.
Wydawanie poezji nie jest rzeczą łatwą. Chimeryczni poeci nie dotrzymujący terminów to najmniejszy problem. Główną trudnością jaką spotyka redaktor na swojej zawodowej drodze życia jest problem wyboru tekstów. Zanim to jednak nastąpi redaktor musi wytypować autora tekstów – poetkę lub poetę.
Przeciętny redaktor przeciętnego wydawnictwa dba o to, by wybrany autor także nie wybijał się ponad literacką przeciętność. Tylko przeciętny autor jest gwarantem przeciętności tekstów, które mają zostać złożone w przeciętny tomik i wydrukowane.
Wydawanie przeciętnych tomików przeciętnych wierszy jest bardzo ważne. Wiersze nieprzeciętne, gdyby zostały wprowadzone do oficjalnego obiegu mogłyby zachwiać jego ustalonymi strukturami, hierarchią i systemem zależności.
Odstępstwo od normy a takim byłaby każda forma nienormalności groziłaby destabilizacją znanego świata normalnych poetów, krytyków, jurorów, konkursów, sponsorów, wydawców itp.
Przeciętny nakład przeciętnego tomiku to pięćset egzemplarzy. Przeciętna objętość, to stron pięćdziesiąt. Teraz czas na przeciętnego recenzenta i przeciętne recenzje złożone z przeciętnych zdań typu:
1) „Na każdej stronicy, w każdym wersie tego tomiku [godność Autora] bierze na warsztat trudną w obróbce materię chaosu”
2) „Poeta eksploruje wrażenia aż do samego dna, na wskroś”
3) „Wychwytuje poszumy, chrzęsty, zgrzyty, by później to, co ujrzane i objęte słowem – albo przemilczane – umieścić w rozległej perspektywie”
4) „Modelując oporne, chropowate tworzywo, osiąga autor indywidualną, coraz mocniej zestrojoną melodykę wiersza”
(Autorem przeciętnych zdań jest w tym przypadku Piotr W. Lorkowski ale mógłby być nim każdy przeciętny krytyk literacki.)
Przeciętny poeta tym się różni od przeciętnego człowieka, że jest świadomy własnej przeciętności a także przeciętności swoich dzieł. O ile człowiek stan normalny traktuje jak coś naturalnego i bezpiecznego, tak przeciętny poeta marzy o byciu nieprzeciętnym, o pisaniu nieprzeciętnych wierszy – jednym słowem o przekazaniu kolejnym pokoleniom nieprzeciętnego dzieła.
O tym samym marzy przeciętny redaktor przeciętnego wydawnictwa, wydającego poezję. On też chciałby przestać być przeciętnym redaktorem wydającym przeciętne tomiki. Także przeciętny krytyk chciałby pisać nieprzeciętne zdania.
Krzysztof Siwczyk publikując na portalu niedoczytania.pl tekst „Jest spokojnie, jest bezpiecznie” – sam nigdy nie napisał żadnego niebezpiecznego, nieprzeciętnego tekstu. Jest przykładem bezpiecznie ulokowanego poety, o bezpiecznej reputacji, który marzy o byciu nieprzeciętnym.
Na tym polega paradoks przeciętności rzeczywistości literackiej. Dzięki temu, że każdy jej element zmierza do nieprzeciętności utrzymuje się ona w stanie przeciętności.
Istotne jest, że przeciętna z natury rzeczywistość literacka traktuje kategorię nieprzeciętności jako coś idealnego, jako element czasu przeszłego, coś co niemożliwe jest do osiągnięcia chociaż warto – gdyż tak wypada – dążyć do niej. Przeciętne uzasadnienie takiego stanu rzeczy brzmi: „wszystko już było”
Uczestnicy rzeczywistości literackiej prześcigają się w dążeniu do nieprzeciętności. Najbardziej rozpowszechnioną metodą stosowaną w tym celu są eksperymenty formie. Przeciętni poeci i ich przeciętni wydawcy są przekonani, dziwnie wyglądające zdanie, dziwnie wyglądający wiersz lub też dziwnie wyglądający tomik jest wystarczająco nieprzeciętnym objawem nieprzeciętności.
Przykładem takiego eksperymentu formalnego jest tomik Trójmasztowiec Jarka Łukaszewicza. Książka złożona z zupełnie przeciętnych tekstów poddana odpowiedniej obróbce formalnej (dodane zdjęcia, „skrętność” itp.) wystarczyła by przeciętni jurorzy zupełnie przeciętnego konkursu literackiego uznali tomik Łukaszewicza za nieprzeciętny
Innym przykładem jest tomik Metale ciężkie napisany przez przeciętnego poetę, wydanego przez przeciętnego redaktora w przeciętnym wydawnictwie.
Autor tomiku – Paweł Kozioł – w ucieczce od przeciętności postanowił wprowadzić do formy większe spacje.
W przeciętnych tekstach, zbudowanych z typowych, zupełnie przeciętnych metafor takich jak:
„Stalowe układanki świtu”
„trójnogie nadajniki bełkotu”
„igły radia”
„przesłania narkotyczne”
„żebra skrzyżowań”
„rzuty kostką oka”
„zardzewiałe orbity prowincji”
nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego pojawiły się nienaturalne odstępy między niektórymi zdaniami.
.
, ,
.
Ponownie jak w przypadku Trójmasztowca Łukaszewicza, eksperyment formalny się powiódł. Przeciętny redaktor – a takim jest Mariusz Grzebalski – zapoznawszy się z wierszami okraszonymi gigantycznymi spacjami uznał dzieło przeciętnego poety za wystarczająco nieprzeciętne, by wprowadzić je do oficjalnych struktur przeciętnej rzeczywistości literackiej.
I tak oto dzięki spacjom przeciętność pozostała przeciętnością. Równowaga w bezpiecznym świecie, bezpiecznych poetów i ich bezpiecznych dzieł pozostała nienaruszona.
28 kwietnia, 2010 o 23:14
Marku kończę czytać tomik „Metale ciężkie”. Paweł Kozioł umieścił swój tomik w sieci i dlatego bezkosztowo mogę poznać jego wiersze (Dziękuję autorze).
http://www.koziol.home.pl/metale/
I to co rzuca się na pierwszy rzut oka, to graficzna kompozycja słów. Poeta używa różnych czcionek, kursywy, niebieskiego, czerwonego koloru do zapisania pojedynczych wyrazów. I tylko w internecie jesteś w stanie całościowo zrozumieć zamysł autora. Klikasz na czerwony wyraz i przenosisz się Marku do innego wiersza. Wyobraziłam sobie, że mniejsza czcionka to melorecytacja, to najważniejsze wersy w utworze. Takie poetyckie spojrzenie przez lupę. Czytelnik zdecyduje, czy chce się nad małymi słowami zatrzymać dłużej.
Na przykład:
„a skoro jesteś pewniejsza niż pył
w zębatkach opowieści, spoista jak palce
rozgrzanego powietrza,
jasna jak obły piasek
w mechanizmach zniszczenia, wyszlifowana i smukła
jak strzałka dedykacji to czemu będzie o tych
uwarstwieniach ciemności, niezgody, kiedy masz
swoje?”
Ważne słowa poukrywane są w mikroskopijnej czcionce. Bo czy nie jest tak, że istotne rzeczy są minimalizowane, ponieważ są niewygodne nie tylko dla odbiorcy. Uczuciowe słowa nie puszą się. Autor ukrywa je.
28 kwietnia, 2010 o 23:34
Mam problem z właściwym wklejeniem. Dlatego użyłam pogrubienia.
29 kwietnia, 2010 o 0:20
iza, dlatego umieściłem fotki z tomiku, by lepiej oddać istotę tego eksperymentu na formie, który ma uczynić owo dzieło formalnym składnikiem oficjalnej rzeczywistości literackiej.
moim zdaniem mniejsza czcionka, rozdęte spacje spełniają podobną rolę co fotki z wycieczki Łukaszewicza do Izraela w tomiku Trójmasztowiec. To znaczy – dzięki udziwnieniom formalnym dzieło ma sprawiać wrażenie dzieła wyjątkowego.
Być może jest to jakiś spadek, jakaś forma kontynuacji tradycji eksperymentalnej – od norza w bżóchó do nienaturalnie rozciągniętych spacji, pomniejszonych czcionek.
ale jeżeli tak ma wyglądać ewolucja w tym obszarze, to ja się nie dziwię, że jedynymi konsumentami współczesnej poezji są tylko jej producenci.
Z drugiej strony świadome zaburzenia w formie pozwalają ukryć przeciętność, która jeżeli chodzi o Metale ciężkie niejednokrotnie ociera się o banał. (znamienne, że Lorkowski w pochwalnej laurce ów abanał określa „chaosem”)
Przykład? Proszę:
ręka do czoła.
pochylenie głowy.
ślizg po włosach
po uchu.
gnie się na chwilę.
karkiem.
ręka do gardła,
jakby tam rozplątywać.
dwa palce u kołnierza.
do splotu słonecznego.
jakby tam
potencjometr.
[7]
To dzieło może śmiało konkurować z dziełem Prezes Radeczyńskiej-Misiurewicz pt. Aster gawędka, na może nie tyle głupi (bo głupota zawsze odnosi się do mądrości), ale na bzdurność. Obawiam się, że w tym konkursie nie byłyby dwa pierwsze miejsca.
29 kwietnia, 2010 o 0:56
Przeczytałam przed chwilą recenzję „Metali ciężkich” w internecie.
Pisanie recenzji „dziwnym językiem” to specjalność polskich krytyków. Piotr Lorkowski nie jest w tym odosobniony. Jego recenzja to efekciarstwo, wydmuszka pasująca do innych omówień. Dla mnie to tzw.szablon recenzenta na każdą okazję, w tym wypadku lubującego się w absolucie.
Wynika z tego, że gombrowiczowskie słowa:”im mądrzej tym głupiej” zostały zapomniane.
29 kwietnia, 2010 o 1:15
a wiesz co jest największą niesprawiedliwością?
ty, jako magnatka – z rodziny o tradycjach i korzeniach tak starych jak kultura Europy – bogata, wykształcona, szczęśliwa itp. itd. – przeczytałaś tomik Metale ciężkie Pawła Kozioła za darmo w internecie.
Ja, żeby się o nim dowiedzieć, żeby go przeczytać musiałem zapłacić kilkanaście a może nawet: dziesiąt złotych (ceny nie pamiętam) w warszawskim Empiku (w zielonej górze tego tomiku nie było).
uważam, że taka dysproporcja jest historycznie oraz ideologicznie niesprawiedliwa.
dlaczego bogaci mają lepszy dostęp do poezji niż biedni? dlaczego biedni mają gorzej niż bogaci?
iza, czy bogaci przyjmą do wiadomości, że nadciąga nowa fala rewolucji, z której wyniknie tyle samo co z poprzednich rewolucji – czyli nic?
wiesz izka, rewolucji może być 10 może być i milion, a i tak świat będzie podążał swoją drogą. rewolucje są wytworem umysłów i dlategoo w umysle pozostają.
29 kwietnia, 2010 o 11:14
Marku, ponieważ bogatemu diabeł dziecko kołysze, a biednemu zawsze wiatr w oczy.
Wykorzystałam dwa polskie przysłowia, aby wytłumaczyć ci, że nie ma sprawiedliwości, oj nie ma.
30 kwietnia, 2010 o 0:57
elektryczny błyszczyk świata rozwalił mnie.
30 kwietnia, 2010 o 1:28
nie przebrnąłem przez miłosne zawodzenie w pieśniach, kobieta jest w nich śrubką.
Gdzie nie dobiegnę pieśń moja doleci – w metalach ciężkich – opada na dno.
30 kwietnia, 2010 o 2:08
Mnie rozwaliła zupełnie inna sprawa.
Otóż, czy wiesz ile osób znajduje zatrudnienie w przemyśle okołotomikowym?
Nad tomikiem Pawła Kozioła męczył się nie tylko autor tekstów, który co można sądzić po przedłużonych spacjach męczył się najbardziej. Potrzebując przerwy na oddech wydłużał spacje między kolejnymi zdaniami i oczywiście chciał aby czytelnik widział, że w pracy jako poeta daje z siebie więcej niż maratończyk finiszujący po złoto olimpijskie.
W pozostałych rolach kolejno męczyli się:
Piotr Zdanowicz (czy to prawda, że Piotr Zdanowicz jest spokrewniony z Panią Zdanowicz od umierających dziewczynek? – jeżeli tak, to mamy do czynienia z czwartą, polską odmianą dynastii / klanu. Mamy Państwa Wiśniewskich gdzie żona prezesuje mężowi. Mamy Mamusie i Córkę Szychowiak, gdzie Mamusia poprawia metafory córeczce. Mamy rozwiedzionych ale występujących pod wspólnym literackim logo „Maliszewscy” – Państwa Maliszewskich. Teraz będziemy mieli Zdanowiczów. Kto wie, może za lat pięć kiedy nie tylko instytucjonalnie ale także mentalnie wejdziemy do Europy będziemy mieli do czynienia z literacką rodziną Dehneli?)
Wracając do Piotra Zdanowicza. Męczył się on nie tylko nad okładką ale także nad „koncepcją graficzną” – cokolwiek to znaczy. W każdym razie namęczył się jak wół, by wykombinować rysunek szlifierki kątowej na stronie pierwszej okładki.
Dorota Bojkowska męczyła się łamiąc i składając tomik Metale ciężkie. Czy za ów trud, ponadludzki wysiłek zachowania przedłużonych spacji w tekscie została należycie wynagrodzona? Nie wiadomo.
Anita Kowalewska-Łopatka – męczyła się nad korektą. Ale jak tu skutecznie korygować kiedy WORD ciągle podkreśla te nienaturalne, nieprzewidziane przez twórców systemowego słownika poetyckie, chimeryczne, nienaturalne spacje? Musiała sobie wziąć kogoś do pomocy. I dzięki temu zatrudnienie znalazła kolejna pani:Anna Skowrońska.
Tym sposobem, dzięki pracy zespołowej, dziewczyny poradziły sobie z poprawianiem błedów a co ważniejsze – uporały się z czerwoną kreseczką podkreślającą przedłużone spacje. Nie bardzo wiadomo która z pań wpadła na pomysł, by wykorzystać opcję: „dodaj do słownika” – dzisiaj to nie ma żadnego znaczenia.
Mariusz Grzebalski – on męczył się czuwając nad wszystkim. Jako redaktor miał oko na wszystko, wszystko także miał na uwadze. nie należy dociekać istoty kategorii „wszystkiego” w tym przypadku. Wszystko to wszystko i tyle. Można sobie tylko wyobrazić jak bardzo męczące musi być ogarnięcie wszystkiego. Męka redaktora może równać się tylko z męką poety.
Oprócz tych osób są jeszcze ludzie w drukarni, ludzie z dystrybucji, obsługa Empiku, księgarnie itp., itd.
Na końcu tego łańcuszka pokarmowego jestem ja, iza, po morzu…. i wszyscy ci, którzy męczą się czytając „Metale ciężkie” Pawła Kozioła.
30 kwietnia, 2010 o 9:15
Marku, według mnie wymienione przez ciebie z nazwiska osoby, pracowały przy wydaniu książki za darmo, z potrzeby serca i duszy.
Czy to nie piękna wizja: cyzelowanie tekstów po nocach w ciemnym, niedogrzanym pokoju, aby mogli z poezją pana Pawła obcować potomni i się wzruszać. Tak musiało być tym razem.
Przypomniałam sobie handlowanie przez użytkownika przeczytanymi tomikami na jednym z portali poetyckich.Ty wydałeś kasę na tomik, ja nie, nie wiem czy hula.
Ale możesz tak jak młody poeta ogłosić na forum poetyckim (możesz na kilku) za ile sprzedasz przeczytane już tomiki. Fortuny na tym nie zbijesz, ale przekonasz się ile dane dzieło warte jest dla innych.
Hm, nie wiem czy to dobry pomysł takie zderzenie się z popytem.
3 maja, 2010 o 0:57
Przeczytałam.
Chłosta werbalna w tym wypadku jest lepsza niż pisemna, dlatego zakończę kropką.
A serio, to nie mam dla siebie żadnego punktu zaczepienia w poezji Pawła Kozioła.