Postanowiłem zignorować na czas rozwiązywania powyższego dylematu kobietę, która zapewne czekała na zwrot chusteczki, i zmusić umysł do pracy, aby wyjaśnić ów problem.
– Ten stwór, którego uznałem za człowieka, mnie uderzył pomyślałem. Odrzuciłem tezę o przypadkowym geście ręki tego osobnika, która także całkiem przypadkiem rozkwasiła mój nos. Sprawa była dla mnie oczywista. Otóż musiało być to zaplanowane działanie. Cel nos, działanie cios, efekt rozbity nos, ciemność, ciepło, krew i to całe chujowe uczucie.
– Skoro było to zaplanowane działanie, to nie może być mowy o przypadku, o zwykłym, naturalnym zbiegu okoliczności? kontynuowałem monolog wewnętrzny Zatem było to całkiem świadome działanie ukierunkowane na konkretny cel, którym było niewątpliwe pogorszenie mojego samopoczucia no i zdrowia fizycznego: czyli jakaś forma zła. Jednak, jak człowiek może czynić zło, będąc człowiekiem? Przecież, człowiek jest człowiekiem dlatego, że ma zdolność rozróżniania tego, co dobre i tego, co złe. Skoro potrafi dokonać rozróżnienia, które nie może być trudne, bo jest wpisane w jego naturę ludzką, to musi wiedzieć, co jest dobre, a co jest złe.
– Jeżeli człowiek wie, czym jest dobro, to jak może czynić zło? ta myśl nie opuszczała mojej głowy i legła u podstaw mojego zwątpienia w otaczający mnie świat, który jak zakładałem miał być światem ludzi.
Postanowiłem zwrócić się do kobiety w nadziei, że kobiecy umysł, tak różny jakościowo od męskiego, może wnieść odrobinę światła do moich rozważań. Zagadnąłem więc niewiastę, która zmartwionym wzrokiem śledziła moje starania opanowania krwotoku z nosa:
– Proszę pani, czy jest pani w stu procentach pewna, że to ten typek mnie zdzielił w mordę? Kobieta, ponieważ już raz usłyszała to pytanie, z dziecinna łatwością rzuciła tą samą odpowiedź, którą także już wcześniej słyszałem:
– Tak! ale dodała, co mnie zupełnie zaskoczyło:
– Zapewne nie wierzy pan, że to człowiek?
Skąd ona mogła wiedzieć, że mam takie wątpliwości? Zanim zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób owa niewiasta zyskała dar jasnowidzenia, ona odpowiedziała:
– Wie pan, tyle razy się zastanawiałam, dlaczego ludzie, mimo że są ludźmi czynią zło? to mówiąc przybrała matriarchalną pozę, pełną wdzięku i wyższości. Obserwując jej sylwetkę w tej chwili, zanim dotarł do mnie sens jej słów, rozwiązałem największą chyba, teraz tak mogę powiedzieć, tajemnicę fizjonomii ciała kobiecego, a mianowicie: do czego służą piersi. Otóż, drogi czytelniku, możesz wierzyć lub nie, ale służą one do pokazywania ich i do niczego więcej! Te wszystkie teorie na temat karmienia niemowląt można włożyć między bajki, są po prostu feministyczną wymówką, rodzajem alibi, jakim każda nowoczesna Walkiria, usprawiedliwia fakt istnienia cycków.
Dowód: to kobiety dla kobiet wymyśliły oszczędne dekolty w bluzkach, aby mogły jak najwięcej, balansując na granicy obrazy moralności, pokazać. Pytanie jednak po co? To też wydaje się oczywiste. Pokazując piersi, kobiety wprawiają w zdumienie mężczyzn, którzy widząc je nie myślą o niczym innym tak jak ja w tej chwili niż tylko o kwestii różnic w obrębie tego samego gatunku, zastanawiając się czy aby kobieta to też człowiek.
Wracając do meritum. Widok rzeczywiście był imponujący, ale treść, którą mi przekazała owa szlachetna dama stwórca tego widoku rozwiała nagle wszystkie męskie wątpliwości: czy kobieta to człowiek. Otóż powiedziała ona wybacz, że to powtórzę drogi czytelniku, ale uważam to stwierdzenia za niebywały wręcz przejaw człowieczeństwa kobiety: tyle razy się zastanawiałam, dlaczego ludzie, mimo że są ludźmi czynią zło?. Żeby się jednak upewnić, że autorka tej tezy, którą to wcześniej niewypowiedzianą miałem w własnej głowie, jest całkiem realna, zapytałem:
– Czy mogłaby pani powtórzyć to, co przed chwilą powiedziała?
Gdy to usłyszała, zrezygnowała ze swojej boskiej pozy, energicznym ruchem ręki wyrwała zakrwawioną chusteczkę, która w tej chwili przypominała raczej całun turyński niż przedmiot służący do utrzymania higieny nosa i rozpoczęła swą mowę, która całkowicie zachwiała moim dotychczasowymi teoriami:
– Jesteś pan, świnia!
Tak, drogi czytelniku, nie mylisz się, ona powiedziała, że jestem świnia, ale to nie koniec:
– Męska szowinistyczna świnia! krzyknęła i kontynuowała:
– Co pan sobie myślisz, że my kobiety, nie jesteśmy w stanie formułować takich myśli!
To był kolejny, miażdżący dla mnie i moich wyobrażeń cios: ona użyła słowa formułować! A przecież o wiele prościej jest powiedzieć: tak gadać.
Kiedy to usłyszałem nie tylko upewniłem się, że to na pewno on mówiła o człowieku i złu, i dobru, ale też mówiła, że jestem: świnią, w właściwie, jak to była łaskawa doprecyzować, jej męską szowinistyczną odmianą. Powiedziała to bez żadnej prowokacji z mojej strony. A ile to razy musiałem dokładać różnych starań, aby zmusić podobne jej istoty do takich wyznań po nocnych igraszkach. Czyniłem to dlatego, aby się upewnić, że osoba, z którą spędziłem noc w tym samym łóżku, była aby na pewno kobietą. Bo tylko one są w stanie powiedzieć: jesteś męską szowinistyczną świnią! i mówią to wtedy, gdy niedawny kochanek niewdzięczność okazuje. Zawsze, gdy po usilnych staraniach usłyszałem ten charakterystyczny zwrot, odzyskiwałem błogi spokój ducha i mogłem odetchnąć, i cieszyć się smakiem papierosa, kontemplując siłę własnego instynktu. Tylko wtedy miałem stuprocentową pewność, że niedawno obcowałem właśnie z kobietą a nie na przykład z moim szczurem, czy jakąś inną istotą.
Tu czytelnik może mieć pewne wątpliwości: dlaczego nie sprawdzałem czy kobieta jest kobietą przed tym zanim ją zwabiłem do łóżka?
Mógłbym pozostawić ową kwestię niewyjaśnioną, zdając się na twoją inteligencję drogi czytelniku, ale jednak wyjawię ci motywy mojego działania w tej konkretnej sytuacji.
Otóż, jak dobrze zapewne wiesz jedno z przysłów głosi: nie samym chlebem żyje człowiek. W pewnym okresie swojego życia, gdy zajmowałem się testowaniem prawdziwości powiedzonek ludowych, także i to postanowiłem przetestować na własnej skórze. Chciałem w związku z tym spróbować odnaleźć alternatywne dla chleba, źródła pokarmu. Jadłem więc wszystko co mi wpadło w ręce, ale nie chleb. Pewnego razu, w trakcie poszukiwań czegoś innego, niż gwoździe, papier, szkło etc., które do tej pory zastępowały mi chleb i miały utrzymać przy życiu a dodać muszę, że na tej diecie raptownie zacząłem tracić na wadzę spotkałem przy koszu na śmieci innego, jak mi się zdawało naukowca, który, wnioskując po stanie jego ciała, od dawna musiał poświęcać się weryfikowaniu prawdziwości teorii: nie samym chlebem żyje człowiek. Zmartwiłem się niebywale, że to nie ja będę tym pionierem nowej dziedziny nauki, zagadnąłem go o jego wyniki. Po co miałem wyważać drzwi, które on jak mi się zdawało już otworzył. On nie udzielił mi żadnej odpowiedzi, zamiast tego bełkocząc coś pod nosem podał mi butelkę z płynem. Byłem pełen podziwu dla jego zaufania i solidarności naukowej. Sądziłem bowiem, że zrobiło mu się żal mojej wychudzonej sylwetki, i postanowił podzielić się ze mną swoim kamieniem filozoficznym. Dopiero później, w sytuacji gdy obfitymi wymiocinami znaczyłem ślad mej wędrówki, dotarła do mnie świadomość, że to był alkohol. Najdziwniejsze było jednak to, że na drugi dzień po spożyciu tej mikstury, nie czułem głodu lecz tylko i wyłącznie pragnienie. Zrobiłem to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek na moim miejscu gasiłem je wszelkimi możliwymi sposobami czyli piłem. Kiedy pragnienie, po długiej walce ustępowało, wpadłem na niezwykle odkrywczą myśl:
– Skoro pijąc alkohol, nie chcę jeść tylko pić, skoro pijąc nie umieram, ale przeciwnie żyję nie czując głodu, to wnioskowałem należy pić alkohol, żeby czuć pragnienie zamiast głodu i żyć!
W ten oto sposób odkryłem, że to, co można zjeść, można także wypić! Piłem więc alkohol. Na początku były to odmiany niezwykle szlachetne, później mniej szlachetne, a na końcu całkiem pospolite. Tym samym odkryłem kolejną ważną teorię, a mianowicie: jakość spożywanego alkoholu jest wprost proporcjonalna do potencjału ekonomicznego, którym się dysponuje.
Życie jest pełne niespodzianek drogi czytelniku zapewne i ty niejedną taką teorię wymyśliłeś. Ale jak to tego doszło, że musiałem po a nie przed identyfikować przedmiot, który był obiektem niedawnych szaleństw mojej chuci?
Otóż wyobraź sobie drogi czytelniku że picie alkoholu nie tylko może zastąpić konwencjonalny pokarm, ale ułatwia także kontakt ze światem zewnętrznym. Nie potrafię jeszcze wyjaśnić dlaczego, ale jedno jest pewne, że i tu jest kolejna teoria ilość poznanych ludzi jest wprost proporcjonalna do spożytego alkoholu, przy założeniu, że jego stężenie w organizmie nie przekroczy wartości krytycznej. Trudno bowiem kogoś poznać, wymiotując. Zresztą sprawdziłem wiele razy, że podczas rzygania nie można mówić.
Ale wracając do teorii numer dwa: jeżeli można poznać dużo ludzi, to znaczy tak przynajmniej wynika ze statystyk zwiększa się prawdopodobieństwo spotkania kobiety. Tylko jest jeden problem, z którym musi się liczyć ten, kto będzie chciał sprawdzić prawdziwość owej tezy, a mianowicie: zabawa z Bachusem w konsekwencji prowadzi do utraty świadomości. Dlaczego tak się dzieje? Niewiadomo, ale widocznie ten fakt sprawia, że mamy ochotę spotykać wielu ludzi, kiedy jesteśmy upici, żeby zabezpieczyć sobie odwody tzn. mieć pewność, że ten ktoś, kogo spotkaliśmy w trakcie pijaństwa, w chwili, gdy stracimy przytomność, odprowadzi nas do domu. A że, czego dowodzą teoretycy sztuki obcowanie z symetrią i pięknem sprawia człowiekowi przyjemność, dlatego wybieramy kobiety za naszych przewodników. Ich twarze dziwnym sposobem wydają się milsze i bardziej godne zaufania niż męskie. Ale oczywiście to kwestia gustu.
Ale do rzeczy: w ten sposób, przy okazji weryfikacji prawdziwości przysłów ludowych miałem okazję spotkać wiele niewiast, choć co na pewno czytelnik zauważył nie mogłem wiedzieć na początku, że są to akurat kobiety bo byłem pijany do nieprzytomności. Łatwo sobie teraz wyobrazić dramat, który musiałem przeżywać, w sytuacji, gdy budząc się rano próbowałem dokonać rekonstrukcji minionego wieczoru, po którym pozostał jedynie smak alkoholu w ustach, uczucie pragnienia, moja nagość oraz niezidentyfikowany ktoś, który leżał obok mnie w łóżku. W takich sytuacjach strach brał zawsze górę nad zdrowym rozsądkiem i zamiast otworzyć oczy i rozwiać wszystkie obawy dokonując oględzin owego ktosia, snułem domysły. Zawsze jednak okazywało się, że nie mogę pokonać swej niepamięci, zresztą w takich sytuacjach nawet nigdy szczerze nie próbowałem. Musiałem się jednak dowiedzieć, a w zasadzie zyskać pewność, że ów ktoś jest kobietą. Nie mogłem żyć w niepewności. Wpadłem na pewien dziwny, choć niezwykle skuteczny i niezawodny, sposób identyfikacji tego ktosia jako kobiety. Metodą prób i błędów zauważyłem, że stosując odpowiedni model zachowania, oraz używając pewnych określonych sformułowań można odzyskać psychiczny komfort, który towarzyszył mi jeszcze na początku minionego wieczoru. Otóż, drogi czytelniku, podaję ci ten przepis:
Krok pierwszy:
Mając cały czas zamknięte oczy kto wie jak wielkie mogłoby być twoje przerażenie, gdybyś zobaczył w łóżku np. owczarka niemieckiego, który jak wiadomo doskonale realizuje się jako przewodnik, dlatego lepiej ich nie otwieraj zaczynasz się wiercić, dając sygnał, że już nie śpisz. Czekasz, bo być może usłyszysz głos tego ktosia, który już wie, że nie śpisz. Wtedy przy odrobinie szczęścia, poczujesz na swoim ciele dotyk jego dłoni. Jeżeli tak się stanie, to na podstawie analizy głosu tzn. czy to miły sopranik, czy może ponury bas oraz na podstawie analizy dotyku tzn. czy jest to szorstka graba, czy może gładka i delikatna rączka mógłbyś dokonać wstępnych analiz procesu identyfikacyjnego. Ich wyniki mogłyby być uznane za ostateczne i prawdziwe, gdyby nie spryt i przebiegłość osobników męskich o preferencjach homoseksualnych, którzy od stuleci doskonalili metody naśladowania kobiet i przechytrzania zmysłu krytycznego, który jest cnotą mężczyzn. Z tego powodu musisz wykazać daleko posunięta ostrożność i sceptycyzm w stosunku do pierwszych wyników. Dlatego istnieje krok drugi:
Nieważne czy spotkałeś się z jakąkolwiek reakcją ze strony ktosia czy też nie, gdy zdradzałeś oznaki życia, wiercąc się i chrząkając, musisz powiedzieć:
-No dobrze! Było miło, ale się skończyło! Wypierdalaj!
Nie, drogi czytelniku, nie mylisz się. Tak! Musisz użyć inwektywy, mimo że nie musi to korespondować z rodzajem twego uduchowionego wokabularza, a nawet, co rzadkie, może pozostawać z nim w sprzeczności i może cię razić. Ale nie tylko przekląć musisz, to będzie chyba najłatwiejsze, otóż niezbędne jest abyś zmobilizował resztki sił, i wypowiedział te słowa w sposób na tyle kategoryczny żeby nie było żadnych wątpliwości, co do ich interpretacji. Kiedy już to powiesz, czekasz. Jeżeli na reakcję musisz czekać dłużej niż sekundę, stosujesz krok trzeci:
Jest to posunięcie niezwykle brutalne, dlatego odczekaj najpierw ową sekundę, a później przejdź do etapu trzeciego. Otóż, gdy krok drugi jest nieskuteczny (Ale pamiętaj! Czekaj tą sekundę! Daj ktosiowi szansę!) walisz ręką lub nogą w miejsce, w którym jak przypuszczasz znajduje się ktoś i powtarzasz znaną maksymę z kroku drugiego. Pamiętaj aby mieć cały czas zamknięte oczy, ponieważ oprócz wspomnianego zaskoczenia związanego z potencjalną możliwością obcowania z owczarkiem niemieckim, teraz może wstrząsnąć tobą widok krwi, która ani chybi się poleje, gdy prawidłowo zastosujesz krok numer trzy.
Gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem, choć to rzadkie przypadki, w który człowiek jest zmuszony posunąć się do użycia tego antyhumanitarnego kroku, jakim jest jego trzecia odmiana, zapewne usłyszysz tak długo i niecierpliwie oczekiwane: Jesteś męską szowinistyczną świnią!
Gdy je usłysz możesz już spokojnie otworzyć oczy. Takie słowa może wypowiedzieć tylko kobieta. Teraz wybór należy do ciebie: albo, niezadowolony z jej walorów fizycznych, milczysz, pozwalając jej wyjść. Ona wychodzi trzaskając drzwiami, a tobie zostaje błogość wywołana odzyskaniem równowagi psychofizycznej. Drugie wyjście: gdy okazuje, że po otwarciu oczu, to jest ta, na którą czekałeś od lat, zaczynasz przepraszać, błagać o litość i zrozumienie. Opowiadasz o tym, że jest jedyną, że jest unikalna i niepowtarzalna innymi słowy łżesz jak najęty, stosując najwykwintniejsze figury retoryczne kupujesz kwiaty, następnie obrączki, i jak wszystko dobrze pójdzie, a w zasadzie jak dobrze poszło, za dziewięć miesięcy doczekasz się ślubu i potomka.
Drogi czytelniku zdradziłem ci przed chwilą jaki zachodzi związek między szowinistyczną odmianą świni, kobiecością a mężczyzną, zatem pora powrócić do mojego, niezwykle oszczędnego w treść, ale jakże bogatego w myśl dyskursu z napotkaną niewiastą.
Widziałem, że chce odejść, gdy nerwowo pogniotła chusteczkę przemienioną po kontakcie z moją twarzą w całun turyński i zaczęła ją chować do kieszeni. Dumny byłem, że to tym razem ja bezbłędnie odczytałem jej myśli, podobnie jak ona to przed chwilą uczyniła. Być może fakt ów był skutkiem oddziaływania jej emanacji, która to oddziaływać musiała na wszystkie, znajdujące się w pobliżu przedmioty.
Jakie szczęśliwe muszą być kamienie leżące pod jej stopami, które nagle w wyniku oddziaływania tej boskiej aury, która także mnie natchnęła, zyskały świadomość swego istnienia. Jaka też wielka musi być ich rozterka, gdy wiedzą, że istnieją a mimo to skazane są na bycie sobą. O wiele lepiej mają te myszy, które w tej chwili przechadzają się podziemnymi korytarzami, wyrytymi pod nią. Muszą przeżywać całkowitą ekstazę! Niezwykła radość musi je w tej chwili ogarniać, ponieważ w tym momencie świadome są nie tylko własnej istoty, ale także swej wyższości nad równie świadomym kamieniem, który nijak, choć bardzo się stara poruszyć się nie może. Mysz natomiast harcuje, tańczy a kamień jak stał, tak stoi.
Ale do rzeczy. Gdy odgadłem, że dama chce się oddalić, postanowiłem ją udobruchać następującymi słowami:
– Bardzo przepraszam, ale nigdy do tej pory nie spotkałem człowieka, choć szukam go od dawna. Pani jest pierwsza, proszę się nie gniewać.
Do tej pory, wspominając tą sytuację, nie mogę wyjść z podziwu dla mych talentów w zakresie prawienia komplementów płci przeciwnej. Zwykle jednak były one kłamstwem, lecz nie tym razem. Oto spotkałem człowieka! Osiągnąłem cel mojej dzisiejszej tułaczki. Ale o tym, że była na pewno człowiekiem, a nie jednym z tych wielu, go udają, miałem przekonać się za chwilę, stosując swoje kolejne, jakże wysublimowane metody.
Niewiasta przyjęła moje przeprosiny i chyba nawet wybaczyła mi, że ośmieliłem się wątpić, jako męskie wcielenie szowinistycznej odmiany świni, w intelekt płci żeńskiej. Odpowiedziała:
– No dobrze, wybaczam. Ale żeby mi to było ostatni raz.
Och jak cudnie było usłyszeć ten cudowny rytm słów, który wydostawał się z jej ust. Pełen nadąsania i sprzeciwu, ale jednocześnie okraszony pewnym nieokreślonym przyzwoleniem na kolejne tego typu prowokacje z mojej strony, których logicznym następstwem zapewne tak zakładała było kojenie się, przepraszania i komplementowanie. Postanowiłem dalej prowadzić tę frapującą rozmowę, kierując się egoistyczną potrzebą nieustannego prowokowania mojego umysłu. Zagadnąłem:
– W ramach przeprosin, czy przyjęłaby pani zaproszenie na kawę? Należy wykorzystać i należycie uczcić okazję spotkania się dwojga ludzi powiedziałem jednym tchem, po raz kolejny jednak tym razem dyskretny ją komplementując. Ona, bacznie przyglądając się mojej, prawie nagiej sylwetce odpowiedziała:
– Chętnie, ale niech się pan najpierw czymś okryje, bo po pierwsze jest zimno i wydaje się, że za chwilę spadnie deszcz, a po drugie to nie wypada iść do kawiarni w samej bieliźnie, nawet gdy jest ozdobiona w krasnoludki mówiąc to uśmiechnęła się, a jej szczery uśmiech przypieczętował błyszczący garnitur białych i równiutkich zębów ala implanty holiłud.
Byłem wdzięczny, że po raz drugi okazała mi swą czysto ludzką i bezinteresowną troskę o moją kondycję fizyczną, która mogła ulec pogorszeniu w starciu z zbliżającym się, jak to twierdziła, deszczem. Nie miałem powodu, żeby nie wierzyć jej przepowiedniom. Już raz dała dowód, że potrafi czytać w myślach. Kto wie jakie jeszcze może mieć zdolności. Był jednak jeden, ważny problem otóż nie dysponowałem ubraniem, ani gotówką na zakup ewentualnego okrycia.
– Proszę niech pan weźmie ode mnie mój płaszcz i niech się pan nim okryje to mówiąc, filmowym gestem zdjęła wierzchnie odzienie i podała je mi. Poczułem się jak bohater filmu romantycznego, w którym odwróciły się rolę. To zawsze facet dawał płaszcz, zmokniętej już kobiecie, żeby on dalej nie mokła, choć była już przemoczona. Okryłem się nim i chciałem po raz kolejny wyrazić swoją wdzięczność, tym razem dla odmiany słowo dziękuje zastępując jakimś uściskiem lub gestem, ale cos mnie powstrzymało. Stała się bowiem rzecz niebywała, choć spodziewana. Otóż zaczął padać deszcz czyli proroctwo owej damy spełniło się. Jak już mówiłem drogi czytelniku nie miałem powodu by jej nie wierzyć, lecz przyznać musze, że w głębi ducha nigdy nie wierzyłem w jasnowidztwo i myślałem, że tylko raz się trafiło ślepej kurze ziarno. Jednak deszczu mogłem się spodziewać, ale niespodziewany był urok jej piersi, które teraz zaczęły odbijać się w moknącej od deszczu bluzce. Teza o celu istnienia kobiecego biustu okazała się prawdziwa. Babka wykorzystała znajomość przyszłości, postanowiła wbrew wszelkim romantycznym konwenansom oddać płaszcz, ażeby przepowiedziany deszcz mógł zmoczyć bluzkę w ten sposób, aby wilgotny materiał dokładnie przylgnął do jej cycków. Oto kolejna feministyczna sztuczka! Teraz nie będę mógł myśleć o niczym innym niż tylko o widoku jej biustu. Nie będę mógł się skoncentrować, a kto wie, być może podzielę los wielu mężczyzn, którzy zahipnotyzowani podobnym widokiem, skazani zostali na mękę małżeństwa. Nie chciałem aby reszta mojego życia odmierzała się ilością umytych naczyń, liczbą dzieci i zmienianych pieluch, oraz codziennymi porankami wzbogaconymi podróżami do tego samego sklepu, po te same bułki, które w ten sam sposób pochłania żona. Musiałem działać. Nie było czasu do stracenia, tym bardziej, że coraz bardziej zaczęła mi się podobać osoba, która kilka chwil temu nazwała mnie męską szowinistyczną świnią. Odyseusz w takiej sytuacji wiedział co zrobić użył wosku, ja go nie miałem w tej chwili pod ręką. Mógłbym go wydłubać z ucha, w którym zawsze, każdy mężczyzna przechowuje nieświadomie jakąś porcję przeznaczoną na takie właśnie okazje. Bo co innego baby! Te zawsze tymi plastykowymi pałeczkami z watą na koniuszkach udrażniają organ słuchu i namawiają do tego każdego faceta. Cel jest prosty. Nie chodzi tu o higienę, ale o to, by mężczyzna nie mógł sobie zatkać uszu woskiem, gdy baba mu gdera na przykład o cieknącym zlewozmywaku.
Ja jednak nie miałem czasu na to by go wydobyć, nie mówiąc już o tym, że nie wystarczyłoby go na zaklejenie oczu – zauroczenie było tuż, tuż. Gwałtownie zacząłem szukać myśli, która pozwoliłaby mi zwrócić się ku czemuś innemu niż widok tych fatalnych cycków. Byłem już o krok od klęski ostatecznej poznałem to po dłoniach, które po raz kolejny odmówiły mi posłuszeństwa i zaczęły promieniować ciepłem, pocić się i wyrywać ku emanującym demoniczną siłą cyckom. Zmobilizowany wizją końca świata zmusiłem umysł do heroicznego niemal wysiłku i udało się przypomniałem sobie nauki mistrza Jody zawarte w formule: zaufaj mocy!. Postanowiłem choćby na chwilę, dzięki medytacji, polegającej na zwróceniu się ku mocy, odrzucić dobra doczesne. Teraz dopiero przyszło mi zrozumieć szczęście tych, jak jeszcze przed chwilą mniemałem, szaleńców, którzy rezygnują ze świata materialnego i odnajdują niebywałe szczęście.
Oczywiście, jako to bywa we wszelkich historyjkach z hepiendem, także i tym razem ostatnia deska ratunku okazała się to właśnie deską, która przynosi ratunek. Udało mi się! Zamiast cycków mój umysł zdominowały wyobrażenia kwiatków, motylków, świata bez wojen.
Z tej wewnętrznej zadumy wyrwał mnie jej głos:
– No to jak? Idziemy, bo jak jeszcze trochę tu postoimy to na pewno się przeziębię!?
– Gdzie idziemy odparłem zaskoczony, bo zapomniałem o kawowej propozycji.
– Jak to gdzie? Na kawę!
– Ok. zgodziłem się, a swoją aprobatę postanowiłem sformułować zwrotem pochodzącym z języka obcego choć nawet nie pamiętam jaki to język żeby się pochwalić swoim i talentami lingwistycznymi. Ona jednak nie skomentował mojej erudycji i znajomości języków i ruszyliśmy energicznym krokiem ku najbliższej kawiarni.