Kiedy jedna pięciozłotówka przestaje być tylko brzęcząca monetą trochę większą niż dwa złote i zaczyna oznaczać pełny żołądek (bo to przecież 6 parówek JBB i dwie bułki), wówczas całe 120 zł, które należy wydać na zamiennik tonera do brothera, jest zmarnowanym rocznym budżetem. A to wszystko wina CHINA SHIPPING Justyny Bargielskiej.
Bardzo dobrze pamiętam swój własny etap rozwoju osobniczego, kiedy to bawiły mnie absurdalne dowcipy w stylu: wchodzi facet do windy a tam schody. Dlatego setnie się ubawiłem w trakcie lektury CHINNA SHIPPING Bargielskiej (wyd. kserokopia.art.pl). Niemalże każdy tekst w tym tomiku, to zbiór kolejnych skeczy. Dla przykładu:
To na Stalowej jest. Stamtąd piszę listy odkąd
tygrys niemiłosierna odgryzła mi głowę
(Artykuły oświetleniowe Adam)
Robi jej się głupio
Więc przepraszając wszystkich
(których akurat tam zdecydowanie nie ma),
opuszcza prom kosmiczny jako bardzo ciężka
smolista materia czyli kłaczek dmuchawca
(Koniki)
[a tak w ogóle to ten tekst jest istocie snu drzemiącego psa, a nie o wyprawie w kosmos]
Żegluj jasny spłachetku,
dopowiedziałam sobie, nie myśl teraz
o dziurawym oku, przez które cię obserwują
pod kątem abordażu. Ale bardzo mnie wystraszył
ten pojedynek pieska z tramwajem
(Trauma o piesku)
[ten tekst nie wiadomo o czym jest, bo obok pieska jest też rozpruty brzuch w którym czeka ksiądz]
halo łysy piesku! coraz niżej szukamy
miejsca do spania. przypadkowe ziarenko
wyrasta i wydrapuje się ze mnie, więc krwawię
tu i tam. czego właściwie chciał ten kanar?
(justynex)
[ a ten tekst nie jest o kontroli biletów, ani też nie jest o łysym piesku, ale o sterylizacji narzędzi w autoklawie, chociaż taka interpretacja wydaje się przeczyć podstawowym regułom sylometrii, w której ważne jest częstotliwość użycia pojęć kluczowych, w tym przypadku chodzi o łysego pieska)
…Tym razem zszyto mnie
z podczerwonych wiewiórek, które rozpierzchają się
po sercach i obrzędach. Znaczki na żuczku
(Mieczem, strzałą, włócznią, żelaznym grzebieniem)
[ten tekst wbrew pozorom nie jest o wiewiórkach-terminatorach ani o żukach, ale o wzajemnym zjadaniu siebie w celu utrzymania higieny w ogrodzie]
Podobne absurd czai się niemal w każdym zakątku CHINA CHIPPING, a sama autorka jawi się jako utalentowana kawalarka, specjalizująca się w produkcji kolejnych śmiesznych bo absurdalnych tekstów. Czytelnik, który będzie poszukiwał czegoś więcej, czegoś bardziej znaczącego niż dowcip o piesku, który pędzony przez ultrafioletową glizdę ma swój udział w klasycznym wypieku pizzy (to jest ta liga absurdu, którą prezentuje Bargielska w CHINA SCHIPPING) zawiedzie się. Bo CHINA SCHIPPING jest autorską masturbacją, w której liczy się tylko finezja nonsensu, w której trzeba przyznać Bargielska jest mistrzynią. Próba odnalezienia sensu w CHINA SCHIPPING będzie niemal w każdym przypadku cywilizowaniem absurdu (niemal, bo wśród powszechnie panującego nonsensu licealnego, w CHINA SCHIPPING pojawia się także perła: Wiersz na p). Można tu się zasłaniać gardą wittgensteinistów, odwoływać się do różnych gier językowych, do różnych zasad i sensów, ale wszystko to w odniesieniu do CHINA SCHIPPING Bargielskiej będzie równie absurdalne, jak łyse pieski goniące podczerwone wiewiórki.
CHINA SHIPPING można porównać do coniedzielnych peror radiowych Kydryńskiego. Autoupajanie się, ten czeladniczy trud by wydobyć z siebie kolejną frazę jest w obu przypadkach nachalny i nieznośne. Z tą różnicą, że o ile Kydryński po sjeście pyta: Czyż nie pięknie mi się mówiło?, Bargielska każdorazowo zadaje pytanie: Zobaczcie jak mi fajnie wyszło! Czy mi fajnie wyszło? w obu przypadkach pytanie o sens, o znaczenie jest nieistotne. I nie pomogła tu szata graficzna, chociaż przyznać należy, że ciekawa, to i tak nie uciągnie CHINA SHIPPING. Kiedy pomyślę, że zmarnowałem na to toner…
23 września, 2008 o 15:32
Jeszcze nie przeczytałam wszystkiego Justyny Bargielskiej, więc nie wiem, czy masz rację. Ale bardzo dużo w sieci jest ją słów wspierających typu: Poezja Justyny Bargielskiej jest niezwykle plastyczna, dźwięczna, rozedrgana wielością kształtów, miejsc, ruchów, działań itd.
Nie odstaje od tych urokliwych komplementów blog Wolny Hamkało: Czytelnik może się za bohaterką wedrzeć do wnętrza księżyca, do cudzego snu, do środka wielkiej głowy, do brzucha ryby, na rzepakowe pole i w wielkomiejską noc.
Aż strach się wdzierać. Jeśli poezję się pisze bez żadnych hamulców, jedynie, by słowa były zestawiane ładnie, to sidła, o których wspomina Agnieszka Wolny-Hamkało, jakie poetka zastawia na czytelnika są przede wszystkim natury tzw. złodzieja czasu.
Interpretator poezji winien też być artystą by mógł wiersz odebrać. Jeśli jesteś przeciwko mnemotechnice, jeśli masz dobrą wolę, to przecież ją odbierzesz, tę prawdziwą poezję. A jak jeszcze chór uznanych głosów Ci ją poleci… Tak, jak piszesz, kserokopia…
23 września, 2008 o 20:12
To ja może napiszę nie o tej konkretnej poezji, a tak ogólnie.
Jeśli późny poeta zaczyna pisać w oderwaniu od swoich przodków, czyli to wszystko, co mu się na język nawinie; jeśli nie przepuści żadnemu z tzw. swoich wrażeń, gdyż jest osobą wrażliwą, a nie nadwrażliwą i właściwie wszystko mu jedno, by to rejestrować, byle rejestrować (Stephen King każe pisać codziennie, nawet w Boże Narodzenie); jeśli działa jedynie dla wypełnienia sobą miejsc, a pisze poezję, gdyż pisze się ją łatwiej od prozy, mimo, że jest to tylko proza, to bardzo trudno takiej osobie jak ja, nie mającej nic wspólnego z tw. rynkiem księgarskim napisać o poezji Justyna Bargielskiej Dating sessions:
Ujął mnie kunsz jej tekstów – instynktowne i lekkie wychylanie się na jakąś nieznaną stronę wiersza i świata.` – Karol Maliszewski
Jak tak nie napiszę, będę posądzona o takie cytowane przez Jakuba Winiarskiego działania. nawet jak pisarką nie jestem:
NOWA FANTASTYKA (8/2008)Zwracam także uwagę Państwa na ostry felieton Grzędowicza pt. „Jak w ogóle nie mieć świadomości językowej”, zaczynający się od takich gorzkich wyznań: „Przysięgam, to nie ja zaczynam. Nie wymyśliłem cudacznej i pod każdym względem podejrzanej maniery obrabiania kolegom tyłów w Internecie, oczywiście ucharakteryzowanej na „dyskusje o zjawiskach”, „oceny stanu” i „portrety zbiorowe”, gdzie jedzie się konkurentom po nazwiskach, oraz poucza ciemny lud, co ma a czego nie ma czytać. I robią to pisarze pisarzom. Pełno tam jest oczywiście krokodylich uśmiechów, reweransów i zadziwień, protekcjonalnego poklepywania po plecach – w końcu omawiamy jednak jakieś zjawisko, nic, że z kategorii disco polo raczej, niż prawdziwej literatury, ale zawsze. Zetknięcie z taką sytuacją, kiedy ktoś za plecami postanawia nas „zdefiniować”, „dopisać nam manifest” i czyni przedmiotem dyskusji, zawsze jest zjawiskiem przykrym, podobnym do epizodu in flagranti. Internet ma to do siebie, że wlezie gdzieś człowiek, a tam trzech mędrców zastanawia się, co z nim począć i ustala, jak bardzo jest szkodliwy dla kultury narodowej. W zasadzie cywilizacja środkowoeuropejska nie ma repertuaru dobrych zachowań na taką okazję. Albo możemy, natknąwszy się na ludzi odmalowujących właśnie nasz „portret zbiorowy” postąpić tak, jak wtedy, gdy przez pomyłkę otwieramy drzwi zajętego już wychodka, albo wziąć czynny udział w dyskusji, zaczynając od życzliwego zapytania autokefalicznego wieszcza czy „ma jakiś problem?”.” Przegląd prasy – wrzesień 2008
Jakub Winiarski
24 września, 2008 o 9:04
Nie czytałem dejting seszyn Bargielskiej, ale nie sądzę by minie zaskoczyła. Nie wiem czy znasz taką broszurkę Eco o micie supermana w kulturze masowej. Eco w jednym z esejów rozprawia się z flemingowskim Bondem, rozpykuje strukturę powieści klasyczna, przejrzysta dekonstrukcja, na której końcu powstaje przepis na powieść o Bondzie.
Taką dekonstrukcję z łatwością da się przeprowadzić w odniesieniu do tekstów Bargielskiej.
Takimi tekstami rządzi stosunkowo nieskomplikowany algorytm.
1) Otóż bierzesz kilka zdań, które nie mają żadnego związku z sobą, a co więcej zdania te jako takie nie muszą być zrozumiałe.
Konie strzygą Pędź króliku, pędź. Kuchnia polska bez zasmażki Ci mrówki wyszły i co? co ty na to? Kominy są zawsze w bieli
2) Układasz te zdania wg własnego widzimisię:
Konie strzygą pędź króliku, pędź.
Kuchnia polska bez zasmażki. Ci mrówki
wyszły i co? co ty na to? Kominy są zawsze
w bieli
Tak możesz mnożyć kolejne strofy, przekładając i tasując. Na końcu okaże się, że te synapsy, którymi powinieneś być połączony z jądrem świata, nie istnieją, że produkujesz zwykłe, śmieszne historyjki zgodnie z hasłem: poezja nic nie musi i dodajesz do tego: wszystko już było czyli stajesz się klasycznym impotentem, żerującym na odium kolejnego konkursiku, w którym wygrałeś grawerowaną deseczkę.
Oczywiście Winiarski co też oczywiste: ubrany cały na biało wystąpi w tej chwili by ogłosić urbi et orbi: Panowie, pax! tylko, że Winiarski tak ogłasza, ogłasza a jego poprawność polityczna jest zwyczajnie do wyrzygania. Dlatego Winiarski nigdy nie będzie opiniotwórczy, jego tekściki, to skrypty maturalne, w których brak wyraźnego smaku. Winiarszczyzna jest masowa i dla mas. Brak tu egzotyki, brak smaku wszystko to zastąpione zostało przez salonowe maniery pana, który dba o higienę paznokietków każdego dnia punktualnie o 17.56.
24 września, 2008 o 19:23
Eco napisał tak dużo na niemal wszystkie tematy, że i napisał i Supermana w literaturze masowej.
Ale Justyna Bargielska zaliczana jest do literatury wysokiej, elitarnej, dla smakosza słowa, a więc wąskiego, nigdy masowego czytelnika.
Mimo, że używa czcionki z elementarza, absolutnie nie jest literaturą dla dzieci. Przy okazji tego wątku Kaczki na Nieszufladzie dowiedziałam się, że w kolejnym konkursie dla młodych wszyscy piszą ála Lipszyc, czyli tak jak napisałeś, składają przypadkowe frazy i patrzą, co z tego wyniknie. Jak wynika coś oryginalnego, poprzestają na tym.
Upominając się o powrót literatury do przynajmniej jakiejś minimalnej uczciwości wobec czytelnika, bowiem czytający ma dobrą wolę, inwestuje w toner i naprawdę płaci dużą cenę za czyjąś niefrasobliwość.
Podobnie jest z krytyką, która musi być też artystyczna, a nie biurokratyczna.
Nie wiem, czy Jakubowi Winiarskiemu trzeba zarzucać akuratność. Ta jest w tym wszystkim najcenniejsza. Korzystam z blogu Jakuba Winiarskiego bardzo często i czytam jego recenzje po moich czytaniach. Można się nie zgadzać, natomiast inny głos jest bardzo cenny, to jak rozmowa w sieci. Ale masz rację, powinno się bardzie zwracać uwagę na nudę wypowiedzi i walczyć z akademizmem. Literatura to nie nauka, to sztuka. Nie wiem jak Ty, ale ja w filozofii też nie znoszę naukowości i wolę opcję artystyczną. A co dopiero w poezji.
25 września, 2008 o 9:04
Z tą Bargielską i literaturą wysoką jest tak, jak z bełkotem filozoficznym. Teksty Bargielskiej można śmiało nazwać bełkotnikami, które nie miałby żadnego znaczenia, gdyby nie to, że zostały wydane. Wówczas bełkot zaczyna funkcjonować w ramach innej części struktury aniżeli internet. Przyjmuje się bowiem apriori, że tekst publikowany ma jakieś znaczenie, jakąś wartość poznawczo-estetyczną (jeżeli chodzi o literaturę). Publikuje się teksty po to, by przyniosły po pierwsze i przede wszystkim zysk. Nie chodzi tu o sławę, czy publikację jako taką, bo to wszystko gwarantuje dzisiaj internet. Otóż wydawca, każdorazowo decydując się na wydanie czegokolwiek kieruje się albo zasadami rynku, albo co też ma znaczenie jeżeli chodzi o wydawanie poezji: prywatnym stosunkiem nie tyle do produktu ale do autora/autorki. Jak to było w przypadku Bargielskiej nie wiem, ale jedno wydaje się być bezsporne: inwestycja w wydanie CHINA SHIPPING okazała się być klapą wydawniczą. Wysoka cena czterdzieści kilka złotych za sto kilka stron to gruba przesada. Założę się, że wydawca ma jeszcze grubo kilkadziesiąt sztuk na stanie, które chętnie by sprzedał (oczywiście do wszystkich bibliotek wysłał, wszystkich nawet gminnych, bo trzeba było gdzieś upchać te 500 egzemplarzy).
I teraz dochodzimy do najważniejszej kwestii do tego, co opublikowane jako elementu duchowości kultury. Otóż kultura wytwarza taki sam mechanizm, jak arystokracja. Pamiętasz Dyzmę, który brylował na salonach i nikt nie chciał wierzyć, że ten kmiot nie jest arystokratą, równym urodzeniem co wszyscy bywalcy salonów, wśród których bywał? Gdyby oni arystokraci – rozpoznali w Dyzmie wieśniaka, wówczas zanegowaliby to, kim są. Dlatego nawet, gdy mieli takie przypuszczenia, to woleli milczeć.
To samo dotyczy Bargielskiej i jej CHINA SHIPPING. Zwróć uwagę na te recenzje, które dodają sensu tym bełkotnikom? Czytasz o wprowadzeniach w intymny język (co za nonsens!) o rozedrganiach miejsc (buhahaha!) przeczytasz w recenzjach o wymogu głębokiej świadomości języka (to jest usprawiedliwienie tego nonsensu, który produkuje z prędkością świata Bargielska). Albo coś takiego: Bargielska opowiada w nim (w CHINA SHIPPING) przeróżne historie, których siła tkwi – z jednej strony – w przytrzymywaniu się jedną ręką (jednym językiem) prawdopodobnej realności, a z drugiej – w odpychaniu od siebie świata zbyt monotonnego i przewidywalnego. Odwagę w lekceważeniu zbyt silnego przyciągania ziemskiego wzmaga ostrość i jednocześnie – jeśli tak można ucieleśnić figury retoryczne – gibkość pisania autorki. Takie właściwości „piruetowego” stylu Bargielskiej najlepiej widać w nagłych zwrotach i elastycznych skrętach języka, w rytmie zdania płynnego, łagodnie rozwijanego, zaskakującego egzotycznością słów tu Kałużna także stara się odnaleźć usprawiedliwienie dla sieczki, którą serwuje Bargielska. Szuka się jakiejś interpretacji, czegokolwiek nawet gdyby miało to oznaczać tworzeniem takich fraz jak: piruetowy styl gibkość pisania, żeby tylko nie okazało się, że w kulturze ducha pod sztandarem ISBN znalazł się produkt o jakości źle wypieczonego hamburgera.
Wracając do pierwszego zdania o bełkocie filozoficznym i bełkocie Bargielskiej. W którejś z książek Lem sformułował tezę o umyśle filozofa analitycznego, którym rządzą odruchy Pawłowa. Otóż Lem powiada, że jeżeli umysł filozofa analitycznego zostanie skonfrontowany z obojętnie jaką literaturą, nawet bełkotliwym ciągiem znaków, to tenże umysł będzie starał się analizować ten nonsens przy użyciu pewnych kategorii, pewnych schematów myślenia, do których przywykł w analizach filozoficznych.
Ową tezę można odnieść do literatury i łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego nonsens Bargielskiej jest zaliczany do kultury wysokiej.
25 września, 2008 o 16:29
No właśnie Marku, jestem bezradna, gdyż świat jaki na Twoim blogu otwierasz i próbujesz go zrozumieć jest dla mnie światem obcym i cały czas myślę, że to niezrozumienie, to wina mojego innego pokolenia, formowanego duchowo na innych doświadczeniach, niż świat moich dzieci.
Dlatego naprawdę chcę wykazać tutaj dużą ostrożność i dobrą wolę w odbiorze poezji Twoich rówieśników.
Dzisiaj przed jazdą do empiku w celu przeczytania tomiku Romana Honeta Baw się, przeczytałam drukowaną w Tygodniku Powszechnym recenzję Mariana Stali – entuzjastyczną! A przecież Marian Stala to mój rocznik. Więc pomyślałam, że skoro on, to i ja…
Nie, nie, nie..! Boże, tylko nie Honet…
25 września, 2008 o 18:20
ewo, to nie jest kwestia pokoleń, chociaż każde pokolenie ma właściwy sobie sposób mówienia, ale stary jak świat problem prawdy, zagadnienie tego, co autentyczne. to nie kwestia czasu ale principiów: autentyczności i prawdy (i nie chodzi tu o definicje, scholastyczne dzielenie włosa na 1000 równych części). istotą poezji jest wrażliwość na prawdę jako sens, jako interpretację, jako coś danego wprost, jako coś, co jest bezwzględnie autentyczne. i tu się zaczyna zabawa pokoleniowa: bo różny jest język ojców i synów. masz przykład winiarszczyzny: peerelowski konformizm z widoczną tęsknotą ku brodłejowi. to jest genetyczny kręgosłup obecnej krytyki literackiej, o której przesądzają jej korzenie a nie prawda. dlaczego tak się dzieje: zasada jest taka ” nie nalezy szkodzić, nie nalezy pyskować, bo jak się będziesz stawiał, to cię upierdolimy o główkę” – rozumiesz, na salony panów w pelerynach, na których żre się pasztety z dzika, nie możesz wejść w ubraniu zwykłym, codziennym – bo tu trzeba być z definicji sztucznym.