.
Pan z Radiowejtrójki. (RR)
– Dzień dobry Państwu, dzisiaj moim gościem w studio jest pani Karolina Zachemba.
Karalona Zachemba (KZ)
– Dzień dobry
Państwo (P)
– Dzieeeeń dooooo bryyyy
PR
– Pani Karolino, zaprosiłem panią do naszego trójkowego studio nieprzypadkowo. W zeszłym tygodniu, przygotowując się do audycji szperałem na półce w Empiku w poszukiwaniu nowości wydawniczych z zakresu polskiej poezji nowoczesnej. Pomijam skąpe zaopatrzenie Empiku w tego rodzaju pozycje jakimi są tomiki poetycki – to zresztą temat na inną rozmową – ale wyobraź sobie, że oprócz dwóch książek Miłosza, jednej książki Różewicza, cienkiego tomiku Herberta oraz kilkunastu tomików aforyzmów o miłości, o mądrości życia itp., jedyną nowością był twój zdaje się debiutancki tomik, którego tytułu nawet boje się wymienić tu na antenie z obawy przed procesem jaki mógłby wytoczyć nam twój wydawca.
P
– Niebywałe???!!!!
KZ
– Rzeczywiście, książka która w tej chwili leży przed panem, panie redaktorze, to faktycznie mój debiutancki tomik poetycki pt. W poszukiwaniu Miłości. Nie widzę powodu, by się obawiać wymieniać tytuł tego zbioru, w szczególności że podtytuł brzmi Wiersze żywe.
P
– Łaaaaaaał, żywe?
PR
– Są obawy, i to uzasadnione. Zanim zdecydowaliśmy się panią zaprosić do studio musieliśmy przedyskutować sprawę w naszymi prawnikami. Sprawa z pani książką W poszukiwaniu miłości (…)
KZ (przerywa)
– Miłości z dużej litery.
PR
– Przepraszam, oczywiście chodziło o Miłość a nie miłość. W każdym razie przygotowując się do audycji musieliśmy rozwiązać poważny problem natury prawnej.
KZ
– A dlaczego?
PR
– Tomik został wydany w Systemie Wydawniczym Fortunet.
KZ
– Ta, ale co to ma do rzeczy?
PR
– Fortunet bezsprzecznie ma najlepszy kolportarz czyli decyzja by tu publikować swoje książki jest jak najbardziej uzasadniona, ale proszę przeczytać trzecią i czwartą linijkę drugiej strony książki.
KZ
– No dobrze, uwaga, czytam „Wszelkie prawa zastrzelone (…)
PR (przerywa)
– zastrzeżone
KZ
– Tak, zastrzeżone, więc „wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment nie może być publikowany ani reprodukowany bez pisemnej zgody wydawcy”. Koniec. Co to za dziwne odgłosy? Ktoś strzela?
PR
– Proszę się tym nie przejmować. Wzmocniliśmy ochronę, ale być może za chwilę będziemy musieli zmienić studio. Póki co, pani Karolino, czy zwróciła pani uwagę na fragmenty: „żaden fragment” „nie może być”, „publikowany ani reprodukowany”, „bez pisemnej zgody wydawcy”? Przyznam, że my tu w radio mieliśmy niełatwy orzech do zgryzienia. Bo wie pani, gdybyśmy chcieli potraktować dosłownie klauzule o zakazie publikacji każdego fragmentu pani debiutanckiego dzieła bez pisemnej zgody wydawnictwa Poligraf, to w zasadzie każda próba rozmowy o pani książce, a w szczególności odwołanie się do pewnych cytatów naraziłoby polskie radio na nieprzyjemności.
KZ
– Nie rozumiem o jakie nieprzyjemności mogłoby tu chodzić? Rozmowa o wierszach, o poezji …ahhh! Mój Boże! Czy można sobie wyobrazić coś bardziej cudownego? Coś piękniejszego?
PR
– Pani Karlino, proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Po rodzinnym spotkaniu – niech to będzie po wieczerzy wigilijnej – któryś z domowników pod choinką, jako prezent znajduje pani tomik poetycki. Rodzina, za wyjątkiem tych najbardziej wtajemniczonych, jest zaskoczona. Dotychczas pisanie a w szczególności wydawanie książek nie było w rodzinie popularnym zajęciem. Stąd zdziwienie. I niech pani wyobrazi sobie, że uniesieni entuzjazmem i dumą domownicy rzucają się na pani tomik. Że dosłownie wyrywają go sobie z ręki. Każdy chciałby zobaczyć tę piękną okładkę z aniołkiem, każdy chciałby przeczytać przynajmniej jeden wiersz a na pewno krótkie „Od autorki” na stronie numer 4. Zamieszaniu nie byłoby końca, gdyby nie głowa rodziny – pani papcio – która wprowadza odrobinę porządku. Papa anektuje książeczkę, otwiera ją na stronie dajmy na to 14., bierze głęboki oddech i zaczyna czytać. Czy potrafi pani sobie wyobrazić to, co by się chwilę później stało?
KZ
– Byłoby cudownie! Wszyscy rozsiedliby się wygodnie. Ktoś poprosiłby cicho o gorącą herbatę parzoną ze świeżego imbiru z odrobiną cynamonu, którą doskonale przyrządza moja babcia. Ciocia na pewno kazałaby sobie dolać wina za co wujek skarciłby ją wzrokiem i zupełnie niedyskretnym kuksańcem. Mamusia umiejętnie wybrnęłaby z niezręcznej sytuacji obracając ją w żart. Wszyscy zaczęli by się śmiać, ale tatko wymownym chrząknięciem uspokoiłby rozgrzane winem, imbirem oraz rodzinnym ciepłem towarzystwo, dając znak że zaczyna recytować. Zapadłaby cisza, a wśród ciszy rozbrzmiałyby dźwięki wiersza pt. Zachód słońca:
Zniża się do ludzi słońce
pośród ciszy
nadchodzącego wieczoru
niebo mieni się dla niego
różnorodnością kolorów
ludzie z aparatami
chcą uwiecznić tę chwilę
kiedy ono potężne
wnijdzie w morza głębinę
…
PR
– Pani Karolino, przepraszam, że w tym miejscu przerywam, jednak dostałem sygnał od realizatora, że pierwsze piętro naszej siedziby, mimo wzmocnionej ochrony i uzbrojonych barykad zostało wzięte. Przejdźmy może piętro wyżej, do naszego pancernego studio nagrań, którego wzmocnione ściany i drzwi zaprojektowano na początku lat sześćdziesiątych, by wytrzymały atak amerykańskich głowic nuklearnych. Zapraszam, prędko, prędko.
P
– Aaaagrh! Nie, nie, nie! Nie zabijajcie go, agrhhhh! to mój synek! Agrhhhh! Tatatatatat, eeeeeeee, tatatatat, pif paf. Jebud! Co to znaczy „wnijdzie”? Agrhh, nie! Nie chciałem! Bum, bum! Mamusiu, chlip, chlip! Mamusiu gdzie jesteś?! Chlip, chlip. Agrhhhh, tatatattatatata.
(Tymczasem dwa piętra wyżej, w opancerzonym studio przy ul. Myśliwieckiej 3/5)
KZ
– Czy mógłby mi pan wyjaśnić tę całą sytuację? Co tu się dzieje? Kim byli ci zamaskowani ludzie, ubrani na czarno którzy za nami biegli? Ja nie muszę przed nikim uciekać! Nic nie zrobiłam! Nic! Jestem niewinna!
PR
– Proszę się uspokoić. Za chwilę sytuacja zostanie opanowana. Został wezwany pan woźny z urlopu. Zdzichu zna karate i kungfu. Bronił niezawisłości naszej rozgłośni w najtrudniejszych czasach. Także i teraz da sobie radę.
KZ
– Ale przed czym? Przed czym bronić? Z czym ma sobie poradzić!? Ja chcę stąd wyjść!
PR
– Pani Karolino, to co nas tu wszystkich spotkało, to nic innego jak konsekwencje jednego, malutkiego podpisu.
KZ
– Ja nic nie podpisywałam! Proszę mnie wypuścić!
PR
– A kto podpisał umowę z wydawcą, w której stoi jak byk, że bez pisemnej zgody wydawcy – tylko i wyłącznie – nie wolno nikomu publikować ani reprodukować każdego fragmentu książki pt. W poszukiwaniu Miłości?
KZ
– Tu chodziło o to, żeby nikt nie ukradł mojej własności intelektualnej, o prawa autorskie.
PR
– Pani Karolino, umówmy się, o prawa autorskie może się niepokoić Joanne K. Rowling ale nie pani. Uważam, że w pani dobrze pojętym poetyckim interesie jest to, aby z pani debiutanckim tomikiem zapoznała się jak największa liczba osób. Zupełnie bez znaczenia jest to, czy uda się to osiągnąć przy pomocy wydawniczych mechanizmów marketingowych czy kserokopiarki czy skanera. Myślę, że i pani zależy na tym, by ludzie jednak czytali pani wiersze.
KZ
– Chciałabym, bardzo chciałabym żeby ludzie czytali. Moje wiersze są wierszami o bogu, o tym jak na świecie jest pięknie i że można czasami sobie iść gdzieś na spacer. Moje wiersze są wierszami przepełnionymi ciepłem. Bardzo dobrze się czułam je pisząc i chciałabym ten stan ducha przekazać dalej, przekazać go wszystkim ludziom. Wtedy nie byłoby wojen. Wierzę w terapeutyczną funkcję poezji i w to, że człowieka można zmienić. Chciałabym w tym miejscu przywołać fragment jednego z moich wierszy, który idealnie oddaje charakter mojej poezji.
PR
– Proszę bardzo, tylko mam prośbę, żeby nie naruszyła pani zbytnio praw wydawcy do powielania każdego fragmentu pani tomiku.
KZ
– Będę recytowała z pamięci, nie będę czytała. Tak można?
PR
– Dostałem sygnał od prawnika, że taka forma cytowania jest dozwolona. Proszę.
KZ
– Ekhm, ekhm. Wiersz nosi tytuł Wiosna przebudzenia.
Wreszcie wzejdzie Słońce
i wystąpi z zastępami swych promieni
podźwignie nas swym ciepłem
łamiąc zlodowaciałe skorupy naszych serc
i odkrywając przed nami nowe życie
I jak? Ładny? Wzruszający? Mogę wyrecytować jeszcze jakiś wiersz, jeżeli pan redaktor pozwoli. Wszystkie znam na pamięć, bo one urodziły się w moim wnętrzu. Darzę je dziwną formą uczucia macierzyńskiego.
P
Jeeee szczee! Jeeee szczeeeee! Jeeeee szczeeeee!
PR
– Pani Karolino, antena należy do pani.
KZ
– Następny mój wiersz ma tytuł „Tajemnica”.
Można by napisać milion wierszy o Miłości
Ale jej wielkiej tajemnicy
nie pomieści się w ograniczeniach książki
nie pomieści się jej też w umyśle
ani nie wypowie jej piękna słowami
Miłość trzeba przyjąć sercem
choć i serce jej pojąć nie zdoła!
A najdziwniejsze jest to
Że Miłość od nas pragnie miłości!
Źródło potrzebuje małych strumieni, dopływów
niepozornych kropli deszczu
do nawodnienia wyschłej
pozbawionej życia ziemi.
Kolejny wiersz będzie także o miłości (…)
PR
– Pani Karolina, przepraszam, że pani przerywam. Proszę uwierzyć, że gdyby to ode mnie zależało zostawiłbym panią i pani wiersze sam na sam ze słuchaczami. Jednak ograniczają nas ramy czasowe audycji oraz inne tematy, które chciałbym poruszyć.
P
– Szkooooooda! Uuuuuuuuuu! Szkoooooooda! Uuuuuuuuuuu!
PR
– Mam pytanie. Pani Karolino, dlaczego jako autorka wybrała pani System Wydawniczy Fortunet. W kraju istnieje dużo innych wydawnictw. Czytelnik, Znak, Nowy Świat itp. Z tego co mi wiadomo tylko w Fortunacie istnieje klauzula „Żaden fragment nie może być publikowany ani reprodukowany bez pisemnej zgody wydawcy”.
KZ
– Napisałam do wydawnictwa ZNAK bardzo długi list, do którego dołączyłam kilkanaście swoich wierszy. Inny list, porównywalnej długości wysłałam do redaktorów z wydawnictwa Nowy Świat oraz Wydawnictwa Literackiego. Bardzo długo czekałam na odpowiedź. Codziennie zaglądałam kilka razy do skrzynki na listy. Oprócz rachunków za zużycie energii, za gaz nie było w niej tej koperty, na którą tak długo czekałam. Próbuję sobie to tłumaczyć w ten sposób, że może poczta zawiodła. Mało to przesyłek ginie gdzieś po drodze? Mało to listów nie dochodzi do adresata. Dlatego po półrocznym bezskutecznym oczekiwaniu wysłałam nowe listy do tych samych adresatów. Tym razem wysłałam priorytetem poleconym.
PR
– I co?
KZ
– Nie doczekałam się odpowiedzi. Zrobiło mi się przykro. Było mi bardzo przykro, bo ja nie chciałam tych wierszy wydać dla siebie, ale dla moich wspaniałych rodziców. Chciałam im zrobić prezent, ofiarować im książkę z moimi wierszami.
PR
– Czy nie prościej byłoby wydrukować pięć egzemplarzy na drukarce komputerowej i bindować?
KZ
– To nie to samo co książka. Każdy może coś sobie wydrukować, skserować i skleić w zeszyt. Mi chodziło o coś unikalnego, o wyjątkowy prezent dla wyjątkowych ludzi.
PR
– I tak pani trafiła do Fortunetu?
KZ
– Nie, nie sama. Moja mama widziała, że bardzo się smucę, że coś mnie gryzie. Przy śniadaniu nie byłam już tak rozmowna jak kiedyś. Pan rozumie, panie redaktorze, potrzeba wydania wierszy drukiem stała się moją największą skrywaną obsesją. Wkrótce przestałam jeść i rodzice zrozumieli, że to coś poważnego. I pamiętam, że to było w niedzielę. Było słoneczne popołudnie a ja zamiast wyjść na dwór, siedziałam zamknięta w swoim pokoju i biłam się z myślami. Nagle do drzwi zapukała mama. Usiadała obok mnie i spojrzała mi w oczy. Zawsze bardzo dobrze się rozumiałyśmy, ale tego niedzielnego popołudnia porozumiałyśmy się bez słów. Mamusia wyjęła kopertę, w której był spory plik pieniędzy i wręczyła wydruk reklamy z Internetu na temat wydawnictwa Poligraf i systemu Fortunet.
Odżyła we mnie nadzieja.
PR
– Teraz rozumiem sens słów w wstępie „Od Autorki”
Książkę pragnę dedykować mojej Mamie,
bez której wiersze z pewnością nie
wyszłyby na światło dzienne…, a jedynie
pokryte kurzem zapełniłyby szufladę…
Ale czy mogłaby pani wyjaśnić sens dalszej części odautorskiego wstępu? Pisze pani tak:
Po cichu mam nadzieję, że chociaż
jedna osoba zaglądnie do tego tomiki
przeczyta i zrozumie :-]
Pani Karolino, jak chęć i potrzeba recepcji wierszy, którą pani wyraża wprost i która jest zrozumiała, bo każdy poeta chce by go czytano i żeby dyskutowano o jego wierszach, ma się do klauzuli wydawniczej bezwzględnego zakazu publikacji nawet fragmentów pani wierszy bez pisemnej zgody nie tyle pani jako autorki ale wydawcy?
KZ
– Nie zastanawiałam się nad tym.
PR
Dobrze. Przejdźmy dalej. Interesuje mnie kontekst powstania. Proszę zdradzić nam kulisy pani poetyckiego warsztatu. W jaki sposób pisze pani swoje wiersze?
KZ
– Ja ich nie piszę, ja je tylko przekazuję na zewnątrz. Działam jak przewodnik energii poetyckiej. Moje wiersze powstają w moim sercu, w mojej duszy i czuję jak chcą się przedostać do świata zewnętrznego. Czuję się wówczas bezsilna i jednocześnie bezbronna wobec tych sił, które przeze mnie przenikają. Moja ręka jest tylko przewodnikiem, kanałem przez który uchodzą słowa zapisane na kartkach.
PR
– Rozumiem, ale czy kiedyś próbowała sobie pani odpowiedzieć na pytanie: „dlaczego ja? Dlaczego właśnie mnie to spotkało? Dlaczego ja mam ten dar?”. Na pewno nie raz czuła pani na sobie brzemię, ciężar odpowiedzialności zarówno za jakość przesłanych treści oraz za ich upowszechnienie i zrozumienie wśród jak najszerszych mas społecznych.
KZ
– Odpowiem na to wierszem, jeżeli pan redaktor pozwoli.
Trudno jest pojąć tajemnice nieba
zapomnieć o tym, co rani boleśnie
zapomnieć o tym, o czym pamiętać trzeba
źle jest posmutnieć za wcześnie
I dalej w tym wierszy jest mowa o niebie oraz o ziemi, o tym jakie tajemnice gdzie się kryją
PR
– No to proszę, proszę dokończyć
KZ
– a więc:
ziemia nie niebo – rzecz to prawdziwa
niejedno kształtuje istnienie
rozmaite problemy w sobie ukrywa
ogniem szlifuje każde pokolenie.
Ten wiersz nosi tytuł „Życie”
PR
– Tak, bardzo wymowny to tytuł. Ale wracając do pytania, mam rozumieć, że przyjęła pani swój dar bez zastanowienia.
KZ
– Treści, które przekazuję w wierszach nie można pojąć rozumem. Wiara jest potrzebna. Bez niej się nie obejdzie.
PR
– Pani Karolino, w jednym z wierszy pt. Prowadź pisze pani (…)
KZ
– Proszę nie czytać. Chciałabym wyrecytować.
Otworzyłeś moje wnętrzności
przebiłeś serce gromem prawdy bolesnej
rozerwałeś chusty zakrywające rany głębokie
by je w ogniu oczyścić i wyleczyć
w ogniu szlifujesz mnie
wykorzeniasz chwasty
do których zdążyłam się już przyzwyczaić.
Nie mam już siły krzyczeć
przeciw gromowi potęgi Twojej
walczyć po ludzku
moim ograniczonym rozumem
z wszechmocą i mądrością Twoją
poddaję się woli Twojej, bo cóż mi zostaje …
Ty widzisz w świetle, ja nie widzę wcale.
Prowadź więc Panie!
PR
– Po lekturze tego tekstu nasunęło mi się kilka pytań, z którymi nie mogę sobie jako czytelnik poradzić. Pierwsze pytanie – jak zareagowali rodzice na te naturalistyczne obrazy „otwierania wnętrzności” itp. Cały tomik utrzymany jest w nastroju oazowym, który znany jest dobrze miłośnikom poezji z twórczości Violetty Grzegorzewskiej czy mistrzyni kazań i litanii – Agnieszki Kuciak. Jednak w tym wierszu, który odważyłem się przytoczyć, narażając się na sankcje prawne, nie ma śladu po spolegliwej oazowiczce. Co się takiego wydarzyło?
I drugie pytanie. Dwie strony dalej widzimy mimetyczną reprodukcję najsławniejszej rekonstrukcji wizerunku postaci z całunu turyńskiego. Kategorii mimesis użyłem tu w jej pierwotnym znaczeniu, gdyż na stronie 59. tomiku mamy do czynienia nie z przedrukiem, ale z drukiem zdjęcia reprodukcji. Zakładam, że pani jest autorką tego zdjęcia.
KZ
– Nie bardzo rozumiem.
PR
– Zrobiła pani zdjęcie zdjęcia i dołączyła je do swoich wierszy. Dlaczego nie dała pani oryginału, który pani fotografowała. Czy tak nie byłoby prościej? Czy wydruk nie byłby lepszej jakości? A może sprawa jest zupełnie banalna i wszystko pozbawione jest mistycznej otoczki, filozoficznej nadbudowy i w rzeczywistości chodzi tu o prawa autorskie? Pani Wydawca chciał mieć pewność, że wszystkie materiały, które pani przekazała muszą być pani intelektualną własnością. Jednak czy na powielenie – czyli zdjęcie – reprodukcji rekonstrukcji wizerunku postaci z Całunu Turyńskiego – pani lub pani wydawca uzyskaliście zgodę autorów tejże reprodukcji?
KZ
– Yyyyyyyyyy, ale o co chodzi?
Nie warto brać sobie tej rozmowy do serca. Wszelkie podobieństwo do osób, nazw, treści i zdarzeń jest tylko przypadkowe.
28 lutego, 2011 o 9:43
chociaż samo „zwycięstwo” nie jest tu chyba trafnym określeniem. „Coś, co przeważyło” byłoby chyba bardziej na miejscu.
28 lutego, 2011 o 10:17
zastanawiam się nad tym „zwycięstem”, bo w żaden sposób nie mogę przetrawić tego określenia. Zwycięstwo może skutkować zmianą, ale niekoniecznie. Tutaj natomiast mamy do czynienia z cyklicznym, trwającym nieustannie buntem, tworzącym nieuchronnie efekt sztafety pokoleniowej. W tych ramach jak najbardziej zawiera się konflikt freudowski, o którym wspomniałeś.
28 lutego, 2011 o 10:50
wiesz co mi się najbardziej podoba w tym wierszu? to, że bez zaplecza teoretycznego, bez znajomości miliona książek, bez wiedzy na temat miliona uczonych teorii, ten wiersz równie silnie oddziałuje. moim zdaniem tajemnicą sukcesu tego tekstu jest odwołanie się do ogólnogatunkowego doświadczenia – relacji „rodziciel – potomek”. Ale to nie wszystko. Istnieje mnóstwo tekstów poświęconych relacjom rodzinnym. Ale w tym tekście romana brakuje wszystkiego, co tego typu teksty posiadaja – w szczególności brakuje konfliktu. Po „wstałem” – nic się nie dzieje. Ojciec nie zdominował syna, syn nie zdetronizował ojca (gdyby roman jako autor dodał do tekstu słowo „matka” po „w końcu wstałem” – ta „matka” w tekście mogłaby wyglądać na zupełnie przypadkową wstawkę, nieprzemyślaną itp., ale gdyby była. Np. tak:
W końcu wstałem.
Potem musiałem wstać drugi raz.
Bo oczywiście zamieść to może i ja zamiotę, ale i też na tym skończę.
A przecież tylko zamieść podłogę tam gdzie jest brudne, to tak jakby dać tej podłodze do jedzenia tylko suchy chleb.
A gdzie masło, kiełbasa, herbata, gdzie wiaderko, szmata i mop, no gdzie? Mamo.
A potem nagle to mój ojciec to on już wiedział, że ja dobrze wiem gdzie i co,
ale oczywiście z tego całego mojego bujania w obłokach to ja już gdzie i co to już nic nie wiem.
– to moim zdaniem taki tekst mógłby śmiało do końca świata leżakować w najwyborniejszym towarzystwie tekstów klasycznych w oczekiwaniu na koniec świata.)
roman dopisał inne zakończenie do miliardy razy przeżytych scen. spojrzał na ojca jego własnymi oczami, a nie oczami dojrzałego syna – i to jest oryginalne.
28 lutego, 2011 o 11:18
tak, pełna zgoda.
28 lutego, 2011 o 17:38
tak mnie ten Knap rozbisurmanił, że też wiersz żem se ułożył. :))
Nieporozumienie (Laura i Filon)
Nie wiem, coś chyba wisi w powietrzu,
bo mi się w ogóle ruchać nie chce.
– Nie to nie.
– Ale kto nie tonie – spytał w łagodnym tonie.
– To nie to miałam na myśli, Filonie.
28 lutego, 2011 o 17:47
czy odczytasz o co w nim chodzi? ;))
28 lutego, 2011 o 18:01
i wersja nieco surrealistyczna:
Nieporozumienie (Laura, Filon i…)
nie wiem coś chyba wisi w powietrzu
bo mi się w ogóle ruchać nie chce
nie to nie
ale kto nie tonie – zabrzmiało w łagodnym tonie.
to nie to to nie te myśli, Filonie.
:))
1 marca, 2011 o 4:02
jeja, jeja
1 marca, 2011 o 8:34
Kolportaż pisze się przez ż.
1 marca, 2011 o 8:45
niech będzie, że przez „ż” – mi to obojętne.
1 marca, 2011 o 20:34
Trojan,
Aby zadośćuczynić twoim oczekiwaniom, by mój post był kończącym wątek, napiszę sobie jeszcze, a co mi tam!
Właściwie, to głównym sprawcą jest bezsenność. Wygląda na to, że mam poważne kłopoty i usnąć przez to nie mogę.
Jaskółka zrobiła na mnie wrażenie kiedy przeczytałem ją po raz pierwszy. Potem z pewnym zaskoczeniem zobaczyłem tu i ówdzie, że nie tylko mnie poruszyła. Zastanawiam się – dlaczego? Jasne, że można sobie dobierać dowolną teorię, rozmaicie usprawiedliwiać ten zachwyt, jednak głównym sprawcą jest tu teoria o cechach nabytych od momentu poczęcia. Taką cechą nabytą jest pierwiastek dziecka i wszystko, co się z nim wiąże. A więc m.in.: potrzeba akceptacji, miłości, ale też cechy samolubne, egoizm. Tekst Knapa dotknął do żywego te pokłady; zagrał na nich znakomicie. Bez względu na to, czy to Trojanowski, Knap, Dehnel, Szychowiak czy ktokolwiek, wszyscy jesteśmy dziećmi. Udajemy jedynie dorosłych, a kiedy tylko ktoś znienacka uderzy w te głęboko ukryte struny – wyzwala skrywaną identyfikację i przez moment patrzymy, czujemy i nawet myślimy jak dziecko. To taka nasza mała tęsknotka, którą – bez tego jaskółczego katalizatora – nie potrafilibyśmy w takiej intensywności z siebie wydobyć.