.
W związku z tym, że w znanych mi księgarniach (Matras, Empik itp.) w promieniu 20 km., nie znalazłem żadnego nowego tomiku (o tych, które są na półkach już pisałem) w tym tygodniu nie będzie nowego tekstu na temat polskich produkcji lirycznych.
Mała uwaga: określenie „nie znalazłem żadnego nowego tomiku” jest nieprecyzyjne. Na półce w dziale z poezją jest jeden tomik, którego nie przeczytałem. Leży tam od dawna, a jednak boję się go wziąć do ręki nie mówiąc już o czytaniu. To „Bruce Lee. Walcząc z myślami. Aforyzmy „. Jestem głęboko przekonany, że publikacja ta ciężarem gatunkowym dorównuje dziełom Andrzeja Sosnowskiego i że należałoby zgłębić istotę ciosów karate podanych w atrakcyjnej formie aforyzmu. Jednak jakoś nigdy nie miałem odwagi, a myśl o tym, że mógłbym dotknąć okładkę tej książki przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Ktoś mógłby powiedzieć: „Trojanowski, kupuj przez internet. Będzie taniej”. Owszem, mógłbym gdyby nie małe „ale”. Oto ja, Marek Trojanowski, z własnej woli przyłączyłem się do tej nielicznej, kilkuosobowej grupy ludzi, którzy wydają pieniądze na tomiki poetyckie w sposób tradycyjny. Kupuję z 20 % marżą księgarń, po to by księgarnie – sklepy, do których się wchodzi, wita z zaprzyjaźnionym księgarzem-okularnikiem – nie podzieliły losów dinozaurów. Kupuję bez marż, bez rabatów oferowanych w internetowych witrynach wydawnictw, bo chcę dać zarobić księgarzom, którzy wypatrując godzinami klientów zazdroszczą pracownikom McDonalda. Tam nikt się nudzi, nikt nie stoi w witrynie wgapiony z nadzieją w przechodniów, którzy nawet nie spoglądają w jego kierunku.
Ktoś inny mógłby powiedzieć tak: „Trojanowski, nie świruj. Na pewno masz skrzynkę zapchaną różnymi próbkami literackimi. Napisz o tym”. Odpowiadam: mam ze czterdzieści a może pięćdziesiąt majli z załącznikami. Jeden z załączników ma jakieś dwieście stron (po czwartej stronie przestałem czytać). Teksty, które otrzymałem nie odbiegają od przeciętnej portalowej, przeciętnego portalu literackiego. Oto przykład:
zbudzony ze snu znowu widzę ciebie
wyciągam ręce śmiejesz się tak słodko
już trzymam rękę twoją w swojej dłoni
a drugą głaszczę twarz nad życie droższą
lecz się rozpływasz a ja wnet po tobie
łzy wściekle płyną po miłości grobie
Kiedy Paweł Artomiuk – autor tej próbki – pisał pierwszą setkę swoich wierszy na pewno miał na względzie dobro ludzkości a kto wie? – może nawet całego świata. Nie od dziś wiadomo, że dobro ludzkości zwykle niewiele ma wspólnego z dobrem jednostki. A o takich jednostkach jak ja żaden poeta nigdy nie pomyślał. Nie winię zatem Pawła Artomiuka za to, że bezwzględnie zdeptał resztki uczuć wyższych, które w sobie starannie pielęgnowałem powtarzając sobie w myślach: „Dzisiaj będziesz dobrym człowiekiem, dzisiaj będziesz dobry i miły dla innych, dzisiaj będziesz dobry, miły dla innych i będziesz dobrym człowiekiem”.
Cóż mogę odpisać tym wszystkim śmiałkom, naiwnym poetom, którzy przysyłają mi próby lub skończone dzieła? Co może odpisać człowiek, którego wnętrze składa się tylko z czarnych, żelbetowych ścian, które jako jedyne oparły się działaniu współczesnej poezji polskiej? Wydawałoby się, że nic. Że najlepiej byłoby pozostawić listy bez odpowiedzi. I już mam skasować, niemal klikam „usuń” gdy budzi się w me mnie jakaś iskierka; przez ułamek sekundy zaczynam odczuwać ciepło, o którym dawno zapomniałem. Jakiś głos każe zmusza mnie do człowieczeństwa, do wyjścia z żelbetowego labiryntu. Odpisuję:
„Bardzo dobre!! Moje gratulacje! Oby tak dalej!!”
Odpisuję tak każdemu.
Historia na temat pisania, jak pisanie samo, ma swój początek, rozwinięcie oraz zakończenie. W tym przypadku trudno mówić o początku, rozwinięcia także nie było – z przyczyn ode mnie niezależnych. Wszak nie moja to wina, że dystrybucja wydawnictw literackich kuleje. A zakończenie? Może być takie:
CZYTELNIKU, CHCESZ PRZECZYTAĆ TEKST, TO SAMO GO SOBIE NAPISZ
16 marca, 2011 o 5:45
Hola, hola! Grafomanię zostaw w spokoju. Winiarski nie jest grafomanem. Winiarski Jakub pisał, by dostać pracę – ciepłą posadkę z pełnym zusem itp. Obecnie pisze, by posadkę utrzymać. Tu nie ma ani przyjemności z pisania, ani głębokiej potrzeby pisania. Pisanie Winiarskiego spowodowane jest przede wszystkim obowiązkiem. Winiarski pisze z obowiązku, gdyż płacenie rat kredytu za mieszkanie jest obowiązkowe. On każdego dnia, kiedy odpala edytor tekstu i klika w pierwszą literkę, jest górnikiem w przodku, który wali kilofem w ścianę węgla. A jego opowieści o tym, jakie to pisanie jest przyjemne oraz ile radości z tego czerpie porównać mozna do wywiadów z górnikami, które przeprowadzali reporterzy Polskiej Kroniki Filmowej w latach 70., w których opowiadali o tym, jak to dobrze im sie pracuje w tych socjalistycznych kopalniach.
16 marca, 2011 o 6:16
Może i masz racje, że trzeba odróżnić grafomana od walca drogowego.
Grafomana definiuje się poprzez motywy jak widzę a nie przez produkt. Tylko ja mam takie pytanie, jak poznać, obiektywnie, z samego tekstu (a zatem zupełnie nie znając autora), że został on napisany z przyjemności?
16 marca, 2011 o 7:57
Marek to ty lubisz pisać? Bo ja np. nie cierpię pisać, brakuje mi motywacji. O taki Winiarski żeby pisać motywacje ma – stołeczek redaktorski. A ja? Ja nie mam motywacji. Sława? Przecież jestem sławny :) Pieniądz? Pisanie nie daje kasy, tylko scenariusz. Właściwie więc pisanie jest be, można nawet wysnuć śmiałą tezę, ale zdaje się prawdziwą, że dziś pisaniem zajmują się wyłącznie niedojdy gospodarcze, które nie mają pomysłu na życie, na biznes, na pracę, więc piszą, zajmują sobie czas z nieróbstwa i wykluczenia ekonimczno-gospodarczego (no wyjątkiem jest tu Łośko, bogacz, no właśnie ja na miejscu Łośki, będąc bogaty, splunąłbym na jakieś tam złudne ambicyje literackie, no właśnie ciekawi mnie dlaczego Łośko pisze wiersze pomimo że jest bogaty? grafomania? głupota? czy jeszcze jaki inny chuj?) :)
16 marca, 2011 o 8:26
Ten, a co ty masz do Dąbrowskiego, że chcesz jego tomik mieć w dupie? Niektóre jego wiersze są świetne. A że się związał z bleblebącym dinozaurycznym Toposem to chyba go nie przekreśla?
16 marca, 2011 o 12:02
Właśnie dziś i teraz, po 10 latach myślenia „co z tą Polską”, odkryłem, że:
Polska nie ma nic do zaoferowania sexturystom!
16 marca, 2011 o 13:34
żal mi teraz trochę tego bidoka, co perły swe przed wieprze – nie wiedząc – ćpnął. za ostro go pojechałem, chyba mnie ta jego neoficka werwa wkurwiła, głód uznania. zawodowi żebracy tak mnie czasem wkurzają. a przecież ma młody prawo pisać, prezentować, szaty rozdzierać. wystarczyło rzucić mimochodem, że podający się za króla jest nagi, nie, że tyłek niedomyty.
roman, etos kiczu mnie zainteresował, rozwiń może na blacie sztuki (ale błagam zwięźle) to parę pingpongów zrobimy
16 marca, 2011 o 14:03
no i wracając do wiersza Mariusza, to jest to dobry wiersz, przykład dobrej realizacji małego realizmu. nie lubię tak pisać, nie lubię czytać wierszy z tego programu (Szymborska jest najbardziej sztandarowym przykładem poezji „kurzu i geranium”), ale dla takich wierszy też jest miejsce, bo wyrażają pogodzonych lub zmęczonych w sposób autentyczny
16 marca, 2011 o 14:06
potrzeba uznania, to jeden z silniejszych motorów zachowań nie tylko cywilizowanego człowieka ale przede wszystkim artystów. wiesz ilu poetów każdego ranka odpala komputer i szuka w google swojego nazwiska? rzecz jasna poeci wzburzają się gdy się źle piesze o ich dziełach, ale nawet takie pisanie traktują z pewną życzliwością – wszak samo pisanie na temat ich dzieł jest formą uznania. nie można pisać o wierszach jako o wierszach, póki się ich nie uznało za wiersze.
ja się nie dziwię Pawłowi, że publikuje swoje wiersze. Przecież jest poetą. On to już wie i chce, żeby się świat dowiedział, że on poetą jest. Ale to co mnie dziwi, to fakt że we współczesnym świecie, w którym poeci generalnie muszą pracować w hurtowniach, w marketach, dorabiać chałturki po redakcjach lokalnych gazetek znajduje się ktoś taki, kto poetą chce być, ktoś, kto chce być uważany za poetą. A bycie poetą w czasach, w których poeci się skompromitowali – bo kompromitacją jest to, co zgotowali współcześni poeci współczesnej poezji: te tysiące hamburgerowych tomików bez wyrazu, te sztuczne życiorysy rozdęte w kumpelskich blurbach, przyjacelskie sielskie-anielskiej recenzyjki, wzajemne przysługi itp. – należy potraktować jako daleko posunięty rozkład tkanki zwanej oglądem rzeczy i poczuciem realizmu. Ja nie wiem dlaczego Paweł chce być poetą? Ja rozumiem licealistów – chłopaków, którzy symulują uduchowienie by wyrwać fajną panienkę z kółka literackiego i włożyć jej rękę pod koszulkę (o włożeniu w majtki marzy, ale nie ma odwagi chociaż panienka wyśle tysiąc sygnałów, że nie tylko na rękę między udami ma ochotę. Odważy się dopiero kilka lat później). Rozumiem jeszcze chłopaków na studiach, którzy bawią się w akademikowe dyskusje na temat literatury i wysyłają swoje spowodowane natchnieniem wierszyki do studenckiej gazetki powielanej na kopiarce. Ich też rozumiem, bo na różne osobniki marihuana różnie działa. (miałem kolegę na studiach, który nigdy nie pił i nie palił. był miły, zabawny, ćwiczył karate. na trzecim roku studiów poznał dziewczynę – jedną z pięknych bliźniaczek. kupili sobie nawet obrączki, bo tak się kochali. ale któregoś razu ona przestała kochać. znalazła sobie innego. i pierwszy raz widzialem jak kolega się napił i zapalił trawę. wypił dwa piwa, wciągnął może trzy buchy z plastikowej butelki i rozpętał piekło. Bił się jednocześnie z trzema kolesiami. nikt się nie oszczędzał. najebał wszystkim – później poszedł po nóż i chciał ich zabić, chociaż oni leżeli na podłodze w korytarzu. przyjechało najpierw pogotowie. dwóch pielęgniarzy + pani lekarka nie dali rady. za chwilę pojawiła się policja. chłopak wylądował w zakładzie dla psychicznie chorych. wyszedł po miesiącu. i nikt więcej z nim nie wypił ani grama alkoholu. nikt mu nie zaproponował trawy itp., a i on się nie obrażał z tego powodu – wszyscy wiedzieli o co chodzi.)
16 marca, 2011 o 14:13
gracka historia :)
w każdym drzemie potrzeba uznania i niczym zdrożnym nie jest jej realizacja. ważne jest to, co na wstępie zauważyłeś: żeby nie poddać się karykaturze, żeby uznanie miało oparcie w faktach. tak się nie dzieje, od szczenięctwa świat uczy dróg na skróty, handelku walutą w zwitkach, żeby nikt nie dojrzał pustych, równo przyciętych karteluszków imitujących wysokie nominały
16 marca, 2011 o 14:19
ile lat ma Grzebalski Mariusz? 40-50? chyba nie więcej. Jak będzie miał 70. na karku, to będzie mógł się czuć zmęczony i jako poeta będzie miał prawo uginać się pod ciężarem doświadczeń metafizycznych i pochwalić się światu, że oto w dniu swoich siedemdziesiątych pierwszych urodzin odbył swoją pierwszą, poważną, życiową rozmowę z Panem Bogiem. Ale jako czterdziestolatek Mariusz jest literackim gówniarzem. I dobrze, i ja jego tekstu nie traktuje jako pierwiosnków geriatrii, ale jako chęć nawiązania rozmowy. jego wiersz nalezy traktować jako sygnał wysłany z planety A w kosmos w nadziei na uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi, a kto wie – być może w tym literackim sygnale tkwi nadzieja na kontakt z obcymi cywilizacjami. Zwróć uwagę Przemku, że poeci tworzący swoje kolejne dzieła, są jak autoteliczne systemy planetarne. Dokarmiają się sami, nie dyskutują, nie polemizują. działają według ustalonych praw tego literackiego uniwersum, do którego ich własne galaktyki należą. Wszystko dzieje się zgodnie z zasadami:
poeta -> wydawca -> krytyk + blurb -> czarna dziura
poeci nie komunikują się, znają się, wiedzą o swoim istnieniu ale nie zbliżają się do siebie na wystarczającą odległość, by siebie usłyszeć. powiedz, czy pamiętasz, kto cztery lata temu wygrał Bierezina? ja nie wiem, musiałbym sprawdzić. I założę się, że większość poetów klepie w google: „laureaci bierezina 2007” – to jest własnie jedno z kosmicznych praw tego uniwersum: brak rozmowy. wiesz, moim zdaniem, gdyby poeci dyskutowali o swoich pomysłach, o tekstach, gdyby nagradzano wiersze o których dyskusje były tak żywe i gorące, że topiły materię prozaiczności, wówczas każda monada tego literackiego kosmosu świeciłaby światłem tysiąc razy silniejszym od wybuchu tyciąca słońc, nie tracąc przy tym nic na swojej autonomii.
16 marca, 2011 o 14:35
jestem tego pewien. ale nie sposób rozmawiać, bo w takiej rozmowie strategia egzystencji zbyt jawnie stałaby obok strategii literackiej. i rozmówcy wzajem wartościowaliby obie. a przecież nie chcą wartościować, chcą koegzystencji. stąd do rozmów nie dochodzi – ryzyko konfliktu z użyciem broni nuklearnej wydaje się realne! ;)
mariusz to mój rocznik. napisałbym wiersz polemiczny, ale jestem zbyt zjebany, to raz, dwa, mam fajniejsze pomysły na nadchodzące dni niż pisanie rzeczy oczywistych, że wartość sekundy w pogodzie o równowadze stabilnej zależy od obserwatora. cały piątek latam, to nad wieluniem, to nad kielcami i naprawdę w dupie mam kto i ile razy dziennie myje auto, podlewa paprotkę. w sobotę cały dzień pracujemy razem z weroniką, sprzątam garaże, ładuję przyczepkę, wywalam graty na złomowisko, potem robimy razem obiad i deser, potem wspólny prysznic i that’s life ;)
16 marca, 2011 o 14:47
żywioł zastąpiony został strategią, pasją kalkulacją a talent tzw. oczytaniem – wiesz mi się wydaje, że w tej bezideowej rzeczywistości człowiek nie ma już żadnego obowiązku (oprócz tych wobec siebie) – a nie ma nic bardziej toskycznego jak brak obowiązku. Bo moim zdaniem poetę powinna łączyc jakaś zobowiązująco go relacja z rzeczywistością, żeby wyrażając myśli spłacał swoje zobowiązanie. Żeby był poetą a nie człowiekiem, który sprawnie liczy sylaby w wersach i dobiera rymy.
gdybyśmy przesunęli się w czasie o kilkadziesiąt lat wstecz – albo o kilkadziesiąt lat do przodu, i gdybyśmy wzięli ze sobą tych poetów, których mamy, to wymarlibyśmy duchowo po kilku tygodniach. Zostałyby po nas tylko worki mięsa, kości i żylastych ścięgien.
16 marca, 2011 o 14:58
tak właśnie jest. najczęściej stosowane są dwa wyjścia z tej sytuacji: poszukiwanie indukowanego ognia lub opisywanie stanu bezideowego bezobowiązku. obie postawy zawierzają w sposób religijny cielcowi Literatury. rację ma gutorow pisząc, że prawdziwy grafoman nie potrafi wyrzec się literatury, wiary w jej nadrzędność i ważkość. grafoman do końca nie wierzy, że zapis jest tylko wylinką, niekiedy piękną, jednak nie życiem, nie istotą, owadem, wężem, łodyżką. grafoman wierzy w Słowo. I Słowo, w które wierzy, nie ma obowiązku kalać się związkiem z jakąkolwiek rzeczywistością lub podmiotem, nie, ono istnieje bezwarunkowo, jest na początku, a jedynym podmiotem, któremu daje czasem ucha jest jego Apostoł, Św. Grafoman.