.
Adepcie poezji! Zanim zapoznam cię z kolejnym rodzajem pisania wierszy, chciałbym abyś
przestudiował poniższe wersy. Analizując je, postaraj się odkryć ich sens. Być może ty będziesz tym historycznym szcześliwcem, któremu się uda go odgadnąć.
Oto wersy:
1) Tego samego wieczoru babuszka ze Lwowa zapędza swojego dwumetrowego wnuka do spiżarki
2) popatrz, mam tu w słoiku słoneczko
3) na wypadek trzeciej nocy światowej.
4) Stara ty i głupia
5) Wołodia spluwa w dłonie
6) włącza telewizor
7) Niemieccy hokeiści spluwają na lód
8) na dwójce terroryści również na coś czekają
9) Zapala biełomora
10) Wołodia ociera pot z czoła
11) marzy. Liczy
12) pięć kursów do Przemyśla
13) wideo. Prezent od szwagra
14) kaseta z Wilkiem i Zającem.
Kiedy już przeczytałeś i przestudiowałeś tych 14 wersów, zadaj sobie pytanie: Czy jest w nich coś szczególnego? Interesującego? Nadzwyczajnego?
Myśl, myśl, myśl….
A kiedy już umysł twój wyprodukuje wielkie NIE jako odpowiedź na powyższe pytanie,
to spróbuj poukładać te wersy w całość, która mogłaby mieć jakąś szczególną wartość estetyczną, poznawczą (w ogóle jakąkolwiek wartość).
14 wersów wymyślił Piotr Czerniawski i opublikował w formie wiersza w tomiku 30 łatwych utworów, (3) kładąc jednocześnie podwaliny pod tzw. poetykę znaków interpunkcyjnych.
Ażeby zrozumieć istotę owej poetyki, która łączy formistów z tymi, którzy prymat przyznają treści, należy najpierw zapoznać się ze specyfika zdań / wersów tworzonych przez Piotra Czerniawskiego dla potrzeb nowej poetyki.
Otóż podobnie jak Wiedemann Czerniawski llubuje się w prostych zdaniach oznajmujących. Jednak różnica między wersami Czerniawskiego a Wiedemanna zawiera się kryterium demarkacji, którym w tym przypadku jest coś, co określić można jako istotność znaczeniowa. Mimo, że nie sposób odmówić znaczenia wersom wymyślanym przez Czerniawskiego, tak brak istotności owego znaczenia jest eksplicitny. Innymi słowy Wiedemann żongluje dekalogami, a Czerniawski banałami.
Czerniawski nie wypiera się banału. Przeciwnie banał pod przykrywką łatwości został przemycony przez poetę już w tytule omawianego tomiku. Można zaryzykować tezę, że banalność w poezji Piotra Czerniawskiego podniesiona została do rangi absolutu. Każdy kolejny tekst składający się na tomik 30 łatwych utworów to mikstura wersów banalnych. Losowo cytuję:
może, tydzień później. Idzie ulicą / Szewską, bolą go korzonki. W / zagłębiu szyi równo: szpaler / górników, podbijanie karty, / idzie ulicą Szewską, // guzik. Burdel nieczynny, / przyjęcie towaru.
(O czymś innym)
Kilka stron dalej:
chłodniej: dzielony na pół / lipiec. Na skwerze Ernsta / Thalmanna dziadek ławkowiec / szczelniej otula się kocem-
(Na obraz nakłada się obraz i znika)
Banał jako taki, oraz banał Czerniawskiego ma to do siebie, że może być obsługiwany przez byle kogo. Banał bowiem w każdej swojej postaci nie posiada instrukcji obsługi. Innymi słowy, nie wymaga kwalifikacji czego świadomość ma Piotr Czerniawski. Dlatego też jako poeta, Czerniawski ucieknie się do prostej sztuczki, by pozyskać czytelnika o wyrobionej świadomości estetycznej. Mianowicie, Czerniawski, by zakamuflować banał użyje przecinków, spacji, kropek, myślników czyli wszystkich znaków technicznych, które umożliwią mu budowanie takich form tekstowych, które pozwolą zakamuflować ów banał.
Oto przykład.
Posłużę się ponumerowanymi wersami z jednego z wierszy Czerniawskiego (3).
Poukładam je dowolnie ( Można parzyście, można nieparzyście, można stochastycznie. W każdym wypadku efekt złożenia tych wersów w całość będzie miał taką samą wartość co oryginał.)
Dowód: (stochastycznie: 2,5,4,7,8,14)
popatrz, mam tu w słoiku słoneczko
Wołodia spluwa w dłonie
Stara ty i głupia
Niemieccy hokeiści spluwają na lód
na dwójce terroryści również na coś czekają
kaseta z Wilkiem i Zającem
Mógłby to już być wiersz, ale żeby wierszyk glans miał należy wprowadzić znaki interpunkcyjne.
Niech się stanie wiersz!
popatrz, mam tu w słoiku słoneczko. Wołodia spluwa
w dłonie. Stara ty i głupia. Niemieccy hokeiści spluwają na
lód, na dwójce terroryści również na coś czekają. kaseta
z Wilkiem i Zającem
Oryginał zaś wygląda tak:
Tego samego wieczoru babuszka ze Lwowa
zapędza swojego dwumetrowego wnuka do
spiżarki, popatrz, mam tu w słoiku słoneczko, na
wypadek trzeciej nocy światowej. Stara ty i głupia,
Wołodia spluwa w dłonie, włącza telewizor.
Niemieccy hokeiści spluwają na lód, na dwójce
terroryści również na coś czekają. Zapala
biełomora, Wołodia ociera pot z czoła, marzy.
Liczy, pięć kursów do Przemyśla, wideo. Prezent od
szwagra, kaseta z Wilkiem i Zającem.
(3)
Po samodzielnym przeprowadzeniu eksperymentu na formie, czytelnik dojdzie do wniosku, że sam jest poetą. Każde operacja na wersach banalnych musi skutkować dziełem w postaci wiersza.
Niektórzy z czytelników natomiast dostrzegą pewną analogię między Piotrem Czerniawskim jako poetą a poetą Romanem Kaźmierskim. W wierszach Kaźmierskiego każdy wers posiada autonomię. Może funkcjonować samodzielnie jako porzekadło ludowe, mądrość wiejska, powiedzonko etc. Wersom Czerniawskiego daleko oczywiście do statusu owych mądrości, ale pod względem technicznym charakteryzują się równą autonomią, co wersy Kaźmierskiego. Można nimi tasować do woli, tworząc przy tym do woli kolejne łatwe bo łatwe, ale jednak utwory.
Jednak Czerniawski musiałby być romantycznym samobójcą środowiskowym, gdyby poprzestał na banale. Nongratyczna specyfika banału oddziałuje jako odium szczególnie na tych, którzy się nim posługują. Ale na to Piotr Czerniawski wynalazł lekarstwo.
By być lub by nie przestać być salonfähig jako poeta, Czerniawski ucieknie się do prostej sztuczki, by pozyskać czytelnika o wyrobionej świadomości estetycznej. Mianowicie, Czerniawski, by zakamuflować banał użyje przecinków, spacji, kropek, myślników czyli wszystkich znaków technicznych, które umożliwią mu budowanie takich form tekstowych, które pozwolą zakamuflować ów banał. Czytelnik napotykając w trakcie lektury sztucznie poszatkowany wers, albo myślnik, który spada z nieba będzie się zastanawiał nad znaczeniem zabiegu technicznego, a nie nad znaczeniem wersu. Na tym polega tajemnica poetyki znaków przestankowych.
Czerniawski by stymulować ośrodki sensotwórcze wprowadzi do wersów kilka obcojęzycznych wyrazów, kilka mądrych nazwisk. Ale to i tak znaki interpunkcyjne będą największą wartością tomiku 30 łatwych utworów
18 grudnia, 2008 o 23:52
To ja dodam o czym są te wiersze, gdyż ich zagmatwanie czy relatywizm ustawienia wersów nie zawsze zaćmiewa przesłanie poety. Temat stara się nie być banałem, ale poprzez swoją egzaltowaną tematykę staje się kiczem. Troską bowiem poety jest nie byle co, nie żadne tam doświadczenie osobne. Poeta cierpi za miliony poprzez badanie nocnego życia Wrocławia. Tu zobaczy leżącego na ławce bezdomnego z numerem obozowym, tam pięćdziesięcioletnią prostytutkę rewolucjonistkę. Osoby te, niesłychanie łatwo spotykane na dworcu Wrocław Główny widać polskiego młodego intelektualistę, jak i jego podmiot liryczny, wyjątkowo intrygują. Empatia jednak nie jest ich mocną stroną, nawet jak chce przypierdolić w sposób najzupełniej słuszny (na Rynku dzisiaj zobaczyłem…).
Posłowie Mieczysława Orskiego próbuje rzecz uszlachetnić i pośrednio udowodnić, że nagroda za ten tomik wierszy dla autora jest zasłużona. Wprowadza więc termin: perypatetyk. Ten szlachetny człowiek o takim filozoficznym naznaczeniu krąży po Wrocławiu wśród znaczących, nasuwających się na myśli cytatów i osobowości, które nadają sens tej miejskiej wiwisekcji. Tak więc Jakub Winiarski nie musi ich wprowadzać do swoich recenzji, gdyż one są już wprowadzone do wnętrza wierszy. Oto one:
Charles Reznikoff (sugerujący chyba obiektywizm), kojarzony z wrocławskim chodnikiem wymieniany jest kilkakrotnie, aluzyjnie do polskiego Manhattanu. Ernst Thälmann to wprawdzie tylko nazwa wrocławskiego placu, jednak, jak Orski dowodzi, wszystko jest znaczące. Octavio Paz zdaje się wtedy, gdy powstał wiersz, umarł i stąd napomknienie. Podobnie Hrabal. David Harsent jako angielski ozdobnik i jako intelektualna zagadka. Jan Palach wiadomo, Iva Bittová, Soutine, Wojaczek, Ałła Pugaczowa, Trakl, Penderecki. Oczywiście można się pokusić i analizować każde użycie takich nazwisk i sprawdzać, czy stały się obszarami olśnień i w tak lapidarnych zapiskach pączkują w mózgu czytelnika i ogromnieją swoją siłą. Nic jednak takiego nie zachodzi. Wręcz przeciwnie. Poprzez swoje brzmienie też nie dają melodii wersom, gdyż nie są na swoim miejscu. Tajemnica i magia sztuki polega właśnie na zasiedlaniu i na niemożności wymiany. Tak jak w miłości nie można kochanków pozamieniać, gdyż następuje zerwanie więzi uczuciowej. Podobnie jest w poezji. Wszystko ma przecież miejsce pierwotne. I jeśli Mieczysław Orski sugeruje, że Piotr Czerniawski wprowadził swoim okiem perypatetyka ład w skołtuniony świat Wrocławia, to mi się akurat to przeczytało zupełnie odwrotnie, odnośnie tego pięknego miasta.