Blog przed następną fazą maratonu poetyckiego musi nabrać oddechu.
Zanim uwięzieni w polskiej poezji przystąpimy do kolejnych jej analiz, przejawów i wzlotów ostatnich lat, zmamieni jej niezwykłą, międzynarodową potęgą, cytatem z Adamsa spróbuję udowodnić, że nie jest to zajęcie ani łatwe, ani lekkie, ani przyjemne.
Jest z pewnością niebezpieczne.
Douglas Adams Autostopem przez Galaktykę”:
Więźniowie usiedli na krzesłach do rozkoszowania się poezją przywiązani rzemieniami. Vogonowie nie mieli złudzeń co do opinii, jaka otaczała powszechnie ich poezję. Ich wczesne próby poetyckie były częścią subtelnych jak uderzenie maczugi prób udowodnienia, że są odpowiednio rozwiniętą, i kulturalną rasą, ale teraz jedynym powodem, dla którego wciąż pisali wiersze, była przemożna chęć robienia wszystkim na złość.
Zimny pot oblał czoło Forda Prefecta i spłynął obok elektrod przymocowanych na jego skroniach. Były one podłączone do zestawu sprzętu elektronicznego – wzmacniaczy obrazowania, modulatorów rytmicznych, rezydulatorów aliteracyjnych i dumperów porównań – zaprojektowanego tak, aby wzmóc przeżycia artystyczne słuchacza i upewnić się, że ani jeden subtelny niuans poetycki nie przeszedł nie zauważony.
Artur Dent usiadł i zadrżał. Nie miał zielonego pojęcia, co go czeka, ale wiedział, że dotąd nie zdarzyło mu się nic, co by mu się podobało i nie wydawało mu się prawdopodobne, żeby miało się coś zmienić.
Vogon zaczął czytać – cuchnący, nieduży fragment własnego autorstwa(…).(…)- A teraz, ziemskie stwory… – zawarczał Vogon (nie wiedział, że Ford pochodził naprawdę z małej planety w pobliżu Betelgeuzy, zresztą gdyby wiedział i tak by go to nie obeszło) – przedstawiam wam prosty wybór! Albo umrzecie za chwilę w próżni, albo… albo powiecie mi, jak dobry jest waszym zdaniem mój wiersz!
Rzucił się do tyłu na olbrzymi, skórzany fotel w kształcie nietoperza i przyglądał się im. Na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech.
Ford z trudem złapał oddech. Przejechał pokrytym pyłem językiem po spieczonych wargach i jęknął. Artur powiedział ożywionym głosem:
– Owszem, jest całkiem niezły.
Ford obrócił się i wlepił w niego wzrok. Oto podejście, które najzwyczajniej w świecie nie przyszło mu do głowy.
Vogon ze zdziwienia uniósł bawi, co skutecznie zakryło jego nos i z tego powodu nie było zła rzeczą.
– Dobrze… – zawarczał ze sporym zdziwieniem. – O, tak – powiedział Artur. – Wydaje mi się, że niektóre elementy obrazowania metafizycznego były rzeczywiście wyjątkowo efektowne.
Ford ciągle gapił się na niego, powoli zbierając myśli i przestawiając się na ten zupełnie nowy koncept. Czy to możliwe, żeby tym sposobem naprawdę mogli się z tego wywinąć?
– Tak, mów dalej… – powiedział zapraszająco Vogon.
– No i… także te… interesujące środki rytmiczne – ciągnął Artur – które zdawały się kontrapunktować… eee… eee… – Stracił koncept i zamilkł.
W tej samej chwili Ford przyszedł mu z pomocą. – Kontrapunktować – zaryzykował – surrealizm fundamentalnej metafory… eee… – On też ugrzązł, ale Artur był już gotowy.
– …humanizmu…
– Vogonizmu – syknął do niego Ford.
– O tak, vogonizmu, przepraszam, współczującej duszy poety – Artur poczuł się w swoim żywiole która przebija poprzez medium struktury wiersza, aby wysublimować to, przetranscendentować tamto i osiągnąć porozumienie z zasadniczymi dydrotamiami tego drugiego – dochodził do triumfalnego crescendo a odbiorca pozostaje z głębokim i wnikliwym wglądem w istotę… istotę… które nagle go zwiodło.
Ford wyskoczył, zadając ostateczny cios:
– W istotę problemu, cokolwiek nim było! wrzasnął. I dodał cicho: – Świetnie, Artur, to było pierwsza klasa.
Vogon przyjrzał im się uważnie. Przez chwilę jego zgorzkniała, rasistowska dusza została poruszona, ale nie, pomyślał. Za mało i za późno. Jego głos zabrzmiał jak odgłos kocich pazurów na szkle.
– A więc mówicie, że piszę poezję, ponieważ tak naprawdę pod powłoką nieczułości, nikczemności i braku serca chcę po prostu, żeby mnie kochano stwierdził. Zrobił pauzę. – Zgadza się?
Ford zaśmiał się nerwowo.
– No, właściwie tak – powiedział. – Czyż nie jest tak, że my wszyscy, w głębi duszy, wie pan… eee… Vogon wstał.
– Nie, nie jest tak. Mylicie się całkowicie rzekł. – Piszę poezję po to, aby dostarczyć mojej powłoce nieczułości, nikczemności i braku serca chwilowej ulgi. Tak czy inaczej, i tak zamierzam wyrzucić was ze statku. Straż! Zabrać więźniów do komory powietrznej numer trzy i wyrzucić!
Tłumaczenie: A. Banaszak