
– To proste odpowiedziała Kobiety mają piersi.
– Doprawdy, naiwne jesteś dziewczę. Czy uważasz, że piersi czynią z człowieka kobietę? Czy ty kiedykolwiek słyszałaś o ginekomastii?
– A co to takiego?
– Nigdy nie widziałaś facetów, którym rosną cycki?
– Nie widziałam odparła zdziwiona Lusia.
– A Marka Kondrata nie widziałaś? To taki aktor polski, mężczyzna, któremu urosły cycki większe niż twoje.
Lusia trochę zawstydzona złapała się w okolicy biustu, tak jakby chciała się upewnić, co do rozmiarów własnych piersi. Po chwili powiedziała:
– No to co, jak nie cycki, świadczy o tym, że człowiek jest kobietą?
– Nic innego, jak tylko wagina, zwana: cipą, bobrem, muszelką, pizdą, ślimakiem a w skrajnych przypadkach nawet kapiszonem. To ten organ, w odróżnieniu od cycków, które można sfałszować wszczepiając pod skórę poduszki silikonowe, jest nie do podrobienia.
– Ale robią przecież operacje tym transwestytom… przerwała mu nagle dziewczyna.
– Robią, jasne, że robią. Ale przecież, choćby nie wiem jak utalentowany był chirurg, to i tak nie uda mu się byka przerobić na jałówkę i odwrotnie.
– No tak przyznała mu rację. Ale jak to się ma do intellllektu waginalnego?
– Skoro już wiemy, że cechą charakterystyczną kobiety jest to, co ukrywa pod majtkami, to aby właściwie rozszyfrować sens intellllektu waginalnego, należy zdekonstruować samo pojęcie intellllektu, w szczególności odkryć sens czterech l w zapisie…
– No właśnie przerwała mu po raz kolejny Lusia. Przecież intelekt pisze się przez jedno l, a nie cztery.
– Ha! Widzisz, bo to nie jest taki zwykły intelekt, tylko jego waginalna odmiana. Dlatego w zapisie są cztery l.
– A czym się różni intelekt kobiecy od intelektu w ogóle, żeby mu zaraz dodawać te l? dociekała Lusia.
– Powiem ci, ale obiecaj, że się nie obrazisz za to, co usłyszysz postawił warunek Dżak.
– Zgoda.
– Kobiety są generalnie bardzo głupie. Po części jest to wynik uwarunkowania biologicznego, po części zaś kulturowego. Z jednej strony mają mniej fałdek na powierzchni szarej mózgu, po drugie od wieków szkolone były tylko do prostych prac, takich jak gotowanie, opieka nad dziećmi czy sprzątanie. Nigdy, w żadnej kulturze mężczyźni nie zabierali ich ze sobą na polowania, nawet w charakterze pomocnic. A wiesz dlaczego?
– Dlaczego?
– Dlatego, że były tak głupie, że łapały się w pułapki, które mężczyźni zakładali na dziką zwierzynę, a tym samym niweczyły wszelkie starania zdobycia pokarmu dla całego plemienia. Dlatego też ludzie, aby przeżyć zdecydowali się na jedyną i słuszną formę porządku społecznego, w którym dominować mieli mężczyźni. Tak powstało społeczeństwo patriarchalne
– Oj! Chyba przesadzasz! powiedziała stanowczym tonem Lusia. Przecież istniały kiedyś społeczeństwa matriarchalne.
– Hehehehe zaśmiał się szyderczo Dżak. Wiesz co jest jedynym spadkiem pozostałym po tej formacji, jej darem dla cywilizacji, jej wkładem w rozwój świata?
– Co?
– Wenus z Willednorfu, taka figurka, która ma wielkie cycy i parę mitów o Amazonkach. Oprócz tego nic.
Lusia się zasmuciła. Uzmysłowiła sobie, że w tym przypadku Dżak ma rację. Faktycznie oprócz brzydkiej, prymitywnej figurki z wielkimi cycami, kilkoma historyjkami o Amazonkach, które odcinały sobie jedną z piersi, by lepiej strzelać z łuku, społeczeństwo matriarchalne nie pozostawiło po sobie nic. Dżak kontynuował:
– W przeciągu kilku tysięcy lat trwania kultury ludzkiej, kobiety zawsze wykazywały się bezgraniczną głupotą ale jednocześnie talentem do prac prostych. Dlatego też nikt się nie dziwił, nawet one same, gdy któregoś razu baba zyskała przydomek głupka dialektycznego.
– A co to takiego? zapytała zdziwiona Lusia.
– Głupek dialektyczny, w odróżnieniu od zwykłego głupka, którym może być także mężczyzna, jest pojęciem stosowanym tylko w odniesieniu do kobiet. Głupek dialektyczny, to głupi głupek. W dwudziestym pierwszym wieku, pojęcie to ewoluowało. Nie mówi się już o kobietach jako dialektycznych głupkach, ale jako superdialektycznych głupkach. Czyli: o najgłupszych z głupich głupków głupkach. Stąd wyprowadzono właśnie owe cztery l. Mógłbym cię zanudzić teraz ewolucją fonetyczną literki ł w l, ale to już nazbyt złożona historia.
– Oj, Dżak, moim zdaniem trochę się zagalopowałeś powiedziała dziewczyna.
– No to udowodnij mi, że się mylę.
– Wiesz, być może masz rację. Być może tak było, że rola kobiety ograniczała się do opieki nad dzieckiem, prania, gotowania i sprzątania. Ale to wszystko wina tych kajdan, którymi społeczeństwo patriarchalne krępowało rodzaj żeński. Przecież emancypacja kobiet, cały ruch feministyczny dopiero niedawno wyzwolił nas z tych stereotypów, w których byłyśmy zamknięte. Teraz mamy równouprawnienie, kobiety kierują bankami, latają w kosmos, zdobywają nagrody Nobla…
– Nagrody Noba? przerwał jej Dżak. Hahahaha! Przecież liczba kobiet-laureatek tej nagrody waha się w okolicach promila, błędu statystycznego.
– No to co z tego, ale kobiety także zdobywają Nobla ripostowała Lusia.
– Wiesz, powiem ci coś, skoro już o nagrodzie Nobla zaczęłaś mówić. Prawda jest taka, że żadna z kobiet, które dostała ową nagrodę, nigdy by jej nie dostała, gdyby nie pomoc faceta.
– Jak to? zdziwiła się dziewczyna.
– Tak to. Zresztą sama wymień jakąś noblistkę, żeby nie było, że sam dobieram przykłady by poprzeć swoją teorię zaproponował Dżak.
– Na przykład Maria Skłodowska-Curie, Wisława Szymborska, Jelinek. Czy mam więcej wymieniać?
– No to patrz i płacz: Maria Skłodowska nie dostała Nobla jako Skłodowska, ale jako Skłodowska-Curie. Gdyby nie Piotr, jej mąż, który odwalił za nią całą robotę z radem, nigdy by o Nobla się nawet nie otarła. Wisława Szymborska ma bardzo przystojnego, młodego asystenta bardzo seksi. I to dzięki niemu pisze te wszystkie cudowne wiersze o miłości, którymi urzekła jurorów. Jelinek jak była mała, była odwiedzana przez tatusia w swojej sypialni, stąd pomysł na te wszystkie dramaty, które pisała. Gdyby nie tatuś sapiący jej w nocy pod kołdrą, jak była dzieckiem, zapewniam, że skończyłaby jako nauczycielka.
Lusia zamilkła. Przypominała zbitego psa. Spuściła głowę, zgryzła wargi, bowiem właśnie w tej chwili Dżak uświadomił jej coś, na co wcześniej nigdy nie zwróciła uwagi. To nie może być prawdą! To nie może być prawdą! powtarzała w myślach. Usiłowała znaleźć w pamięci choćby jeden przykład, który mogłaby przeciwstawić teorii Dżaka i jego wyjaśnieniom na temat intellllektu waginalnego. Nic jej nie przychodziło do głowy. Dopiero po kilku chwilach wewnętrzny bunt i wyparcie ustąpiło na rzecz akceptacji. Dotarło do niej, że ona, podobnie jak wszystkie kobiety, miedzy nogami zamiast penisa ma waginę. Zatem nie pozostaje jej nic innego, jak tylko uznać wyjaśnienie i argumenty szefa bandy za prawdziwe, co oznaczało pogodzenie się z prawdą.
Tym czasem Dżak zawołał Adamskiego, który ciągle przyglądał się gazetkom o komputerach w witrynie kiosku. Kiedy ten podszedł, Dżak poszperał w kieszeniach czarnej kapoty i wyjął po chwili plan miasta. Powodowany wrodzoną przezornością zaopatrzył się weń jeszcze przed wyjazdem. Wiedział, że może się przydać. I jak się okazało, nie mylił się. Spojrzawszy jeszcze raz na zaproszenie, odnalazł adres, pod który miał się udać. Następnie przez chwilę lustrując mapę, wskazał laseczką kierunek marszruty i powiedział do członków bandy:
– Idziemy. Tędy.
7 grudnia, 2007 o 20:45
świetnie się bawiłem :)))
8 grudnia, 2007 o 17:51
z tym Markiem Kondratem to chyba lipa? :)))
8 grudnia, 2007 o 17:56
„zwana: cipą, bobrem, muszelką, pizdą, ślimakiem a w skrajnych przypadkach nawet kapiszonem.”
To nie wyczerpuje wszystkiego, bo jeszcze jest „kuciapa, pieróg, :))) rajfurka:))))
9 grudnia, 2007 o 7:44
jasne, że nie. tylko, że należy pamiętać, że rejony waginalne to dla dżaka absolutna ameryka. jest w tym przypadku kolumbem, nie może być tak nagle specjalistą. dla niego „hic sunt leoens”! :)
co do Kondrata:
ale żadna lipa. jest taka scena w Dniu Świra, gdy jako Adaś Miauczyński staje przed lustrem, myje zeby i się zastanawia jak to amerykanscy bohaterzy filmów akcji, nie płuczą zębów po umyciu. w tej scenie wszystko widać jak na dłoni :)
oczywiście mógłbym sięgnąć po inny przykład: Arnolda Szfarcenegera, ale to byłaby juz przesada ;)
9 grudnia, 2007 o 20:14
oglądałem „Dzień świra” dwa razy, ale szczerze mówiąc, umknęło to mojej uwagi :) Usprawiedliwia mnie fakt, że narracja i dialogi były tam tak frapujące, że pochłaniały bez reszty moją uwagę. A co do Kondrata, to niechby miał wymiona do ziemi, a i tak pozostanie moim ulubionym artystą :) Jest po prostu świetny. Cała armia Pazurów, Lindów i im podobnych, to przy nim tyciuchny pikuś.
9 grudnia, 2007 o 20:25
Ale jeśli już o tą kategorię chodzi, to dawno temu, w młodzieńczym porywie, dźwigałem, rozciągałem, pompowałem, słowem – robiłem co mogłem, żeby się napakować ;)
Imponowały mi w tamtym czasie rzeźby całych gór mięśni i z zawziętością godną lepszej sprawy, całe trzy lata ćwiczyłem bez przerw. Poznana wtedy obecna żona, śmiała się, że mam większy biust od niej ;)