.
Panie Komorowski,
chciałbym, żeby pan miał świadomość, że list ten pisze do pana człowiek, który ma pana, partie polityczne, wyborców oraz wszystkie rodzaje politycznych porozumień ponad podziałami w dupie. To, jakim będzie pan prezydentem oraz w którym kraju – czy będzie pan tyranem w Bangladeszu czy kacykiem w Togo a może 856. Prezydentem USA – to także mam w dupie.
Mam w dupie, to z kim pan chodzi na polowania i czy wieczory Sylwestrowe spędza pan u pana Palikota, którego także mam w dupie. (Czy jest pan sobie w stanie wyobrazić, że w dupie można mieć także to, czy pan ma w dupie Palikota czy może jest odwrotnie? – a widzi pan, a ja to mam w dupie).
Panie Marszałku, w dupie mam także to, czy zapuszcza czy goli pan wąsa. A od czasu kiedy informację o tym wydarzeniu zaczęły podawać media – je także mam w dupie.
Zapewne chciałby pan zapytać: czego nie mam w dupie? Otóż nie mam w dupie samych wyborów – je dla odmiany pierdolę. Na wybory nie idę.
Dlaczego o tym wszystkim panu piszę? Piszę, bo wiem, że takich ludzi jak ja – pan oraz wszyscy pana koledzy i koleżanki pierdzące w wyściełane zielonym suknem tapicerki mebli sejmowych także macie w dupie, tyle że głębiej. Piszę to, bo wiem że i tak nie przeczyta pan tego listu, bo takie listy ma pan w dupie. Piszę w końcu, bo wiem że w dupie ma pan to, co ja mam w dupie.
Ale jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Otóż proszę sobie wyobrazić, że wybrałem się do jednego z zielonogórskich empików. Chciałem kupić książkę – oczywiście polską poezję na poważniejszą lekturę nie mam ani ochoty ani czasu. Podchodzę do regału z tabliczką: „WIERSZE” i widzę, że jest na niej dokładnie to, co było miesiąc, dwa miesiące i trzy miesiące temu – czyli gówno. Zwykła sieczka. Żadnych nowości wydawniczych, żadnych nagrodzonych tomików – nic.
Kupiwszy za 29 złotych Szymborskiej „Tutaj” (to jedyny tomik, którego do tej pory nie czytałem a który leżał na półce w sklepie) udałem się prosto do domu. Po drodze mijałem budkę z pieczonymi kurczakami, hotdogami i innym podłym jedzeniem. Muszę przyznac, że bardzo mi pachniało. Ślinka ciekła a w żołądku kwas solny wypalał dziury. Niestety – wszystkie pieniądze wydałem na książeczkę w sztywnej, niebieskawej okładce. Tyle mojego, co się nawąchałem. A wie pan jak pachnie pieczony kurczak kiedy od tygodni je pan tylko placki ziemniaczane i rarytasem jest smażona kaszanka z cebulą?
Ale to pan przecież ma w dupie.
A wie pan skąd ja to wiem? Ma pan to wypisane na spasionej, wielkiej, okrągłej mordzie, ma pan to w małych, świńskich, oczkach, które spoglądały na mnie chciwie z wielkiego jak kurwa mać i drogiego w pizdu bilbordu, który zasłaniał całą ścianę bloku.
.
Kto poniesie koszty tej gigantomanii? Proszę odpowiedzieć na to pytanie. I jeszcze jedno: niech mi pan wyjaśni dlaczego w tym kraju wydaje się miliony na kolorowe szmaty z nadrukowanymi mordami kiedy w tym samym czasie regały z poezją – jak w PRL-u – świecą pustkami?
Z poważaniem
mający pana w dupie Marek Trojanowski
10 czerwca, 2010 o 9:51
synuś, synuś zamiast narzekać ucz się od lepszych od siebie
http://baseportal.de/cgi-bin/baseportal.pl?htx=/margret_ott/forum&wcheck=1&Pos=594.5
10 czerwca, 2010 o 11:07
rozumiem, że wyczerpałaś potencjał wszystkich portali literackich w polskim liternecie i że nie masz gdzie wklejać tych linków oraz kolejnych jakże brawurowych wpisów „synuś, synuś…”. Jednak powinnaś powaznie rozważyć sugestię, która pojawia się za każdym razem, gdy chcesz dodać komentarz na tej stronie. Jeżeli go przeoczyłaś, to pozwól, że zacytuję: „załóż sobie swoją stronkę a stąd wypierdalaj”.
Przymus pisania – to mit, nie istnieje coś takiego podobnie jak nie istnieje takie X, które to jest przykute do skały Y w górach Z i któremu to X jakiś B, gdzie B jest mitologicznym sępem, wyżera wątrobę. (W tym micie zwraca uwagę jedna rzecz: jak to starożytni zwrócili uwagę na zdolnośc do samoregeneracji wątroby).
Nie wierz w mity! odrzuciwszy fałszywe przekonanie o tym, że musisz coś napisać będziesz szczęśliwasz, będzie ci się lepiej zyło i byc może zaczniesz rozumieć świat.
10 czerwca, 2010 o 13:01
Marek, dopiero jak przekartkujesz tomik noblistki, pojmiesz dlaczego nie ma innych arcydzieł poetyckich w księgarniach.
„Tutaj” to humbug wydany tylko dla nazwiska. Wydawca nie jest taki głupi, by ładować się w „nową poetykę” z nieznanym nazwiskiem, chwaloną jedynie przez swojaków krytyków. Oni i tak nie rzucą groszem na zakup. Im trzeba książkę dać do łapek.
W PRL-u nie było takiej masy tomików jak obecnie. List kieruj do empiku a nie do gościa na ścianie.
10 czerwca, 2010 o 13:28
obadamy, obadamy.
po morzu – wychodzi na to, że czytałeś „Tutaj”. Zanim o tym tomiku porozmawiamy (a mam nadzieję na rozmowę ale najpierw muszę książkę przeczytać. Ostatnio mam mało, bardzo mało czasu na czytanie. jeszcze mniej na pisanie.) mam do ciebie pytanie: skąd ty bierzesz tomiki? pytam, bo zauwazyłem (przeczytałem w róznych wpisach na różnych portalach) że literaci wymieniają się swoimi produkcjami w okładkach i nie muszą wydawać na to forsy. ci, którzy mieszkają w miastach czytaja poezję w bibliotece (wydawnictwa wysyłają książki do bibliotek, zwłaszcza tych większych, miejskich) – ja mieszkam na wsi i nawet gdybym chciał wybrać się do biblioteki, to muszę zapłacić 5 zł / bilet w jedną stronę PKS, co daje 10 zł / tomik pod warunkiem, że jest w katalogu.
W jaki sposób ty zdobywasz tomiki?
10 czerwca, 2010 o 14:29
piszę listy proszalne do autorów z dobrym skutkiem.
„Niech Szanowna Pani/Pan wspomoże człowieka z lumpenproletariatu nie chlebem i solą, a swoją twórczością. Sprawdziłem na sobie, że udaje mi się żyć bez jedzenia, ale bez poezji mdleję. Wiersze to najlepsze lekarstwo na folie à deux. Z nadzieją na pozywne załatwienie mojej prośby, z wyrazami podziękowania nieśmiały wielbiciel pani/Pana twórczości.”
dziadowanie na lumpenproletariat funkcjonuje bez zarzutu.
Kaskę wydaję na piwo :-)))))))))))
10 czerwca, 2010 o 14:32
i aby była jasność polityczna: Bronek Komorowski to mój kandydat i Szymborskiej:-)))))
10 czerwca, 2010 o 14:40
ja bym tak nie umiał, mam problem z ego. kiedyś, w podstawówce poprosiłem koleżankę o kanapkę (byłem głodny). dziewczyna mi dała a ja do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, że prosiłem.
ta opcja odpada
10 czerwca, 2010 o 15:21
Dwie półki tomików, a ty narzekasz. Nawet dział „złote myśli” jest na bardziej poślednim handlowo miejscu, a to towar bardziej chodliwy. Wynika z tego, że właściciele sklepów kochają poezję, bo przeznaczają dla niej uprzywilejowane miejsce. Znalazłeś wszak tomiki od razu.
Marku następnym razem zrób więcej fotek z bałaganem na półkach. Nie byłam w księgarni ho ho, taki szmat czasu. I teraz już wiem dlaczego. Jestem książkową pedantką!
10 czerwca, 2010 o 15:48
Przeczytałam dzisiaj, że marzeniem Michała Witkowskiego jest aby jego dzieła w księgarni, w bibliotece przekartkował metal. Nie musi kupować, bo na pewno nie ma pieniędzy na książki. Witkowskiemu nie zależy na krytykach, a na chłopaku z długimi włosami z subkultury.
Dlatego nie tylko lumpenproletariat może mieć chody u twórcy. Metalowi, Michał Witkowski oddałby wszystkie, a nie tylko swoje książki.
10 czerwca, 2010 o 23:10
iza ty nie rozumiesz – metale oraz różne tego typu subkultury szczególnie w początkach fazy „metalowania” wykazują dziwną skłonność do przyozdabiania różnych części swojego ciała tatuażami o najdziwniejszej treści. Własnoręcznie – bo metal woli kupić sobie wino niż wydać pieniądze w studio tatuażu – dziergają sobie napisy typu: „AVE SATHAN”, „MILCZENIE JEST POTĘGĄ”, „ARMAGEDON”, „666”, „MROK KROCZY ZA MNĄ” itp.
Witkowski zna tę słabość metalowców, dlatego wybrał ich jako target dla swojej twórczości. Witkowski ma nadzieję, że na owłosionych przedramionach, klatach, nogach, że na sflaczałych i niedomytych cyckach pojawią się fragmenty jego twórczości wytatuowane KOHINOOREM.
To jest jakiś pomysł na promocję, przyznasz sama izo.
11 czerwca, 2010 o 0:03
eee, wydziergany Michał Witkowski? nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Przypuszczam, że dla Witkowskiego metal czytelnik to symbol trafiania pod strzechy nie tylko tolerancji czytelniczej. Sądzę, że założył : dla metalowca ja i moja twórczość jest nie do przyjęcia. Rządzi więc nim stereotyp.
Dlaczego nie marzą mu się czytelniczki gimnazjalistki, lub nobliwe panie na emeryturze? One już czytają jego książki z wypiekami?
11 czerwca, 2010 o 0:25
iza, wydaje mi się, że nie doceniasz determinacji tzw. metalowców i innych subkultur. Czy ty wiesz, że prawdziwy metal tym się różni od fałszywego metala, że jest zdecydowany wydziergać sobie logo Metallica na penisie? tak,, tak – na paniesie. i nie chodzi tu o tatuaż henną, ale o prawdziwą sinoniebieską dziarę.
I teraz wyobraź sobie:
Witkowski w poszukiwaniu materiału na kolejną książkę poszukuje materiału empirycznego. Penetruje zatem subkulturę matali. Penetruje dosłownie i w przenośni. I kiedy w trakcie jednej z dosłownych penetracji tejże subkultury dostrzeże sinozielony napis „I love Witkowski” – wiesz jaki go szał twórczy ogarnie? Napisze 5 książek za jednym posiedzeniem taką będzie miał wennę.
O to tu chodzi iza.
11 czerwca, 2010 o 1:14
czyli najpierw tirowiec teraz metalowiec jako podnieta twórcza?
11 czerwca, 2010 o 1:15
ale Margot zarzuciłam oszukaństwo środowiskowe. Trudno obcemu wejść w subkulturę w ciągu kilku dni i o tym napisać.
11 czerwca, 2010 o 1:24
tak uważam. Po metalowcach Witkowski zabierze się za polskich szatanistów – to także ciekawa subkultura. Wyobraź sobie tych wszystkich ubranych na czarno polskich fanów misia puszatka (stąd nazwa: „szataniści”) i to jak Witkowski opisuje ich zwyczaje, rytuały nadając temu formę powieści romantycznej.
11 czerwca, 2010 o 8:30
a czym się różni szatanista od satanisty?
sprawdziłam w nonsensownej encyklopedii i wiem po czym poznać członka tej hermetycznej grupy na pierwszy rzut oka.
Musi nosić (cytuję) Kultowy-jak-chuj plecak kostka inaczej jest podróbą.
Czy Michał Witkowski ma taki plecak?