.
W wieku 17. lat przeciętny nastolatek upija się, pali papierosy, przeprowadza pierwsze poważne eksperymenty na narkotykach i płci przeciwnej. Nastoletnia idylla trwałaby w nieskończoność gdyby nie to, że kiedyś trzeba dorosnąć.
Kiedy jedni tak sobie popijali i popalali obmacując się w trakcie wolnych kawałków puszczanych na piątkowych dyskotekach, inni w pocie czoła zmagali się z wewnętrznymi demonami i duchami dziedzictwa narodowego. W izolacji od świata zewnętrznego prowadzili bój na śmierć i życie, w którym stawką była scheda po Mickiewiczu.
Jednym z takich paladynów a dokładniej rzecz biorąc: paladynką poezji jest Marta Podgórnik. Jako nastolatka, Marta zamiast serc rówieśników podbijała serca jurorów w konkursie im. Bierezina. Czy poszła w bój nieprzymuszona? Czy może powodowała nią siła, której nie potrafiła stawić czoła? Czy nastolatka z tyłozgryzem i protruzją siekaczy miała inny wybór niż zatracenie się poezji?
Ciekawe jak zareagowało ciało pedagogiczne, w szczególności belfer od języka polskiego kiedy dowiedział się, że jego siedemnastoletnia uczennica wygrała konkurs poetycki, który wówczas jeszcze cieszył się sławą i uznaniem? A może nastoletnia Marta nie pochwaliła się sukcesem? Może „Próby negocjacji” – swoje debiutanckie dzieło – ukryła przed światem tak mocno, jak tylko nastolatka potrafi ukryć dojrzewające i twarde piersi przed ciekawskimi kolegami z klasy?
Marta Podgórnik dorosła. A że była tak dobra w walce z duchami natchnienia, to natychmiast wpadła w oko literackiemu alfonsowi. Artur Burszta przygarnął pod swoje opiekuńcze skrzydła (te same, pod którymi zabrakło miejsca dla Jakuba Winiarskiego) młodą i jakże uzdolnioną poetkę Podgórnik Martę, która (podaję za Wikipedią): „w internetowym serwisie Biura – „Przystani” zamieszcza felietony i odpowiada za dział poetyckich debiutów”.
Jedno z powiedzonek w światku poetyckim brzmi: „Nie masz pieniędzy na ksero? Zadzwoń do Burszty, on wyda wszystko”. Marta Podgórnik nie musiała do nikogo dzwonić. Artur Burszta urzędował od 10-18.00 w pokoju obok. Wystarczyło kilka uśmiechów, spojrzeń i wspólnie wypita kawa, by kolejne dzieło poetki Podgórnik, pt. Dwa do jeden, znalazło się w planie wydawniczym Biura Literackiego na rok 2006.
Dwa do jeden wydane zostało w tym czasie, kiedy w Polsce dominowała powszechna moda na głupotę: Justyna Radczyńska wydaje swoje dwa dzieła kanoniczne: Podmiana Joli Grosz oraz Nawet, powołana zostaje nonsensopedia oraz kanał youtube, w którym furorę robią najgłupsze filmy. Innymi słowy – Dwa do jeden Marty Podgórnik nie było na tle epoki ani dziełem wyjątkowym ani odosobnionym – trzeba mieć to na uwadze rozpoczynając studia tekstów z wzmiankowanego dzieła.
W Dwa do jeden autorka prezentuje się czytelnikowi jako Kolumb semantyki. Autorka używaj języka jako środka lokomocji, by dotrzeć do nieznanych nikomu (poza rzecz jasna tubylcami) nowych Ameryk Znaczenia. W podróży poetka słyszy różne dźwięki, dominującym jest „pohukiwanie”. W wierszu W zdrowym ciele zdrowy duch, Marta Podgórnik napisze:
pohukują od samiuteńkiego zaranka! Proszę pedagogów
by używali ile wlezie der Sein neutrum i za dobre euro
wzięli, iż każden dostał minimum sześć lat alma dręczarium;
potem i tak biorą nas na blat urzędy; chwilę kwilę by
nie pauperyzowali interpunkcji;
[w zdrowym ciele zdrowy duch]
Jak przystało na podmiot liryczny w poezji kobiecej, tak i w tym przypadku mamy do czynienia z podmiotem kwilącym. Ale ni to jest najważniejsze. Także nie problem „ der Sein neutrum” oraz „dobrego euro”, „alma dręczarium” czy „pauperyzowanej interpunkcji” – tu rozum wywiesza białą flagę a kanony estetyczne i interpretacyjne w obliczu podobnych głupot popełniają zbiorowe samobójstwo. Najważniejszy w tym wierszu jest zdanie:
Pohukują od samiuteńkiego zaranka!
Co znaczy pohukiwać? Słownik języka polskiego podaje dwa znaczenia:
1. pokrzykiwać, wydawać okrzyki, a o przedmiotach także: rozbrzmiewać od czasu do czasu;
2. łajać, strofować kogoś udzielać komuś napomnienia lub nagany co pewien czas
Nieważne na które znaczenie się zdecydujemy, gdyż kolejny problem interpretacyjny związany jest z wyrazem: „samiuteńki” oraz z kategorią „zaranka”. Dlaczego autorka zdecydowała się na dziwaczną formę zaimka? Czy „zaranek” różni się tym od „przedranka” że jest za gdy tym czasem ten drugi jest przed porankiem? Wydaje się, że tylko odpowiednio odżywiony oraz wystarczająco dobrze dotleniony mózg Profesjonalnego Krytyka Literackiego może w tym przypadku odważyć się na podróż ścieżką o nazwie: „Co poetka miała na myśli…”
Kolejny nieznany nikomu ląd semantyczny, który odkrywa Marta Podgórnik opisany został w wierszu: Carramba dla Doren silvestri. Oto fragment relacji z odkrycia:
półobrót: mleczna tafla mgły przędzie szlaban na powrót,
chociaż można by pertraktować z tak zsiadłym deszczem.
potrujmy się dniem jeszcze: w twoich włosach skrzy
diadem białego talku spod kół łunochodów
[Carramba dla Doren silvestri]
W pierwotnej wersji wiersz ten Marta Podgórnik zadedykowała:
„Wszystkim tym, którzy maja ochotę podyskutować na temat poezji”
Z oczywistych powodów wiersz został wydrukowany bez dedykacji.
Łatwo się domyśleć, że inny fragment, innego wiersza będzie dotyczył czegoś innego – tylko pytanie jest identyczne: czego? Proszę zgadnąć:
Listy po renowacji wzruszają jak nowe, budująca lektura.
Detergenty pachną gdy cykuta siada jak karminowa mgiełka
na dnie wanny. Czas przestać myśleć o nośności frazy, a
nakręcić śmieciami i życiem modelek, dać się rżnąć światu
[repetytorium dla adolescencji]
W interpretując cytowany fragment wiersza Marty Podgórnik poczułem jak ogarnia mnie wstyd. To dziwne i rzadkie uczucie. Nie doświadczam go często. Rozmyślając nad „karminową mgiełką na dnie wanny” przypomniałem sobie swój cosobotni rytuał. Każdego szóstego dnia tygodnia biorę kąpiel. Napuszczam wodę do wanny. Bez płynu. Lubię oglądać swoje ciało pokrzywione optycznie przez falującą lekko wodę. Woda jest letnia. Siadam i pierwsze co robię po wejściu, to oddaję mocz. Widzę wyraźną smugę żółtej cieczy, która rozchodzi się w kryształowo czystej wodzie. Faluje ona cienką żółtą strużką, by po chwili zmienić się w ciemniejącą pomarańczową plamę tuż w okolicy mojego podbrzusza. Zbliżam do niej dłoń ale zanim zdążę ją dotknąć, poruszona woda zakłóca jednolity obszar i ten rozmywa się zanim zdążę musnąć go palcami. Delikatnym ruchem dłoni popycham resztki rozwianej chmury, która na powrót przybrała jasnożółty kolor, w kierunku kolan. Kiedy mgiełka zniknie, znikam i ja. Zanurzam się i wypuszczając nosem bąbelki powietrza próbuję pobić swój rekord przebywania pod wodą bez oddechu. Przez falującą taflę wody spoglądam na zniekształcony optycznie zegar na ścianie. Wodzę wzrokiem za sekundnikiem, który w okolicy drugiej minuty zwalnia aż wreszcie ślimaczy się niemiłosiernie. By przedłużyć okres bezdechu próbuję myśleć o czymś innym. Do głowy przychodzi mi nauczycielka od niemieckiego z liceum, straszna suka ale jednocześnie podniecająca. Jej gestapowskie maniery były nafaszerowane erotyzmem. Zwłaszcza kiedy w trakcie niezapowiedzianych kartkówek przechadzała się po klasie bacznie wypatrując ściąg i innych niedozwolonych przyborów naukowych. Węch ją nie zawodził. Miała nosa jak owczarek niemiecki. Średnia wykryć 90 procent, tylko dlatego bo nigdy nie odważyła się szukać w majtkach. Natomiast bez oporów własnoręcznie przeszukiwała kieszenie, rękawy, szukała pod bluzkami, koszulami, we włosach itp. Rasowy SS-Man. Nie oszczędzała ani mężczyzn, ani kobiet.
Trzy minuty i czterdzieści trzy sekundy to mój życiowy rekord.
W tomiku Dwa do jeden, jest tylko jeden – jeden jedyny – samotny jak kawałek gówna w oceanie destylowanej wody wiersz, dla którego warto uszczuplić się o tych kilkanaście złotych. Wiersz pesymistyczny ale i ważny, tekst obok którego nawet najbardziej zatwardziały cynik, najbardziej zdeklarowany hochsztapler intelektualny obojętnie przejść nie zdoła. Oto on:
Ludzie są tylko źli. Ktoś śni, niech wie: mylił się.
Nawet we śnie ich smoła wrze, że aż kłębi się rym.
Wrze smoła imion i serc; kochaliśmy się dziś w
topolowym pyłku; brodziliśmy w hałdach listowia
placami zabaw, przez sen. Bez przysięgi po kres;
Słońce liście postrąca z drze; ranna pieśń zbudzi
odzew krwi. Ludzie są tylko źli. Gazety wydali Ci
niczym zgodę na śmierć. Park zaciska się, w pięść.
Nie są źli w głębiach serc, nie. Mogliby Cię
pokochać wręcz; lecz poczytać? Co to to nie; Po co
welon, swój czarny tren, na zasłony przeszywa (i
wie i ja wiem i), wiesz: Ludzie są tylko źli. Wykopią
Ci dół, gdzie chcesz. Każdy garstkę dorzuci Ci na
wierzch wieka, co stłumi dźwięk. Oskubią gołębie,
i wygłoszą z twych listów wiersz: wskrzeszą łżące
i mdlące łzy. Mało Ci? No to śpij. Ludzie są tylko źli.
[ci mili państwo]
Cytowany wiersz jest prawdopodobnie jedynym argumentem kolegów i koleżanek Marty Podgórnik, który przedstawiany jest za każdym razem w dyskusji z niewiernymi na temat: czy Autorka tomików: Próby negocjacji, Paradiso, Długi maj, Opium i Lament, Dwa do jeden oraz Pięć opakowań jest poetką czy też nią nie jest. Dla niewiernych jeden tekst nie wystarczy, niewierny potrzebuje cudu. Wierni zaś obędą się bez tego typu objawień. Sama wiara w Artura Bursztę i jego sprawczą moc to dla wiernych wystarczające dobrodziejstwo.
28 lipca, 2010 o 11:35
Nawet wierni potrzebują co pewien czas potwierdzeń. Czy samo obcowanie z Arturem Bursztą wystarczy? A gdzie sukces w nowym wieku? Czy zdanie: „a tak dobrze się zapowiadała” nie zostanie użyte za kilkanaście lat?
Czytam wiersze i wywiady z poetką. Wiem już, ze Adam Wiedemann, Tadeusz Pióro i Mariusz Grzebalski zachwycali się się w 2000 roku jej oryginalnym językiem, tworzeniem nowych sytuacji lirycznych (?)brakiem banałów i kolokwializmów. Coś jest też o toposie (w tamtych czasach to było modne słowo). Ciekawe czy po dziesięciu latach nadal są tego samego zdania.
Na youtubie obejrzałam występ Marty Podgórnik. Napiszę teraz tylko: no tak.
28 lipca, 2010 o 12:16
izka, apogeum możliwości lirycznych Podgórnik przypada na pierwszą pierwszą pieciolatkę XXIw., jak wiesz jej ostatnie dzieło, to tak zwane wiersze zebrane. kiedy poeta produkuje wiersze zebrane to znaczy, że:
a) jest trupem i bliscy zrzucili się, by zrobić koledze pośmiertną przyjemność.
b) nie ma o czym pisać i dlatego odgrzerwa kotlety.
Podgórnik z tego co wiem zyje i pod skrzydłami Burszty ma się całkiem dobrze. Jednak nie jest tak dobrze z weną. Podgórnik szybko zorientowała się, że ten bełkot, który wciska w słowa przypomina grubego babsztyla paradującego po mieście w obcisłych różowych leginsach. owszem, wzbudzi on zainteresowanie przechodniów – ale zainteresowanie będzie stosunkowo krótkotrwałe. szybko bowiem wynurzą się z otchłań swych mieszkań inne grubaśne babsztyle, które zachęcone postawą babsztyla w różowych leginsach także wbiją się w przyciasne kalesraki. w świecie, w którym zaroi się od podobnych dziwolagów babsztyl w różowych leginsach nie będzie czymś wyjątkowym. Dlatego Podgórnik nie jest juz dzis taka wyjątkowa, skoro bełkot i banał czai się wszędzie. Weź chociażby teksty Radczyńskiej, Bargielskiej „China schiping”, Podgórniego nawet Zbierskiej (chociaż ta ostatnia to jest Boginią Klarowności w porównaniu z Podgórnik).
28 lipca, 2010 o 12:29
W poszukiwaniu informacji w internecie na temat twórczości Marty Podgórnik ze zdumieniem odkryłam, że na twoim blogu jakiś czas temu omawialiśmy jej „Pięć opakowań” Brałam w tym czynny udział, czyli przeczytałam minimum dwa razy ten tomik.
Marku w mojej głowie jest czarna dziura na temat poezji Marty Podgórnik. Ani jednego zwrotu z jej utworów nie zapamiętałam. To źle wróży autorce na przyszłość hm.
28 lipca, 2010 o 12:47
a już się bałem, że tylko ja tak mam.
izka, obawiam się że nie tylko ty, ja, Iksiński czy Iksińska ale nawet sama Marta Podgórnik gubi się we własnych produkcjach. założe się, że gdybyś jej przeczytała jakiś wiersz z 1996 roku, to Marta Pogdgórnik na pewno miałaby problem z identyfikacją autora – pod warunkiem oczywiście, że zrozumiałaby pobieżnie treść przekazu poetyckiego i już na samym początku nie skreśliłaby tekstu jako bełkotliwego.
28 lipca, 2010 o 13:02
według mnie autorzy znają swoje wiersze na pamięć. Po latach wiedzą doskonale, w których miejscach pozamieniali się z kurą na rozum, w których bredzili. Dlatego często gdy zapytasz się ich o wczesną twórczość, rzucają od niechcenia:
– to były takie wczesne wprawki, ćwiczenia warsztatowe. Za to teraz cyzeluję słowa i dlatego od kilku, kilkunastu lat niczego nie wydałem, ale niedługo pojawi się mój nowy, dojrzały tomik.
Marku czarna dziura po roku? uff, widocznie błyskawicznie zadziałał w mojej głowie mechanizm bezpieczeństwa.
28 lipca, 2010 o 13:11
I tak tworzą się „arcydzieła”, których nie da się przeczytać bez wspomagaczy.
28 lipca, 2010 o 22:51
iza, i tu się mylisz. jeżeli chodzi o poetki kalibru Podgórnik to tu nie może być mowy o „wprawkach”. W tym przypadku mamy do czynienia z pewnym przemyślanym programem takiego a nie innego uzycia jezyka. bełkot można zawsze zracjonalizować izo po to, by producent bełkotu nie wyszedł w oczach gawiedzi na bełkoczącego durnia. Stąd te zachwyty Grzebalskiego i innych na temat dzieł Podgórnik. Wyobraź sobie co by było, gdyby nagle Grzebalski o wierszach z „Dwa do jeden” napisał:
– W zasadzie Trojanowski ma rację, ja tych tekstów także nie rozumiem i nie widzę możliwości, by ich sens mógłby zostać odkryty w którejś ze znanych człowiekowi rzeczywistości.
Otóż po takiej deklaracji Grzebalski traci ciepłą fuchę, ciepłego redaktora i musi iść do Urzędu Pracy zarejestrować się jako bezrobotny. Ponieważ nie może być tak, żeby redaktor serii poetyckiej nie rozumiał poezji.
druga sprawa: Gdyby Grzebalski odważył się na taki sąd, za chwilę zrewidowano by całą jego twórczość. przeszukano by wszystkie jego teksty w poszukiwaniu bełkotu i zapewniam ciebie, że kilkaset wierszy Grzebalskiego trafiłoby pod nóż interpretatorów. Koniec końców Grzebalski okazałby się takim samym twórcą lirycznej sieczki jak Podgórnik. Później zapewne pojawiłby się ktoś, kto zapragnąłby przeszukać resztę dziedzictwa narodowego i zapewne nie ocalał by nie tylko nikt ze współczesnych ale także oberwałoby się Miłoszowi itp.
izka, poeci o tym wiedzą, dlatego boją się inicjować lawinę. wszyscy zdają sobie sprawę, że dzięki programowi poprawności i dobrego wychowania znaleźli się w pomieszczeniu wypełnionym oparami rozcieńczalnika nitro. kazdy z chęcią zapaliłby papierosa, ale nikt nie odwazy się zapalić ognia. konsekwencje tego są znane. dlatego też tak długo póki się da poeci będą pisali sobie blurby, a swoją produkcję będą na zasadzie wymiany uprzejmości kwitować: „ujął mnie!”. żaden z telewizyjnych poetów, żaden z laureatów nagrody poetyckiej nie odwazy się powiedzieć o wierszach innego poety (niekoniecznie telewizyjnego), że to teksty do dupy + uzasadnienie. takie sąd padający z ust poety przed kamerą zmieniłby cały świat poezji. nic nie byłoby już taki same. dlatego poeci wolą za plecami, po cichu, wśród kolegó i koleżanek podszeptywać:
– Jury Bierezina było bardzo napierdolone, kiedy pisało werdykt. Oj bardzo, bbardzo, podobno 6 flaszek Finlandii pękło.
29 lipca, 2010 o 0:03
Marku, gdy mam do czynienia z takimi dziełami jak płody Marty Podgórnik , mam nieodparte wrażenie, że te tak zwane zabawy słowem, którymi zachwycają się wymienieni przeze mnie krytycy, to nic innego niż maskowanie braku ważnych treści.
Poetka ma przymus pisania, nie bardzo wie o czym, a chce aby jej wiersze były zauważone.
Dlatego kombinuje z formą. Forma ma za zadanie przykryć miałkość myśli.
Zatem wiersz „Ci mili państwo” tobie wydaje się jasnym tekstem, po przeczytaniu kilkudziesięciu innych z tomiku „Dwa do jeden”, ponieważ ma w sobie wyczuwalną ironię przynależną dorosłym. Tak człowiek człowiekowi wilkiem, zło to jądro naszej natury, poeta otoczony jest zazdrośnikami itd, itd. Ale co z tego wynika?
Nie ma w tym utworze dla mnie ani jednego interesującego haczyka na dłuższy postój i na użycie wyobraźni. Ten wiersz to zwykła mżawka, po której czytelnik otrząsa się błyskawicznie i jedyne co zapamięta, choć i w to wątpię: „ludzie są źli” Streściłam całe przesłanie wiersza.
29 lipca, 2010 o 0:22
izka, jest jeszcze taka interpretacja (i zapewne taką usłyszałabyś od wszystkich wiernych) – otóż Marta Podgórnik tworząc dzieło „Dwa do jeden” stworzyła je rozmyślnie. Bo istotą tego dzieła jest jeden wiersz (co wzmiankowane jest w tytule tomiku: „dwa do jeden”. prawidłowa forma zapisu: „dwa do jednego” została przez Autorkę z rozmysłem zmieniona na: „dwa do jeden”, gdyż chodzi w tym dziele o jeden tekst) – tym wierszem jest oczywiście cytowany w całości tekst pt. „ci mili państwo”.
Dalej jest tak jak sugerujesz: pozostałe wiersze w tomiku Autorka umieściła po to, by uzyskac jak najwiekszy kontrast dla tego jednego wiersza, by na tle lirycznego srakotłuctwa, w którym trudno odnaleźć jakąkolwiek spójność wyróżniał się na tyle, by został zapamiętany (znowu Efekt von Restorffa) i żeby wszyscy czytelnicy od tej pory kojarzyli Martę Podgórnik tylko z tym wierszem a nie z bełkotliwym tłem.
29 lipca, 2010 o 0:23
krytycy są poetami, dlatego chcą czytać, że napisali piękne wiersze. Tworzą więc sploty towarzyskich powiązań, wzajemnych układów i to one decydują o naznaczeniu kogoś na poetkę/ poetę. W myśl tej zasady krytycy tworzą zawsze arcydzieła.
Dlatego tak ważne jest wkręcenie się w środowisko, aby móc obalać wspólnie flaszki, wydawać werdykty. Bez układów, poparcia grupy podpartej autorytetem tżw. ważnych nazwisk jesteś niczym, zapomnij o nagrodach, zaszczytach.
Zwróć uwagę, że czytelnik w tej układance się nie liczy.
Marku, przecież ty się nie znasz na poezji, ja także nie. Gdybyśmy się znali pisalibyśmy wszak inaczej o tomikach współczesnych polskich poetek i poetów. Twój blog ociekałby lukrem i miał tak ulubiony przez Martę Podgórnik karminowy kolor.
Historiamoichniedoli to blog czytelników, dlatego z definicji jest niebezpieczny i podejrzany.
29 lipca, 2010 o 0:49
iza, nie tylko krytycy sa poetami ale na wszelki wypadek i poeci są krytykami. zwróć uwagę na biogramy poetów – wszystkie w zasadzie są takie same i tak samo się zaczynają:
Iks Igrek, (ur. 19….), poeta i krytyk literacki…….
W świecie literatów to ważne, by wszyscy krytycy byli poetami i odwrotnie. Należy obsadzić szczelnie role, by któraś nie dostała się jakiejś przypadkowej osobie. Kto wie, do jakich zniszczeń wówczas by doszło. Wszystkie interakcje, w których pomostem jest tekst, zachodzą między poetą/krytykiem a krytykiem/poetą. Obserwator zewnętrzny (czytelnik) jest ignorowany a kiedy już z butami wejdzie (tak jak ja), to uważany jest za głupka, który nie posiada za grosz wyczucia poezji. Gdyby posiadał tak wyrobiony zmysł estetyczny jak krytyk / poeta lub poeta/krytyk wówczas pytanie: „o co tu chodzi?” nigdy nie przeszłoby mu przez gardło.
29 lipca, 2010 o 2:42
ale to czym piszesz powyżej to nic innego niż dewaluacja poezji. Autorzy chcą się czuć bezpiecznie dlatego wyznaczają między sobą urzędowe role i tworzą swoje getta, w których obojętność i przyzwyczajenie to dwie główne cnoty. A wybranie banału codzienności na sztandary poezji ma za zadanie stopić wszelką indywidualność. Ideały są zbędne, ale do czasu.
Pisałam już , że historia lubi się powtarzać i po czasie zniewolenia następuje anarchia. Poezja tez zostanie zainfekowana zmianami.
29 lipca, 2010 o 3:09
Mnie tylko dziwi jedno –
Jak Marta Podgórnik, osoba, kobieta, o tak silnej oryginalnej osobowości nie zamieniła jej (tej osobowości) w arcydzieło? Zresztą, jest to znamienne dla wszystkich mi znanych kobiet, które tak silne, ciekawe, oryginalne i szalone w realu, nie zdolne są jednak tego przekuć w swoją twórczość, w fikcję…
29 lipca, 2010 o 10:27
Bo Marku
Marta ma wielką i oryginalną osobowość, ale jak wiele osób pozostała ona w tyle, w złudzeniu tzw. „priv”, a zatem jest to osobowość która nie rozumie naszych czasów, a nawet jeśli je rozumie, to nie chce się im poddać. I tak jest właściwie z każdymi nawet bardzo ciekawymi kobietami w naszych czasach, szukają „priv”, zamykają się w”priv” staroświecko. Mają język, mają gadane nawet, inteligencję olbrzymią, ale ich wrażliwość wraca do pustosłowia, bezobrazu, pustki. Te kobiety nie potrafia sie otworzyć, zrozumieć, wyjśc naprzeciw XXI wieku – wolą byc kochankami, matkami, zonami, ale przenigdy kurwami, dziwkami! Marta pisze, ludzie są źli, ale po sobie tego nie pokazuje – okazuje się w sumie mnie niż zła, bo nijaka. A miała szansę się wybić, otworzyć, pokazać swoje ja, miała szanse na ekspresję! Wioesz, ja tego akurat nie rozumiem. Bo to nie dotyczy tylko Marty! Jest wiele kobiet przestudiowałem i wiem, że np. taka nasza albo raczej twoja Iza, też ma charakter, osobowość, właściwości, z ktorych moiglaby – kto wie! – stworzyć arcydzielo, ale pozostaje jednak w sferze „priv”, w sferze antyporno. mija się z czasami, z duchem czasow. i nie tylko ona! Och, bo można być staroświecki, antyczny, średniowieczny, ale trzeba tez być do tego suką, kurwą, dziwką, trzeba umyslu, czy raczej ducha otwartości, bezwstydu. I tego tym wielkim ciekawym oryginalnym kobietom z polski brakuje, w końcu zwyciężają u nich kompleksy.
Mnie jest tylko żal, żal zmarnowanego materiału, jakim jest kobieta w Polsce XXI wieku, bo takie osobowości mamy, jest Marta, jest Iza, jest Zbierska itp itp, ale nic poza tym, brakuje im odwagi, ostatecznie bawią się tylko w sentymenty, a nie w rozum, wielkość, duszę, przyszłość! W siebie!
29 lipca, 2010 o 10:43
Dlatego lubię Dehnela! Lubię Dehnela Jacka! Bo wiesz, on może i jest wredny, wywyższający się, ale czuć, czuc to „w moczu”, ze on jest *****! ******! Bezwstydną w swoim „ja”. Za te właśnie być może polskie niby-solistki, kobiety, które mogłyby… ale coś im w tym przeszkadza. Kobiety polskie, w literaturze, to smutny żenujący widok, artystek pokonanych przez kompleksy. Szkoda mi ich, naprawdę. Za prawdziwe kobiety muszą w Polsce dopiero działać faceci :)
[wpis cenzurowany]
29 lipca, 2010 o 11:24
„Dwa do jeden” to najnudniejsza książka Podgórnik, najlepsza moim zdaniem to „Długi Maj” i basta. Można wieszać koty, ale pokaż mi Marku lepszą młodą poetkę. Te wiersze zabrane – „Pieć Opakowań” to kwestia niepotrzebna, celem tegoż zbioru było zapewne ugruntowanie pozycji autorki, a wszyło trochę podejrzanie, ba, trochę ironicznie.
29 lipca, 2010 o 11:57
Wczoraj Tadek Borowski w jednym z komentarzy, który skasowałem napisał, że wiersz Podgórnik „ci mili państwo” jest super! i że rekompensuje on niedostatki tomiku. Innymi słowy: jeżeli w danym zbiorze wierszy, trafi się choć jeden dobry cały zbiór należy uznać za dobry.
Ty Kamil podajesz trochę inny argument. Piszesz: wiersze z tomiku Podgórnik „Dwa do jeden” są nudne, tomik „pięć opakowań” jest niepotrzebny… przemycasz implicite tezę: Pogórnik jest kiepską poetką po to, by dodać: „Ale pokaż mi marku lepszą młodą poetkę”. Innymi słowy: Podgórnik mimo, że pisze wiersze fatalne jest dobrą poetką, bo inne poetki piszą jeszcze gorzej niż Podgórnik.
Tego rodzaju argumenty (twój i Tadka) są literackimi odpowiednikami teologicznych dowodów na istnienie boga.
[Zwróć uwagę jak to brzmi: Podgórnik jako poetka nie jest dobra, może nawet i jest zła, ale czy istnieje jakaś lepsza od niej?]
Jeżeli teologowie wynajdują dowody na istnienie stwórcy, to znaczy że panuje kryzys wiary. To samo jest w poezji. Moim zdaniem obecnie w poezji mamy do czynienia z kryzysem. pisząc o kryzysie nie mam na myśli problemów wydawniczych – bo takowych nie ma. kazdy może wydać wiersze, każdy może je publikować. chodzi tu raczej o problem esencjonalny – (wracamy do analogii o teologach) – czyli o problem dotyczący jej istoty, tego o czym jest, o czym ma traktować, czy ma znaczyć czy raczej ma być pozbawiona znaczenia. Dzisiaj z poezja jest tak, że wszyscy zainteresowani uwazają (wyrażają to wprost, lub milcząco przyjmują) że z poezją dzieje się źle. I ci wszyscy czekają na to, co się stanie, co będzie dalej, jaki będzie bieg wydarzeń? czy poezja zmieni się w barwną sieczkę, o której nikt z nas nie ma pojęcia, czy może nastąpi powrót do treści, do przekazu, do znaczenia.
29 lipca, 2010 o 12:30
Marek, to nie to, że jest kryzys.
Tu chodzi o to, że jednak nie ma prawdziwej literatury (sztuki) bez prawdziwych kobiet. A tych nie ma, niestety. To znaczy jest jedna.I ja ją kocham, wręcz ubóstwiam! Że aż nawet zostałem LES. I tak oto –
Jedyną prawdziwą kobieta, jaka mi się naprawdę podoba, jestem ja!
29 lipca, 2010 o 12:42
oczekujesz, że w czasach zdominowanych lub precyzyjniej: stotalitaryzowanych przez brak wyzwań życiowych (mam na myśli Europę) w postaci wojen, bezprawia władców, pomorów, palenia czarownic, wieszania ateistów, mordowania odmieńców, zatem oczekujesz w tych czasach, że wiersze będą dotyczyć jakiej warstwy człowieczej egzystencji?
europejskie wiersze, wiersze świata sytego, przejedzonego popkulturą skupiają się na jedzeniu w taki lub inny sposób. jedzeniu samotnie lub stadnie, jedzeniu w sposób stylowy, estetyczny, lub żarciu. film 'wielkie żarcie’ nakręcono trzydzieści parę lat temu. jak myślisz czego ten film był alegorią?
puszkin, shelley, lermontow, okudżawa, achmatowa, wilde, byron, setki innych – ich wszystkich dotknęło szaleństwo historii. papież kazał zabić brata dantego, sam dante umknął – dlaczego? bo papieżowi spodobała się jego posiadłość. homoseksualizm rówieśnie żyjących z dantem florenckich poetów jak myślisz, czy ściągał na nich śmiertelne niebezpieczeństwo? a caravaggio, a wyścig berniniego z borrominim, a michał anioł malujący papieżowi za ćwierć ceny pod groźbą kary za seksualną odmienność – czy masz w dzisiejszej europie podobne przykłady?
historia gra dziś panią z dobrego domu, ma znakomite maniery. jest pełna hipokryzji, ale nie daje powodów, żeby towarzystwo przy stole urywało sobie głowy. dzień codzienny europejczyków jest walką o styl konsumpcji, nie o życie. i takie są wiersze. dziś jeszcze łatwiej je pisać na wydawalnym poziomie, bo literatura jak inne pozostałe sztuki porzuciła rzemiosło z powodu zmiany medium. malarstwo i rzeźba nie służą do utrwalania rzeczywistości, bo to można robić przy pomocy bajecznie tanich kompaktów, które same nastawiają ostrość. wiersz nie służy do przekazania historii za pomocą mowy, nie musi mieć zatem rymów śmakich ani nikakich – od tego jest zylion karmazylion bajtów internetu, telewizji i papieru. a wszystko to kosztuje nie wielkie krugerandy, ale kopiejki, stotinki, grosze.
nie widzę w tym nic złego. jesteśmy w tym wygodnym miejscu, także Ty Marku i ci, którzy tu – między innymi – się wpisują, że możemy wybierać styl egzystencji, z poprawką na nieunikniony upływ czasu, coraz rzadsze (jednak) choroby, inne, pomniejsze zdarzenia losowe jak miłosne zawody, brak bogactwa, przejściowe trudności finansowe, drobne wyroki w znośniejszych ni kiedyś więzieniach. więc o co ten krzyk? o to, że promil populacji, może tysiąc osób, wybrało styl życia pt. „Szczecinecki Ośrodek Kultury – SzOK”? Chuj im w dupę śmiertelny, czy naprawdę nie ma lepszych, ciekawszych zajęć?
29 lipca, 2010 o 12:58
-> przemek
Powiedz tak szczerze, z ręka na sercu
Czy ty takie coś jak powyżej napisałbyś komuś, kto chce z tobą popisać o wkładaniu sobie czegoś w dupkę?
No pomyśl przemusiu, też w sumie powinieneś coś o sobie i swoich (naszych czasach) przemyśleć, a może zamiast myśleć o naszych czasach, może by tak popisać jednak o wkładaniu sobie czegoś w dupkę. Byłoby fajnie… Ja np. sobie teraz wkładam w dupkę gwint od Dębowego… :) A ty?
29 lipca, 2010 o 13:13
a ja drapię się po dupie i to niczego nie zmienia. może spróbuj dupkę dębowym napoić?
29 lipca, 2010 o 13:50
Nie przemuś – Dębowym nie. Karpackim! Wsadzę se w dupke gwint od Karpackiego. Ma 9 %!!!! Właśnie odkryłam!
29 lipca, 2010 o 13:51
Przemku, gdyby jakość wierszy była pochodną wojen i okrucieństwa, to moim zdaniem współczesnie największe działa literatury powstawałyby w Afryce.
Z drugiej strony: nie ma nic łatwiejszego niż pisanie pod wpływem silnych przeżyć. rozumiesz: widzisz jak dekapitują twoją rodzinę, każą się tobie przyglądać a następnie wypuszczają, byś cieszył swoimi spazmami bólu z bezilności wobec machiny okrucieństwa dokarmiał sadystyczne ego Pana Zycia i Śmierci. Takie doświadczenie wzbudzi w każdym człowieku poetę, żaden człowiek o ile jest człowiekiem nie pozostanie wobec takiej sytuacji obojętnym.
łatwo sobie wyobrazić teraz sytuację taką: wyobraźmy sobie, że chcę napisac dobry wiersz. co robię? ano aranżuje różne dziwne sytuacje ze swoim udziałem: np. macam twarde piersi dziewczynek z podstawówki, sypiam na torach kolejowych, upijam się i naroktyzuję do nieprzytomności. Innymi słowy: próbuję wzbudzić w sobie uczucia skrajne, bo tylko tego rodzaju uczucia będące wynikiem ekstremalnych przeżyć mogą być podstawą do napisania dobrego wiersza.
ale jest też taka sytuacja: łatwo sobie wyobrazić (przynajmniej na poziomie teoretycznym) człowieka – poetkę lub poetę – który pisze bardzo dobre wiersze. osobnik ten obywa się bez empirycznego doświadczania grozy, zniewolenia, lęku czy sytuacji granicznych. pytanie: czy taki osobnik istnieje czy raczej go nie ma?
jest też jeszcze inny model: poeta / literat staje się aktorem. nie narkotyzuje się, nie chleje – bo od narkotyków można się uzależnić i umrzeć, a po pijaku można dostać wpierdol w jakiejś spelunie. mimo to poeta literat jako aktor odgrywa wszystkie te stany, próbuje sobie wyobrazić emocje, które towarzyszą człowiekowi w sytuacjach lękowych. literat Aktor stara się dobrze odgrywać swoją rolę, ponieważ dostaje za to pieniądze, to jest jego zawód.
Innymi słowy: poeci nie muszą lecieć do Darfuru, by pisać dobre wiersze.
Inna sprawa jest z Podgórnik: siedzi na swoim obrotowym krzesełku w Biurze Literackim, grzeje swój spłaszczony tyłek w oparach pierdów wsiąkających w tapicerkę i kombinuje, co by tu zrobić, żeby pokazać koleżankom i kolegom, że ona jest jeszcze tą samą poetką, która dostała w 1996 roku nagrodę pierwszą w konkursie Bierezina.
29 lipca, 2010 o 14:11
Wiecie, co mnie najbardziej śmieszy w tych czasach?
Że dwóch filozofów rozmawia o seksie, ciele, pięknie, ciapch, kutasach, a w tym czasie miliony ludzi się jebie! Hahaha
Przemuś, wiesz co, a teraz powaga, pełna, jak bum cyk cyk?
Zanim zadam ci pewne pytanie, powiedz mi, bo cie nie znam i nigdy nie widziałem cię ani w życiu ani nawet na jednej fotce – czy ty masz fajny tyłek? no dupsko? twarde? Jędrne? Jaki masz tyłek?
Tak pytam, bo to ważne dla mnie, bo doszły mię słuchy, że masz zajebiste dupsko (lepsze od Trojana i Mansztajna!). No nie wiem czy to prawda, ale o twoim dupsku mówią w samych superlatywach! A szukam poety, prawdziwego poety z zajebistym tyłkiem – no nie do seksu, wiadomo, za darmo nie daję ani nie rucham, chodzi o coś innego, jestem kurwą (jak dasz kaske to co innego, można by przemyśleć), ale chodzi o ARTYZM! No więc czekam przemuś na twoją odp; przesyłam całusiatka :)))) i wtedy ci powiem o co mi biega
29 lipca, 2010 o 14:17
Czyli czytamy świat podobnie. Nie ma obowiązku podlizywać się komukolwiek, zwłaszcza redaktorom i wydawnictwom.
Kiedy mówię o pisaniu najczęściej mam na myśli opis. Opis przeżyć emocjonalnych i myślowych. Istnieje, moim zdaniem, różnica pomiędzy opisem przeżyć przeżytych faktycznie, nieprzeżytych wcale i odegranych. Jakość przetworzenia przeżyć w opis – realny, impresyjny, ekspresyjny, kubistyczny, inaczej zdeformowany (przyjęta lub wynaleziona konwencja formalna) – jest miarą talentu, czyli unikalnej mieszanki refleksji i indywidualnej estetyki poznawczej (prosiłbym, żebyś tę zbitkę słowną interpretował zwyczajowo, nie na gruncie filozofii).
Sam talent, nawet o najwyższej jakości, nie jest w stanie wytworzyć dzieł dorównujących urodą choćby pajęczej sieci. Opis zawsze jest przetworzeniem faktu przy użyciu dostępnych kulturowo i naturalnie narzędzi. Już na wstępie zatem twórca musi z pokorą przyjąć obserwację, iż jego dzieła są wobec dzieł Świata mikre i nic nie znaczące. W czasie i przestrzeni. A to tylko pierwsza lekcja pokory. Rozwinięcie tego wątku pozostawiam na inną okazję.
Co mnie interesuje zatem, jako mniej lub bardziej udolnego twórcę i egoistę, którym przecież jestem? Interesuje mnie tworzenie opisu, nie jako cel sam w sobie, ale przy okazji przeżycia. Dostępne przeżycia mogą nas spotykać lub nie. Jeśli nas spotykają w wyniku zwykłej interakcji ze światem, mamy do czynienia z losem, historią raczej od nas niezależną, wobec której jesteśmy maleńcy i jesteśmy jej pomijalną częścią. Jeśli historia śpi, możemy – wzorem beatników – indukować los, obudzić historię, znieważyć damę przy stole. Wtedy pokazuje swoje krwawe oblicze. Indukowanie historii tylko po to, żeby zbadać nowy opis lub zweryfikować już znany ma sens dopóty, dopóki nie czynimy tego z próżności i miłości własnej, a jedynie z badawczej ciekawości, głodu poznania. Obawiam się, że Kerouc i Burroughs mieli poznanie w dupie, a jedyne, na czym im zależało, to wykreowanie swojego medialnego wizerunku. Dlatego beatników nie tylko nie cenię, ale darzę serdecznym obrzydzeniem płody ich twórczości oraz ich samych.
Dlatego też darzę serdeczną obojętnością płody tych poetów i redaktorów, u których wyczuwam przede wszystkim służebność opisu wobec miłości własnej i umiłowania do drobniaków w kieszeni. W takim przypadku prawdziwe są słowa, a jakże, Audena: For poetry makes nothing happens.
29 lipca, 2010 o 14:21
Widzisz Marku, wiersze Podgórnik lubię, ale nie wszystkie[„Dwa do jeden”]. Uważam, że troszkę przeradzasz z takim radykalnym kategoryzowaniem, że „obecnie w poezji mamy do czynienia z kryzysem.” Jest trochę wartościowej poezji, a reszta to chłam i ściema. Wierszy Podgórnik nie zaliczyłbym do chłamu ani do ściemy.
A wydanie „Pięciu opakowań” uważam za książkę krzywdzącą autorkę. Wydanie jej nie ma jednak nic wspólnego z jej pisaniem, więc nie implikuję, że jest kiepską poetką, bo tak nie jest. Uważam jednak, że jest poetką, która jeszcze najważniejszej książki nie napisała.
29 lipca, 2010 o 14:49
Jeszcze nie próbowałem sobie wsadzić wierszy Marty Podgórnik w dupkę. Może spróbuję, czemu nie, ale powiedzcie mi kochani, ile kosztują? I ile mają procent?
29 lipca, 2010 o 14:59
Hahahahahahahahaha hahahahaha hahahah hahaha hahaha
-> przemuś, głupia kuźwo, no czekam na odp! Ja jestem dama – za długo nie będę czekała, i zignoruję, ale to już twój problem, ominie cię piękno i artyzm XXI wieku, wybitność, i pozostaniesz na marudzeniu o metakurwafizyce, zresztą jak zwykle… a ja ci naprawdę daje szansę, jedną jedyną szansę na odkrycie prawdy, siebie i w ogóle! Skończyło mi się Karpackie! Kupisz mi -przemku biznesmenie? Ja jak jak, wytrzymałbym bez, ale moja dziura już nie! Potrzebuje gwinta, jebania, wsadzania jak poezji i pieniędzy…
29 lipca, 2010 o 21:42
no to szukaj, koziołeczku ;)
29 lipca, 2010 o 22:53
Kamilu, alibi: „X jest poetką, która jeszcze najważniejszej książki nie napisała” – z powodzeniem może być wykorzystane przez 98% współczesnych literatów. Ja nie wiem dokładnie ile tomików przeczytałem, o ilu napisałem. W większości przypadków nie pamiętam ani tytułów, ani tym bardziej treści wierszy czy nazwisk twórców. Osiągnąłem kilkunastomiesięczny dystans i mogę popatrzeć wstecz, do roku 2008 i zamiast pojedynczych książek poetyckich widzę jedną, szarą papkę złożoną z Cecków, Wolnych-Hamkało, Dehneli, Rybickich, Kaźmierskich, Pułek itp. — cała współczesna produkcja liryczna zlewa się w maź o konsystencji trudnej do ustalenia. ni to błoto, ni gówno – coś to jest, tylko co?
Oczywiście można teraz odwołać się do literackiego alibi, które podałeś: „każdy współczesny poeta polski jest poetą, który swojej najważniejszej książki nie napisał”. Można też ująć to w taki sposób: „Poeto współczesny pisz i publikuj jak najwięcej. Bo kiedy będziesz wydawał dużo tomików prawdopodobieństwo, że kolejny będzie tym najważniejszym zbliża się do jeden”. Można to jeszcze bardziej zabsurdyzować: „prosty człowieku! w chwili wolnej usiądź przed komputerem. Uruchom program word i pisz. Pisz dużo, bardzo dużo, pisz tyle ile wlezie – a jeżeli wystarczy tobie cierpliwosci, to być może uda się tobie napisać wiersz i staniesz się poetą”
Wracając do Podgórnik i jej: „Dwa do jeden” – są granice wstydu, po których przekroczeniu nie można wyjść do warzywniaka po włoszczyznę na rosół. Uważam, że Podgórnik nie tylko je przekroczyła ale osiągnęła zupełnie nieznany ludzkości poziom żenady.
ps.
romek nie pij tyle
30 lipca, 2010 o 6:47
Marku
Nie piję tyle. Piję więcej :)
30 lipca, 2010 o 7:54
Romek, proszę bardzo. Jeden raz perwersyjnie zwierzę ci się pisemnie poniżej.
Do łóżka zabieram Agathę Christe, ponieważ daje mi więcej przyjemności niż jakakolwiek inna osoba.