– Poruszasz teraz ważne zagadnienie powiedział Dżak do grubaski. Pytanie o conditio humana kontynuował od zawsze jest obecne w tradycji kultury śródziemnomorskiej.
Dziewczynę, gdy to usłyszała, zamurowało. Dopiero po chwili wykrztusiła z siebie:
-Ty, ty, ty znasz łacinę?
– No.
– Ja cię sunę powiedziała, głosem pełnym podziwu.
– Znam jeszcze inne języki zaczął przechwalać się Dżak.
– Jakie? Jakie? pytała niecierpliwie grubaska. Zawsze uważała, że ktoś kto zna dużo języków musi być mądry. Ale w jej przekonaniu nikt nie mógł być mądrzejszy od papieża, który znał wszystkie języki świata.
– Znam angielski. Z niego miałem pionę przez cały ogólniak.
– Ale fajosko, a inne znasz?
– Znam też niemiecki, chociaż czasami mi się mylą rodzajniki.
– Niemiecki to fajny język powiedziała dziewczyna i dodała To język największych poetów. Powiedz coś po niemiecku.
– Eee, nie lubię się przechwalać odparł Dżak, próbując się wymigać.
– No powiedz, nie bądź taki. Plizzzz!
– No dobra zgodził się Dżak, widząc, że się nie wymiga. – Kom na hałze kinder machen powiedział bez zająknięcia.
– Jaaaaa! z wyraźnym podziwem krzyknęła dziewczyna. Czy umiesz też pisać po niemiecku?
– Kiedyś napisałem jedno słowo. To był tytuł jednego z moich wierszy: Die Elfriede.
Oczy grubaski wlepione były w tym momencie w siedzącego obok Dżaka. Jaki on jest mądry i na dodatek pisze wiersze z niemieckimi tytułami myślała. Po chwili milczenia powiedziała:
– Wiesz, ja też piszę wiersze.
Dżak tylko czekał na tego typu wyznanie. W końcu cała misterna intryga, służyła temu by jak najwięcej dowiedzieć się o tej pasażerce i zarazem upewnić się co do tego, że tylko on jest spadkobiercą dziedzictwa Miłosza. Dlatego patrząc prosto w oczy dziewczynie, która cały czas trzymała w rękach gazetę zapytał:
– A skąd wiesz, że piszesz wiersze?
Zadał jej to samo pytanie, które onegdaj usłyszał od Adamskiego. Pamiętał doskonale swoją odpowiedź, że jest wieszczem a wieszcz jak już coś pisze, to tylko wiersze i nic innego. A wieszczem był przecież dlatego, bo Miłosz mu o tym powiedział. Spodziewał się zatem, że odpowiedź grubaski na to pytanie, pozwoli mu ostatecznie upewnić się, co do własnej i niepowtarzalne roli, jaką miał odegrać na arenie polskiej poezji.
Dziewczyna chwilę się zamyśliła nad odpowiedzią, następnie odłożywszy gazetkę na bok, sięgnęła do jednej z waliz i wyjęła z niej deseczkę, na której był wypalony jakiś napis i podała ją Dżakowi, mówiąc:
– Sam przeczytaj.
Dżak odczytał na głos:
Nagroda dla Pani Lusi Szczurek, za zajęcie trzeciego miejsca w konkursie poetyckim: O DĘBOWĄ DESECZKĘ, na wiersz o patelni teflonowej, organizowanego corocznie przez Gminny Ośrodek Kultury w Bardzomałejwsi.
Jurorzy:
mgr Danuta Zbuta nauczycielka języka polskiego
inż. Janusz Bezbuta dyrektor nadleśnictwa w Bardzomałejwsi i fundator nagród.
ks. Tadeusz Wsandałach
Dżak oniemiał jak to przeczytał. Spojrzał na Adamskiego w nadziei, że ten cokolwiek z tego zrozumiał. Atomizer jednak był równie zdziwiony, co on.
– A tu inna nagroda powiedziała nagle dziewczyna, wyjmując z walizki tym razem dyplom i podając go Dżakowi. Może też przeczytaj na głos.
Dżak odłożył deseczkę, wziął dyplom i poprawiwszy okulary odczytał:
Za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie poetyckim na najlepiej zrymowany przepis na ciasto drożdżowe, dla Pani Lusi Szczurek…
Nie dokończył czytania. Trzymając cały czas dyplom w rękach całkowicie oniemiały spojrzał na dziewczynę. Ta siedziała dumna jak paw. Nie było już śladu po tej nieśmiałej i nieporadnej grubasce, która wprosiła się do nich do przedziału. Teraz miał przed sobą prawdziwą Lilith, pewną siebie Walkirię, dumną i wyprostowaną feministkę, kobietę, która wie czego chce od życia. Całkiem zdezorientowany tą niespodziewaną odpowiedzią, wpatrywał się w jej rozpalone oczy.
– Chcesz, to ci inne pokaże. Mam cały worek nagród powiedziała grubaska, schylając się do walizki po kolejne trofea.
– Nie, nie odpowiedział Dżak. Nie trzeba, ale powiedz mi jak to się ma do tego czy jesteś poetką czy nie?
– To ty nie wiesz? zapytała zaskoczona. Przecież żeby być polskim poetą trzeba wygrywać konkursy poetyckie i to jak najwięcej konkursów.
– To pewnie też jedziesz na konkurs im. Kosciotrupków do Krakofa? zapytał zrezygnowany już Dżak.
– No, a skąd wiedziałeś?
Dżak już nie odpowiedział na to pytanie. Nagle posmutniał i odsunąwszy się od grubaski przytulił się do Adamskiego. Na nim mógł zawsze polegać w trudnych dla siebie chwilach, zawsze mógł liczyć na stalowe ramię przyjaciela, które tylko dla niego miękło. Co będzie jeżeli to nie ja wygram, tylko ona? Ma przecież tyle dyplomów, całą pierdoloną walizkę nagród! myślał rozgoryczony. Nie chciał już dalej rozmawiać o poezji, o poetach o wieszczach polskich. Nie chciał nawet wspominać Miłosza. Wiedział jednak, że nie wypada tak nagle skończyć rozmowę, bo dżentelmeni tak nie robią. Dlatego już czysto kurtuazyjnie zapytał grubą poetkę:
– A co tam czytasz?
Dziewczyna, zapiąwszy walizkę z nagrodami, wzięła gazetkę do rąk i pokazując okładkę Dżakowi odpowiedziała:
– To najnowszy numer Brawo Gerl, tyle ciekawych rzeczy można się dowiedzieć o gwiazdach estrady. Chcesz? podała gazetę Dżakowi.
– Nie, dziękuję, ja sobie popiszę.
– Nie to nie, łaski bez powiedziała grubaska i otworzyła pisemko tam, gdzie wcześniej skończyła.
I tym oto sposobem sytuacja w przedziale wróciła do punktu wyjścia. Trzy osoby razem w przedziale, ale każda osobno. Atomizer zaczął dłubać w nosie. Luisia zaczytała się w kolejne sensacyjne doniesienie o kroczu Britnej Spirs. Smutny Dżak, wpatrując się co chwile w okno, pisał kolejny wierszyk o tym, że kilka metrów przed Krakofem Głównym dopija flaszkę koli i o tym, jak mu jest smutno w życiu, zwłaszcza po tym, jak się dowiedział, że nie tylko on jest poetą. Jednak głupcem byłby ten, kto pomyślał w tej chwili, że nasz bohater się poddał. Otóż nie, przeciwnie. Zanim wspólnie wysiedli z pociągu, Dżak postanowił, że użyje wszelkich metod by wygrać konkurs im. Kościotrupków.