historia moich niedoli

24 czerwca, 2009 by

.

Dzisiaj, o godzinie 11.45, w Sądzie Rejonowym w Zielonej Górze zakończy się historia moich niedoli. Nieważne jaki będzie koniec, ważne że kupiłem sobie z tej okazji marynarkę. To moja trzecia w życiu marynarka więc jest co świętować.

Pierwsza była pierwszokomunijna, druga doktorska ta jest trzecia. Ubrany odświętnie będę przyglądał się żarnom sprawiedliwości, gdy te będą mełły i mełły. Myślami będę daleko, gdzieś w okolicach bolącego odbytu, który od wczoraj krwawi. Przeżycie sraczki ze strachu bez straty kropli krwi jest wyczynem. Skąd się bierze tyle mazi w jelitach, zwłaszcza że nie jem od dwóch dni? Nie wiem, ale wiem jedno: już nigdy nie powiem, że mam coś lub kogoś w dupie.

Będą prawnicy, ławnicy i jeden sędzia. Będą pytania, na które będę odpowiadał na stojąco. Gdy się naocznie dzieje sprawiedliwość nie wypada siedzieć. Tak jak w kościele przy Ojcze nasz, kiedy to człowiek się jednoczy z absolutem.

Żebym tylko nie zapomniał zapiąć marynarki, kiedy będę wstawał. Żebym nie zapomniał jej rozpiąć siadając. Podobno tak trzeba, tak się robi. Taka jest instrukcja obsługi tej części garderoby, chociaż według mnie marynarka rozpięta lepiej wygląda.

Idę się wysrać. Już się boję. Nie wiem czy bardziej srania czy sądu ale sram ze strachu. Marynarkę założę za godzinę. Żebym jej tylko nie zapomniał zapinać i rozpinać w odpowiednich momentach.

ps.

godz. 18.33 – sprawiedliwość skończyła się dziać dla mnie kilka godzin temu. teraz będzie pizza, pizda i wódka – niekoniecznie w tej kolejności

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

zupełnie inna historia

23 czerwca, 2009 by

.
Werner Jaeger

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

Wioletta Grzegorzewska, Orinoko. Wybaw nas Pani od zła wszelkiego

22 czerwca, 2009 by

.

Siostra Faustyna tak długo pisała i pisała, prowadząc swój Dzienniczek, aż w końcu stała się świętą. Nie ma lepszego sposobu na beatyfikację, przynajmniej takiego jeszcze nie wynaleziono na wschód od Odry.

Dzienniczek Faustyny Kowalskiej to tysiąc kilkaset stron drobnego druku. Najczęściej pojawiającymi się w nim pojęciami są w kolejności: Pan; Jezu, Miłosierdzie.

Współczesna technika dysponuje środkami, o których dzielna służebnica pańska, w latach 30., nie śniła w swoich najśmielszych wizjach, a które pozwalają nie tylko skrócić drogę ku świętości i sławie, ale uczynić ją łatwą i przyjemną.

Otóż w Redmond wymyślono edytor tekstu Microsoft WORD, którym obecnie posługuje się 1/3 skomputeryzowanych mieszkańców niebieskiej planety. Edytor tekstu – niby prosty program do pisania posiada przydatną z perspektywy przyszłego świętego/świętej. Mianowicie, po wpisaniu komendy

=rand(200,99)

i naciśnięciu klawisza ENTER, program wygeneruje kilkaset stron tekstu, który być może jakościowo i ilościowo nie dorównuje zawartości Dzienniczka, ale poddany odpowiedniej edycji: znajdź zastąp etc., oraz po dobraniu odpowiednich słów kluczowych, zmieni zdanie:

Pchnąć w tę łódź jeża lub ośm skrzyń fig

w perłę kultury narodu polskiego.

Oczywiście do beatyfikacji literackiej niezbędna jest też modlitwa, prośba o łaskę oraz odpowiednie żiri. Nie chodzi tu tylko o umiejętność zjadania kebabu na ostro, ale o pokrewieństwo duchowe pewną wrażliwość, tego rodzaju namiętność, która pojawia się między młodym klerykiem a dojrzałym biskupem, kiedy ci w najintymniejszym odosobnieniu kontemplują własne jestestwa w oczekiwaniu na zbawienie.

Ów rodzaj metafizycznej komunikacji zdarzył się w Teatrze Małym w mieście Tychy. Miejsce to słynie z cudownych zdarzeń. Od lat w serii po debiucie wydawane są tam najgorsze teksty. Nie ma się czemu dziwić taka jest natura cudu. Wszak największy cudotwórca w historii swoje cuda odprawiał nie nad zdrowymi, normalnymi ale nad kalekami i obłąkanymi. Stąd taki kult kalectwa w miejscu cudów.

Wracając jednak do rzeczy. W 2008 r., na konkurs: Tyska Zima Poetycka po debiucie, swoje teksty wysłała Wioletta Grzegorzewska. I to był cud pierwszy.
To, że obok Piotra Sommera i Jerzego Jarniewicza sam Wojciech Bonowicz (który podobnie jak Agnieszka Kuciak, specjalizuje się w różnych wizjach Pana ostatnio: jako gardła świata) zasiadł w żiri było cudem drugim.
Świętość wymaga trzech cudów. W tym przypadku ostatnim cudem była duchowa dłoń świętej Siostry Faustyny, która poprowadziła pióro laureatki Grzegorzewskiej, kiedy ta pisała swoje konkursowe wiersze.

Metafizyczne linie papilarne Faustyny Kowalskiej odciśnięte są na większości tekstów tomiku Orinoko. Na przykład Wioletta Grzegorzewska pisze:

We mnie wyjałowione pola słoneczników

[przemiany]

Kilkadziesiąt lat wcześniej, jej poprzedniczka, w swoim Dzienniczku zanotowała refleksję na temat życia wewnętrznego o zbliżonej strukturze syntaktycznej:

Wszystko, co we mnie dobrego jest
(s. 1392).

Rozbieżność semantyczna tych fragmentów jest tylko pozorna. Każdy wytrenowany w ramach kanonu wiary katolickiej umysł a takim z pewnością jest umysł św. Jurora dostrzeże tu dobrowolną interioryzację podmiotu, który odwraca się od przedmiotowego ergo: złego – nieprawda-że-ja, i zwraca ku prawdzie in natae.

Święta Faustyna i Nagrodzona Wioletta prezentują także wspólny pogląd w tzw. kwestii anielskiej. W twórczości Grzegorzewskiej motyw bogactwo semantyczne archetypu anioła przedstawione zostało póki co w jednym tekście: Oko waserwagi.

Anioł Stróż będzie funkcjonował jako dziecięce, naiwne wyobrażenie jako postać od błahych spraw:

jako dziecko od pasania krów uciekałem,
modlić się pod kapliczką do Anioła Stróża,
by choć raz pozwolił pojechać do Warszawy,
którą widziałem na obrazie u księdza w Kamyku.

[Oko waserwagi]

Będzie też tym, który ocala, chroni od złego, który:

nie zawiódł do płonącej Warszawy,
co paliła się jak stodoła

Faustyna Kowalska, w związku z pewnymi brakami w wykształceniu, potrzebowała fizycznie więcej miejsca niż polska poetka, na przedstawienie własnego wyobrażenia na temat społecznej, duchowej i kulturowej funkcji Anioła. Na stronie dwudziestej Dzienniczka, poinformowała co zrozumiałe że:

Ujrzałam Anioła Stróża

następnie dodała, że ów anioł:

kazał pójść za sobą

Później zdarzyło się to, co się zwykle w takich sytuacjach zdarza. Czyli:

W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie.

Ale całe szczęście nic się głównej bohaterce nie stało, bo strzegł jej anioł, który:

nie odstępował mnie ani na chwilę

Wykorzystując cudowną ochronę od ognia, główna bohaterka mogła spokojnie wszystko spokojnie poobserwować i nawet porozmawiać z duszami. I pewnie długo pozostałaby w tym miejscu, gdyby nie: Anioł Stróż, który: dał mi znak do wyjścia.

Nieśmiertelny Duch siostry Faustyny unosi się także w tych fragmentach tekstów Grzegorzewskiej, w której będzie opisywała zewnętrzne objawy świętości.

W jednym z tekstów: Ryba u Franciszkanów, Grzegorzewska składając literacki hołd mistrzowi-jurorowi Bonowiczowi nawiąże implicite do jego kategorii boskiego gardła. Napisze:

Przed godzinkami zakonnicy w brązowych habitach
posypują piaskiem gardła drewnianych wychodków

[Ryba u Franciszkanów]

W innym tekście poetka opisze sierpniową pielgrzymkę na Jasną Górę. A opis ten będzie tak ciekawy, że czytać będzie się go chciało w nieskończoność:

Sierpniowa pielgrzymka na Jasną Górę,
kobiety podmywają się w bajorku za drzewami
Ministrant, który niesie na plecach jako pokutę
zielony sztandar Parafii Świętego Antoniego….

[postój]

Tak się bardzo czytać chce, że aż oczu nie można oderwać. Zapiera dech w piersiach. Czytelnik dusi się, kona psychicznie a w przerwach zadaje sobie pytania:

czy wytrwa?
czy dojdzie?
czy mocno krwawią otarcia stóp?

I kiedy czytelnicze rozterki urastają do rangi pęcherza na pielgrzymującej od czterdziestu dni pięcie, wypełnionego różowawą cieczą; kiedy wewnętrzny ból poznania staje się niemożliwy do zniesienia – Wioletta Grzegorzewska wprawnym i precyzyjnym ruchem poetyckiego skalpela przynosi ulgę. W tekście o wymownym tytule: Obraz nadchodzi pisze:

Wszystko lśni, gdy Obraz wchodzi z sanktuarium,
pobrudzone woskiem atłasy opierają się o próg,

[Obraz nadchodzi]

I oto stało się. Ofiara została spełniona. Dopełniło się chciałoby się dodać. Oto poetka jednocząc się z Obrazem przez duże O odnalazła drogę nie tylko do Samego Stwórcy przez duże SS ale pojednała się duchowo ze swoją duchową siostrą Faustyną Kowalską, która na stronie 161., Dzienniczka zapisała taki oto wiersz:

Maryjo, Niepokalana Dziewico,
Czysty krysztale dla serca mojego,
Tyś mocy moja, o silna kotwico,
Tyś tarczą i obroną dla serca słabego.

Maryjo, Tyś czysta i niezrównana,
dziewico i Matko zarazem,
Tyś piękna jak słońce, niczym nie zmazana,
Nic nie pójdzie w porównanie z Twej duszy obrazem

Wioletta Grzegorzewska nie zapisała jeszcze tysiąca stron tekstu. Zapewne ambicja i wewnętrzny upór doskonalony w palących promieniach słońca, w strugach deszczu i nocach spędzanych pod gołym niebem w trakcie corocznych pielgrzymek uchroni ją przed pokusą użycia szatańskiej funkcji WORD: =rand(200,99). Ale gdyby nawet co zrozumiałe zachwiała się i upadła w tej drodze ku świętości, zawsze liczyć może na zbrojne w wiarę, żelazne ramię Wojciecha Bonowicza i jeżeli taka potrzeba: na wspólną mszę w przytulnym kościółku.

Kategoria: Bez kategorii | 7 komentarzy »

Robert Rybicki Motta robali Ciąg dalszy śląskiego zatrucia, czyli poezja robaczywa. Pani Bieńczycka

20 czerwca, 2009 by

(…)wabi fontanną na głównym placu.
Niedopierdziane objawiło się jako
symbol.(…)

[Centrumna]

Najprawdopodobniej tym wierszem poeta wyraża sprzeciw wobec postawienia Silesia City Center – Centrum Handlowego w Katowicach. Ale oczywiście są to tylko moje domniemania, gdyż zachwyt krytyków, między innymi Jakuba Winiarskiego, Michała Kasprzaka, Krystiana Emanuela Baczewskiego są jedynie zachwytem nad możliwościami słowotwórczymi autora, czyli dla nich o czym poeta pisze, nie ma żadnego znaczenia.
Być może to przyzwolenie i zachęta, by pisać, pisać i niczego nie napisać, ma swoje specjalne powody.
Ale czytelnik, który bez żadnych niezbędnych w cywilizowanym świecie ostrzeżeń na okładce o zainfekowaniu zapoznajeąc się z tomikiem ponosi nieodwracalną szkodę na własnym zdrowiu:

(…)Powieki
pojęć Usta się skupiają na
parterze świata, aby wyrwać
do lotu grudki pięknadziewcząt,
których wzdęcia
przyprawiają o zawrót nogi
w macicy nocy, gdy bąki
świadczeń i usług.(…)
[Wzdęcia]

Niestety, poeta nie poprzestaje na używaniu w wierszach wszystkiego, co się wydarzyło przez wieki w mowie ludzkiej najgorszego. Gry słowne, kalambury, przekręcanie wyrazów, zestawianie szyku słów w natręctwie, głupstwie, niedojrzałym kokieteryjnym bredzeniu, by wydać się mądrzejszym niż się jest, dowcipniejszym, niż jest się w stanie. Poeta puszcza oko do czytelnika sugerując, że czerpał inspiracje z tych największych i z ich rozwiązań formalnych korzystał: Białoszewskiego, Wirpszy, Różewicza. Zresztą te nazwiska skwapliwie dodają krytycy zgodnym chórem. Odbiorca skonfundowany staje bezradny z tekstem:

mają swoje dobre strofy, a
wieczory
mają swoje dobre układy
logowań i wylotów; fazy
dzielą się na bakterie
i kwarki marzeń.
Sugestie kapłana?(…)

[Poranki]

Rybicki wiele uwagi poświęca trudowi towarzyszącemu powstawaniu takich wierszy:

(…) Patrz: gdy pisze się wiersz,
gazety sikają ze strachu,
a Ty otwierasz menu
nieba, wybierasz wcielenie
pod
maską sylaby
i idziesz na piwo. Hej!

[Przedziemskie nity, zardzewiałe]

(…)Mówię: gówno, bo
nie stracę wiele, a
nie stać
mnie więcej
nad podziw fasad i
elewacji.(…)

[Gówno]

(…)Ten tekst jest kratą, przez którą wyglądam.
Jeśli jestem w stanie przeczytać cokolwiek,
to znaczy, że wyglądam całkiem nieźle,(…)

[Wiersz bez tezy]

Poeta oprócz tworzenia całkiem nowych zestawień słownych próbuje szczęścia na polu fantazji erotycznych:

(…)Trójkąt ma trzy wierzchołki.
Co by się
stało, gdyby mężczyzna miał trzy członki,
a kobieta trzy pochwy?

[Ukończenie światła. Czat]

(…)Niestety, nie jestem gejem. Ani gejszą.
Niestety, moi koledzy nie są gejami.
Dlaczego wszyscy myślą, że jestem gejem?!?
A ja kupiłem sobie białe stringi;
zrobiłem zdjęcie
mojego tyłka w stringach
i za pomocą Photoscopa zrobię montaż
mojego tyłka i mojej brody i
to będzie zdjęcie autora na tylnej
okładce tomu
Motta robali.
Co autor miał na myśli?(…)

[Ukończenie światła. Czat.]

Nie wiem, co autor miał na myśli. I już nie chcę wiedzieć. Ale, by dowiedzieć się tej strasznej prawdy, która nawet nie jest gównem, trzeba było tomik przeczytać.
Jak mówił Witkacy, z literaturą toksyczną jest taki problem, że nie da sie jej zwymiotować, nie da się zażyć żadnej odtrutki, by zniwelować paralityczno drgawkowy efekt. Dlatego pozostaje metoda tylko przeczekania. W osłupieniu, w niemocie i pytaniu, kiedy się to wszystko skończy. I zaraz przychodzi odpowiedź: nigdy, ponieważ źli poeci, jak świat światem byli zawsze, mnożyli się jak robaki i nigdy nikomu nie przeszkadzali, ponieważ wszyscy wiedzieli, że to tylko robaki.

Kategoria: Bez kategorii | 8 komentarzy »

Wojciech Brzoska przez judasza. Niewysłuchana śląska modlitwa o istotność. Ewa Bieńczycka

17 czerwca, 2009 by

Czekałam na ukończenie czytania ostatniego tomiku Brzoski, który według ewangelicznego Judasza próbuje zorientować się, co się dzieje w życiu wykreowanego w wierszach podmiotu lirycznego, gdy nagle w środku nocy wyemitowano w TV Czeka na nas świat Robert Krzempka, film niedawno na Śląsku nakręcony (w całości dostępny na portalu YouTube).

Tomik Brzoski, jak i film, jest próbą sformułowania niemożliwego, toteż ze wszech miar poronioną i nieudaną.
Ale mimo wszystko są to próby pozytywne i zasługujące na pochwałę.
Jak poeta, tak i reżyser w reakcji na gąszcz śląskich komunikatów społecznych ubiera swojego bohatera w pozę rannego lisa. Prześmiewcze to i miejscami komiczne.
Niestety do tego rodzaju satyry potrzebne jest wyższe piętro spojrzenia na, co kondygnacja osiedlowego bloku jest niewystarczająca.

Gdy ukończyłam czytać tomik Wojciecha Brzoski natrętnie przyjmującego formę starotestamentowej modlitwy zastanowiłam się, na ile poeta ruszył poetycko problem Górnego Śląska, jako wspólnotowego domu, a na ile poskarżył się jedynie, że jego bohater nie ma gdzie mieszkać ze świeżo upieczoną małżonką i musi mieszkanie w familoku wynająć. I być może jedynie atrakcją tej poezji jest opis życia młodego człowieka od urodzenia bezradnego i bez szans. Bohater Brzoski – podobnie jak w filmie Krzempka, nieprzygotowany, roszczeniowy- w żądaniach adresowanych do Boga, jest nieskuteczny i śmieszny, jednak tylko częściowo odpowiada za fiasko.
Ta konstrukcja powiastek filozoficznych, począwszy od wolteriańskiego Kandyda, a powtarzająca się poprzez kolejne wieki w u utworach artystów jest tu z powodzeniem zastosowana. Krzempek stawia swojego trzydziestoletniego bohatera w sytuacji, gdy zostaje nagle losowo pozbawiony dotychczasowej stabilizacji egzystencjalnej i wyrzucony na zewnątrz w świat okrutny i nieprzychylny, w którym sobie nie daje rady. Bohater tomiku przez judasza podobnie próbuje coś w swoim życiu zainicjować, podobnie staje bezradny wobec życiowych wyzwań. Tak jakby region, w którym przyszło żyć bohaterom filmowym i poetyckim nie dawał szans.
modlitwa ze zgliszczy dedykowana, fotografikowi Michaelowi Ackermanowi mówi nie tylko o zgliszczach i fiasku związku uczuciowego młodych ludzi, którzy zamieszki we wspólnym domu, ale totalnie o rujnacji otaczającego świata. W tych modlitwach, próbujących ironicznie zawrzeć niemożność i buńczuczną pretensję, mimo wszystko jest jakieś wołanie o coś konkretnego, o skupienie się wyraźnie na czymś, a nie jak u poetów, kolegów Brzoski, rozpaczliwo-histeryczne poszukiwanie jakiejś ciekawostki, by móc napisać wiersz.

W tych wierszy oprócz socjologii samej poezji jest niewiele, ale zawsze coś. Zacytuję tu dla przykładu wiersz:

modlitwa z domu ojca

obcy wydaje się dom ojca, który uległ
przebudowie.
i nie ma w nim dziadków,
którzy przed paru laty przeprowadzili się do domu
pana, na wieki wieków.
i obcy wydaje się ogród, w którym za młodu
zrywałeś owoce z drzewa.
i w którym dziadek po wielekroć grzeszył,
w tajemnicy przed babcią paląc papierosy.
obce wydają się pokoje, strych i piwnica.
i triumfalny łuk w kuchni,
wzniesiony na cześć mamy.
obce wydają się wszelkie wejścia i wyjścia,
dawne zakamarki.
błogosławiony wydaje się dom ojca,
gdzie, w święto zmarłych,
rozmawiasz z nim jak z bratem.

Nie wiem, czy nostalgia za minionym, stereotypowa, pretensjonalna i tak pospolicie obecna na wielu blogach pragnąca swoją obecność jedynie egocentrycznie zaznaczyć w świecie, ale go broń Boże ruszyć.
I taka jest ta cała modlitwa, i taki jest Bóg, który tych modlitw wysłuchuje: marginalny, nieważny i nieistotny. Alienacja mieszkańca Śląska nie jest judaszowa, nie jest sprawcza, jest bezpowrotnie nijaka.
Przesłanie tomiku tak beznadziejne mówi czytelnikowi nie o judaszowym pokoleniu, które zdradziło. Mówi o bezprizorności uzurpatorów podpinających się pod kogoś, co coś zrobił, nieważne, czy źle czy dobrze.
Potrzeba niczajewowskich dreszczy jeszcze nie przeszywa tego tomu. Uśpienie i hibernacja poetów Górnego śląska w permanentnej, głupiej zabawie, jeszcze trwa:

(…)nie przyjął mnie pan o czasie,
albowiem rodzice ociągali się.
siedziałem za dnia na nocniku,(…)
[modlitwa z przekazu]


Ten przysłowiowy palec w nocniku dopiero czeka na odkrycie.

Kategoria: Bez kategorii | 15 komentarzy »

Adam Pluszka, Zwroty – Ile kebabów jest w stanie zjeść Adam Wiedemann?

16 czerwca, 2009 by

.

Adam Pluszka znany jest przede wszystkim z tego, że z innym Adamem Adamem Wiedemannem chodzi na kebab (Wiedemann, s. 51). W trakcie tych wieczerzy, w akcie transsubstancjacji, z Pluszką dzieje się rzecz niezwykła. Kiedy przełyka mięsną hostię w bułce z warzywami, polaną sosem czosnkowym, którą przyjmuje z rąk Wiedemanna, Adam Pluszka traci cielesność. Zrzucając powłokę z mięsa, ścięgien i skóry uwalnia swojego ducha, stając się poetą.

Adam Pluszka, jak śpiewał pluszowy klasyk: pisze wiersze nie od dziś. Obyty z rymami, poetykami, teorią użycia przerzutni oraz z innymi niezbędnymi pod względem warsztatowym przyborami intelektualnymi z zestawu Młodego Poety, Pluszka Adam tworzy teksty zwyczajnie piękne. Oto jeden z nich:

bo. kiedy dyktowałbym ci mój
adres internetowy, zakończyłbym
tak: małpa.wp.pl
PI jak Pluszka bez uszka.

[Gdybym był van Goghiem, wolałbym mieć swoje nazwisko]

Taka perła, jak większość pereł z tomiku Pluszki pt. Zwroty, pewnie spoczywałaby do dziś na dnie któregoś z oceanów, gdyby nie Adam Wiedemann. To on, jako jeden z trzech jurorów konkursu: Tyska Zima Poetycka – po debiucie (2002), wśród mułu i gnijących wnętrzności perłopławów literackich, każdego roku oblegających Teatr Mały w Tychach, który w tym czasie zmienia się w Zatokę Mannar, dostrzegł i wyłowił perełkę: Adama Pluszkę podanego w promocji razem z tomiczkiem: Zwroty.

Czy to Wiedemann wpadł na Pluszkę, czy może Pluszka na Wiedemanna? Nie wiadomo. Równie dobrze można rozmyślać nad tym co było pierwsze: jako czy kura? Nikt nie wie także kto komu pierwszy fundnął kebaba czy Pluszka postawił Wiedemannowi czy Wiedemann Pluszce.

Podobnie jak kura, która jest nie do pomyślenia bez jajka; podobnie jak kebab na ostro w ustach Wiedemanna, który jest nie do wyobrażenia bez Pluszki – tak sam Pluszka jako poeta jest nie do przyjęcia bez Wiedemanna. Wie o tym Wiedemann, nie wie o tym kebab, domyśla się kura i ma tego świadomość Adam Pluszka, który specjalnie na tę okazję przygotował wiersz ku czci szanownego jurora:

Na piaszczystym płaskowyżu Adam
stal niemal nagi. Na biodrach miał
przewiązaną przepaskę, (mniej przepaskę,
bardziej sączek). Jedną rękę wzniósł jak
Jezus, drugą wskazał pępek.
Powiedział: to jest środek świata.
Pora na komentarz Sylwii:
„pępek pępka jest pępkiem”’.

[Sen o Adamie Wiedemannie z komentarzem]

Trudno się w tej sytuacji dziwić Adamowi, że wybrał Adama. Że kebab jedzony w takim towarzystwie ewoluuje smakowo i estetycznie w kierunku najwykwintniejszej potrawy kuchni francuskiej to także nie dziwi. Trudno się dziwić kurze, że znosi jajka i jajku, że daje początek kurze. Taki to już bieg rzeczy i porządek natury.

Czytelnik dziwić się może jedynie temu, że dziwi się gdy czyta wiersze Pluszki z tomiku Zwroty. Dziwić się temu, że w ogóle takie coś ujrzało światło dzienne w nakładzie 500 egz. i że takie coś własnie on czyta. Ale tego zdziwienia, gdy tylko zakiełkuje w myślach, powinien się czytelnik wstydzić. Powinien zwiesić głowę, spojrzeć w ziemię. Dostrzec w prochu własne dziwiące się jestestwo i w ramach pokuty odstać trzy godziny na żwirze, na gołe kolana. Popełniając grzech zdziwienia podważa bowiem trafność wyboru samego Wiedemanna, który nigdy w życiu się nie zdziwił, nawet gdy typował m.in. taki wiersz Pluszki:

Chusteczką Soft Screen
przetarłem sobie buty.

[I X . Plazma]

na zwycięzcę w kategorii: Śląskie Hajku Tyska Zima Poetycka!

Związek Wiedemann-Pluszka-Pluszka-Wiedemann jak pokazała historia okazał się być wyjątkowo płodny. Kolejne tomiki / dzieła Adaś Pluszka produkuje ze stałą prędkością: 2 sztuk / rok. Ile ów literacki duet przejada kebabów? Tego nie wiadomo.

Kategoria: Bez kategorii | 4 komentarze »

Nagroda Literacka Gdynia

14 czerwca, 2009 by

.

Moniko Mosiewicz i ty anonimowy biały psie ze zdjęcia Ewy Bieńczyckiej – nie martwcie się.

Nie dla nas nagrody. Nie dla nas uznanie żiri wszelkiej maści.

Pewnie nie wiesz Moniko, ale „Traktat o odchudzaniu się przy grilu” wysłałem do Gdyni na konkurs recenzencki.

Oto historia dziejów tego traktatu:

do świętości potrzeba trzech majli:

majl pierwszy:

nlg1

majl drugi:

nlg2

majl trzeci

nlg3

i dla pewności: mejl czwarty

nlg4

nachalny majl piąty

ngl5

skończyło się tak, że jakaś Pani poweiedziała, że mój interlokutor jest bardzo zajęty i że skontaktuje się ze mną telefonicznie. Fakt: Pan zadzwonił z numeru: ************** poprosił, żebym nie jechał do Gdyni, żebym się nie fatygował bo wygrała jakaś lokalna recenzentka. Pan powiedział także, że było bardzo mało recenzji, że nie było z czego wybierać – aż 6 sztuk!

To skandal – odpowiedziałem. Pan zgodził się ze mną: To skandal! – odpowiedział. I na tym skonczyła się nasza pogawędka.

Moniko, następnym razem nam się uda. Zobaczysz! Trzymaj za mnie kciuki, ściskaj za mnie udka, a ja bede ściskał kciuki za ciebie!

Pa & Pozew

Kategoria: Bez kategorii | 17 komentarzy »

Paweł Lekszycki wiersze przygodowe i dokumentalne. Niepotrzebności śląskiej poezji ciąg dalszy. Pani Bieńczycka.

12 czerwca, 2009 by

S Z Y C O W N I K ŚLĄSKI, aktualny blog osobisty Pawła Lekszyckiego poczytałam dla spokoju sumienia, gdyż tomik, który chcę tutaj omówić dotyczy twórczości artysty sprzed dziesięciu lat i miałam nadzieję, że ten start poetycki podziałał na artystę rozwojowo.
Oczywiście odwiedzając sieciowy blog nigdy nie zabrnęłabym dobrowolnie w cudzą rodzinę, chrzest, problemy ojcostwa, wywiązywania się z obowiązków coniedzielnego uczestniczenia we mszy świętej autora omawianego tomiku, ani bym pewnie i też tomiku nigdy nie przeczytała, gdybym tutaj blogowo nie postanowiła zbadać fenomenu tak obfitej boskiej ingerencji w Czarny Śląsk, gdzie bociek przyniósł na te ziemie tak wiele talentów poetyckich.
Ponieważ blog poety Pawła Lekszyckiego zajmuje się głównie problemami Górnika i Cracovii, a ja o tych sprawach pojęcia nie mam, wróciłam szybko do lektury tomiku, który trzymam w ręce.

Niewielki tomik Lekszyckiego jest złożony z dwóch części. Pierwsza to sim city mówi o mieście, a tytuł sugeruje grę komputerową za pośrednictwem której poeta chce miasto czytelnikowi pokazać.

Pamiętam całkiem niedawno, jakieś pięćdziesiąt lat temu, telewizja Katowice prezentując dziecięcy program regionalny wylansowała całkiem chyba przypadkowo piosenkę, która była bardzo popularna brzmiała mniej więcej tak:
o cholera, Katowice, moje miasto ukochane, o cholera…
Wtedy słowo cholera miało na celu oswojenie odbiorcy, spoufalenie się z nim za cenę wejścia w jego łaski, podlizania się mu. Wszyscy widzieli, że na głowę spadają całe płachty sadzy, okna trzeba myć niemal codziennie, bo nic nie widać, ale miasto to trzeba, tę rozkoszną fleję, tego kochanego brudasa kochać.

Nie inaczej jest w twórczości Pawła Lekszyckiego. Pół wieku mija, a poeta śląski bierze na warstat znowu swoje ukochane miasto.
Wkleiłabym tu bardzo reprezentatywny wiersz pt naprzód bez celu dedykowany zosi i wojtkowi, ale boję się, ponieważ na osobistym blogu autora wyczytałam, że poeta ma zamiar pozwać do sądu redakcję Faktu za umieszczenie bez jego zgody jego wizerunku. Znam już ten ulubiony sposób dzisiejszego poety na rozproszenie własnej wewnętrznej nudy prawdziwym sądem, więc dziękuję bardzo, nie chcę odpowiadać za publikację wiersza bez zezwolenia.

Dlatego ograniczę się jedynie do opisu wiersza. W tym wierszu kilkoro ludzi przechodzi dolnym przejściem dworca kolejowego Katowic, rejestruje oczami leżące na marmurowej posadzce śmiecie, ludzi przy dworcowym barze, bezdomnych w pudełkach, siada na ławce, wyciąga kanapki przyniesione z domu i patrząc na szybę, je zjada.

(…)po czym zaczęliśmy przyglądać się baczniej
temu, co spoza szyb poczekalni
ciągle przynosi najświeższe dane
o stanie naszej poezji.(…)

[naprzód bez celu]

Nie wszystkie jednak wiersze przejawiają troskę o poezję śląską. Częściej jednak obiektem zainteresowań są zaprzyjaźnieni z autorem poeci.
W zestawie tym warto odnotować wiersz dotyczący Krakowa. Poświęcony jest Pawłowi Sarnie i zatytułowany wrigley spearmint.
Mówi o tym że Paweł Sarna chodzi z podmiotem lirycznym po Krakowie żuje gumę i mówi, że zucie jest piękne
W drugim zestawiesłodkie żale poeci – przyjaciele Pawła Lekszyckiego pojawiają się śmielej w wiekszych ilościach:

jedną tylko czułą frazą
zechciej natchnąć mnie Panie
skłonną nakłonić
anitę jeśli nie annę
do grzechu

[któregoś dnia sarna mając na myśli lekszyckiego mówi do chłopka i brzoski ani ani ani anity”]

W wierszu z piątku na niedzielę poświęconemu Adamowi Pluszce podmiot liryczny zastanawia się co wyniknie z rozmów z Adamem Pluszką, a wie już z góry, że po to idzie do jego mieszkania:

(…)żeby zamienić kilka słów
na kilka wódek. rozmawiać o dupach,
trochę o filmie, o absolucie,(…)

potem wiersz jest poświęcony postaciom bardziej odległym: Małyszowi, Wendersowi, Bunuelowi, von Trierowi.
Wiersz chcica wraca jednak do swojaków. Dedykowany poecie R. Chłopkowi opowiada o ciężkiej sytuacji podmiotu lirycznego, którym jest urodziwy poetą, o którego zabiegają chłopacy, na którego dybią Turcy, ale on, ten bohater wiersza mówi stanowcze nie, bo jest uczciwy, bo jest zajęty.

Szkoda wielka, że tym chwalebnym przykładem nie poszedł autor całego zestawu wierszy. Nie zauważył, że jest zajęty swoją pracą zawodową, rodziną, dzieckiem, zarabianiem pieniędzy, samochodem.
Wiadomo, że nikt nie pohamuje obecnych w tym tomiku zaprzyjaźnionych poetów z Pawłem Leszczyckim: Ryszarda Chłopka, Adama Pluszkę, Pawła Sarny, Macieja Maleckiego, nikt już nie zatrzyma produkcji i nadprodukcji ich utworów.
Ten tomik, wydany prawie dziesięć lat temu widocznie tak zachwycił śląskich recenzentów, że spowodował kolejny słowotok w następnych kilku tomikach, które zdążyły się już pojawić.
To klasyczny przykład młodzieńczego egocentryzmu, zadufania, wywalania na powierzchnię wszystkiego, co poeta doświadcza w ciągu dnia, bez żadnej selekcji i wstydu.
Wstyd to właśnie pohamowanie zwierzęcej, barbarzyńskiej kopulacji, którą fałszywy poeta na oczach całego świata dokonuje nie potrafiąc się powstrzymać i wierszy nie pisać.

Kategoria: Bez kategorii | 17 komentarzy »

Marta Podgórnik, Pięć opakowań. Prowokacja polsko-amerykańska

11 czerwca, 2009 by

.

Dwadzieścia lat temu społeczeństwo polskie zachwycało się kolejnymi fetyszami wolności i swobód, szturmem podbijającymi bez ograniczeń żelaznej kurtyny rzeczywistość, w której jeszcze nie tak dawno wszystko miało być wspólne.

Wartości świata zachodniego, których źródło biło gdzieś między szybami roponośnymi w stanie Texas, musiały się spodobać. Plakatowy sheriff z dnia 4 czerwca był symbolem sprawiedliwości, która w samo południe zatriumfuje na dzikim wschodzie.

Legenda głosi, że kiedy sheriff z Texasu Cordell Walker rzuci kamieniem w niebo, to powstaje nowa galaktyka. Dlatego nie można mieć pretensji do żelaznej kurtyny, że ustąpiła pod ciężarem parówki w bułce zwanej hotdogiem.

Sama historia recepcji kulinarnej i semantycznej hotdoga na gruncie polskim zasługuje na uwagę. Kategoria hotdog długo nie miała swojego polskiego odpowiednika. Jednakże dzięki niedawno powstałej tzw. Nowa Szkoła Tłumaczy Pomostowych Poezji (NSTPP), wszelkie trudności lingwistyczne i semantyczne, z którymi borykali się klasyczni tłumacze odeszły do lamusa historii. Bowiem dzięki użyciu dwóch tzw. języków pomostowych – tj. języka rosyjskiego: i języka niemieckiego: heiss Hund ostatecznie ustalono, że polskim odpowiednikiem kategorii hotdog będzie pojęcie: mielonego.
Tłumacze z NSTPP w uzasadnieniu wyboru wskazują na pomost semantyczny, który mielonego (klasyka kulinarnego każdej jadłodajni) z rzeczownikiem pies. Kluczowym okazała się tu popularna w latach 70. i aż do końca lat 80. definicja mielonego: kotlet drugiej kategorii, pies pomielony wraz z budą.

Klasyczni tłumacze wskazują na istotną słabość tej translacji. Ich zdaniem specjaliści z NSTPP nie uwzględnili w tłumaczeniu ważnego aspektu hotdoga a mianowicie jego mobilności. W odróżnieniu od mielonego, hotdog jest daniem na wynos z kategorii: fast food.

Wracając do meritum.
Amerykańskie wartości wbijane były w polski grunt podeszwami oryginalnych adidasów lub
ich zamienników sofixów. Jeszcze nie było produktów made in China a kowbojki jakoś się nie przyjęły w polskim klimacie.

Wszyscy jedli hotdogi.
Wszyscy pili coca colę.

Powyższe generalizacje są jedynymi twierdzeniami ogólnymi o wartości logicznej 1. Nie było takiego A gdzie A oznaczało konkretnego X które nie napiło się coca coli, nie zjadło przynajmniej jednej parówy w bułce utaplanej w musztardzie.

Nie na wszystkich obszarach amerykańskie wzorce oddziaływały równie skutecznie. Najbardziej zapóźnioną płaszczyzną amerykanizacji okazała się być poezja. Trendy amerykańskie zostały tu oficjalnie docenione w 2008.

W tym roku stosowny minister odpowiedzialny za ogólna kondycję ducha narodu polskiego, wyasygnował środki na stypendium dla Marty Podgórnik współczesnej i niezwykle utalentowanej polskiej poetki. Podgórnik dzięki ministerialnemu wsparciu, na które de facto złożył się cały naród płacący podatki, stworzyła dzieło niezwykłe pt. Pięć opakowań.
Ów tomik poetycki, jak na każde dzieło niezwykłe przystało, wydany został w wrocławskim Biurze Literackim oficynie równie niezwykłej jak wszystkie dzieła w niej wydane.

Poezja Podgórnik nawiązuje wprost do klasyki literackiej USA. W tekście rozpoczynającym tomik Pięć opakowań świadomie wykorzysta klisze kulturowe zza wielkiej wody:

Pożegnała się z Matthew i panią Curtis i weszła do budynku
wraz z Andym, który podskakiwał brykał i machał rączkami,
porozumiewając się jednocześnie z kolegami. Myśli Daphne
wciąż krążyły wokół osoby nowego dyrektora. Interesujący
człowiek. Po pewnym czasie ujrzała go znowu, idącego
korytarzem ze stosem papierów. Według pani Curtis czytał tu

[z największą przyjemnością]

Inspiracja poetycka ma tu określony rodowód. W konstrukcji obrazów i nastroju Podgórnik explicite nawiązuje do twórczości Danielle Steel. Ta amerykańska poetka w swoim debiutanckim tomiku Once in Lieftime (polskie wydanie: Danielle Steel, Raz w życiu, tłum. Katarzyna Petecka-Jurek, Bohdan Petecki, Katowice 1994) zdaniem światowej krytyki stworzyła system narracji tasiemcowej. Dodać należy, że twórcą tzw. narracji tasiemcowej był sam Aaron Spelling, producent telewizyjnych seriali tasiemcowych, które zdobywały serca publiczności na całym świecie. Steel jednak była pierwszą poetką, która ten styl narracji i sposób obrazowania użyła w poezji. Oto mała próbka:

Ten wtorek przejdzie do historii. Nikt dziś nie zrywa kontraktów
płytowych z takim wdziękiem, w takim stylu, z taką nonszalancją.
I tak trudno kochać. Życie gwiazdorów rocka bywa równie ciężkie,
co życie królowych disco, przy czym bywa krótsze.
Takie myśli gnębiły gitarzystę prowadzącego. Jeszcze wczoraj czuł się
bardzo dobrze. I nagle ta chałtura na prowincji. Nic nie zapowiadało
katastrofy. Zaparkowali busika na jedynym w mieście parkingu strzeżonym,
dwie minuty drogi od hotelu, po czym udali się do hotelowej
restauracji. Ich humory nie były co prawda szampańskie, bo właśnie
ogłoszono listę nominacji, a ich, naturalnie, znowu nominowano

[Gwiazdor rocka i królowa disco]

Polska poetka stara się rozwinąć twórczo te zaułki poetyki Danielle Steel, w których ta utknęła. To, co wydawało się być martwym punktem dla Podgórnik stało się punktem wyjścia. I tak w tekście: Moja siostra urodziła się głucha, Marta Podgórnik twórczo powiąże koncepcję prywatnego języka z metafizyką uczuć. Napisze:

Jesteśmy bliźniakami i zawsze czułem się z nią bardzo blisko
związany. To śmieszne ale wypracowaliśmy sobie nasz
własny, prywatny język. Był to jakiś zupełnie pomylony język
migowy, ale dobrze nam służył. Jednak moi rodzice umieścili
siostrę w szkole. W szkole, jakie istniały trzydzieści lat temu,
w których pozostawało się do końca życia.

[moja siostra urodziła się głucha]

W bezpośredniej narracji, która przejmuje za amerykańską poetką Marta Podgórnik, oprócz określonego ładunku emocji, zawiera się coś jeszcze. Coś niewerbalizowalnego ale równocześnie coś swojego coś, co urzeka klasycznego jedermana.
Po raz pierwszy ów niewerbalizowalny fenomen dostrzeżony został przez krytyków w tekście Lido Dream, pochodzącym z wspomnianego tu już tomiku Once in Lifetime
Danielle Steel pisze:

Pewnego dnia dziedziczka z Nautillus Island pojechała taksówką na
lotnisko, skąd wzięła samolot do Lido. Zapewne wtedy ją bezczelnie
oszukano, bo na miejscu nie uświadczyła bynajmniej atrakcji turystycznych,
rozrywek ani szeroko pojętych wód.

[Lido Dream]

Tajemnica niewerbelizowalnego fenomenu polega na tym, że takie fragmenty jak wyżej cytowany poddane recepcji w nieskończonej jednostce czasu, niezależnie od rozwoju wiedzy i kultury będą posiadały zawsze taką samą wartość semantyczną.
Marta Podgórnik jako poetka w tomiku Pięć opakowań do końca wykorzystuje okazję na nieśmiertelność myśli pierwotnej, która nigdy nie ulegnie zafałszowaniu w ramach krytyki literackiej i dyskusji poetyckiej. W tekście pt. Samolot lekko wykaże się umiejętnością opanowana do perfekcji posługiwania się niewerbalizowalnym fenomenem:

Samolot lekko podskoczył, dotykając kołami płyty lotniska
w Los Angeles, i zanim ostatecznie wytracił szybkość i skręcił
w stronę portu, zdawało się, że nadal szybuje nad betonowym pasem

[samolot lekko]

Pieniądze podatnika zainwestowane w amerykanizację polskiego ducha i kultury dzięki Marcie Podgórnik i jej wydawcy nie poszły na marne. Polska poetka nie jest zwykłą epigonka Danielle Steel. Przeciwnie, twórczo wykorzystuje niektóre ze schematów jej poetyki, a także stara się stworzyć w porozumieniu z wydawcą – coś własnego, rodzaj artystycznego novum.
Efektem tych starań jest nota na okładce:

PODCZAS PRAC NAD KSIĄŻKA AUTORKA KORZYSTAŁA ZE STYPENDIUM
MINISTERSTWA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO
ŚRODKI Z FUNDUSZU PROMOCJI TWÓRCZOŚCI.

Kategoria: Bez kategorii | 20 komentarzy »

Paweł Sarna Czerwony żagiel. Próba ucieczki ze Śląska. Pani Bieńczycka

10 czerwca, 2009 by

Próba oczywiście nieudana, ze Śląska nie da się uciec, ponieważ tutaj jedynie można sobie cieplutko siedzieć i pisać.
Im większa prowincja, im większe zadupie, tym artyści nominowani są na największych i potężniejszych (co sobie będziemy żałować).
Pisać tu można o wszystkim, absolutna wolność w wyborze o czym się pisze i będzie pisało jest po to, by produkcja szła pełną parą i by plan realizować, wydajności nie obniżać, a wiersze wydobywać. O stachanowskim wymiarze poezji śląskiej Paweł Sarna napisał już w swojej cenionej tu bardzo pracy Śląska awangarda. Poeci grupy Kontekst poświęconej Włodzimierzowi Paźniewskiemu, Stanisławowi Piskorowi, Tadeuszowi Sławkowi i Andrzejowi Szubie.

Nie wiem, na ile dług płacony swoim uczelnianym zwierzchnikom zaciążył na osobistej twórczości poety Pawła Sarny, ale po powtórnym przeczytaniu tomiku Czerwony żagiel chyba znacząco, ponieważ alienacja z autorskiego przeżycia doprowadza w nim autora już do histerii i lęku przed wpływem.
Wpływ znaczny widać już w tomie Pawła Sarny Biały OjczeNasz, gdzie egzaltacja religijna i deklaracja wiary w Boga osiągnęła takie apogeum, że historycznie udokumentowała czasy, kiedy zachłyśnięcie się religią było tak wielkie w naszym regionie, że nawet na katowickiej ASP modelki musiały nosić majtki.
Ale rozluźnienie obyczajów następuje piorunem i jak nasi przodkowie musieli czekać na rewolucję seksualną całe pokolenie, to teraz pokolenia są tak skołowane, że w jednej zaledwie dekadzie poeci muszą ulęgać ciągłym przemianom i optować za absolutnie sprzecznymi sprawami równocześnie. Po to mamy postmodernizm, byśmy się w kadzi piekielnej gryźli, piekli i podsmażali, a to co wypłynie, to oczywiście zawsze będzie złotem, bo od tego mamy sztab śląskich krytyków.

Ale Sarna, jako mutacja poety niewinnego i anielskiego, jak piszą krytycy w Czerwonym żaglu wybiera styl pisania młodopolski. Toteż symbolizm życia seksualnego ulega sublimacji i delikatności.
W odróżnieniu od niedawnej wypowiedzi Marka Trojanowskiego tutaj na blogu o własnych gustach seksualnych, Paweł Sarna pisze:

(…) płoniemy oboje tak jasno,
a kiedy gaśnie światło
to jest nam mniej ciasno).(…)

(To tylko burza)

Nie wiemy, jakiej płci jest bohater erotyków tego tomu, ale z sonetów Szekspira wynika, że nie ma to dla czytelnika znaczenia. Wiemy tylko, że obiekt westchnień podmiotu lirycznego jest podmyty:

I jasny
musisz mi bliski być
i jasny w sobie
dla ciebie dzień
ciężkiej piany i wody
i nie usłyszy cię
most którędy
przeszedłeś przechodzą
osty bo nie usłyszy cię
most który śpiewa
ale usłyszy cię
(
usłyszy cię oset)
okrutny i ostry
musisz mi lekki być
i w sobie jasny
j a k kamień
kiedy podmyty zostaje.

Wiesze w tym tomie, wbrew zachwytom nie są ani wzywaniem bogów, zaklinaniem świata, z pierwotnymi formami modlitwy jak napisze Jakub Winiarski, ani podmiot liryczny nie jest Tezeuszem, jak wmawia Łucja Abalar.
Rozbiórka tych wierszy wymagałaby szczegółowego wyliczania, a ta krótka notka nie ma na celu produkowania kolejnej pracy analitycznej. Ponieważ wiersze skonstruowane są na obsesyjnym międleniu symboliki czy też i konkretnego mostu, pod którym przechadza się podmiot liryczny i słowami poety próbuje coś z tej przechadzki mieć – a to opisując kamień, a to oset, a to ptaki – następuje coraz większe udziwnienie nieprawdopodobnymi sytuacjami i czytamy zdumieni np. o śmiejących się ptakach.
Oczywiście, zgadzam się z krytykiem Jakubem Winiarskim, że ta poezja nie ma nic wspólnego z surrealizmem. Nic a nic. Ale też nie ma wspólnego z innymi kierunkami w sztuce.
Zaczadzony poezją Stanisława Piskora, którego zmuszony jest analizować w swojej pracy zawodowej, poeta Paweł Sarna nie jest w stanie normalnie, jak młody człowiek przejść rzekę i pokontemplować świata, ani też przeżyć miłości z najdroższą osobą.

Wiersz Bezrobotny Lucyfer z tego zbioru, który jest prezentowany na literackie pl. mówi o tęsknocie do najdroższej osoby, wysłanej na zarobek najprawdopodobniej na inny kontynent. Podmiot liryczny uwiązany do Śląska, bo wiadomo, uciec stąd nie sposób, patrzy na hałdy jak Słowacki lub Bonowicz na ocean:

(…)pracuję nocą
(dlatego znikają hałdy) i dym się roznosi
i piekło
wychodzi z objęć (…)
(Bezrobotny Lucyfer)

Podmiot liryczny przedzieżgiwuje się w Lucyfera, ponieważ płonie pożądaniem do najdroższej osoby. Ale musi siedzieć tu na Śląsku, gdyż pisze kolejny elaborat o poezji Stanisława Piskora. Nie uważa tego jednak za pracę istotną. Dlatego ironicznie nazywa siebie bezrobotnym Lucyferem. Dopiero jak skończy i zdobędzie dodatkową ilość zajęć na uczelni, Lucyfer zacznie pisać kolejne erotyki o najdroższej osobie i już z całą bezwzględnością nauczać będzie o własnych wierszach:

(…)pracował będę nauczał o tobie
pod twoją obronę uciekamy się(…)
(Bezrobotny Lucyfer)

Ambiwalencja pomiędzy tematyką śląską a neutralnością opisów mostu, ostów i kamieni zawarta jest też w wierszu sławiącym świętych i patronów Górnego Śląska:, Gdy Barbara po wodzie, na Pawła powodzie. Z listu od narzeczonej, nie mojej.
Wiersz jest poświęcony drugiemu poecie Górnego Śląska Pawłowi L., którego tu będę niedługo omawiać, a z którym Paweł Sarna wydał wspólnie tomik.
To wiersz pisany kursywą, pisany jest bełkotliwym językiem kobiety, która domaga się dla siebie większej uwagi pod pozorem troski o adresata. Jest to ważny wiersz metaforycznie ilustrujący stosunek Pawła Sarny do mitu poeci śląscy.
Oczywiście w całej twórczości Pawła Sarny nie ma śladu troski o stan poezji na Górnym Śląsku, ponieważ nie ma takiej potrzeby. Poezja ma się tutaj świetnie, jest tyle wspaniałych recenzji na literackie pl.

Być może głównym wnioskiem po dotychczasowych lekturach twórczości poetów śląskich jest pomylenie produkcji z twórczością przez naukowców z Uniwersytetu Śląskiego. W tym regionie pomylić się łatwo, skoro chodziło zawsze tutaj tylko i wyłącznie o wydobycie jak największej ilości węgla.

Kategoria: Bez kategorii | 21 komentarzy »

« Wstecz Dalej »