Myślę Izo, że Marek dobrze robi wprowadzając ład do bloga, oddzielając rzeczy mające już jakieś samoistne znaczenie, dające sobie radę bez komentarzy.
Jesteśmy już po kilku miesiącach naszego poetyckiego maratonu i warto zastanowić się, co dalej. Jeśli w wywiadzie Gillinga w Lampie czytam, że w pewnym momencie jego działalności twarze zaczęły się powtarzać i zaczął spotykać te same osoby i nudzić się fotografowaniem, to u nas na blogu może wystąpić ten sam problem, co już mamy uwidocznione w notce poniżej. Poeta Maciej Woźniak omawiany jest znowu. Tak już jest, że teraz grupa wylansowanych będzie w obiegu hermetycznym i po prostu nie ma nowych poetów, nowych głosów. Ci wydani własnym sumptem, Ci nie wsparci żadnym publicznym odbiorem podpartym szyldem znaczącego wydawnictwa nie powinni znaleźć się tutaj, ponieważ to nie my jesteśmy od lansowania. Nie mamy ani do tego środków, to przecież są instytucje do tego powołane, ogromne, o dużej sile oddziaływania.
Ja z mojej strony jako czytelnik, mogę tylko upominać się o to, co ja chciałabym, by w poezji było, a czego czytając nie odnajduję. W odróżnieniu od gil gillinga, poety roczników pięćdziesiąt, to ja piszę od urodzenia, wiersze pisałam i czytałam zawsze, nie tylko na klawiaturze, ale też i długopisem.
ewa, ja zacząłem pisać po roku 2000.
do roku 2000 zwyczajnie, po ludzku się opierdalałem.
ty się o „lansowanych” i wylansowanych nie martw, oni i tak mają swoje zmartwienia i martwią się sami o siebie.
w literackim internecie liczy się przede wszystkim jakość. o ile co do jakości tej sieczki isbnowskiej można mieć uzasadnione wątpliwości, graniczące w pewnych przypadkach z pewnością, tak o literaturze w internecie i jej czytelności decyduje jakość. zwróć uwagę, że nikt na portalach nie pobiera opłat. czytasz, bo coś ci się podoba, wybierasz autorów, których teksty ci się zwyczajnie podobają i masz to za darmo.
dlatego tu nie ma lansu, a czytelnicy kierują się smakiem, a nie tym, że ktoś napisał: to jest dobre, proszę to przeczytać.
internet póki co nie jest empikiem i mam nadzieje, że się nim nie stanie, że jedynym kryterium rządzącym literatura internetową jest jakość.
co do tzw. „głównego nurtu” – gdyby on nie przenosił się do internetu, to w internecie nie byłoby przezabawna fundacja Radczyńskiej z zaetatowanym Dehnelem oraz wszystkie jej przezabawne stronki internetowe nigdy nie zostałyby uruchomione.
tyle, że w internecie, jak już powiedziałem nie liczy się kto kogo zna, bo tu każdy może być swoim drukarzem, pisać i wydawać, a ludzie będą ściągać sobie ebooki, albo będą odwiedzali kolejne strony, albo zwyczajnie oleją. i zdaje się posmak moczu odczuwa już szlachta literacka, która jakiś czas temu się zorientowała, że w internecie zawodzą sztuczki ze świata realnego. tu nie można nikogo „wykluczyć”
jestem niemal pewien, ze niedoczytania.pl odwiedza o wiele wiecej osob niz statyczny portal literackie.pl, na ktorych wieszcze pławią się w sosie własnym. z czasem stronka zniknie, chyba, ze prezesówna z Mosiewiczówną na spółkę, wymyślą nową formę, na co się nie zanosi.
ewo, oni już wyczerpali swoje możliwości. ich największym sukcesem jest kończąca się nieszuflada.pl i to tyle. nie potrafią wyjść poza schemat, bo nie potrafią zmienić sposobu myślenia.
Dawno nie byłam na nieszufladzie, ale mimo wszystko szkoda by było, by portal padł. Jestem za wielością w Internecie, ale nie zgodzę się z Twoją idealistyczną wizją. To real daje w dalszym ciągu kasę i nikt w necie nie da rady robić tego wszystkiego za darmo. Zawsze net będzie trampoliną do realu, do druku, a nie na odwrót. Gdyby nieszuflada właśnie nie poczyniła kroków zawłaszczających życia kulturalnego w Polsce, nigdy by nie wypłynęli tacy ludzie jak Gil Gilling. Ja nie umniejszam jego pracy, zdolności reporterskich. Ale na jego przykładzie można prześledzić awans człowieka z nikąd, człowieka, jak się w wywiadzie wyraził, od śrubokręta, czyli nie od nauk humanistycznych. Ten amerykański mit pucybuta, tutaj poety, jest przecież mitem. Na dodatek polskim. Za tym mitem stoją stypendia, powiązania, imienne wsparcia, wspólne picie.
Dużą nieuczciwością jest zwodzić utalentowanych ludzi jakością. Jakość zawsze się obniża, jeśli człowiek nie ma odbiorcy. W necie nie znasz odbiorcy. Nawet, jak się tekst podoba, to nikt ci tego nie napisze. Celowo Ci nie napisze. To jest bardzo niszczące i wycieńczające.
Ja jestem zupełnie innym przypadkiem, ja piszę, bo muszę. Ale rokowania w moim wypadku są też pesymistyczne.
Ewo, ale ja nie pisze o upadku nieszuflady. Ona si pewnie będzie kulała jeszcze długo i długo, bo takie portale jak nieszuflada za chwilę przejdą do historii literatury internetowej. Będzie robiła za antyk, w którym ktos sobie odświeży jakaś dyskusję, napierdalankę, będzie źródłem wiedzy dla dehnologów, studentów polonistyki, którzy będą za 20 lat pisali magisterke na temat: Lala czy Lalka? Która miała większe cycki?.
Jednak przyszłość literatury w internecie będzie wygladała zupełenie inaczej. nie będzie miejsca dla etatu Administratora, który będzie banował wg widzimisię, lub odgórnego polecenia. Nie będzie też racji bytu dla pseudogwaizdeczek literackich rozdmuchanych przez zakumplowanych krytyczków. Oczywiscie taki Dehnel będzie miał swoich czytelników, podobnie jak prof. Miodek. On też ma audycje w TVP. Dehnel prawdopodobnie zastapi Miodka, bo ładnie pisze. Będzie tłumaczył jak zmienia sie pisownia, i dlaczego mówi się raczej poszedłem niż poszłem. Ale tym co pisze Dehnel, nie zastapi Aleksandra Wata czy głupszego od niego Miłosza.
Do rzeczy:
Moim zdaniem wszystko zmierza do atomizacji. Nie będą miały już racji bytu takie portale społecznościowe. Ludzie jak będą chcieli sobie popierdolić, to napiszą głupi wpis na nasza-klasa.pl.
Dlatego pojawia się strony zindywidualizowane, mocno spersonalizowane. Taka jak historiamoichniedoli.pl. strony hermetyczne, na których nie będzie można ot tak sobie coś napisać, na których publikowanie stanie się przywilejem a nie prawem.
Blogi co pisał Onak nie są już tylko spluwaczką, do której się wypluwa flegmę, zalegającą gdzieś tam w organizmie. Blogi ewoluują, zmieniają się, wypierają konwencjonalne media.
Nie wiem jak Onak, ale ja robię literaturę za darmo. Co więcej darmo daję ludziom do czytania swoje teksty. Łośko Przemek też o ile wiem daje się czytać za darmo. Fakt, że zmienia maski, ale jest tak charakterystyczny, ma tak jasną poetykę, że może śmiało nazwać się kupa śmiechu a i tak będzie rozpoznawalny. Ale nie o rozpoznawalnośc tu chodzi, ale o jakość.
Skoro ty dajesz swój komiks internautom za frajer, skoro ja daje pdfy za frajer (udostępniłbym za frajer także w całości te książki o Platonie i Popperze, ale wiąże mnie umowa z wydawnictwem) za frajer pdf-y daje też Łukaszewicz, tyle że na niektóre należy uważać, bo są frajerskie to nie ma sensu się napierdalać o pieniądze. Zresztą nie pieniądze powinny byc motorem działań w obrębie literatury czy sztuki.
Ewo, po platońsku: należy robić swoje i tyle.
Ewo, nie akceptujemy dobrego nastoju grupy wzajemnie się wspierającej, hermetycznej z założenia i dlatego piszemy na blogu Marka.
Na przykład Wrocławska Nagroda Poetycka SILESIUS zdominowana jest przez nominantów z Biura Literackiego. Nie jesteś w grupie, nie zostaniesz namaszczony do nagrody. Nieważne jak piszesz, istotne, że jesteś swój i udomowiony.
W kategorii książka roku nominacje otrzymują:
Roman Honet, Baw się /Biuro Literackie/
Krystyna Miłobędzka, Gubione /Biuro Literackie/
Edward Pasewicz, drobne! drobne! /Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu/
Marcin Sendecki, Trap /Biuro Literackie/
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Piosenka o zależnościach i uzależnieniach /Biuro Literackie/
Adam Wiedemann, Filtry / Staromiejski Dom Kultury w Warszawie/
Bohdan Zadura, Wszystko /Biuro Literackie
Jedna poetka, kilku poetów , a dla kogo nagroda i za co? i jak zostanie uzasadniona? czy znowu przeczytam o lunarnym poecie, o jego wydzielinach z metafor, o szaleństwie i zaufaniu wewnętrznemu dziecku, a potem popłyną zdania jeszcze bardziej niezrozumiałe.
Czasami mam wrażenie, że nagrodę dostaje ten poeta, o którym krytyk potrafi najwięcej „nabajdurzyć”, „nametaforzyć” w podsumowaniu nagrody z myślą, że jego słowa zostaną zamieszczone na ostatniej stronie wyróżnionego tomiku.
Dlatego tak jak Marek, uważam, że za kilkanaście lat to internet będzie decydował o tym jaka poezja będzie czytana. Probierzem będzie dysksusja na temat wierszy, poezji.
W internecie trudno coś zadekretować, narzucić.
Kasa? Kasa też przesunie się niebawem do internetu.
Ale gdy ci w tych jaskiniach szli polować, to ci drudzy malowali w nich te piękne zwierzątka, misie i łosie i za tych, którzy za nich polują: myśliwych; w czasie, gdy artyści epoki jaskiniowej mogli swój kunszt artystyczny na wieki w jaskini pozostawić. I to nie żadne platońskie cienie, ale jak żywe wszystko na ścianie wymalowane!
Sztuka Marku, to kochanka bardzo wymagająca: byle czym się jej nie da zaspokoić. Nie można i polować, i malować równocześnie.
Przykład PRLu: to, że z tego okresu właściwie nic wartościowego nie zostało, że poszczególne mity padają jeden po drugim wbrew propagandzie komunistycznej – jakoby Tytus był najlepszy na świecie,
że aż u nas trzeba zbudować Muzeum Hansa Klossa – to przecież są tylko symptomy bardzo poważnej choroby, a nie prawdziwej sztuki. Nigdy tak nie będzie, że sztukę zrobi się z byle czego, ponieważ sztuka jest tylko dla ludzi, którzy mają zabezpieczone podstawowe potrzeby.
Myślę, że dlatego otrzymujemy poezję jak wyrób czekoladopodobny, a nie z prawdziwej czekolady zrobionej z masła kakaowego. To wszystko są tylko podróby.
A dlatego, że poeta musi znać innych ważnych poetów, musi być na odpowiednim poziomie intelektualnym. To jest kosztowne, to potrzebuje czasu oddanego na to. Rodząc się w tak nieprzydatnym języku, musi pokonać te ograniczenia, musi wczuć się w duchowość innych poetów. Musi być z nimi jednością. Jak tu pisałeś, poezja nie może być dziwactwem. To w końcu cały czas jedna bramka, do której strzelają wszyscy artyści. Peryferyjność nie musi być prowincjonalna.
Blogi mogą rozkwitać, ale widzisz, każdy sobie rzepkę skrobie. A tu trzeba wzajemnej inspiracji, wzrastania, rozwoju. Potrzebny twórczy ferment. Tak zawsze było w zdrowych kulturach i tak będzie zawsze. Net to tylko wspaniała technologia.
> Iza
Oby Izo było tak, jak piszesz! Ja pewnie już nie dożyję. Gombrowicz też pisał, że nie wolno pisać dla zarobku. Ale ja z perspektywy życia to wszystko odbieram jako wielkie zmarnowanie. Musi być artysta uformowany, zbudowany, wykształcony. Nie chodzi przecież o skostniałą wiedzę akademicką ale żywą, wolno przepływającą, bez żadnych ograniczeń, myśl ludzką w najbardziej nieprawdopodobnych jej przejawach. Kto obroni indywidualność, niekonwencjonalne myślenie, zakwestionuje moralność stadną w czasach kryzysu? Artysta, to przecież jedyne zabezpieczenie przed orwellowską unifikacją.
Marku, założenie, że internet jest demokratyczny to mit. Internet powiela system feudalny, czaty, komunikatory, portale, fora, fora specjalistyczne to drabina feudalna. Po kilkunastu latach funkcjonowania, wirtualny świat został podzielony na nisze.
Czas wspólnoty pierwotnej w internecie skończył się. Niedługo będzie opowiadać się z wypiekami, że zostało się zaproszonym do tej lub do tamtej grupy netowej (jak teraz chwali sie kartami do modnych klubów), ale jednocześnie będzie nadal bardzo duży obszar swobodnej, nieocenzurowanej wymiany zdań w necie.
Jeszcze nie potrafię opisać przyszłego, politycznego systemu, który tworzy się na naszych oczach. Źle brzmi „społeczeństwo wirtualne”, „społeczeństwo medialne”.?
Na pewno powiedzenie: „Polityka jest sztuką niedopuszczania ludzi do udziału w sprawach, które z natury rzeczy ich dotyczą” (Paul Valery) w dobie internetu, zaczyna drżeć w posadach.
Tak jak z polityką, tak jest ze sztuką, z poezją,
Internauci nie pytają, czy mogą uczestniczyć, uczestniczą aktywnie i realny świat coraz bardziej się z nimi liczy.
ee tam, podział stukturalny jest przejawem pluralizmu, dazenia do atomizacji i specjalizacji. mamy do czynienia z odtotalizowaniem pierwotnej struktury internetu jako całości.
stopniowo pojawiaja się coraz bardziej spersonalizowane komórki wirtualne, które nabierają znaczenia.
to mam na mysli mówiąc o demokratyzacji internetu.
dla mnie portale społecznościowe są z załozenia antydemokratyczne. struktura ich, podział na liderów i masę, na administratorów ich kolegów oraz resztę odpowiada klasycznej strukturze państwa monopartyjnego.
zgodze się z tobą, że wkrótce pieniądze także pojawia się w internecie. zjawiska literatury internetowej nikt nie powstrzyma i nikt nie moze zlekcewazyć. oczywiście można udawać, że coś takiego jak liternet nie istnieje, że to, co publikuje się w internecie pozbawione jest wartości lub że ma jakiś charakter publikacji warsztatowej.
równie dobrze mozna udawać, że kosmici zaatakowali ziemię i zyją obok nas.
Nakręcono Miasto Ślepców Jose Saramago (chcę o tym napisać na moim blogu, stąd zainteresowanie). Ja tę książkę czytałam jak Saramago dostał Nobla, jak Miłosz napisał, że go nie cierpi. I teraz czytam w GW:
Zaczął pan prowadzić blog. Dlaczego?
– To dobra forma aktywności społecznej. Blog, wykłady i rozmowy z czytelnikami to ważna część mojego życia. Nie chcę zajmować się tylko pisaniem powieści. Podczas spotkań literackich przez chwilę mówię o książkach, a następnie szybko zaczynam dyskutować o problemach politycznych, społecznych. Robię to nie dlatego, że jestem pisarzem, ale dlatego, że jestem obywatelem. Trudno mi sobie wyobrazić siebie niezaangażowanego społecznie.
Więc 87 letni pisarz prowadzi bloga. Może to też jest jakieś wsparcie dla idei blogów i blogerów.
Jose Saramago prowadzi bloga, ponieważ w ten sposób chce porozmawiać z innymi ludźmi z całego świata. Nie musi wychodzić z domu, nie musi zastanawiać się w co się ubrać i to co według mnie najistotniejsze: nie liczy się zewnętrzny wygląd, a tylko myśl pisarza, to czym chce się podzielić z obcymi osobami o świecie, o literaturze, o sąsiadach. Wygląd, gesty rozpraszają.
Można już zacząć się zastanawiać co takiego sprawia, że jeden blog jest czytany, drugi nie. Co powoduje, że jeden portal przyciąga, a inny dogorywa.
Ale na blogu Marka piszemy nie o portalach a o imitacyjnej poezji.
Czytałam Miasto ślepców z dużą niechęcią, ledwo udało mi się skończyć. Film podobno też jest przerażający, na dodatek na GW piszą, że powstały na tym scenariuszu film to kicz. Widziałam Miasto Boga tego reżysera i wiem, do czego jest zdolny. Wątpię jednak, by Saramago prowadził złego, skłamanego bloga. I by kierowała nim wygoda. Noblista ma mnóstwo możliwości spotkania z Drugim, to on je wybiera. Nie jest skazany na odrzucenie, na samotność intelektualną z racji tego, że nikt go nie chce. A jednak wybiera blog.
Napisałam w sensie priorytetu, dobrowolnego wyboru takiej formy. W Polsce w dalszym ciągu funkcjonuje bloger jako dziwak cierpliwie czekający, by go wreszcie dostrzeżono, lub mają blogi osoby sławne, by swoją sławę ugruntowywać, bądź reklamować jakieś inne grupy skupionych ludzi w partiach czy pismach. Czyli zawsze interesowne. Ideałem byłaby jednak płynąca z nich obustronna przyjemność spotkania: piszącego i czytającego.
Marek tu pisze entuzjastycznie o wartościach, które blog ocalą. Wiadomo, jak jest z wartościami. Nie byłabym taką optymistką. Ale poblogujemy, zobaczymy.
Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić
25 marca, 2009 o 22:46
ale jakie?
czy ja mam sama napisać dla siebie dzieło i zachwycić się nim? Mam już temat.
26 marca, 2009 o 9:12
Instrukcja Obsługi Wpisu:
Proszę najechać kursorem na wyróżniony tekst „dzieło z działu dzieł” i kliknąć.
Po kliknięciu proszę odczekać kilka sekund, aż załaduje się plik tekstowy zapisany w formacie pdf.
27 marca, 2009 o 8:24
Myślę Izo, że Marek dobrze robi wprowadzając ład do bloga, oddzielając rzeczy mające już jakieś samoistne znaczenie, dające sobie radę bez komentarzy.
Jesteśmy już po kilku miesiącach naszego poetyckiego maratonu i warto zastanowić się, co dalej. Jeśli w wywiadzie Gillinga w Lampie czytam, że w pewnym momencie jego działalności twarze zaczęły się powtarzać i zaczął spotykać te same osoby i nudzić się fotografowaniem, to u nas na blogu może wystąpić ten sam problem, co już mamy uwidocznione w notce poniżej. Poeta Maciej Woźniak omawiany jest znowu. Tak już jest, że teraz grupa wylansowanych będzie w obiegu hermetycznym i po prostu nie ma nowych poetów, nowych głosów. Ci wydani własnym sumptem, Ci nie wsparci żadnym publicznym odbiorem podpartym szyldem znaczącego wydawnictwa nie powinni znaleźć się tutaj, ponieważ to nie my jesteśmy od lansowania. Nie mamy ani do tego środków, to przecież są instytucje do tego powołane, ogromne, o dużej sile oddziaływania.
Ja z mojej strony jako czytelnik, mogę tylko upominać się o to, co ja chciałabym, by w poezji było, a czego czytając nie odnajduję. W odróżnieniu od gil gillinga, poety roczników pięćdziesiąt, to ja piszę od urodzenia, wiersze pisałam i czytałam zawsze, nie tylko na klawiaturze, ale też i długopisem.
27 marca, 2009 o 16:04
ewa, ja zacząłem pisać po roku 2000.
do roku 2000 zwyczajnie, po ludzku się opierdalałem.
ty się o „lansowanych” i wylansowanych nie martw, oni i tak mają swoje zmartwienia i martwią się sami o siebie.
w literackim internecie liczy się przede wszystkim jakość. o ile co do jakości tej sieczki isbnowskiej można mieć uzasadnione wątpliwości, graniczące w pewnych przypadkach z pewnością, tak o literaturze w internecie i jej czytelności decyduje jakość. zwróć uwagę, że nikt na portalach nie pobiera opłat. czytasz, bo coś ci się podoba, wybierasz autorów, których teksty ci się zwyczajnie podobają i masz to za darmo.
dlatego tu nie ma lansu, a czytelnicy kierują się smakiem, a nie tym, że ktoś napisał: to jest dobre, proszę to przeczytać.
internet póki co nie jest empikiem i mam nadzieje, że się nim nie stanie, że jedynym kryterium rządzącym literatura internetową jest jakość.
co do tzw. „głównego nurtu” – gdyby on nie przenosił się do internetu, to w internecie nie byłoby przezabawna fundacja Radczyńskiej z zaetatowanym Dehnelem oraz wszystkie jej przezabawne stronki internetowe nigdy nie zostałyby uruchomione.
tyle, że w internecie, jak już powiedziałem nie liczy się kto kogo zna, bo tu każdy może być swoim drukarzem, pisać i wydawać, a ludzie będą ściągać sobie ebooki, albo będą odwiedzali kolejne strony, albo zwyczajnie oleją. i zdaje się posmak moczu odczuwa już szlachta literacka, która jakiś czas temu się zorientowała, że w internecie zawodzą sztuczki ze świata realnego. tu nie można nikogo „wykluczyć”
jestem niemal pewien, ze niedoczytania.pl odwiedza o wiele wiecej osob niz statyczny portal literackie.pl, na ktorych wieszcze pławią się w sosie własnym. z czasem stronka zniknie, chyba, ze prezesówna z Mosiewiczówną na spółkę, wymyślą nową formę, na co się nie zanosi.
ewo, oni już wyczerpali swoje możliwości. ich największym sukcesem jest kończąca się nieszuflada.pl i to tyle. nie potrafią wyjść poza schemat, bo nie potrafią zmienić sposobu myślenia.
27 marca, 2009 o 17:59
Dawno nie byłam na nieszufladzie, ale mimo wszystko szkoda by było, by portal padł. Jestem za wielością w Internecie, ale nie zgodzę się z Twoją idealistyczną wizją. To real daje w dalszym ciągu kasę i nikt w necie nie da rady robić tego wszystkiego za darmo. Zawsze net będzie trampoliną do realu, do druku, a nie na odwrót. Gdyby nieszuflada właśnie nie poczyniła kroków zawłaszczających życia kulturalnego w Polsce, nigdy by nie wypłynęli tacy ludzie jak Gil Gilling. Ja nie umniejszam jego pracy, zdolności reporterskich. Ale na jego przykładzie można prześledzić awans człowieka z nikąd, człowieka, jak się w wywiadzie wyraził, od śrubokręta, czyli nie od nauk humanistycznych. Ten amerykański mit pucybuta, tutaj poety, jest przecież mitem. Na dodatek polskim. Za tym mitem stoją stypendia, powiązania, imienne wsparcia, wspólne picie.
Dużą nieuczciwością jest zwodzić utalentowanych ludzi jakością. Jakość zawsze się obniża, jeśli człowiek nie ma odbiorcy. W necie nie znasz odbiorcy. Nawet, jak się tekst podoba, to nikt ci tego nie napisze. Celowo Ci nie napisze. To jest bardzo niszczące i wycieńczające.
Ja jestem zupełnie innym przypadkiem, ja piszę, bo muszę. Ale rokowania w moim wypadku są też pesymistyczne.
27 marca, 2009 o 18:29
Ewo, ale ja nie pisze o upadku nieszuflady. Ona si pewnie będzie kulała jeszcze długo i długo, bo takie portale jak nieszuflada za chwilę przejdą do historii literatury internetowej. Będzie robiła za antyk, w którym ktos sobie odświeży jakaś dyskusję, napierdalankę, będzie źródłem wiedzy dla dehnologów, studentów polonistyki, którzy będą za 20 lat pisali magisterke na temat: Lala czy Lalka? Która miała większe cycki?.
Jednak przyszłość literatury w internecie będzie wygladała zupełenie inaczej. nie będzie miejsca dla etatu Administratora, który będzie banował wg widzimisię, lub odgórnego polecenia. Nie będzie też racji bytu dla pseudogwaizdeczek literackich rozdmuchanych przez zakumplowanych krytyczków. Oczywiscie taki Dehnel będzie miał swoich czytelników, podobnie jak prof. Miodek. On też ma audycje w TVP. Dehnel prawdopodobnie zastapi Miodka, bo ładnie pisze. Będzie tłumaczył jak zmienia sie pisownia, i dlaczego mówi się raczej poszedłem niż poszłem. Ale tym co pisze Dehnel, nie zastapi Aleksandra Wata czy głupszego od niego Miłosza.
Do rzeczy:
Moim zdaniem wszystko zmierza do atomizacji. Nie będą miały już racji bytu takie portale społecznościowe. Ludzie jak będą chcieli sobie popierdolić, to napiszą głupi wpis na nasza-klasa.pl.
Dlatego pojawia się strony zindywidualizowane, mocno spersonalizowane. Taka jak historiamoichniedoli.pl. strony hermetyczne, na których nie będzie można ot tak sobie coś napisać, na których publikowanie stanie się przywilejem a nie prawem.
Blogi co pisał Onak nie są już tylko spluwaczką, do której się wypluwa flegmę, zalegającą gdzieś tam w organizmie. Blogi ewoluują, zmieniają się, wypierają konwencjonalne media.
Nie wiem jak Onak, ale ja robię literaturę za darmo. Co więcej darmo daję ludziom do czytania swoje teksty. Łośko Przemek też o ile wiem daje się czytać za darmo. Fakt, że zmienia maski, ale jest tak charakterystyczny, ma tak jasną poetykę, że może śmiało nazwać się kupa śmiechu a i tak będzie rozpoznawalny. Ale nie o rozpoznawalnośc tu chodzi, ale o jakość.
Skoro ty dajesz swój komiks internautom za frajer, skoro ja daje pdfy za frajer (udostępniłbym za frajer także w całości te książki o Platonie i Popperze, ale wiąże mnie umowa z wydawnictwem) za frajer pdf-y daje też Łukaszewicz, tyle że na niektóre należy uważać, bo są frajerskie to nie ma sensu się napierdalać o pieniądze. Zresztą nie pieniądze powinny byc motorem działań w obrębie literatury czy sztuki.
Ewo, po platońsku: należy robić swoje i tyle.
27 marca, 2009 o 19:54
Ewo, nie akceptujemy dobrego nastoju grupy wzajemnie się wspierającej, hermetycznej z założenia i dlatego piszemy na blogu Marka.
Na przykład Wrocławska Nagroda Poetycka SILESIUS zdominowana jest przez nominantów z Biura Literackiego. Nie jesteś w grupie, nie zostaniesz namaszczony do nagrody. Nieważne jak piszesz, istotne, że jesteś swój i udomowiony.
W kategorii książka roku nominacje otrzymują:
Roman Honet, Baw się /Biuro Literackie/
Krystyna Miłobędzka, Gubione /Biuro Literackie/
Edward Pasewicz, drobne! drobne! /Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu/
Marcin Sendecki, Trap /Biuro Literackie/
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Piosenka o zależnościach i uzależnieniach /Biuro Literackie/
Adam Wiedemann, Filtry / Staromiejski Dom Kultury w Warszawie/
Bohdan Zadura, Wszystko /Biuro Literackie
Jedna poetka, kilku poetów , a dla kogo nagroda i za co? i jak zostanie uzasadniona? czy znowu przeczytam o lunarnym poecie, o jego wydzielinach z metafor, o szaleństwie i zaufaniu wewnętrznemu dziecku, a potem popłyną zdania jeszcze bardziej niezrozumiałe.
Czasami mam wrażenie, że nagrodę dostaje ten poeta, o którym krytyk potrafi najwięcej „nabajdurzyć”, „nametaforzyć” w podsumowaniu nagrody z myślą, że jego słowa zostaną zamieszczone na ostatniej stronie wyróżnionego tomiku.
Dlatego tak jak Marek, uważam, że za kilkanaście lat to internet będzie decydował o tym jaka poezja będzie czytana. Probierzem będzie dysksusja na temat wierszy, poezji.
W internecie trudno coś zadekretować, narzucić.
Kasa? Kasa też przesunie się niebawem do internetu.
27 marca, 2009 o 19:59
Ale gdy ci w tych jaskiniach szli polować, to ci drudzy malowali w nich te piękne zwierzątka, misie i łosie i za tych, którzy za nich polują: myśliwych; w czasie, gdy artyści epoki jaskiniowej mogli swój kunszt artystyczny na wieki w jaskini pozostawić. I to nie żadne platońskie cienie, ale jak żywe wszystko na ścianie wymalowane!
Sztuka Marku, to kochanka bardzo wymagająca: byle czym się jej nie da zaspokoić. Nie można i polować, i malować równocześnie.
Przykład PRLu: to, że z tego okresu właściwie nic wartościowego nie zostało, że poszczególne mity padają jeden po drugim wbrew propagandzie komunistycznej – jakoby Tytus był najlepszy na świecie,
że aż u nas trzeba zbudować Muzeum Hansa Klossa – to przecież są tylko symptomy bardzo poważnej choroby, a nie prawdziwej sztuki. Nigdy tak nie będzie, że sztukę zrobi się z byle czego, ponieważ sztuka jest tylko dla ludzi, którzy mają zabezpieczone podstawowe potrzeby.
Myślę, że dlatego otrzymujemy poezję jak wyrób czekoladopodobny, a nie z prawdziwej czekolady zrobionej z masła kakaowego. To wszystko są tylko podróby.
A dlatego, że poeta musi znać innych ważnych poetów, musi być na odpowiednim poziomie intelektualnym. To jest kosztowne, to potrzebuje czasu oddanego na to. Rodząc się w tak nieprzydatnym języku, musi pokonać te ograniczenia, musi wczuć się w duchowość innych poetów. Musi być z nimi jednością. Jak tu pisałeś, poezja nie może być dziwactwem. To w końcu cały czas jedna bramka, do której strzelają wszyscy artyści. Peryferyjność nie musi być prowincjonalna.
Blogi mogą rozkwitać, ale widzisz, każdy sobie rzepkę skrobie. A tu trzeba wzajemnej inspiracji, wzrastania, rozwoju. Potrzebny twórczy ferment. Tak zawsze było w zdrowych kulturach i tak będzie zawsze. Net to tylko wspaniała technologia.
27 marca, 2009 o 20:11
> Iza
Oby Izo było tak, jak piszesz! Ja pewnie już nie dożyję. Gombrowicz też pisał, że nie wolno pisać dla zarobku. Ale ja z perspektywy życia to wszystko odbieram jako wielkie zmarnowanie. Musi być artysta uformowany, zbudowany, wykształcony. Nie chodzi przecież o skostniałą wiedzę akademicką ale żywą, wolno przepływającą, bez żadnych ograniczeń, myśl ludzką w najbardziej nieprawdopodobnych jej przejawach. Kto obroni indywidualność, niekonwencjonalne myślenie, zakwestionuje moralność stadną w czasach kryzysu? Artysta, to przecież jedyne zabezpieczenie przed orwellowską unifikacją.
27 marca, 2009 o 20:16
Marku, założenie, że internet jest demokratyczny to mit. Internet powiela system feudalny, czaty, komunikatory, portale, fora, fora specjalistyczne to drabina feudalna. Po kilkunastu latach funkcjonowania, wirtualny świat został podzielony na nisze.
Czas wspólnoty pierwotnej w internecie skończył się. Niedługo będzie opowiadać się z wypiekami, że zostało się zaproszonym do tej lub do tamtej grupy netowej (jak teraz chwali sie kartami do modnych klubów), ale jednocześnie będzie nadal bardzo duży obszar swobodnej, nieocenzurowanej wymiany zdań w necie.
Jeszcze nie potrafię opisać przyszłego, politycznego systemu, który tworzy się na naszych oczach. Źle brzmi „społeczeństwo wirtualne”, „społeczeństwo medialne”.?
Na pewno powiedzenie: „Polityka jest sztuką niedopuszczania ludzi do udziału w sprawach, które z natury rzeczy ich dotyczą” (Paul Valery) w dobie internetu, zaczyna drżeć w posadach.
Tak jak z polityką, tak jest ze sztuką, z poezją,
Internauci nie pytają, czy mogą uczestniczyć, uczestniczą aktywnie i realny świat coraz bardziej się z nimi liczy.
28 marca, 2009 o 6:56
ee tam, podział stukturalny jest przejawem pluralizmu, dazenia do atomizacji i specjalizacji. mamy do czynienia z odtotalizowaniem pierwotnej struktury internetu jako całości.
stopniowo pojawiaja się coraz bardziej spersonalizowane komórki wirtualne, które nabierają znaczenia.
to mam na mysli mówiąc o demokratyzacji internetu.
dla mnie portale społecznościowe są z załozenia antydemokratyczne. struktura ich, podział na liderów i masę, na administratorów ich kolegów oraz resztę odpowiada klasycznej strukturze państwa monopartyjnego.
zgodze się z tobą, że wkrótce pieniądze także pojawia się w internecie. zjawiska literatury internetowej nikt nie powstrzyma i nikt nie moze zlekcewazyć. oczywiście można udawać, że coś takiego jak liternet nie istnieje, że to, co publikuje się w internecie pozbawione jest wartości lub że ma jakiś charakter publikacji warsztatowej.
równie dobrze mozna udawać, że kosmici zaatakowali ziemię i zyją obok nas.
28 marca, 2009 o 7:39
Nakręcono Miasto Ślepców Jose Saramago (chcę o tym napisać na moim blogu, stąd zainteresowanie). Ja tę książkę czytałam jak Saramago dostał Nobla, jak Miłosz napisał, że go nie cierpi. I teraz czytam w GW:
Zaczął pan prowadzić blog. Dlaczego?
– To dobra forma aktywności społecznej. Blog, wykłady i rozmowy z czytelnikami to ważna część mojego życia. Nie chcę zajmować się tylko pisaniem powieści. Podczas spotkań literackich przez chwilę mówię o książkach, a następnie szybko zaczynam dyskutować o problemach politycznych, społecznych. Robię to nie dlatego, że jestem pisarzem, ale dlatego, że jestem obywatelem. Trudno mi sobie wyobrazić siebie niezaangażowanego społecznie.
Więc 87 letni pisarz prowadzi bloga. Może to też jest jakieś wsparcie dla idei blogów i blogerów.
28 marca, 2009 o 9:01
Jose Saramago prowadzi bloga, ponieważ w ten sposób chce porozmawiać z innymi ludźmi z całego świata. Nie musi wychodzić z domu, nie musi zastanawiać się w co się ubrać i to co według mnie najistotniejsze: nie liczy się zewnętrzny wygląd, a tylko myśl pisarza, to czym chce się podzielić z obcymi osobami o świecie, o literaturze, o sąsiadach. Wygląd, gesty rozpraszają.
Można już zacząć się zastanawiać co takiego sprawia, że jeden blog jest czytany, drugi nie. Co powoduje, że jeden portal przyciąga, a inny dogorywa.
Ale na blogu Marka piszemy nie o portalach a o imitacyjnej poezji.
28 marca, 2009 o 11:24
Czytałam Miasto ślepców z dużą niechęcią, ledwo udało mi się skończyć. Film podobno też jest przerażający, na dodatek na GW piszą, że powstały na tym scenariuszu film to kicz. Widziałam Miasto Boga tego reżysera i wiem, do czego jest zdolny. Wątpię jednak, by Saramago prowadził złego, skłamanego bloga. I by kierowała nim wygoda. Noblista ma mnóstwo możliwości spotkania z Drugim, to on je wybiera. Nie jest skazany na odrzucenie, na samotność intelektualną z racji tego, że nikt go nie chce. A jednak wybiera blog.
Napisałam w sensie priorytetu, dobrowolnego wyboru takiej formy. W Polsce w dalszym ciągu funkcjonuje bloger jako dziwak cierpliwie czekający, by go wreszcie dostrzeżono, lub mają blogi osoby sławne, by swoją sławę ugruntowywać, bądź reklamować jakieś inne grupy skupionych ludzi w partiach czy pismach. Czyli zawsze interesowne. Ideałem byłaby jednak płynąca z nich obustronna przyjemność spotkania: piszącego i czytającego.
Marek tu pisze entuzjastycznie o wartościach, które blog ocalą. Wiadomo, jak jest z wartościami. Nie byłabym taką optymistką. Ale poblogujemy, zobaczymy.