`
18 kwietnia na spotkaniu towarzyskim zadałam pytanie: – z jakim wersem kojarzy ci się współczesna, polska poezja. Zwyciężył tytułowy tekst. Zaraz za nim uplasowało się satanistyczne przesłanie o porach
„Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.
Niosłem je za plecami, trzymając jak krzyż”
Znajomy gardłował i prawie obraził się na śmierć, ponieważ nie zgodziłam się uznać za poezję, piosenki w wykonaniu Tymona Tymańskiego „Biały miś”. Według mojego kolegi to najważniejszy wiersz po drugiej wojnie światowej w genialnej interpretacji Tymona i tylko osoby niekompetentne, w tym wypadku ja oddzielają muzykę od słów myśląc o poezji. Dlatego na wszelki wypadek wklejam to dzieło ( Tymon w wersji dla gimnazjalistów bez kurwowania) , które przetrwało lata. Sprawdziłam, że słowa zostały napisane na początku lat siedemdziesiątych przez żołnierza tęskniącego za ukochaną. Taka przerwa w niewidzeniu miłości swojego życia spowodowała wykwit tekstu jak czyrak.
Wracając do zwycięskiego tekstu. Najważniejszy był kontekst. Prawie matka Teresa przekonała nas, że tylko rymowane teksty mają szanse na przetrwanie w zbiorowej świadomości miała rację. Do 18 kwietnia nie znałam poezji Zbigniewa Sajnoga, a już dzisiaj wiem o czym jest wiersz o flupach. A wszystko to dzięki jednej rymowance.
I tak w ten mroczny wieczór za sprawą poezji innym okiem spojrzałam na otaczających mnie ludzi. Nie było już osób wylewających się z telewizora (w klubach włączony telewizor na program informacyjny to zgroza) zachowujących się jak zombie, a moja kawa przestała być gorzka. Gdybym nie miała pomalowanych mocno rzęs, rozpłakałabym się ze wzruszenia, że poezja w narodzie nie ginie, że poezja przetrwa.
Dlatego na zakończenie posiłkując się słowami poetów:
Życzę wam orgazmu permanentnego, nie tylko twórczego.