’
Niezbadane są źródła natchnienia polskich działaczy lirycznych. Analiza zbioru złożonego z wszystkich literackich Owczarków, Wiśniewskich, Dehnelów, Padów und so weiter, a także z produktów oznaczonych logo Bargielska, Kuciak, Radczyńska itp., dostarcza czytelnikowi oprócz zabawy, także informacji o ewentualnych źródłach, z których czerpie polski poeta, w procesie pisania wiersza.
Na tym tle Maciej Woźniak nie wyróżnia się niczym. Jego tomik pt. Obie strony światła jest niezbitym dowodem potwierdzającym teorię, że polski wieszcz jest jak Makgajwer: z każdego rzeczownika jest w stanie uczynić motyw przewodni wiersza. W przypadku Woźniaka jest to rzeczownik światło.
Makgajwer potrzebował jedną tabliczkę gorzkiej czekolady, kultowy scyzoryk szwajcarski oraz gumę do żucia, by powstrzymać radioaktywny wyciek z uszkodzonego reaktora. Maciej Woźniak potrzebował światła z lapmki nocnej, która stoi prawdopodobnie na jego biurku, oraz świergotu słowików, które tylko Borowiczkach jest w stanie pokierować bezbłędnie palcem wskazującym, by ten uderzał w odpowiedni klawisz qwerty, żeby napisać kilkadziesiąt wierszyków na temat światła.
Technicznie rzecz biorąc Woźniakowi wystarczy jeden rzeczownik światło, by być wieszczem.
Jeżeli ktoś uważa, że na temat światła można napisać tylko, że jest i że jest takie śmakie lub owakie, jest w błędzie. I Maciej Woźniak jako poeta jest gotów każdego takiego ktosia jest gotów w każdej chwili wyprowadzić z owego błędu.
Oto niektóre pomysły Macieja Woźniaka na to, jak z rzeczownika światło zrobić nie tyle proste zdanie, ale twór liryczny – wers:
1) Światło, jasna szybo.
2) Światło, soczewko / szlifowana uparcie przez wieki.
3) Światło, strumieniu bijący ze źródła gwiazdy.
4) Światło, skalpelu tnący zwiotczałą skórę złudzeń.
W tym właśnie każdy z czytelników powinien zadać sobie w duchu pytanie: co to za światło? Może to jakieś cudowne światło, a nie made in osram.
Wątpliwości okazują się jak najbardziej uzasadnione, co potwierdza sam poeta. Okazuje się, że światło Woźniaka znalazłoby zastosowanie nie tylko na kanwie poezji, ale w zakładach precyzyjnej obróbki materiałów twardych, gdyż o czym informuje poeta: Światło, ty tak delikatnie, jak / nikt inny wygładzasz ostre rysy.
W zakładzie fryzjerskim też się przyda ten rodzaj światła, do rozczesywania włosów klientek, które światło rozczesuje, gdy splątane.
Światło Woźniaka ma inne zastosowania techniczne. Oprócz tego, że może robić za pilnik, papier ścierny, fryzjerskie zgrzebło do rozczesywania dredów, światło zdaniem poety doskonale spełni swoje zadanie jako ekwiwalent lateksowej waginy w wersji kieszonkowej, dmuchanej sztucznej lali czy też styranej dłoni. Okazuje się, że nikt tobie nie zrobi tak dobrze, tak czule jak światło: Światło, ty tak czule, tak bez śladu / ironii całujesz moje źrenice.
(List do światła)
Maciej Woźniak jako poeta wykazuje większe ambicje aniżeli wymyślanie różnych niestandardowych użyć światła. Dlatego w kolejnych tekstach sięgnie po wyszukane metafory o ładunku poetyckim zdolnym zniszczyć siedemdziesiąt Hiroszim. Oto one:
pobladłe witraże tęczówek
kościana obręcz werbla skóry
miękkie miotełki wiatru
spękane zwierciadło poezji (to jest nieśmiertelny szlagwort wszystkich śmiertelnych poetów polskich)
nagły dreszcz
przezroczyste wieko powietrza
(Zuzanna Ginczanka, list)
fale senności
ślepe promienie słońca
miedziana moneta pamięci
echo powraca wilgotnym, dusznym tchnieniem cembrowiny
(Leonor Fini)
Niemal wszystkie teksty Macieja Woźniaka z tomiku Obie strony światła nadają się na slogany reklamowe koncernów produkujących żarówki. To, co pozostanie po oddzieleniu owego niemal, jest świetnym materiałem na piosenki dla Anny Marii Jopek. W tym aspekcie wrażliwość Macieja Woźniaka odpowiada niedysponowanemu Poniedzielskiemu, który wymyślił dla żony Kydryńskiego tekst:
Ufamy światu a on nam jakby mniej. Ufamy światu, jak pąki kwiatów gdy jesień jeszcze hen. Ty idziesz świecie w świat i nie oglądasz się. Ja świata poza tobą nie widzę, najtrudniej kochać mniej.
Im dalej nam świecie do siebie, tym nam i mniej tęskno, za każdy gram manny niebieskiej płacę słoną rzeką (z płyty Nienasycenie)
Każdemu czytelnikowi, w ramach akcji: I ty możesz wieszczyć! proponuję zamienić rzeczownik świat na światło. Wartość estetyczna tekstu, który powstanie na skutek owej zamiany będzie porównywalna z każdym tekstem tomiku Obie strony światła.
21 grudnia, 2008 o 23:45
Ten tomik został napisany pod wpływem upojenia uczuciowego, o tym już wcześniej pisałam. Dlatego jego narrator bawi się w podglądacza i zaopatrzony jest w odpowiedni do tego sprzęt.
22 grudnia, 2008 o 13:28
Szkoda Marku, że analizujemy ten sam tomik na okrągło Pana Woźniaka, a przecież czeka w kolejce Iluminacje. Zaćmienia. Szarość – to zbiór wierszy Macieja Woźniaka z Płocka – laureata Głównej Nagrody VIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego Dać świadectwo 2000
To kolejny laureat konkursu, jedynego w którym kiedyś brałam udział bezproduktywnie, byłam ciekawa, co Ty na to, gdyż moje zdanie może być tendencyjne.
A ten tomik tu już omawiałam. jurodiwiec też osądził jako nie najlepszy tego autora i polecił te Iluminacje, które są podobno lepsze. Chociaż w końcu dobrze, trzeba rzecz analizować dokładnie.
Napiszę coś Ci odnośnie Twoich uwag, ale muszę powtórnie przeczytać wiersze.
Wiesz Izo, wczoraj pomyłkowo wkleiłam komentarz w inne miejsce, myślę, że czas przedświąteczny jest zawsze alkoholowy i nie sprzyja pracy. Ale z drugiej strony nigdzie na świecie ludzie nie przestają pracować tydzień przed wigilią, tylko w Polsce. Więc piszmy…
22 grudnia, 2008 o 14:18
wiesz, ze jestem biedny Ewo, że żyłem do niedawna za 1000 zł / mc., teraz już nawet tego nie mam, a ty mi kazesz kupowac kolejne dzieła polskich wieszczów.
wstydziłabyś się!
oczywiście wybaczę ci to przedświąteczne fopa, pod warunkiem, że kupisz mi w prezencie opera omnia wieszcza Woźniaka Macieja. Kupisz i przyslesz pocztą.
ps.
psiakarow und donerweter! spiesz się, bo wkrótce mnie eksmitują za to, że nie płacę czynszu. dzisiaj nikt nie rozumie, że nie płaci się czynszu nie dlatego, że się nie chce płacić czynszu, ale dlatego, że nie ma się pieniędzy nie tylko na czynsz, ale na chleb – nie wspominając o wódce.
22 grudnia, 2008 o 17:29
Spieszę się…
Wysyłam „Iluminacje. Zaćmienia. Szarość”, Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie 2000. Ale widzę na wikipedii, że Woźniak jest autorem pięciu książek. Na taką ilość to nawet naszej największej biblioteki nie stać, nie mówiąc o drobnych filiach, które nie mają ani jednej pozycji tego poety. Mogę wysłać jeszcze Srebrny ołówek / Maciej Woźniak ; rys. Robert Denst. – Płock : Klub Artystyczny Płocczan : Dom Kultury , 1998. Ale czy to jest sprawiedliwe? Inni czekają w kolejce…
A na kasę to tylko w dalszym ciągu emigracja. Ani na malarzy, ani na filozofów nie ma zapotrzebowania w Polsce. Ja będę robić od stycznia komiks, a nie cierpię tego gatunku.
22 grudnia, 2008 o 18:16
wyślij, wyślij – mam teraz duzo czasu. w zasadzie to jestem teraz bardzo niebezpieczny, gdyż się nudzę na bezrobociu. włąsciwie nie ma stworzenia bardziej niebezpiecznego niż filozof, który się nudzi.
no i wyslij wszystko, co masz. listonosz będzie narzekał na ciężka torbę, że musi ją taszczyć po tych kniejach i ostępach leśnych, ale taka to już dola listonosza.
niech zarobi na swój chleb.
22 grudnia, 2008 o 20:51
Właśnie skończyłam czytać ten tomik Woźniaka sprawdzając, czy coś się nie zmieniło od połowy października, gdy czytałam go 3 razy, by uczciwie o nim napisać.
Nie chciałabym moim komentarzem niwelować ostrości Twojego Marku tekstu. Tu Iza na obronę pisze, że są to wiersze pod wpływem upojenia uczuciowego. Ten trunek im nie służy. Czytam w wikipedii, że poeta miał trzydzieści cztery lata jak je wydał i jest krytykiem muzycznym. Te wizualizacje są bardzo nie trafne i faktycznie, bardziej się kojarzą z żarówkami, niż z jasnością i działaniem boskim. Jasność się nie staje, mimo zabiegów i czarów, które są bardziej matactwami i plątaniem. Tak ogólnie podsumowując w końcu już o tym pisałam, to fałsz tej poezji jest bezsprzeczny. Jeśli autor ma wykształcenie muzyczne to fałsz dźwięków, brak harmonii, brak melodyczności, barwę – to wszystko natychmiast wychwyci, w muzyce to są ewidentne, niemal dające się dowieść matematycznie potknięcia. Natomiast w zestawie słów można bardziej oszukać, tak jak w zestawianiu plam barwnych jest też szeroki margines na oszustwo. Autor stosuje ten ton osoby wszystkowiedzącej, koturnowy, wysoki. Szczególnie jako kobieta bym mu nie wierzyła jakby deklarował mi uczucie, co podmiot liryczny cały czas wypróbowuje na swojej ukochanej. Nic a nic mu nie wierzę, to wszystko jest sztuczne i męczące. Być może brak dystansu i ironii robi z tego kicz, ale i teraz ironia też staje się kiczem.
Wczoraj więcej poczytałam nieszuflady i tam jest chyba już mocno zakorzeniona maniera polegająca na złym smaku, takie wiersze są tam właśnie chwalone i wszystko jest zainfekowane. Maciej Woźniak po prostu nie jest poetą nigdy nim nie będzie, nie urodził się nim. Może jest świetnym krytykiem muzycznym, chociaż jak pisze o Prokofiewie (Leila Josefowicz gra Prokofiewa): Słuchałem wczoraj koncertu d-moll Prokofiewa, to tego przeżycia też się nie czuje w odbiorze. Krytyk to przecież też artysta, a tu banał i schemat, ilustracja. Jakie szczęście? Jakie serce? Naprawdę już nie ma język polski więcej trafniejszych słów?