Zanim przystąpimy do dalszych analiz najnowszej poezji polskiej uwolnionej od obyczajowej blokady, warto przypomnieć słowa Gustave Flauberta pisane w liście do George Sand sto pięćdziesiąt lat temu:
[…]Podczas gdy mnie, biedaka, trzymają na ziemi moje ołowiane podeszwy. Wszystko mnie porusza, doprowadza do łez, niszczy, a ja walczę, żeby się wspiąć. […] Gdybym przyjął Twoje widzenie świata, to spojrzałbym na siebie jak na pośmiewisko, ot co. Na próżno prawisz mi kazania. Nie mam żadnego innego temperamentu, jak tylko własny, ani estetyki, a tylko to, co mnie od niej odciąga. Oskarżasz mnie o to, że nie podążam za swoją naturą”. No cóż, a w którym ona miejscu odstępuje od cnoty zdyscyplinowania? Co zamierzamy z tym zrobić? Ja podziwiam pana de Buffona zakładającego do pisania eleganckie mankiety. Ten luksus jest symbolem. W każdym razie w swej niewinności pragnę być tak zrozumiałym jak to tylko możliwe. Czego jeszcze można ode mnie wymagać? A jeśli chodzi o ujawnianie mojej opinii o ludziach, których umieszczam na scenie – nie, nie! po tysiąckroć nie! Nie uznaję swego prawa do robienia czegoś takiego. Jeśli mój czytelnik nie chwyta moralnego kursu utworu, to czytelnik jest imbecylem albo też książka jest fałszywa w tym sensie, że jest niedopracowana. Rzecz bowiem jest dobra wówczas, kiedy jest Prawdziwa. Książki obsceniczne są niemoralne z powodu swej kłamliwości. Czytając je, człowiek mówi do siebie: Nie tak to wygląda”.
Pamiętaj, że nie cierpię tego, co konwencjonalnie nazywa się realizmem”, mimo że zaczęto mnie nazywać jednym z jego papieży.
[…] Ja sprzeciwstawiam się każdemu, kto mi mówi, jak należy bawić ludzi. Sukces jest konsekwencją, a nie powinien być celem. Nie zabiegałem o niego nigdy (chociaż go pragnę) i dążę do niego coraz mniej i mniej.
fragment w tłumaczeniu Lecha Niedzielskiego