Na początku już zapowiadam, że będę o poezji tłumaczki dzieł Oriany Fallaci pisać w samych superlatywach i niech żadne licho mi tu nic nie podpowiada. Szczególnie, że jest niezwykle urodziwą młodą poetką, która zebrała chyba najwięcej bezinteresownie dedykowanych jej wierszy, a Redaktor Naczelny kwartalnika „Red.” nawet tutaj udowodnił, że dedykując jej swój najpiękniejszy wiersz, powodowany był jedynie szlachetnymi uczuciami charytatywnymi.
Więc ja też przeczytałam tomik z 23 wierszami w ramach tej samej akcji charytatywnej Cała Polska czyta wiersze poetów i o nich pisze oraz pisze im dedykacje i ostatni mój wiersz też właśnie Pani Joannie zadedykuję.
Na plan pierwszy w wierszach Joanny Wajs wysuwa się bolesny symbol ojca – rodzonego, biologicznego, a zarazem nieobecnego. Toteż z dużym zainteresowaniem przeczytałam tęsknoty, żale i pomstowania córki, gdyż, jak donosi Gazeta Wyborcza, przemija postać świata a z nią konwencjonalny skład rodziny.
Ojciec podmiotu lirycznego to nie byle, kto, nie żaden parweniusz czy proletariusz, to intelektualista, czytelnik wybornej poezji:
widział ją z pociągu jadącego przez Belgię
gdy odłożył Celana z wystrzępioną na brzegu zakładką
Żal jest więc uzasadniony i jeśli właśnie córka terapeutycznie pisze wiersze, by sobie z tym nieukojonym uczuciem poradzić, najprawdopodobniej temu akcesowi zawdzięcza wysoką jakość swoich utworów.
Z troską wczuwam się w przedstawiony w wierszu kształt, jaki odbija mężczyzna – ojciec na poduszce, jak córka skrzętnie kolekcjonuje w pamięci wszystkie szczegóły o nieobecnym. Mimo, że w licznych niedopowiedzeniach brak ojca jest spowodowana jedynie podróżami: każdy rok w innym kraju, a nie jego śmiercią, to jednak to sieroctwo mentalne córki jest jakimś odwróceniem Trenów Kochanowskiego. Córka wyraźnie cierpi tak bardzo, że obwinia go tą krzywdą i posuwa się nawet do marzeń o najradykalniejszych rozwiązaniach:
żaden z bogów nie chce zawinąć cię w obłok
zabrać na Taurydę,
gdzie mógłbyś przeczekać
dziesięcioletni rozlew naszej krwi
Wrażliwość swoją poetka udowadnia wieloma niuansami w artykulacji uczuć. Piękny wiersz o śmieci psa w wierszu kiedy usiadłeś składa się właściwie z mimochodem zarejestrowanych, minimalnych ruchów w przestrzeni z całym szacunkiem dla odchodzącego życia i dostojeństwem zamarłej na tę chwilę przyrody.
Wspomnienia, utracony w przeszłości w wierszudom z dzikim winem przewijający się przez inne wiersze, chwytane w locie chwile, zmysłowe rozkoszowanie się nimi, wszystko to odbija się w tajemniczych lusterkach tytułowego sprzedawcy kieszonkowych lusterek, który działa jak entropia, zabiera doświadczenie życia, czas i przeżycie.
Ten egzystencjalny zabieg jest też jakimś symbolicznym, melancholijnym hołdem złożonym poezji, która staje się jedyną możliwością ludzkiego przetrwania w świecie.
19 października, 2008 o 8:45
Ewo, to kim u diaska jest władca węży dla poetki?
madrością, wcielonym złem, kapitanem statku , postacią z Conana B.?.
Czy wytrychem hm?
19 października, 2008 o 15:37
Myślę Izo, że to alegoria i to bardzo trafna. Nie wiem, czy alegoria może być wieloznaczna, ale w tym wypadku jest. Może np. być to wąż w kieszeni, czyli taki tatuś, który nie za bardzo chce na córkę łożyć, natomiast chętnie rozwidlonym jezykiem zlizywać samą świadomość posiadania urodziwej córeczki:
mój ojciec
oddałby władcy węży
co ma najcenniejszego
(czyli, jak powiedziałby piosenkarz, nasyciłby swoje dafnie)
Też chodzi o to, że córka dojrzewa i jest coraz piękniejsza, a ojciec też chce się odmłodzić i
władca węży; odrzuca starą, zbyt luźną skórę i nade wszystko chce patrzeć rachując bezbarwną źrenicą co jeszcze mogłabym mu dać.
Czyli czycha na te córczyną młodość. Ale to jest figura retoryczna nie postać wiersza, czyli nie ojciec, a jego ciemna strona. Ojciec jest w sumie niewinny. I jeszcze sklamrowane ze sprzedawcą lusterek, czyli symbolem losu ludzkiego, przypomnienie o przemijalności, o migotaniu tego problemu:
widziałam go tej nocy, minął mnie na rogu, na jego dłoni błysnęła sucha wężowa skóra
A tak jak już jestem przy niewinności, to nie wiem, dlaczego Maciek Woźniak w nieszufladzie odnośnie mojego tu pisania, ocenia mnie jako internetowego idiotę.
Ja tu nikogo tak nie obrażam personalnie. Od lat słyszę, że nieszuflada jest dziedzictwem kulturowym i że tam się ocenia twórczość, a nie osoby.
I to, że jestem ćwierć inteligentką, jak piszę o twórczości Jacka Dehnela.
19 października, 2008 o 20:00
Wolę myśleć, że poetka we władcy węży, ukrywa mądrość. Dlatego ojciec wybiera mądrość, a do mądrości podąża zdobywając wiedzę. Nie ma więc zbyt wiele czasu dla córki. Zwróć uwagę, na wers
widziałam go tej nocy, minął mnie na rogu, na jego dłoni błysnęła sucha wężowa skóra, symbol mądrości pojawił się w nocy.
Przeczytałam trzy razy tomik Joanny Wajs” Sprzedawcy kieszonkowych lusterek” i cały czas się zastanawiam, dlaczego moja interpretacja władcy jest nie taka, jak czuję intuicyjnie, a czuję ból poetki i bardzo jej złe relacje z ojcem. Mam nadzieję, że moja intuicja w tym wypadku się myli.
19 października, 2008 o 20:24
Ewo, według mnie poeta Maciej Woźniak zacytował Stanisława Lema jako jego subiektywny głos w dyskusji personalnej.
Ja na pewno nie nazwałabym tak koleżanek i kolegów z nieszuflady, gdyż dobre wychowanie zobowiązuje zawsze.
Ale z drugiej strony i ja burzę się czytajac nieprawdy na temat Marka Trojanowskiego. Ani nie został wyrzucony z pracy, na nieszufladzie zbanowany został za „obrazoburcze” slowo JHVH, gdyż obrazało to słowo uczucia religijne poetek i poetów (?)i na nic się zdały moje wyjaśnienia, ze JHVH nie równa się Bóg w języku hebrajskim, google widzą wszak lepiej. Kilka miesięcy temu purpuraci papiescy wydali wreszcie oświadczenie, że JHVH, JHWH, Jahwe nie jest imieniem Boga, że własciwe imię zaczynało sie od zawsze na E i tylko to imię jest właściwe( ciekawe czy to imię jest w googlach, a przecież czego nie ma w googlach to nie istnieje według guru nieszufli), po trzecie Marek Trojanowski nie został wyrzucony z portalu rynsztok.
Wynika z tego, że poeta Maciej Wożniak przeczytał, zezłościł się na szerzone nieprawdy i zacytował Lema, na pewno nie miał Ciebie na myśli i to tyle na ten temat.
19 października, 2008 o 20:27
imię Boga zaczyna się na literę A da polskich katolików zaczyna się na A, dla mnie na E.
:-)
19 października, 2008 o 23:10
Myślę, że w poezji powinno się zamykać takie właśnie bolące sprawy, które potem rezonują w czytelnikach o podobnych problemach. Interpretacja wiersza im jest bogatsza i wieloznaczna tym lepsza, a jak pisał Harold Bloom w innym twórcy nowy utwór rodzi się jedynie z tej pomyłki.
Niezgoda na całą relację rodzinną jest bardzo cenna, wszyscy wychodzimy z wieku dojrzewania z jakąś w pewnym sensie pretensją nie do uniknięcia. I piękno zaczyna się wtedy, gdy ta pretensja przeradza się zupełnie nową jakość, następuje zamiana winy i w konsekwencji jej anulacja. I to jest taka oczyszczająca rola sztuki.
Dlatego w tych czytaniach tomików po raz pierwszy natrafiłam na nie estetyczny powód poezji, a na ten pierwotny, na grecką katharsis.
A o Marku dowiedziałam się dopiero wczoraj z komentarza Jacka Dehnela. Gdy się to wszystko działo, to chyba byłam w Stanach i nie śledziłam, nie wiedziałam, jaki tam miał nick. Chciałam to na portalu nieszuflady znaleźć, ale śladu nie ma. Natomiast Rynsztok odwiedzałam tylko po to, by czytać Ilionowskiego.
Ta niekonsekwencja szefostwa portalu nieszuflady jest nieetyczna dlatego, że ciągle upominają wszystkich, by mówić tylko o utworach, a jak jest konflikt, to wywlekają prywatne sprawy. Z jednej strony jakieś najwyższe tony i posłannictwo, a potem tylko magiel.
Narzekają, że nikt poezji nie czyta, a jak czytamy, nawet po kilka razy każdego autora i to bardzo uważnie, to też niezadowoleni. Nawet, jak czytamy Nawet, co przecież nie jest lekturą łatwą.
20 października, 2008 o 7:04
„widziałam go tej nocy, minął mnie na rogu, na jego dłoni błysnęła sucha wężowa skóra,
ten wers nie daje mi spokoju, nie ma w nim mądrości, jest ból i nieszczęście.
Ewo, na tym wlaśnie polega dobra poezja, zasypiałam z wersem, obudziłam się z nim i musiałam napisać o nim teraz przed pracą. Tak mnie poruszyły słowa poetki.
Zachowania rodem z magla nie przystoją nikomu.
22 października, 2008 o 14:44
Pani Ewo,
owszem zadedykowałem Joannie Wajs wiersz ale czy uczucia jakie za tym stały można nazwać „charytatywnymi” to śmiem zachować jednak wątpliwości w sercu mojem i to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – wiem mniej więcej jakie miewam uczucia a takich nie zanotowałem. Po drugie – nie znam w ogóle takiej kategorii i nie wiem na czym miałyby polegac uczucia charytatywne. Owszem wiem, że jest coś takiego jak charytatywność i charytatywna działalność, ale co ona ma do uczuć, a szczególnie w tym wypadku? Miłosierdzie? Litość? Współczucie?
22 października, 2008 o 15:46
>Jurodiwiec
Przecież charytatywny, to taki bezinteresowny, ale dla potrzebującego. Bardzo szlachetne przecież i godne pochwały. Tylko nie zawsze charytatywność jest potrzebna i celowa. Pisałam o Paniach Charytatywnych, które były potrzebne, ale na dodatek chciały, by je postrzegano, jako niezastąpione.
Wojaczek dedykował wiersze wielu różnorakim osobom: i babce klozetowej i cenzorowi. Dedykował nawet Białoszewskiemu, którego zaraz na wstępie osobiście obraził. Dedykował tym, których za poetów nie uznawał. Proszę Panie Radku zwrócić uwagę na dewaluację aktu dedykacji, na jej trywialny wymiar, na jej absurd i na umowność. I w tych czasach ironii jest na miejscu. Natomiast, jeśli staje się kodem łączenia pewnych grup i wymianą informacji o pewnych kręgach, już jest czymś innym. Zwracaliśmy, albo raczej zwracałam – piszę za siebie, tylko uwagę jak to z boku wygląda. Wygląda źle, klanowo, kumotersko, wygląda na chorobę poezji, a nie na jej afirmacje.
Będziemy tu pisać o poezji Dariusza Pado, który też dedykuje. Serdecznie zapraszam.
22 października, 2008 o 17:04
„Natomiast, jeśli staje się kodem łączenia pewnych grup i wymianą informacji o pewnych kręgach, już jest czymś innym.”
i to się odnosi do mojego dedykowania? W którym miejscu? Gdzie jakiekolwiek poszlaki że tak jest?
22 października, 2008 o 18:13
Nie mam pojęcia, co ja mam Panu tu jeszcze napisać. Bardzo się staram. Byli w klasie tacy uczniowie, którzy doprowadzali nauczycielkę do białej gorączki zadając jej nieustanie pytania dla ich zadawania. Słonimski pisał w felietonach, że jak robi to dziecko, to trzeba walić syfonem. Ale nie wiem, jak reagować, jak robi to dorosły.
Czy na litość boską nie wyczuwa Pan, że nieszufladowcy, o których pisze Maliszewski w TP że to poezja widoczna, że jest ważna – jest klanowa, sekciarska, towarzyska? I bierzemy te wiersze do ręki, a tu na okrągło wzajemne dedykacje i na dodatek wiersze nie mają nie tylko nic wspólnego ani z wysoką poezją ani z żadną poezją. Nieszuflada to jakiś bardzo specyficzny ruch netowy zagospodarowujący hobbistyczne aktywności i nic więcej. Te dedukacje to jak obsikiwanie, jak znaczenie trenu który, jak widać, zagarnia po kolei coraz szersze kręgi.