.
Nie powinno nikogo dziwić, bo nie dziwi to też mnie, że tym, który szturmem zdobył zaplecza redakcji wydawnictw literackich był nie kto inny ale Jacek Dehnel. Na tle wydawanej na dzień dzisiejszy poezji, jego produkcje na temat nagłych refleksji, które produkuje jego umysł bądź to w trakcie podróży rodzimą PKP bądź to przejażdżek równie rodzinnym PKS-em, stanowią ostoję sensu, zrozumienia. W konfrontacji z rymowankami np. Czerniawskiego, Woźniaka, Radczyńskiej, teksty Dehnela, nawet gdy są opisem flory osiedlowych sztucznych jezior zaprojektowanych przez PRL-owskich urbanistów (wizjer) muszą wzbudzać zachwyt. Taki też zachwyt wzbudzają. A dlaczego? Odpowiedź jest prosta: bo zachwyt wzbudzać muszą.
Przeraźliwie zrozumiałe dehnelowskie wersy o złotej rybce, która spod lodu łypie na rybaka i wydaje się do niego mówić: nie ma chuja! wygrywają walkowerem pojedynek z wszelkiej maści poezjowymi bełkotnikami. I być może pierwszy raz w życiu, ale zawsze pierwszy raz być musi, przyszło mi pochwalić młodzieżowego działacza Jacka Dehnela, za jego klarowne, proste w treści i formie teksty, których interpretacje zakłócane są jedynie aberracjami meteorologicznymi.
Niniejszym posypuję głowę popiołem. W akcie skruchy, by dać dowód szczerości intencji i autentyczności żalu, pozwolę nawet wziąć mój lewy sutek w usta każdemu pokrzywdzonemu na co najmniej minutę i possać go. Pozwolę wyssać sobie z piersi ostatnie resztki mego samczego potu, testosteronu, soku męskiego. Oddam istotną część siebie z małym zastrzeżeniem: nie ogolę cycków.
A kiedy już usiądziesz zadowolony z siebie. Kiedy, zwaliwszy konia, spoczniesz. Zaczniesz używać substancji szarej w sposób taki jaki ja jej używam i zobaczysz. Nie ma chuja! usłyszysz znajomy głos fisza spod lodu, bo tylko mrożonki nordisa jesteś w stanie przyjąć bez przykrych konsekwencji o charakterze gastrologicznym. I dowiesz się, że jest takie coś, co zwie się:
ale do rzeczy:
W poszukiwaniu alternatywy dla salcesonu lansowanego przez wrocławskie Biuro Literackie, do pasztetowej, która ścieli się pod nogami userów nieszuflada.pl, w opozycji do wszelkiej maści dehnelów, czerniawskich, radczyńskich, kuciakówien przyglądałem się innym wydawcom.
Pierwsza i dziewicza była kserokopia.art.pl. Łukaszewicz trafił w dychę z Pasewiczem. Ufając opiatom bełkotu zaufał Bargielskiej funfelce (klasyczna relacja destrukcyjna: wydawca wydaje znajomych, bo są znajomymi) no i stało się, kserokopia zredukowana została do zapisu gadki telefonicznej między Jarkiem i Justysią, o treści:
Jarek:
– Cześć Justyś, jak się masz?
Justyś:
– Źle. Mam okres.
Jarek:
– Oooo..
Justyś:
– Żadne kurwa oooo
Jarek:
– A co?
Justyś:
– Chujów sto
Jarek:
– Czyli China-Shipping
Justyś:
-No.
Trudno przypuszczać by ten dialog mógł zainteresować kogoś spoza fatalnego tandemu zainteresowanych interlokutorów. Dlatego los kserokopii, stał się udziałem miliona wydawnictw jednorazowych. Gdybym zadał pytanie Łukaszewiczowi: dlaczego nie wydał tekstów Przemka Łośko? Wiem, że byłoby to jawne kolesiostwo, jasne, ale w przypadku Łośko można być kolesiem jego teksty, jak to mawiali starożytni Rosjanie: sprechen fuer sich selbst. Tu porażka wydawnicza nie wchodziła w rachubę. Czy Łukaszewicz i Łośko nie byli najsławniejszymi dezerterami nieszuflady? Jasne. Czy są funflami? Jasne. Ale jasne jest także, że w tym przypadku kategoria funfla nie ograniczałaby się wyłącznie do ilości wspólnie wypitej wódy, wspólnie wyruchanych dupeczek członkiń fanklubu ale w tym przypadku za funflem stałyby teksty rozkapryszonego tygrysa, Benedykta dumma i innych wirtualnych wcieleń Przemka.
Historia ludzkości roi się od takich zmarnowanych okazji, ale to nie jest żaden argument za tym, by okazje były marnowane. Jednak czego dowodzi historia historii ludzkości okazje maja to do siebie, że najbardziej lubią być marnowane i dlatego do wydawnictw trafiają puste pola (chodzi o tomik Macieja Roberta, wydany przez Wydawnictwo Kwadratura w Łodzi, w 2008 r.).
Dlaczego akurat książka poetycka Roberta służy tu za przykład antydydatyczny, za szwajnplac, na który można się odlać, którym można się podetrzeć nie narażając się na zarzut dewastacji kultury czy w ogóle towarzyskiego fopa?
Dlatego, że akurat tomik Macieja Robaka wpadł w moje szkaradne łapy. I teraz przyznam szczerze: chciałem napisać post z kategorii: sugar free by ponapawać się moją zajebiście ładną mordą w podpisie. Przyznaję, że moja nadzieja graniczyła w pewnym momencie z pewnością ale graniczyła zaledwie przez dokładnie pierwszych 3 i wersu wszystkich wierszy, które wchodzą w skład tomiku.
Cyt.:
zaraz za oknem jadalni rozpościerał się
sad jeden krok już wystarczał, by
dotykać czereśni i jabłek, wspinać się na
drzewa. Naręcza
.
(dekady)
Później zaczęło się typowe, polsko-narodowe, poetycko-wieszczowskie bagieneczko. Bo oto,
tam, gdzie są trzy kropeczki, w oryginale poeta umieścił oktawy, by co powszechne wśród polskich wieszczy skazać wszelkich interpretatorów na domysły, na podróżowanie ślepymi uliczkami w przekonaniu, że zmierza się w kierunku absolutu.
Można cytować teksty Macieja Roberta składające się na tomik puste pola. Można, przy zachowaniu szczególnych środków ostrożności, próbować odgadywać co poeta miał na myśli?, gdy pisał:
pleśni moszczą się wygodnie w lepkiej / opadzinie (dekady)
mięso w asyście kwaśnych soków (tło)
złowieszcze grudki kurzu (bezokolicznik)
uderzeniowe fale czołgają się na / przełaj (wybuch)
[zagadki-kalambury wybierałem losowo z kolejnych tekstów Robaka z tomiku Puste pola.]
Można cytować bez końca, by w ostateczności wpaść w pułapkę dehnelizmu czyli te same sidła, które zastawił Jacek Dehnel na czytelników w tekście: wizjer. A mianowicie Dehnel rzuca swoim czytelnikom zarówno akolitom jak i doktrynalnym krytykom karasia na stół i obwieszcza głosem wieszcza:
– Proszę państwa, to nie jest karaś, to nie jest także ryba, to jest proszę Państwa ichtis!
– cooooo?
– ichtis, kurwa, ichtis, proszę Państwa i kurwa jego mać!
No i rozpoczyna się siermiężna łopatologia, w której to co pod spodem oznacz świat nieznany, to co na wierzchu oznacz świat znany, który poznajemy przez łudzące zmysły. Pojawia się dychotomia, uniwersalna eschatologia, archetyp ryby, chrystusa, lodu, wody miliard interpretacji, w których gówno nie jest gównem ale finalnym produktem metabolizmu. ale najważniejsze, że pojawia się poeta niezrozumiały, niedoceniony, który pisze niby o welonach z akwarium, ale to nie welony ale glonojady z pyskiem przyspawanym do szyby mocą praw natury. A skoro natura, to natychmiast lex naturae / ius naturalis; to stan natury i żążak ruso, to to, to owanto. To w końcu krytyka teleologii jako milleniumende, jako fędesieklu, jako chuj wie jeszcze czego – czyli tego wszystkiego, co znajdzie Wielki Paj-Chi-Wo Recenzent Winiarski.
U Macieja Roberta jest podobnie, z małym zastrzeżeniem. O ile Jacek Dehnel pisze prosto wręcz siermiężnie, w tej samej manierze, tym samym stylem, w tym samym miejscy i w tym samym momencie stosując te same znaki interpunkcyjne tak Robert w tomiku puste pola dla odmiany szuka swojej szansy w nieprzewidywalności: chciałby zaskoczyć. Zaskakując zaś, a precyzyjniej się wyrażając: starając zaskoczyć czytelnika, stosuje chwyty przewidywalne, oklepane. Począwszy od poetyki zdań dziwnych, skończywszy na zdaniach fingujących sens.
Innymi słowy: kompletny niewypał.
Dla przykładu:
Noc wzięła i poszła. Teraz trzeba
przewietrzyć
znaki wygniecione w stęchliźnie pościeli
(grzech zostawiać tak wszystko) rozwiesić ją
na pręcie wyczyszczonym z rdzy, gdzieś w
kącie ogrodu
(obroty)
I konia z rzędem temu, kto odpowie na pytanie: co poeta miał na myśli?
Konia oddaję łaskawie, bo wiem, że poeta w tym przypadku, gdy przemawiał nie myślał.
15 stycznia, 2009 o 21:10
Czy Maciej Robert jest przystojny? Staram się znależć plusy i powody wydania wierszy.
Tytuł tomiku według mnie jest zakamuflowaną propozycją aby na stronach z wierszami wklejać swoje zdjęcia lub zdobyte fotki poety i w ten sposób zakryć wersy z „parą żab już po kopulacji”
16 stycznia, 2009 o 7:25
Dlaczego postawiłam tezę, że tomik „Puste pola” ma pełnić funkcję albumu? Proszę bardzo, poniżej wersy udowadniające moją tezę.
„Delty żył pęcznieją w przezabawnych skurczach. To nie jest kwestia ciszy, starzy ludzie cuchną – banalna literówka genetycznych prawd, żałosny błąd ciała. I ostatnie zdjęcia
-wytęż wzrok i dojrzysz czającą się w spoinach utlenioną śmierć.”
nie nalezy sie wgłębiać w wersy o utlenionej(?) śmierci i o zapachach starszych ludzi, ale wystarczy sprawdzić, czy ma się fotki do wklejenia.
Nie mozna poważnie traktować słów poety, gdyż pisze nie tylko o ropuchach, ale także o rozpuście komarów w wymiarze nieskończonym.
„w kępę trawy rozpusta komarów osiągnie swój bezmiar”
Dlatego założyłam, że poeta musi być przystojny, inaczej po co by pisał.
16 stycznia, 2009 o 8:26
Jest Izo Maciek Robert w grafice. Niczego mu nie brakuje. Nie ma niestety zdjęcia, gdzie pokazuje swoje sutki. A wiesz, sutki mogą być różne, nie tylko sutki Marka są wzorcowe.
W Pięknych przegranych Leonarda Cohena z powodu wyjątkowych sutek wariowali wszyscy powieściowi bohaterowie i gwałciciele: Jej niesamowite sutki były ciemne jak grudki gliny i bardzo długie, gdy twardniały za sprawą pożądania, stawały na sztorc, mierząc blisko trzy centymetry, pomarszczone mądrością i ssaniem. Wpychałem je sobie do nosa (po jednej na raz). Wpychałem je sobie do uszu.
Cóż, Izo nie mamy szans wobec tekstów Marka, cokolwiek napiszemy w komentarzach, tylko stępimy jego żywioł absurdu i szaleństwo, gdyż nigdy nie nadążymy w podążaniu za nim. Przemieszcza się błyskawicznie i jak idę do nieszuflady czytać powtórnie wiersz Jacka Dehnela, to już ten fisz nie jest w stawie, tylko w akwarium z mordą przyklejoną do szkła.
Mój mózg jest już starczy i zwapniały, nie mam szans wobec umysłu młodego. Nie mówiąc o sutkach, którymi wykarmiłam dwoje dzieci, a wiadomo, gęby noworodków je deformują, dlatego żadna szanująca się kobieta na takie rzeczy, by jakiś bękart je ssał, się nie zgadza.
A na dodatek, Marku, jeszcze działasz demoralizująco na literatów. Czytałeś recenzję Jakuba Winiarskiego z Pustych pól Macieja Roberta? To jest pierwsza negatywna recenzja, jaką u niego czytałam. Zarzuca mu nudę. Podobno nudziarz z nudziarzem się nie trawią, ale jednak myślę, że wyartykułowanie tego zawdzięcza wyłącznie Tobie.
16 stycznia, 2009 o 9:07
Ewo, ja nawet nie próbuję podążać, wystarczy, że się demoralizuję i zarażam poezją, która nie wiem jakim sposobem mogła zostać wydana.
I jestem coraz bardziej przekonana, że autorom powinno się płacić za ilość dzieł nienapisanych.
16 stycznia, 2009 o 9:57
Aksjomat numer jeden:
monstrualne libido wskazuje na budynek redakcji palcem, szepcąc do ucha każdemu, kto pisze:
– idź tam, idź tam. no dalej!
Aksjomat numer dwa (prawo Locke’a)
nikt nie potrafi obiektywnie ocenić jakości pisaniny, którą napisał (nikt nie może być sędzią we własnej sprawie)
lemat 1:
Sława, cizie i pieniądze, to ddobra ogólnie pożądane.
Lemat 1a:
Niektórzy bardziej pożądają chłopców.
aksjomat 3:
nie istnieje taki krytyk (A), którego relacja (->) z dziełem sztuki(X) miałaby wartość 1.
aksjomat 4:
każdą publikację (Z) jako: ISBN/ISSN poprzedza przynajmniej takie jedno zdarzenie (O), że
O = układ formalny
lub
O = układ nieformalny
lemat 2:
każdy układ ma charakter autoteliczny
lemat 2a
układy > element układu
superaksjomat N-U-L:
KAŻDY SYSTEM, W KTÓRYM ISTNIEJE PRZYNAJMENIEJ JEDNO TAKIE ZDANIE a, KTÓRE NALEŻY DO ZBIORU AKSJOMATÓW TEGO SYSTEMU, WYTWARZA PRZYNAJMNIEJ JEDNO ZDANIE b=[„i na chuj ten cały blichtr?”], KTÓRE JEDNOCZEŚNIE NALEŻY I NIE NALEŻY DO SYSTEMU.
16 stycznia, 2009 o 11:08
>Iza
Jesteś Izo niesprawiedliwa! To takiemu czytelnikowi jak ja, nie powinno się wypłacać za czytanie, tylko temu, który powściąga swoje pisarskie namiętności?
Zawsze jest problem, kto komu ma płacić za usługę. Usługa milczenia jest społecznie załatwiana tylko wzajemnością, czyli przemilczeniem. Jest to najprawdopodobniej jedyny przypadek aktywności uczuciowej ludzkości, kiedy zachodzi symetria uczuć. Zazwyczaj zakochani nie inwestują w tych, którzy mogliby, lub chcieli się zrewanżować. Wręcz przeciwnie. Wszelkie nadmierne afekty powołują jeszcze większą wściekłość nachodzonego uczuciem osobnika i jeszcze większe, z pełną satysfakcją, odrzucenie. W szkole jest to jawne, później przeradza się w sadyzm. Literackim przykładem jest Azja Tuhajbejowicz.
A jak czytam na GW, że kryzys dopada Polskę, to bezrobotni chwycą za pióro i będą zasiłki wypłacane za pisanie, gdyż muszą mieć jakiś dowód, że się starają pracę pisarza otrzymać.
Na dodatek, jak czytam artykuł Macieja Roberta w Życiu Warszawy analizujący zjawisko literackie wynikłe z powrotu polskich emigrantów (np. z Londynu), to wielość utworów przeraża.
Nie wiem, czy nie powinniśmy w tej ciężkiej dla kraju sytuacji ograniczyć czytanie poetów jedynie do nieszuflady, gdyż jeśli będziemy ich czytać kompleksowo w wielości i nudzie niechybnie utoniemy. Chcę napisać o Zbigniewie Macheju, a on chyba w nieszufladzie nie jest. Chyba, że jest? Znasz Izo jego nick? A Maciej Robert jest?
16 stycznia, 2009 o 11:35
> Marek
Logika nie jest moją mocną stroną…
Jestem natomiast pewna, że pożądanie druku może mięć związek z pożądaniem żony bliźniego swego, a jednak, społecznie nie jest tak potępiane, jak to drugie. Ani też karalne. Zdrada małżeńska w Teksasie jeszcze w ubiegłym wieku była karana śmiercią. I równocześnie wychodziło dużo złej literatury drukiem dobrze opłacanej prawdziwymi dolarami, gdyż Internet tego nie hamował. Ale i dzisiaj, jak widać, też nie hamuje. Ludziom nie wystarcza sieć. Muszą pójść na to lasy, gdyż głupim rozdawcom stypendiów literackich trzeba przedstawiać gołe fakty.
17 stycznia, 2009 o 9:52
Ewo, nie wiem, czy Maciej Robert i Zbigniew Machej publikowali, publikują na nieszufladzie.
I znowu dzięki Tobie zajrzałam przed chwilą na forum i raz, raz przeczytałam wywiad z Jackiem Dukajem, a pod spodem jeden wpis. Wynika z tego, że poglądy pisarza nikogo na nieszufladzie nie interesują.
Za to o wczasach u zakonników wpisów kilkanaście. Dysproporcja duża.
Jest na forum jedno pytanie literackie zadane przez nick sel sul. Odpowiadam tutaj: motyw magicznego pierścienia wykorzystał William Makepeace Thackeray w powieści „Pierścień i róża”
17 stycznia, 2009 o 15:07
To w takim razie przyjmuję, że Ci dwaj poeci jednak piszą na nieszufladzie, skoro poziom jest taki, jaki piszesz i przy kamuflażu nicków można przyjąć, że piszą tam absolutnie wszyscy wydawani przez BL.
Plastyków też ciągle atakują różne klasztory i chodzi cały czas o stadną twórczość.
Zauważ, że rodzaju stypendium (program rezydencji), który przecież też funkcjonuje, na nieszufladzie ogłaszany nie jest. Tylko takie hobbistyczne kretynizmy.
Skończyłam czytanie trzech tomików Macheja, wybrałam takie z przestrzeni całego życia i jeśli Ty nic nie dasz, Izo, to ja wkleję o tym.
Ach, Pierścień i róża, jakie to było piękne! I jak broniło kobiet twórczych!
5 maja, 2009 o 22:32
Jakież to modne i jakież wspaniałe być takim szpanerem silnym i zdecydowanym, a przy tym pogłębionym intelektualnie i walić tymi wulgaryzmami w tekście. No be bez nich jakże? Tak normalnie napisać? Toż to wsteczniactwo! Więc trzeba tych kurew, tych wypierdalań dopakować, podkreślić nimi tekst, zabłysnąć nimi, pokazać jakim się jest artystą, takim bezpruderyjnym, takim mocnym. A gdzie jest sens? Nie chcę odpowiedzi, bo nie potrzebuję.