.
Jako czytelnik mam określone oczekiwania w stosunku do współczesnej poezji. Kiedy sięgam po książeczkę z wierszami zaczynam w niej poszukiwać nonsensu, bełkotu czy też objawów literackiego ogłupienia. Zwykle znajduję to, czego szukam ale od czasu do czasu – czyli tak, jak to w bajkach bywa – nie znajduję nic. Popadam w takich sytuacjach w dziwną nerwowość gdyż wiem, że mam do czynienia z takim casusem, kiedy to muszę wykazać się powagą.
Cantus Jana Polkowskiego jest zbiorem tekstów, które ze wszech miar zasługują na powagę oraz uwagę. Ta publikacja, to bez wątpienia trafiona inwestycja redaktorów Wydawnictwa a5 – ale mimo, że Polkowskiemu udała się trudna sztuka pisania wierszy, to stwierdzam że nie jest to poezja dla mnie.
Bo mi się podobają takie wiersze:
Dzisiaj wielki bal w Operze!
Sam Potężny Archikrator
Dał najwyższy protektorat
Wszelka dziwka majtki pierze
Jan Polkowski pisze inne wiersze. Pisze bardziej plastycznie – obrazowo:
(…)
Umarł diabelski wiek. Nie będzie zadośćuczynienia. Pokolenia
przesypują się przez dłonie kapłanów
nicości, przez nasiąkniętą śmiercią
klawiaturę Bacha.
Żaden alfabet nie ma w sobie dość sił by przebaczać.
Inaczej niż pięciolinie i niepodległe
nuty.
(…)
[podróż do Święcian]
Autor tomiku Cantus pisze swoje wiersze ładnie. Buduje zdania z taką samą finezją z jaką profesor matematyki zapisuje zdanie: 1 + 2 = 3. Jednak czy ktoś zna profesora matematyki, który napisał (lub napisałby) taki oto wiersz:
Przez ul. Zdobywców,
Przez Annasza, Kajfasza
Przez Siwą, przez św. Tekli
I Proroka Ezdrasza
Przez Krymską, Kociołebską
Przez Gnomów i przez Dziewic
Przez Mysią, Addis-Abebską
I Łukasza z Błażewicz
Przez Czterdziestego Kwietnia,
Przez Bulwary Misyjne –
Jadą za miasto wozy
Asenizacyjne.
Z facjatki budy drewnianej
Tłusta panna wygląda:
– Która godzina, gówniarzu?
– Piąta, kurwo, piąta…
Cantus jest zbiorem wierszy, do których – jak to mawiał mój kolega – nie można się przyjebać. Sporadycznie pojawią się tu i ówdzie perełki w stylu:
Splatają się: słone powietrze, szorstka rosa i chłodne dłonie (pragnienie)
Wiatr bezszelestnie wyrywa się z ust (***)
Strach sztywniejący od mrozu i dotknięty wstydem (powodzianie)
Ciemna, niema truskawka łopoce bezgłośnie (***)
Ale chociaż na temat „bezgłośnego łopotania” w polskiej poezji współczesnej można napisać przynajmniej 2093. doktoraty i tyle samo habilitacji to wiersze Polkowskiego są faktycznie dobre. Oto przykład:
(…)
Budzę się z bólem serc moich dzieci
Wokół nieruchome oddechy woskowych figur podróżnych.
Blakną, majaczą na korytarzach, w przedziałach, nikną
w cieniu obok kolejowego nasypu.
Już nigdy nie wyruszymy dalej,
ani do W. ani gdziekolwiek.
Szary śnieg? piasek? przysypuje pociąg.
Ziemia przygasa, pokrywa się drżącym popiołem.
Zapamiętale, zawzięcie zapada się w sobie,
przemienia w wiatr, głuchy gwizd
drutów wysokiego napięcia, sen ciężkiego
dymu, zawodzenie zamkniętych dworców.
[mgły, ścierniska]
W tym momencie należałoby zebrać wszystkie superlatywy, którymi współczesna krytyka literacka zwykła obdarzać każde wydane dzieło poetyckie, zebrać i opatrzyć wspólnym mianownikiem: „Jan Polkowski, Cantus, wydawnictwo a5, Kraków 2009”. To pierwsza i historycznie niepowtarzalna okazja – zgodziłbym się z Maliszewskim, Winiarskim i innymi supermanami polskiej krytyki.
Ale mimo wszystko wiersze Polkowskiego mi się nie podobają (chociaż mimo czysto subiektywnego niepodobania się potrafię docenić ich obiektywną wartość jako wierszy bardzo dobrych).
Bo mi się podobają takie wiersze:
Bo patrzcie! Patrzcie, jaka sensacja!
Brawo dyrekcja! Co za atrakcja!
Gąsienicą hipopotamową,
Glistą, na miarę przedpotopową,
Na salę wpełza tłusty Jaszczur,
Czołg złotociekły, forsiasty praszczur:
Szczurząc i wsząc, i pchląc wspaniale,
Książę Karnawał wjeżdża na salę!
Tajniaki z tyłu, tajniaki na przedzie
Mlaskiem, człapem, wijąc się, jedzie,
Pełznie smoczysko – a na nim okrakiem
Goła, w pończochach, w cylinderku na bakier,
Z paznokciami purpurowymi,
Z wymionami malowanymi
Z szmaragdowym monoklem w oku
Z neonową reklamą w kroku
Skrzecząca szlagiera:
„Komu dziś dać?
Komu dziś dać?
Komu dziś dać!
Wierzga na gęstym pieniężnym potoku
Promieniejąca Kurwa Mać!
Człowiek czytający wiersze odkrywa przede wszystkim siebie samego. Poezja jest zaledwie pomostem, po którym się przechodzi na drugą stronę przepaści. Taka podróż można odbyć tylko jeden raz – pomost znika i człowiek jest skazany na dożywotnie spędzenie czasu z samym sobą. Wiersze Jana Polkowskiego to bardzo dobre wiersze, ale ten pomost, który zbudował mi autor zboru pt. Cantus zupełnie mi nie odpowiada. To dobra droga, ale nie dla mnie.
7 października, 2010 o 13:56
Od dawna Marku podejrzewałem, że jesteś zakonspirowanym piewcą klasycyzmu.
7 października, 2010 o 18:43
nie wiem jak to powiedzieć (brak mi aparatury pojęciowej) – ale preferuję wiersze szybkie, takie które się dzieją na moich oczach i w których coś się dzieje. Polkowskiego teksty są powolne (żeby nie powiedzieć: ślamazarne). One są tak ładne jak dziewczyna, w której kochają się nie tylko wszyscy chłopcy z klasy ale połowa męskiej części ogólniaka. Porusza się z gracją, zawsze niespiesznie ręką poprawiając długie włosy. od czasu do czasu spogląda zalotnie na któregoś z absztyfikantów ale z żadnym się nie umówi. dla bezpieczeństwa, w trosce o własną cnotę i czystość myśli zawsze wolny czas spędza w towarzystwie koleżanek, które pilnie jej strzegą, stanowią skuteczną barierę przed rozkochanymi do czerwoności zalotnikami.
Ale ja takich kobiet nie lubię. Takie klasyczne (bo ten rodzaj kobiet nazwałbym klasycznymi ze względu na jakość a nie chronologię) urody mnie nie pociągają. Ja lubię szybkie dziewczyny. takie, które potrafią na dwudziestominutowej przerwie zapalić papierosa rozpić pół litra i obciągnąć cztery fiuty -klasycznie, z połykiem. lubię takie, które jeżeli im nie obstawisz pojary to ciebie wyzwą a jeżeli trzeba, to przywalą w ryj. lubię takie, które rzucają się w najtwardsze zakamarki życie, z których nie wychodzi się bez złamanego nosa czy wybitego zęba. Nie myl takich dziewczyn z kurwami, to nie kurwy. One nie obciągają za pieniądze, one obciągają i walą po mordzie gdyż to lubią.
Jeżeli Kamilu takie kobiety to klasycyzm, to ja chciałbym spędzić życie w klasycystycznym burdelu.
8 października, 2010 o 3:13
Marek drugi raz chwalisz wiersze polityka. Przemaszerował po czarnej Grupiński, teraz Polkowski.
Czy występuje jakaś zależność poetycko-polityczna?
8 października, 2010 o 5:35
Polkowski to polityk? o tym nie wiedziałem.
jeżeli chodzi o zależność, o którą pytasz to uważam, że nie istnieje. To, że Grupiński jest politykiem to zupełny przypadek podobnie jak przypadkowe jest to, czym zajmuje się Pasewicz, Seniorka Szychowiak, Kopyt itp.
Gorzej jeżeli twoją pracą jest bycie poetą i tak jak np. Jacek Dehnel – każda twoja produkcja jest gorsza i w końcu, w akcie desperacji okradasz umarlaków z pomysłów i przedstawiasz światu jako własne (ale to także nie wychodzi).
jeżeli Polkowski jest marszałkiem senatu, sejmu, prezesem rady ministrów – czymkolwiek – to jest to wtórne w stosunku do jego wierszy. a jeżeli jest inaczej, jeżeli jakość wierszy jest proporcjonalna do pozycji autora w strukturach politycznych, to czym prędzej Dehnel, Radczyńska, Czerniawski oraz Mosiewicz powinni zgłosić swoje kandydatury w wyborach samorządowych. Po 4 latach bycia sołtysem Jacek Dehnel na pewno napisałby przyzwoity zbiór wierszy o ludziach, od których zbiera podatki za koty i psy.
ps.
A jaką opcję polityczną reprezentuje Jan Polkowski?
8 października, 2010 o 5:49
aaa, solidaruch, no no.
10 października, 2010 o 0:40
według mnie istnieje zależność.
Poeta, który rozpoczyna flirt z polityką, nawet krótkotrwały, przestaje być przez środowisko zauważany, doceniany. Jakby nie miał prawa uczestniczyć w budowaniu świata, o który walczył i był za swoje poglądy internowany w stanie wojennym.
Marcin Świetlicki naście lat temu napisał wiersz „Dla Jana Polkowskiego”, w którym zarzucał poecie jego zaangażowanie. Według Świetlickiego poezja powinna być wolna od wielkich idei. Polska jest już wolna, czas więc na skupienie się na czymś innym, bardziej bliskim i osobistym.
Poniżej fragment Dla Jana Polkowskiego
„Poezja niewolników żywi się ideą,
idee to wodniste substytuty krwi.
Bohaterowie siedzieli w więzieniach,
a robotnik jest brzydki, ale wzruszająco
użyteczny – w poezji niewolników.”
Polkowski to dla mnie poeta romantyk, ale jego ostatnie wiersze do niczego nie nawołują. Są dla mnie wręcz wycofaniem się w siebie. Nie są radosne, są dorosłe, rozrachunkowe, niechichotliwe. Poeta zastosował się więc do rady Świetlickiego.
I o dziwo Wojciech Wencel oburza się teraz, że wiersze Jana Polkowskiego „porażają wielosłowiem i duchową pustką”. Brakuje mu idei.
A może właśnie pustka jest kluczem do wejścia w świat, o którym wspomina poeta. Idealizm jest domeną młodości. Co wtedy kiedy się wypali?
10 października, 2010 o 1:26
Ja się nie dziwię, że Świetlicki robi zarzut z zaangażowania. W poezji Świetlickiego wielkie idee – zresztą nie tylko wielkie, ale te mniejsze także – zostały zastąpione przez pojęcia „wódki” oraz „papierosa”. Moim zdaniem, gdyby ludzie nigdy nie zaczęli pić ani palić Marcin Świetlicki nie napisałby ani jednego wiersza. Pisanie o uzywkach może być jednak atrakcyjne – dlatego Świetlicki to Świetlicki. Nie uważam jednak, że wiersze Polkowskiego z Cantus „porażają wielosłowiem i duchową pustką”. Nie wiem co Wencel ma na myśli mówiąc o „duchowej pustce” – ale kategorii „pustka” nie można, niezależenie od przyjętego klucza hermeneutycznego odnieść do tego np. tekstu:
Kiedy wyruszysz w drogę będziesz odmieniony
ale nie pragnij być kimś innym.
Zaczerpniesz z powierzchni miast zimny blask
iglic chaosu, z kłosów traw ciężar zapomnienia.
Sypki wiatr ożywi w tobie ziarno nieśmiertelnego
przemijania. Jeśli nie ma przeznaczenia musi być
zadośćuczynienie.
Assentio, przylgnąć do słów Chrystusa.
Mówię do siebie, idź!
Chociaż nie potrafię przekroczyć progu otwartej godziny
pierwszej klęski, ucieczki od niczyich win, czułości
kamiennego szlaku, zatartego we krwi światła
sądu
[***]
To jest piękny wiersz o bardzo rzadko spotykanym w poezji ładunku duchowości. Gdyby w trzecim od końca wersie zamienić zaimek „niczyich” na „moich” – wiersz stałby się z pięknego, wierszem druzgocącym.
Ale nie należy wybierać za Autora. Zwróć jednak uwagę na pierwszy wers tekstu: „Kiedy wyruszysz w drogę będziesz odmieniony”. Oprócz całej duchowości związanej z kategorią „drogi” pojawia się tutaj – w niespotykanym połączeniu kategoria „odmiany (jako przemiany)”. W klasycznych konstelacjach semantycznych „przemiana / odmienienie” następuje dopiero na skutek „przebytej drogi”, bo to „droga” jej trudy i niedogodności powodują metafizyczną przemianę. Polkowski jednak narusza ustaloną interpretację – przemiana następuje w na chwilę przed wyruszeniem w drogę. Aż kusi, by zaimek „kiedy” odczytać jako „zanim”, by precyzyjniej ustalić chronologię owej metamorfozy.
10 października, 2010 o 8:24
Marku, Jan Polkowski w latach osiemdziesiątych był sławnym poetą. W tym czasie wydał kilka tomików. Reprezentował pokolenie niezależnych artystów stanu wojennego. Potem zamilkł. Po dwudziestu latach wydał tomik „Cantus”. Sporo zaryzykował, ponieważ był w tym czasie kojarzony z PiSem, pracował w zarządzie TVP.
Marku, czy można być jednocześnie poetą i wysokim urzędnikiem z nadania partyjnego?
Zarzut Wojciecha Wencla o duchowej pustce uważam za nietrafiony. Dla mnie „Cantus” to poezja świata wartości, ale także zgorzknienia. Dlatego autor zwraca się ku przeszłości. Robi to w sposób bardzo elegancki, nie wprost.
I tak jak w wierszu przytoczonym przez ciebie wystarczy zmienić jeden wyraz, aby zacząć się zastanawiać jakie znaczenie ma w wierszu assentio. Co powinnam uznać.
Ciekawie brzmi wers z wiatrem symbolem zmienności i ziarnem kojarzącym się ze stałością, dojrzewaniem.
„Sypki wiatr ożywi w tobie ziarno nieśmiertelnego
przemijania”
pierwsze skojarzenie to przesypywanie, ale co jest głębiej? dla mnie przemijanie kojarzy się z nicością. Czy dla poety także? czy tylko się zastanawia co jest dalej.
10 października, 2010 o 9:45
izka, wiersze z Cantus Polkowskiego są umocowane w tradycji judeochrześcijańskiej (w tym kontekście można doszukiwać się pewnych koincydencji z poglądami politycznymi). Wyraźny jest w nich motyw wędrówki, sądu oraz nieuchronnej zmiany. między tymi motywami przeplatają się archetypy biblijne. w tej mieszance znaczeniowej musi być miejsce na odkupienie i przebaczenia. Wszak „droga” w znaczeniu metafizycznym była zawsze drogą, którą się dochodziło do czegoś lepszego. i nawet gdy cel ten nie był bliżej określony, samo podążanie drogą czyniło człowieka lepszym. Idziesz ciemną doliną i jeżeli zła się nie ulękniesz, to sama wędrówka odmienia ciebie. Nie jesteś tą samą osobą, która z obawą wchodziła do ciemnej doliny.
Na stronie 44. jest taki fragment:
Nie słyszę żarliwego lamentu cierpiących
dusz. Wzdłuż drogi otulona szadzią
kolumna traw i suchy dym mrozu.
Nie widzę waszych twarzy,
zasłaniają je małe, lisie krzywdy,
ciężka powieka stycznia
i fałszywa pieczęć strachu.
Pusto,
obsypani śniegiem synowie marnotrawni
wracają do domów.
Ojcowski ślad znaczą wrony.
Chcę się zatrzymać i leżąc na wznak
czekać aż łza spadająca od wieków
wbije się w ziemię,
uderzy mnie w twarz.
[***]
tutaj także odgrywa kluczową rolę przemijanie. Zwykle kiedy w poezji spotykam się z kategorią „tulenia” to na myśl przychodzi mi poezja waginalna produkowana przez Wolny-Hamkało, Lipińską oraz inne zacne niewieściny z kieckami za kolana. Jednak u Polkowskiego mi to nie przeszkadza i nie dlatego, że solidaryzuje się z nim w dźwiganiu przez życie ciężaru jakim jest półtorakilogramowy penis, który w zwodzie obija się o kolana, ale dlatego że chwilę czytam fragment:
„obsypani śniegiem synowie marnotrawni
wracają do domów”
tutaj znowu Polkowski odwraca ustalone znaczenie. Powrót syna marnotrawnego wiąże się z przebaczeniem oraz z nawróceniem, z motywem kochającego ojca oraz błądzącego dziecka, które w zderzeniu z światem przegrywa ale przede wszystkim z archetypem rodzinnego domu jako miejsca, do którego zawsze – niezależnie od okoliczności – można powrócić. Synowie marnotrawni Polkowskiego wracają i wszystko byłoby ładnie i pięknie – wręcz klasycznie, gdyby nie owe wrony, które znaczą ślad ojca. Gdyby trzymać się kontekstu semantycznego wrona nie byłaby tu czymś złym. Przypomina się starotestamentowa przypowieść o Potopie kiedy to Noe jako pierwszego ptaka wypuścił własnie wronę (Corvus) a dopiero później gołębicę:
A po czterdziestu dniach Noe, otworzywszy okno arki, które przedtem uczynił, wypuścił kruka; ale ten wylatywał i zaraz wracał, dopóki nie wyschła woda na ziemi. (Vulgata: transissent quadraginta dies aperiens Noe fenestram arcae quam fecerat dimisit corvum qui egrediebatur et revertebatur donec siccarentur aquae)
[wyrane jest tu nawiązanie do starszych mitologii, w których Corvus ma istotny udział w tworzeniu świata. W opowieści o Noe corvus tak długo wylatywał i wracał, dopóki z wody nie wyłonił sie ląd).
Polkowskiego „corvus wyraża bardziej powszechne wyobrażenia – wrona jest tu ptakiem, który żeruje na padlinie. wieszczy śmierć. Kategoria „Ojca” wyraźna w tym wierszu, akcentowana uzyciem dużej litery związana jest z przemijaniem jako śmiercią. Mimo wszystko jednak nie jestem skłonny przyjąć interpretację, w której wszystko zmierza ku jakiemuś nieodgadnionemu nihilizmowi – gdzie na końcu człowiek spotyka się z nicością. W wierszach Polkowskiego nadbudowa judeochrześcijańska jest gwarantem istnienia życia posmiertnego pytanie, jednak które implicite zadaje poeta brzmi: „człowieku, każdego dnia mijasz omijasz tyle ważnych rzeczy, czy przypadkiem nie przejdziesz obojętnie obok sądu ostatecznego i życia wiecznego?”. Niech „łza spadająca od wieków wbije się w ziemię i uderzy cię w twarz” – pora się obudzić.
10 października, 2010 o 10:19
Marku, nie wiem czy przypadkiem nie odbieram poezji Jana Polkowskiego przez pryzmat polityki i dlatego nie potrafię w niej znaleźć tego wszystkiego o czym piszesz. Nie tracę tchu, gdy czytam jego wiersze.
Oczywiście, że zauważam ciekawe zestawienia, które pozamieniały się miejscami. Takie jak na przykład:
twarze przysłonięte lisimi krzywdami
fałszywa pieczęć strachu
czy lisie krzywdy nie są przypadkiem fałszywe?
Ale w tej poezji, tak jak piszesz, poezji czerpiącej ze świata chrześcijańskiego, nie ma ani jednej wielkiej eksplozji. Ot zwykła melancholia występująca u dojrzałego autora. Poeta nie ma już ochoty na spieranie się. Zapada w letarg zimowy i może za następne dziesięć lat coś znowu wyda.
10 października, 2010 o 10:35
Dla mnie tomik Cantus to odwracanie się od boga, i swojego rodzaju obojętność autora na to co bóg postanowi. Zapewne nie będzie to nic dobrego, bo w innym wypadku Polkowski napisałby strzeliste, radosne wersy.
„to Bóg niech pertraktuje ze śmiercią”
Czy wcześniejsze utwory poety były duchowa pomyłką? Teraz z upływem lat poeta poczuł się opuszczony przez Boga? i być może dlatego kościelny poeta Wencel atakuje obecnie jego twórczość.
10 października, 2010 o 11:32
moim zdaniem Cantus nie jest dowodem odwrócenia od boga, ale próbą nawiązania dialogu ze stwórcą. Wierny przez całe życie uczony jest modlitwy oraz bojaźni bożej. Stwórca przedstawiany jest jako siła wyniosła i niedostępna, jako najwyższa instancja do której należy się zwracać per Szanowny Panie, a modlitwa w sformalizowanej (kanonicznej) formie jest niczym innym jak urzędowym formularzem, prośbą o cud do Najwyższej Instancji – pismem w którym należy dobrze wypełnić odpowiednie rubryki, wysłać i uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na rozpatrzenie podania. Ale ten ustalony kulturowo i obwarowany odpowiednimi kanonami biurokratyczny formalizm relacji między bogiem a człowiekiem ulega zaburzeniu w pewnych okolicznościach – kiedy życie człowieka dobiega kresu (na skutek choroby lub z przyczyn naturalnych). Zyskując świadomość śmierci człowiek, w kacie desperacji omija całą urzędową drogę komunikacji z bogiem. Przechodzi z Nim na ty, bo wie ze nie ma czasu na silenie się na urzędowe formy per Szanowny Panie. Kiedy pojawia się „pytanie o koniec świata” jedynym pragnieniem człowieka jest poczuć się „ciepło” – po ludzku, jak człowiek a nie „chłodno” – jak petent w oczekiwaniu w kolejce bez początku i końca na rozpatrzenie własnej sprawy. I o tym pisze Polkowski:
Jednak narodziło się, składające się z pięciu słów, pytanie
o koniec świata
I nie wiedziałem czy jest coś, co moze wyrosnąć,
wzbić się ponad znużenie i nieuważną śmierć.
Wzbić się ponad śmiech.
Czy może się wyrwać, odepchnąć, uwolnić i wyrosnąć,
unieść, ponad
chłód
[powodzianie]
Tu wyraźnie widać, że Polkowski jako poeta próbuje przekroczyć wykopaną przez Doktorów Kościoła przepaść między tym co skończone a tym, co nieskończone. I nie ma tu odwrotu od boga, ale próba unieważnienia odczłowieczonych, zbiurokratyzowanych relacji między człowiekiem a bogiem.
10 października, 2010 o 12:31
Przypomniała mi się jeszcze jedna informacja związana z polityką i literaturą.
Flirtował z polityką także tegoroczny noblista Mario Vargas Liosa.
Szeptana plotka głosiła, że dlatego nie otrzymał do tej pory Nobla. Już w 1996 roku był podobno murowanym faworytem, jednak jego wystąpienia polityczne, zbyt liberalne i konserwatywne były nie do zaakceptowania dla kostycznego składu szwedzkiej akademii. Noblowska komisja wolała wyróżnić polską poetkę.
Mario Vargas Liosa to według mnie rewelacyjny pisarz dlatego tym razem mogę tylko przyklasnąć werdyktowi szwedzkiej akademii. Nareszcie otrzymał nagrodę Nobla mocarz literatury.
10 października, 2010 o 13:02
wracając do „Cantus” Jana Polkowskiego . Według mnie dla narratora jego wierszy bogiem stała się muzyka. Tytuł tomiku jest wymowny.
16 października, 2010 o 12:14
Iza:
tytuł tomiku to średniowieczna inwokacja śpiewna do Boga.
Jan Polkowski to poetycki trads wsłuchujący się w chorały gregoriańskie, w nich czerpiący natchnienie. To odszczepieniec od głównego literackiego nurtu, naiwny świątek przy dziurawej, prowincjonalnej drodze, który odwrócił się od swojej wcześniejszej twórczości i wybrał cepelię dla maluczkich, odrzuconych.
Polkowski to współczesny święty Aleksy pod schodami. Dlatego nie zastanawiaj się nad jego poezją, tylko nad jego schyloną postawą.