Nasze eksperymentalne dywagacje noworoczne na temat konkursów poetyckich nie tylko nikogo nie zaniepokoiły i nie sprowokowały przynajmniej zastanowienia, ale wywołały wyłącznie samozadowolenie i agresję.
170 lat temu Markiz de Custine podróżując po Rosji z duszą na ramieniu, inwigilowany i przerażony, ogląda państwo niewolników – skłamane, spętane niepotrzebnymi zakazami.
Stopnie poetyckie zdobywane jak dystynkcje wojskowe przerażają swoją absurdalną niepotrzebnością.
Plony konkursów można sprowadzić do budowy królewskich rezydencji, według słów Markiza:
(…)Miliony wydane na Wersal wyżywiły tyleż rodzin francuskich robotników, ilu niewolników słowiańskich zabiło tych dwanaście miesięcy budowy pałacu Zimowego (…).”
Nie tylko zmarnowanie jest ich plonem:
(…) Mimo to właśnie w Paryżu pędzi się najmilsze życie: ludzie tu bawią się wszystkim narzekając na wszystko, w Petersburgu natomiast ludzie nudzą się wszystkim chwaląc wszystko: nawiasem mówiąc: przyjemność nie jest celem istnienia, nie jest nim nawet dla jednostek, tym bardziej dla narodów.(…)
Czuję się na tym blogu, pisząc o polskiej poezji jak cudzoziemiec w obcym, nieprzychylnym mi kraju zajętym przez smutnych i groźnych uzurpatorów. Astolphe Louis Leonor de Custine nie mając Internetu nie może swoich demaskatorskich spostrzeżeń natychmiast ujawnić. Chowa listy do kapelusza, pisze fikcyjne i te, czytane przez rosyjską cenzurę wysyła do Francji. Właściwe przywozi osobiście i wydaje w 12 tomach listów.
Ale czy dzisiaj w dobie Internetu niepoprawnego blogera nie czeka podobny wirtualny los, jaki przewiduje dla siebie Markiz, pozostający jeszcze w Rosji?
(…) Status cudzoziemca też nie jest wystarczającą gwarancją: przypomniałem sobie okoliczności porwania Kotzebuego, który na początku tego wieku też został schwytany przez feldjegra i w oka mgnieniu, podobnie jak ja (już sobie wyobrażałem, że jestem w drodze), przetransportowany z Petersburga do Tobolska. To prawda, że wygnanie niemieckiego poety trwało tylko sześć tygodni, toteż za młodu kpiłem sobie z jego lamentów, ale tej nocy już się z nich nie śmiałem. Czy to możliwa analogia naszych losów zmieniła mój punkt widzenia, czy to wiek mnie uczynił wyrozumialszym, dość, że litowałem się nad Kotzebuem z całego serca. Podobna tortura nie powinna być mierzona długością jej trwania. Tysiąc osiemset mil w teledze po kocich łbach, na dodatek w tym klimacie, jest już torturą, której nie każde ciało może sprostać, ale nie rozwodząc się nawet nad tą pierwszą niewygodą, któż by nie współczuł biednemu cudzoziemcowi, porwanemu od przyjaciół i rodziny, który przez sześć tygodni myśli, że jest skazany na przebywanie do śmierci na pustkowiu bez nazwy, bez granic, wśród złoczyńców i ich strażników, a choćby nawet wśród administratorów niższej lub wyższej rangi? Taka perspektywa jest gorsza od śmierci i wystarczy do jej wywołania albo przynajmniej do zmącenia rozumu.
Mój ambasador upomni się o mnie, tak, ale przez sześć tygodni zdążę poznać smak wiecznego wygnania. W dodatku mimo wszelkich upomnień, jeśli by mieli poważny interes w pozbyciu się mnie, rozpuszczą pogłoskę, że utonąłem podczas przejażdżki łodzią po jeziorze. Coś takiego zdarza się codziennie. Czy ambasador Francji wyłowi mnie z głębi tej otchłani? Powiedzą mu, że daremnie szukano mego ciała, wówczas godność naszego narodu zostanie ocalona, on będzie usatysfakcjonowany, a ja zgubiony.
Czym ich obraził Kotzebue? Lękano się go, bo publikował swoje opinie, a ich zdaniem nie wszystkie były jednakowo przychylne istniejącemu w Rosji stanowi rzeczy. Otóż kto mi zaręczy, że nie wzbudziłem właśnie takiej obawy czy bodaj takiego podejrzenia? Tak właśnie myślałem przemierzając pokój, bo nie mogłem usnąć. Czy i ja też nie mam manii myślenia i pisania? Jeśli tu wzbudzę choćby cień nieufności, czy będę mógł się spodziewać, że będą mieli więcej względów dla mnie niż mieli dla tylu potężniejszych i bardziej znanych ludzi? Daremnie powtarzam wszystkim, że nic nie opublikuję o tym kraju, zapewne tym mniej wierzą moim słowom, im więcej podziwu udaję dla tego, co mi pokazują. Nawet najbardziej sobie schlebiając nie mogą myśleć, że wszystko mi się jednakowo podoba. Rosjanie znają się na przezornych kłamstwach… Zresztą szpiegują mnie, jak każdego cudzoziemca, a zatem wiedzą, że piszę listy, że ich nie wysyłam, wiedzą też, że nie opuszczam miasta nawet na jeden dzień, nie zabierając z sobą tych tajemniczych papierów w dużej teczce. Może będą chcieli poznać moje prawdziwe myśli. Przygotują mi zasadzkę gdzieś w lesie, zaatakują mnie, obrabują, by mi zabrać listy, i zabiją, aby zmusić do milczenia. (…).
4 stycznia, 2009 o 6:54
Markiz był złośliwcem, po co jechał do dzikiego kraju zamiast spacerować po ulicach śmierdzącego Paryża?
Poniżej głos Stanisława Barańczaka
De Custine
Markiz de Custine
W czasie zwiedzania Rosji wpadł też na krótko do Chin,
Lecz w przeciwieństwie do Rosji, przed którą czujnie nas
ostrzegał,
W Chinach prócz plagi chińskich restauracji nic zgubnego
dla Zachodu nie dostrzegł.
4 stycznia, 2009 o 8:12
Oj Izo, absolutnie nie masz racji. Czytam Markiza powtórnie, to późne, jak to u nas, wydanie bardzo selektywne listów z roku, kiedy Słowacki wydał Balladynę. Ale ten ułamek niesłychanie przenikliwego umysłu, tej jego odważnej, ryzykownej pracy promieniuje do dzisiaj, odnajdujemy tam rządy Lenina, Stalina, Breżniewa i Putina.
Też się zastanawiałam, po co wędrowałam wczoraj po śmierdzącej nieszufladzie i blogu jurodiwego. Mąż się tak zdenerwował, że znowu chce do jakiś instytucji od spraw mediów na Dehnela pisać, nie wiem jak mam go powstrzymać.
A mogłabym w tym czasie na swoim blogu spokojnie pisać i szlifować składnię. Ale trzeba być w swoim krótkim życiu Markizem. Tam napiszę szerzej o Markizie, tutaj to chciałabym o poezji jednak i być postrzegana jak złośliwiec, czyli tak jak Ty postrzegasz tego wielkiego, szlachetnego człowieka, Markiza de Custine.
4 stycznia, 2009 o 8:17
Nie wiem, kiedy to Barańczak napisał. Może w czasie, gdy działał intensywnie w Partii na studiach i dostał od niej Nowy Wyraz. Wiesz, wtedy młodzież musiała się literacko wyszumieć.
4 stycznia, 2009 o 10:26
Ewo, czytałam listy markiza. Markiz de Custine starał się opisać wzajemne relacje samodzierżawcy i poddanych. Relacje oparte na całkowitym podporządkowaniu się władcy, na braku własnej refleksji, na braku potrzeby zmiany. W swoich listach stwierdził, że Rosja we wszystkim jest opóźniona o czterysta lat w stosunku do krajów Europy. I tu dowód na to, że markiz nie należał do grona czytaczów. Aleksander Puszkin, Michaił Lermontow, Fidor Dostojewski i tak dalej, i tak dalej, to nie jest rozpadająca się chałupa podparta kijem. Należę do grona tych osób, które uważają, że „wszystkie ksiązki mające więcej niż pięćset stron, których nie napisał Dickens lub jakiś martwy Rosjanin, lepiej zostawć w spokoju na półce”
Ta zacofana Rosja dała światu największą wartość: poezję i literaturę.
zaraz sprawdzę co takiego bywalcy nieszuflady napisali i co napisał na swoim blogu jurodiwiec.( jest podana strona do niego?)
Ewo o Rymkiewiczu nie napisali nic! o artykule Pilcha nic! mogą więc co najwyżej według mnie przekomarzać się w stylu poddanych z listów markiza.
ps
Stanisław Barańczak wiersz wydał na początku dziewięćdziesiątego roku, kiedy napisał nie wiem.
4 stycznia, 2009 o 11:07
Nie, nie, Nie!
Markiz pisze o obłudzie, o lisim sposobie wiosek potiomkinowskich w konwersacji, w uśmiechach, w kłamstwie, w zacierani prawdy, o dworze cara, niesłychanie perfidnym (to co niszufadowcy robią – biorą jakąś pomyłkę zupełnie nieważną i przekreślają człowieka na amen imputując mu całkowitą niewiarygodność, nieumiejętność i złą wolę), o podłych dworakach zniewolonych odwiecznym służalstwem i pochlebstwem. Masz całą nieszufladę, całe życie miałam taką nieszufladę, a teraz w necie jak to wszystko widać! Zero przyjemności spotkania z żywym umysłem, z osobowością, z dowcipem, z talentem. Tylko promowane są te carskie usługi, ten obrzydliwy konformizm, bez przyjemności, ciężka, codzienna, służalcza praca. Przeczytaj kolejny wiersz Winiarskiego o seksie to zobaczysz, jak miłość fizyczna z takimi ludźmi może wyglądać.
Puszkinowi Markiz poświęca wiele stron. Ten i to w kontekście zniszczenia tego krystalicznego talentu. Rosja wydała wielkich artystów, którzy byli wielcy tylko dlatego że działali przeciwko takiej sobie współczesnej nieszufladze. Turgieniew siedział w Paryżu i kumplował się z Flaubertem. Dostojewski w Biesach dostrzegł polską fascynację nadchodzącym komunizmem, gdyż socjalizm był przeciwną ideologii monarszej, i wsadzili to zło do jednego wora. Przecież Wat o tym pisał.
Nie wiem, o co Ci chodzi z Rymkiewiczem. Tam na nieszufladzie była dyskusja o artykule o Rymkiewiczu w TP i tam były żenujące komentarze Jacka Dehnela i Elżbiety Lipińskiej (o tym, że ważny jest tekst, a nie poglądy i przeszłość, tak, jakby literatura brała się z jakiejś maszyny produkującej ładne słowa). Stąd tu moje napomknienie. Pilcha nie czytałam.
4 stycznia, 2009 o 12:34
Ewo przeczytałam wpisy na forum nieszuflady.
Od zawsze tak było, że podstawowa relacja : krytyk -poeta, pisarz jest konfliktowa (wyłączajac kolegów krytyków, których zapraszamy za łechcącą nas recenzję, na obiad z deserem. O tym pisałam juz tu wcześniej).
Wiesz co jest nagorsze, najciekawsze dla poety po przeczytaniu recenzji? dodana nadwartość. To o czym nie miał pojęcia pisząc swoje wiersze, ale tak właśnie zostały odczytane. Najlepiej więc by było, gdyba poeta sam pisał sobie recenzje i wtedy krytyk wiedziałby co autor chciał przekazać w swoich utworach. Taki krytyk stałby się więc wymarzonym zwierciadłem klaskaczem, a tak zawsze przedstawia obraz zniekształcony.
I nie wiem jakim prawem na nieszufladzie czytam o nieodrzecznych tekstach na historiimoich niedoli. Każdy ma prawo do własnego zdania.
Dyskusja na temat twórczości Jarosława Rymkiewicza po chwili skręciła na manowce i królowały dyrdymały. O artykule Jerzego Pilcha nawet się nie zaczęła.
ps
czy tak jak twierdzi Monika Mosiewcz nie czytałaś jej wierszy i wydałaś o nich sąd tutaj? Ja staram się nie wpisywać pod Waszymi tekstami o tomikach, których nie czytałam. ale zaraz poszukam ( po wpisie pana Stachnika)artykułu o poezji pana normala, który za darmochę chce wykonywać swój zawód w necie.
Niedługo napiszę o tomiku Elżbiety Lipińskiej „Maj to łagodny miesiąc”.
4 stycznia, 2009 o 13:08
W tekście o Pani Mosiewicz na tym blogu wszystko wyjaśniłam. Salsa jest u nas nie do dostania i pisałam o wierszach pozyskanych z Poewiki.
Tomiku Pani Lipińskiej, który podajesz, nie ma u nas i nie będę Twojego tekstu komentować. Może Marek go przeczytał. Powodzenia!
4 stycznia, 2009 o 13:15
wynika z tego, ze tylko ja mam tomik Elżbiety Lipińskiej i to w prezencie z miasta. Ho ho ho ile dostałam prezentów z miejskiej komisji kultury. A poważnie, tomiki pewnie zalegają w szafach urzędników, dlatego nie ma ich na rynku wydawniczym.
Ewo omówiłas więc wiersze Moniki Mosiewicz zamieszczone w necie. Wynika z tego, że dla pani strzygi jedyną wartość ma wydany papierowo po latach tomik, on ma służyć wyłącznie ocenie jej twórczości, w myśl nieszufladowej zasady: w necie tylko ćwiczę i urządzam pod wierszami gadu gadu,a natycham się poezją zupełnie gdzieś indziej.
4 stycznia, 2009 o 14:23
pamiętam wpis ewy o mosiewiczównie i jej rymowankach. pamiętam także śmiałe tezy ewy związane z twórczością wiecznie niedocenionej w konkursie im. Jacka B. – Moniki Mosiewicz.
bardzo chciałem zweryfikować owe tezy w oparciu o dzieło „cosinus salsa” ale wydaje się, że urok tego dzieła mógł podziwiać tylko herr Honet i Oberrecenzent Nieszuflady&Fantastyki&Świerszczyka & Młodego Technika & Żołnierza Polskiego & Pani Domu & Gali & Wszytskich Innych Czasopism – czyli: Wielki Mistrz Wszyscywiedząkto.
czy to prawda, że ktoś z szefostwa „Grupy Wieszczów Polskich” w zamian za pewne usługi z pogranicza prawa (prawnicy są potrzebni każdej organizacji, nawet o charakterze internetowym) wykonał telefon do Honeta (konczącego swoją karierę jako szef pewnego wydawnictwa) o treści:
„ktoś: słuchaj, mamy tu teksty Monisi. wiesz, przydałoby się wydać jej jakąś książkę. dziewczyna stara się, wysyła na konkursy ale wiesz…
romek: Monisia, Monisia, kto to jest? nie znam…
ktoś: a taka jedna po prawie. pisała nam regulamin. laska od świstków, ale z ambicjami.
roman: kolejna ambitna, hehehehe, sekretara, hehehehe
ktoś: roman, nie kpij, kurwa, nie kpij. obiecałałam jej nie chce wyjśc na idiotkę.
roman: dobra. zamianiam się w słuch.
ktoś: słuchaj, wysyła teksty na konkursy ale pizda. sam wiesz romek. dupa. dlatego może ty pchnij te kilkanaście wierszyków w swojej serii. co ci zalezy romek, przecież odchodzisz z wydawnictwa.
romek: skąd wiesz, że odchodzę?
ktoś: my wszystko wiemy. hehehehe, ale nie bój żaby romek nikt się nie bedzie czepiał.
romek: jak to nikt? a nakład? przeciez jak wydamy normalnie, to ja muszę to uzasadnić. a z gówna nie zrobie białej trufli?
ktoś: nakład? minimalny, po kosztach… wiesz romek, żeby był. niech się dziewczynka cieszy…
romek: a uzasadnienie? recenzja? jakoś to trzeba uzasadnić, zrecenzować..
ktoś: romek, romek, nasz człowiek zrecenzuje wszystko, wszystko. nie łam zaprzątaj sobie tym słodkiej główki
romek: kurwa, dobra, ale jakby co, to ja z tym nie miałem nic wspólnego
ktoś: nie pękaj koleś, nie jesteś sam
beeep
beeep
beeep”
czy to prawda?
ps.
bardzo chciałem zapoznać się z cosinus salsa, ale nawet u Raczyńskich ich nie ma, nie wspominając o empikach w mojej okolicy.
czyżby autorka wykupiła nakład? czy może wydano w trybie: „nakładem autora” i Mosiewiczówna zgarnęła wszystko?
tyle wątpliwości, tyle…
4 stycznia, 2009 o 14:35
Ja też u nas szukałam „Cosinus salsa”, bez skutku. Ale Marku, nic straconego, skoro się autorka domaga, to kupię przez Intrnet i omówimy i sprawdzimy z tymi z poewiki czy faktycznie nastąpiła „Podmiana”. Klient nasz Pan.
Masz Izo też Lód Dukaja. Wszyscy się chwalą, że czytali. Gdyby przeczytali ze zrozumieniem. Wiedzieliby, że jest to książka rusofilska. Idealnie nadająca się do dyskusji pod tym wątkiem.
4 stycznia, 2009 o 18:37
Ewo, Lod Jacka Dukaja skończyłam czytać po siedemdziesięciu stronach i pewnie nie wrócę do tej ksiązki szybko, tak mnie rozczarowała.( o tym tez już pisałam)
A miała to być dla mnie uczta ( po notatkach prasowych o rewelacyjnej, fantastycznej powieści, którą czyta się jednym tchem), bo jestem stałą czytelniczką fantastyki i mogę brać udział w konkursach o opowiadaniach i powieściach sf i fantasy.
Historia świata równoległego z krajem nadwiślańskim opisana ortografią sprzed reformy to zbyt mało, aby mnie zaintersować. Zresztą Jacek Dukaj lubuje się w opisywaniu światów alternatwnych i znowu o tym napisał.
Ewo, Marku, ja nie zamierzam kupować tomiku Moniki Mosiewicz. Została wytypowana do grona finalistów przez biuro literackie? Nie. Ile koleżanek poetek i ilu kolegów poetów z nieszuflady głosowało na jej tomik? Hę? I ile jest entuzjastycznych recenzji o Cosinus salsa? jak zwykle jedna i tylko jedna Jakuba Winiarskiego. ( tylko jedną laurkową znalazłam w guuuglach, a przejrzałam pięć stron)
4 stycznia, 2009 o 19:03
w zeszłym roku zatrułam się poezją młodzieżową na tym blogu i nawet czytanie holenderskiego kryminału o Chinach nie było odtrutką, dlatego w tym roku będę ją sobie umiejętnie dawkowała( z serii postanowień noworocznych)
4 stycznia, 2009 o 19:17
No właśnie Izo, dobrze, że wspomniałaś. Jakie macie – Ty i Marek – plany na ten rok na blog? Ja rysuję przy kompie i cały czas jestem.
Się dostosuję.
5 stycznia, 2009 o 10:55
Ewo najpierw dokończę wątki, a potem odpowiem na Twoje pytanie.
Markiz de Custine ma naśladowcę rodaka.
Alain Besançon „Krótki kurs sowietologii na użytek władz cywilnych, wojskowych i kościelnych” to książka czytana w stanie wojennym i omawiana w drugim obiegu. Książka jest oskarżeniem komunizmu w Rosji, ale też opisem przyczyn i mechanizmu, które spowodowały jego powstanie i doprowadziły do okrzepnięcia ideologii. To o czym pisał markiz, po dwóch wiekach przekształciło się w najbardziej zdeprawowany system.
W latach siedemdziesiątych nazwanie komunizmu złem, przez francuskiego intelektualistę, to była nowa jakość.
Przeczytałam ponownie swoją notatkę o książce Jacka Dukaja. Muszę ją teraz uszczegółowić, aby być właściwie zrozumianą.
Po przeczytaniu bardzo dobrych książek: „Inne pieśni”,” Perfekcyjna niedoskonałość” prawdopodobnie oczekiwałam mistrzostwa świata coś na wzór pierwszego zdania Lwa Tołstoja: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, a każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”, a co otrzymałam na zachętę?: „14 lipca 1924 roku gdy przyszli do mnie czynownicy Ministerjum Zimy, wieczorem tego dnia w wiglię syberjady, dopiero wtedy zacząłem podejrzewać, że nie istnieję” Jacek Dukaj.
„Lód” muszę skończyc czytać, bo inaczej Jacek Dukaj nie zacznie pisać opowiadań i nie będę mogła o tym tomiszczu zapomnieć (sugestia z maila do mnie).
Jakie mam plany związane z blogiem? na początek trzy:
– recenzja tomiku Elżbiety Lipińskiej
– napisanie o najczęściej występujących wspólnych elementach w czytanych i omawianych przez nas tutaj wierszach, ( kadzidełka, wahadełka, dzieciństwo, Bóg odmieniany przez przypadki i opis wyjazdów)
– dyskusja przyjaciół na kilka głosów o tomiku poezji. Moi przyjaciele otrzymali pod choinkę tomik , za jakiś czas spotkamy się, jestem ciekawa ich opinii i spróbuję po swojemu ją tu przedstawić. Przyjaciele nie piszą wierszy, są czytaczami przede wszystkim prozy, a jeżeli poezji to tej zaetykietowanej jako dobra, wybitna.
Poza tym czytanie wspólnie z Wami tomików poezji i recenzowanie, bo jeżeli my o nich nie napiszemy to już pewnie nikt. Swoją drogą to ciekawe, że w Polsce jest ponad sto tysięcy poetów, a tylko kilkunastu krytyków.( Piotr Kępiński „Bez stempla”). I nie ma co liczyć, że tych kilkunastu krytyków przemieli, zrecenzuje wszystkie tomiki. Nie liczę kolegów poetów okazjonalnie piszących laurki o tomikach koleżanek i kolegów. Poezji najbardziej zagraża obojętność, bo jak inaczej potencjalny czytelnik kupi papierowe wydanie poezji, mając dylemat: kupić buty czy wiersze, a utwierdza się go w przekonianiu, że to co opublikowała poetka, poeta w necie jest tylko na niby i czytać można wyłącznie wydrukowane dzieła.
Ewo nie ma rady, musimy tworzyć i w tym roku nadwartość. Do dzieła. Czuję się jak Róża Luksemburg poezji.
5 stycznia, 2009 o 11:06
ja zaś idę na wojnę. mam jednak to szczęście, że sam generał dominkanów szkolił mnie w zakresie prowadzenia tego rodzaju wojny, w której trzeba mierzyć się w więcej niż 3 przeciwnikami.
5 stycznia, 2009 o 11:53
Oj, Izo, wiesz że Róża Luksemburg pisała raczej w więzieniach, nie piszmy więziennych tekstów.
Nie mam ambicji pisania o polskiej poezji. W dupie mam polskich poetów. Interesują mnie tylko artyści, bez względu na płeć, wiek, medium, w jakim tworzą. Jeśli piszę tutaj, jeśli czytam, to tylko aby udowodnić, że ci wszyscy uzurpatorzy artystami nie są, nie byli i nie będą. Nie interesują mnie sportowe rankingi, buchalteria kulturalna, nagrody i nagrody pocieszania. Nic mnie to nie obchodzi. Byłam na blogu Redaktora Naczelnego pisma Red i tam słusznie upominano się o portal niedoczytani.pl. Tak, bardzo słusznie! To jest ten portal dla Red, tuba tego wszystkiego co ci nie artyści robią, jak się bawią i jak bardzo dobrze, wbrew ogólnym zaniżeniom pozyskiwanych pieniędzy, dobrze z tego żyją. To tak jak Kościół, który jęczał, że w komunie miał źle. Miał dobrze i wtedy, i teraz. Mają dobrze poeci dworscy i urzędowi i wtedy i teraz.
Jeśli namierzasz merytorycznie brak talentu u tych uzurpatorów, zadufków, którym jacyś nieważni ludzie, czyli my, na blogu nadepnęli na odcisk, to Ci chwała w tym niewdzięcznym, nieciekawym, rzygawicznym zajęciu. Bo ta poezja jest trująca i powinna być z takim znaczkiem na okładce sprzedawana.
Marku, bardzo bym chciała, ale nie mogę Ci dać miecza, ani tarczy, bo nie jestem Ateną. Wątpię, by dali Ci to Dominikanie. Ja u Dominikanów uczyłam się filozofii, nawet i tam markiza de Sadea nam kazali czytać, by pozyskać bojowy rynsztunek, ale to było wszystko dla Dominikanów, a nie dla samotnie walczącej jednostki.
I jeszcze Izo o Lodzie Nie wiem, czemu się zniechęciłaś, bo zapowiada się świetnie i obiecująco. Metafora carskiego lodu obiecuje właśnie takiego Custinee. A już w połowie jest to komunistyczna, konformistyczna proza. Widocznie jurorzy jej nieoczytali, albo są po prostu głupi, albo – najbardziej prawdopodobne – bardzo zależy im na tym, by w polskiej kulturze po wszystkie czasy panował permanentny lód.
5 stycznia, 2009 o 19:24
A proszę się nie kłopotać czytaniem mojej książki, proszę sobie kupić czekoladę, kawę, czy inną małą przyjemność za te 14 zł.
Akurat należy Pani do czytelników, na których nieszczególnie mi zależy, o ile nie: mocno mi nie zależy. Dużo przyjemności w Nowym Roku.
5 stycznia, 2009 o 20:18
Dziękuję za Życzenia, Pani Moniko. Pani na portalu nieszuflada skarżyła się, że napisałam z niewydanej książki, więc myślałam… Dobrze, uszanuję Pani wolę, chociaż pierwszy raz spotykam się z czymś podobnym… Kupię kilka czekolad…
Również składam Najserdeczniejsze Życzenia Noworoczne.
5 stycznia, 2009 o 20:26
najdostojniejsza nieszufladowa frałlajn, zmieniaj majtki, gol giry, pachy, cipę, wąsa, wszystko, co masz do ogolenia i szykuj się.
to tylko kwestia czasu aż trafi i w moje ręce cosinus salsa
ja was wszystkich, was poetów, was wieszczy tak, kurwa [to kurwa jest niezbędne], nienawidzę, tak bardzo nie cierpię poezji, tych waszych wysokodeficytowych tomików, tego waszego wzajemnego-rytualnego miziania, obwąchiwania, gremnialnego wpierdalania na rutach, tych waszych opuchnietych mord na fotografiach, tych smokingów i fraczków, cienkich skórek na dłoniach, prześwitujących błękitnych żyłeczek – tak was nie znoszę, że szukam u was tylko punktów słabych, węszę, niucham z nosem przy ziemi w poszukiwaniu distinguo – a różnica, która pojawia sie jako wartość w tym prostym rachunku, łechce mnie, dokarmia moje ego.
to tylko kwestia czasu zanim trafisz, dzieki cosinus salsa, do świata bez grawitacji, bez reguł działania. czysto-feyerabendowskie anything goes, frałlanj, anything.
jedno dostaniesz gratis:
niekolesiowski punkt widzenia, tak na dobry poczatek gratis, od firmy. a to duża wartość.
5 stycznia, 2009 o 20:29
Nie skarżyłam się, tylko śmiałam, z wyników spojrzenia krytycznego na moje teksty w necie – również:) Życie jest pełne niespodzianek, czyż nie?
5 stycznia, 2009 o 20:38
obiecuje frałlajn, że nie dam tobie powodów do śmiechu. żadnego łahahahahaha, serio. a w rankingach guuugla będziesz ze mną w parze na pierwszym miejscu. zakład?
5 stycznia, 2009 o 20:40
ps. znak zapytania za znak zapytania
5 stycznia, 2009 o 21:04
wypłakiwałam się na skype synowi, że nikt mnie w necie nie kocha i nie podobają się moje wiersze i recenzje, nawet gorzej, napisano o mnie tyle złego! On mówi, że w Stanach każda sława jest dobra, więc może rzeczywiście Pani Monika niesłusznie i pochopnie chce z niej zrezygnować…