.
We Wrocławiu, na tyłach kamieniczki „Jaś” (róg. św. Mikołaja ,Odrzańska ) Eugeniusz Get-Stankiewicz znalazł idealne miejsce dla prezentacji swojego dzieła pt. Zrób to sam.
Zrób to sam – to płaskorzeźba na której przedstawiony jest: Chrystus, krzyż i zestaw narzędzi potrzebnych do krzyżowania.
Dzeiło nie rzcua się w ozcy. Nomarlny kzyrż. Nomarlny Chyrtsus.
Człowiek odczytuje instalację z pamięci a nie taką jaka jest. Przypomina to czytanie całych wyrazów z pamięci. Widać ukrzyżowanego Chrystusa a nie zestaw do krzyżowania. Sprawę utrudnia dodatkowo napis: „zrób to sam. Do it yourself.” Wypiaskowany został na przeźroczystym pleksiglasie / szkle. Jest słabo widoczny. I dopiero pod pewnym kątem pokazuje się inskrypcja: „zrób to sam”.
Inna atrakcją tego miejsca jest pomnik Dietricha Bonhoeffera. Wszystko ładnie. Wszystko cacy. Byłoby nawet idealnie gdyby nie „wiessenschaf”. Jedno „e” za dużo i mamy kolejną atrakcję miasta Wrocławia.
Wracając do sloganu: „zrób to sam”.
W epoce kolejek i niedzielnych poranków z Adamem Słodowym jednym z hitów był zestaw „Młody Chemik” – odpowiednik dzisiejszego Playstation 3. Ci, dla których w rzeczywistości gospodarki planowej zabrakło zestawów musieli obejść się smakiem. Zazdroszcząc kolegom, którzy przeprowadzali eksperyment z opiłkami magnezji i siarką w duchu przysięgali sobie zemstę na niesprawiedliwym systemie. Zdani na własna inicjatywę eksperymentowali.
Najpopularniejszym eksperymentem z dziedziny do it yourself jest miniaturowy statek UFO.
Do samodzielnego wykonania UFO potrzebne jest::
jeden kapsel od butelki po wódce
dwa gramy saletry potasowej
dwa gramy cukru
trzy zapałki
jeden gwóźdź
Sposób wykonania:
Należy zmieszać saletrę z cukrem. Najlepiej (najbezpieczniej) spala się mieszanka w proporcji 1:1. Ci, którzy są bardziej odważni lub mają w rodzinie chirurgów, to mogą do mieszanki dodać więcej saletry niż cukru. Panienki zaś mogą dać więcej cukru. Jak się nie zapali, to będzie można zjeść mieszankę. A jak się uda zapalić, to będzie mało ognia ale za to dużo dymu. Frajda, że ho ho. Dziewczyny się na pewno ucieszą.
Następnie:
z kapselka, przy użyciu gwoździka delikatnie wyjmujemy tekturkę, która jest na spodzie. Do wydrążonego kapselka wsypujemy mieszankę saletry i cukru. Ale nie do pełna. Musi się jeszcze zmieścić tekturka, którą przed chwilą starannie wydłubaliśmy. Ona będzie robiła za denko. Czyli: wkładamy tekturkę i zaginamy krawędzie kapselka tak, by tekturka mocno dociskała mieszankę. Pamiętaj! Im więcej upchasz mieszanki w kapslu tym dłużej twoje UFO będzie latało. Możesz ubijać młotkiem, ugniatać butem – nie bój się. Materiał jest bardzo stabilny. Nie wybuchnie.
Przygotowany korek przebijasz gwoździkiem (nie tekturkę, ale odwrotną stronę – aluminiową). Dziura ma mieć średnicę gwoździka. Żeby nie była za mała ani za duża. Jak będzie za mała, to nie zapali się. Jak za duża, to UFO nie wzbije się w powietrze.
Ustawiasz kapselek na jakiś podwyższeniu. Może być to pniak drzewa, ławka w parku, krawężnik lub kosz na śmieci. Wyjmujesz trzy zapałki. Z dwóch obskrobujesz siarkę i układasz ją na dziurce. Trzecią zapałkę odpalasz i przykładasz powoli do siarki na kapselku.
Jeżeli wszystko zrobiłeś tak jak trzeba, to masz dokładnie 2. do 3. sekund zanim UFO uda się w niekontrolowany lot. W związku z tym, że nikt nie opanował technologii obcych i nie wie jak sterować UFO lepiej leżeć plackiem na ziemi i czekać aż sobie kosmici poleca w pizdu. Kolizja ze statkiem kosmicznym na pewno ciebie nie zabije, ale możesz na przykład stracić oko prawe lub lewe. Możesz dorobić się ładnej blizny pooparzeniowej na twarzy.
Technika doityourselfu nie ogranicza się do świata rzeczy. Małym majsterkowiczem można zostać mając do dyspozycji kilka podstawowych znaków interpunkcyjnych. W skrajnych przypadkach wystarczy przecinek.
Oto jeden z klasycznych przykładów rodem z historii o ujętym szpiegu i depeszy z tajną dyspozycją.
Treść depeszy:
Zatrzymać nie wolno wypuścić
Po dodaniu przecinka:
1)
Zatrzymać, nie wolno wypuścić.
2)
Zatrzymać nie wolno, wypuścić.
Przecinek można zastąpić wykrzyknikiem. Wówczas tajna depesza będzie nie tylko biurokratyczną decyzją ale nabierze powagi służbowego autorytetu jej autora.
Eksperymenty z literkami mogą się skończyć równie tragicznie co eksperyment z ustalaniem odpowiedniej proporcji mieszanki gliceryny i kwasu azotowego w celu uzyskania nitrogliceryny.
Na przykład. Do roku 1956 – przed XX. zjazdem KPZR – zmorą każdego redaktora było nazwisko Stalin. Bardzo łatwo i niezauważenie zmienia się „t” w „r”.. A skutków tego rodzaju literówki nierzadko doświadczało się empirycznie w ostrym świetle pięćsetwatowej żarówki.
Na szczęście okres dyktatury w Europie skończył się. Każdy autor, korektor i redaktor może upajać się literówkami, z które dzisiaj nikt w mordę nie bije i nikt do więzienia nie wsadza.
Nie znaczy to wcale, że doityourselfowa zabawa ze znakami interpunkcyjnymi odeszła do lamusa historii.
W 2006 r. Joanna Roszak, dzięki wsparciu ludzi, którzy określają siebie jako Towarzystwo Przyjaciół Sopotu wydała COŚ. To COŚ opatrzone zostało tajemniczym jak kurwa mać tytułem:
Tintinnabuli
Tylko ekspert w dziedzinie toposów i symboli kulturowych na poziomie tytułu dostrzeże ukryty przekaz. Używając tylko raz spacji udaje się wyodrębnić:
Tintina – komiksowego lalusia z grzywką powołanego do życia przez Georgesa Remi
Używając spacji dwa razy mamy:
Tin Tin – jako nazwę serii produktów firmy Ziaja
A kiedy dodamy do Tin Tin małe słówko Rin otrzymujemy praszczura – a dokładniej prapsa takich gwiazd filmowych jak Cywil czy Szarik.
Nie tylko tytuł tomiku dostarcza świetnej rozrywki intelektualnej. Przede wszystkim treść Tintinnabuli, która jest literackim odpowiednikiem przepisów z Lubię majsterkować wymyślonych przez majora Słodowego, zaskakuje liczbą możliwych kombinacji. Wiersze Joanny Roszak mimo, że są długie w pizdu i nudne jak ja pierdolę są dobrym materiałem zapewniającym dobrą rozrywkę na długie jesienne wieczory dla całej rodziny. Tintinnabuli jest grą. Mieszaniną SCRABLE i ZATRZYMAĆ NIE WOLNO WYPUŚCIĆ. Grą bez ograniczeń wiekowych. Oto zasady tej gry:
Tintinnabuli.
(Wiersz? Do it your self!)
Gra dla pięciu osób. Każda osoba przy użyciu dowolnych znaków interpunkcyjnych tworzy z podanego tekstu jeden wers strofy. Wers może być zdaniem lub równoważnikiem zdania. W jednej turze każdy ma tylko jeden ruch. W ruchu można użyć max. dwóch znaków interpunkcyjnych. Tura kończy się strofą. Grę uznaje się za zakończoną kiedy powstanie wiersz.
Uwaga: kolejność i odmiana wyrazów podanego tekstu nie może być zmieniana.
Oto przykład jednej rozgrywki.
Bierzemy pierwszy z brzegu tekst autorki pomysłu poetyckich literaków:
linia holownicza daje jej odejść wizard żongluje trójkątem koło się
zamyka w co by ich zamienić kolejna trucizna następne tąpnięcie
widzialni podwójnie zależni od rafy już zawsze będą tak stać graliśmy
w magica przywiązani do swoich talii fiauta trwa senni jak sztil ona
na boku by być bliżej tego co za ścianą meer sea see zobacz słony
wodopój jak wywabić tę sól jak się nazywa rzeka która nie wpada
do morza jak się uczyć pływać to tylko na płyciznach nie ma akcji
akacji wiesz że wróżyć możesz z wszystkiego wszystko wydaje się
większe niż było aż do niewidzialności wróż z prześcieradła z pary
z salsy z hitów zeszłego lata napełnia się wanna odmierza ciepło
nadgarstkiem wycieka bokami horyzont się mnoży zaklinanie do
zaklinowania nie trzcina a wrzos nie wrzos a sam wiesz gramy
niebieską magią stworami znad morza z morza falą rozbijającą się
o siebie ostrzącą o nas magia się skrapla oparza bezpowrotnie nie
obiega ziemi ściska się niedaleka rozkładu słodzi zaklęcia jadowi
nikt od nikogo nie odejdzie nie mów co można zrobić w wodzie
sawanna pustynia tundra czy sauna kapie far far away zakopuje
koło w piasku tam gdzie zlatują się ptaki mokry ślad przy oceanii
nieudana zabawa w podchody gubi się przy złotym podziale odcinka
ona tak się ma do ciebie jak ty do całości ona tak się ma do niego
[NIEBIESKA TALIA]
Tura pierwsza:
Ruch osoby A: linia holownicza!
Ruch osoby B: daje jej odejść wizard.
Ruch osoby C: żongluje, trójkątem koło.
Ruch osoby D: się zamyka!
Ruch osoby E: w co by ich zamienić?
Strofa pierwsza:
Linia holownicza!
Daje jej odejść wizard.
Żongluje, trójkątem koło.
Się zamyka!
W co by ich zmienić?
Tura druga:
Ruch osoby A: kolejna trucizna: następne tąpnięcie.
Ruch osoby B: widzialni!?
Ruch osoby C: podwójnie – zależni od rafy.
Ruch osoby D: już zawsze będą tak stać?
Ruch osoby E: graliśmy w magica przywiązani do swoich talii.
Strofa druga:
kolejna trucizna: następne tąpnięcie.
widzialni!?
podwójnie – zależni od rafy.
już zawsze będą tak stać?
graliśmy w magica przywiązani do swoich talii.
I tak dalej i tak dalej.
Warto zwrócić uwagę na niewątpliwy atut tekstów Joanny Roszak. Po trzydziestu minutach gry okazuje się, że wykorzystany został zaledwie ułamek tekstu:
„linia holownicza daje jej odejść wizard żongluje trójkątem koło się
zamyka w co by ich zamienić kolejna trucizna następne tąpnięcie
widzialni podwójnie zależni od rafy już zawsze będą tak stać graliśmy
w magica przywiązani do swoich talii”
Jeżeli sobie uświadomimy, że w tomiku Tintinnabuli jest ponad dwadzieścia tekstów, a wśród nich także teksty przeznaczone dla bardziej zaawansowanych graczy jak np. Nauka pływania, którego pierwszych jedenaście wersów wygląda tak:
sttukZIkJH+TkjeJJEJLSUhI0pHclyQiSVpJFCV2yuiQJBFCtltEI
mt3KwmSKGQyuEWSiDQRKVHEeSrtEomSiEUURcotq201QiJJ
Ws5LSdKWR5IiiqL9aS/vJIkkaZEkKZJ7ImkkCUnURAgR3TTei
RJLH19iid/NtESJCVrTTtJNEJMkSESLJSUp2EsmRYiklJcmurUl
PKZK2JNVWdxVpN+8tSdmTlEJfm+YuT6RENClFkWhLSnREI
hJ6IhItv7W7dRPhkWgTgnCHaCeSRNMSkaLN7iaRSJIlQpHIJW
nSlkKpUZElbG27aZESVK2FCWprfTtkhDJTYiIpLu3LUqyZEmi
4udJNrHVsnfiBRRElqQobnOXEZKgOxGSeDdtJ 1 FE20tOXdXRJ
MLIktIEkKRul CSRYlESCS6k0eUhCQ6Euu7eH7Itl Py/XkjktTu
vkXpdpLH09mLl/+21PYtEmElkSWUp75IUcv4TEyl5IokoSvO
GlGRLSZ41SkrWpCT2JIn25kqSJIksvkusJZf8kIhE6dtyLYmTiJCi
[nauka pływania]
To okazuje się, że rozrywka zaproponowana przez Joannę Roszak powinna zyskać największa popularności w okolicy okołobiegunowej, tam gdzie zimowy wieczór trwa pół roku. Tintinnabuli Joanny Roszak, to nie Mickiewicz, Norwid, Baczyński, Playboy ani nawet Bravo Girl. Ale to nie znaczy, że nie mógłby stać się szlagierem eksportowym w handlu z Inuitami.
20 listopada, 2009 o 18:05
żal czytać te italiki, „eksperymenty”. żal
20 listopada, 2009 o 18:16
chodzi mi o italiki źródłowe. szkoda życia, szkoda pary na takie wierszopisanie. cztery dni po listopadowych idach chciałoby się poczytać coś ważkie o człowieku, coś dla człowieka ważkiego, bo, że 99,99% społeczności nie pragnie ważkości, a wygody jest jasne i wszędzie obecne.
głupio się napinam,wiem. czeka mnie chwila, w której ujrzę wiersze-papki wiszące w KFC na srebrnym haczyku obok dodatku turystycznego do wyborczej.
20 listopada, 2009 o 18:27
przemek, ale poezja współczesna – nie wiem czy wiesz – trafiła już na torby ekologiczne (lniane, które możesz sobie kupić na zakupach w Tesco). wpiszesz sobie w google hasło: „justyna radczyńska” włączysz poszukiwanie grafiki i obok zdjęc z galerii gillinga znajdziesz fotki torebek na zakupy z nadrukowanymi wersami autorstwa Pani Prezes. Na torbach zakupowych publikuje także m.in. Monika Mosiewicz.
Uważam, że taka forma publikacji – czy to ściana kibla w KFC czy torba lniana na zakupy – to wielka szansa dla poetów i poezji, by ziścił się sen o dotarciu pod strzechy. rozumiesz, niepowtarzalna szansa zdarza się dopiero w społeczeństwie masowym, w którym wszystkie jednostki łączy slogan „żreć, żyć, mieszkać” – czyli: konsumować.
A dzieła Roszak, to kolejna kuriozalna pomyłka wydawnicza. Ktoś kiedyś obarczał krytyków za obecny stan polskiej poezji współczesnej. A ja ci powiem, że to nie jest wina krytyków. Krytyk działa post factum i najwyżej może zniechęcić. Moim zdaniem to wina jakiejś niezrozumiałej dla mnie polityki wydawniczej. Przyjeło się uważać, że wydawanie poezji jest a priori deficytowe. Że nie można na tym zarobić a jedynie tracić. Redaktor, który wie, że nie osiagnie zysku z definicji wydaw nawet wspomnienia konia, gdyby bydle umiało pisać. Przecież i tak wydawanie tomików jest deficytowe, dlatego wydawać mozna najgorszy chłam.