`
O upadku kultury wysokiej wieszczy się od lat. Za każdym razem podaje się inne argumenty. Tym razem podkreśla się wpływ globalizacji na jej obumieranie. Dlatego mówi się o upadku kultury w skali światowej.
Co takiego strasznego ma w sobie globalizacja? Niemiecki literacki krytyk Kaiser, którego cytuje Stanisław Lem w rozważaniach sylwicznych , stwierdza, że to ona powoduje „spłaszczenie świata umysłowego, obejmującego zarówno twórców jak i odbiorców zjawisk kultury, co sprawia, że poziom wszelkich dzieł, a przede wszystkim literackich i plastycznych obniża się z upływem czasu”. Dlaczego odbiorca sztuki przestaje interesować się kulturą wysoką? Lem i Kaiser winią telewizję i internet. Według nich żyjemy w czasach obrazkowo-wizualnych, które wzmacniają umysłową bierność i powodują rozleniwienie się człowieka. Odbiorca sięga po obraz z ekranu telewizji i komputera, ponieważ otrzymuje przekaz znacznie szybciej, niż gdyby przeczytał dowolny tekst na ten temat. Polski pisarz zauważa, że przekaz ten jest płaski, ponieważ nie jest w stanie pogłębić informacji i nie zmusza do refleksji.
„Dzisiaj twórca powinien wyrażać się z szybkością karabinu maszynowego. To się chyba zaczęło w obszarach wielkiej akceleracji ekonomiczno-technicznej, to znaczy w USA, i dlatego tam właśnie została uznana proza Tomasza Manna za pompatyczną i przyciężką (pompous and ponderous). Przyśpieszenie aż ekspresowe ruguje jednak z tradycyjnie rozlewnej narracji jej rozmaite brzmienia i obertony. Mówiąc obrazowo jest trochę tak, jakbyśmy mieli do czynienia z zadaniem polegającym na deskrypcji buszującego pożaru trawiącego namiętności ludzkie i dobra natury, a zatem fenomenu kataklitycznego, wobec którego trudno sobie pozwolić na jakąkolwiek zadumaną, refleksyjną wielobarwną opisowość. Należy raczej krzyknąć „pali się” i pozostawić całą resztę domyślności odbiorcy. Jednak zarówno wymienione, jak i nie wymienione składowe, wywierające taki nacisk na wielką produkcję kulturową w świecie,wymuszając przyśpieszenie podaży i popytu, jednocześnie zubożają, albowiem zwężają informacyjną wielowymiarowość i głębię narracji.” Stanisław Lem „Dylematy. Rozważania sylwiczne”
A co ze słowem? Czy to nie słowa zalewają mnie od rana do wieczora. I czy to nie one powodują, że czuję się jak w rynsztoku zbitek słownych, których znaczenie często jest dla mnie zagadką, a ponadto powoduje zniechęcenie do obcowania ze słowem pisanym. W postępie geometrycznym zasypywana jestem książkami, czasopismami, które nigdy nie powinny być wydane, bo urągają nie tylko mojemu poczuciu estetyki. Dlatego wcale się nie dziwię, że we Francji odniosła sukces wystawa sztuki nowoczesnej, której jedynymi eksponatami były gołe ściany. Zero dzieł sztuki!
Dlaczego przez kilka miesięcy nie można przestać wydawać literatury, czasopism, gazet? Według mnie nie będzie wielkiej straty. Informacje i tak znajdę w internecie i poświęcę na to mniej czasu.
6 lipca, 2010 o 23:23
iza, upadki kultury podobnie jak końce świata ogłasza się co ok. 100 lat (+/- 15 lat).
ostatnie zdanie:
wiesz dlaczego nie można przestać wydawać literatury, czasopism, gazet? – powód jest czysto ekonomiczny. Chodzi o to, że nie można nagle wykluczyć z życia pewnej powaznej części przemysłu. Wiesz ile ludzi straciłoby pracę? Winiarski na przykład musiałby znowu uczyć ludzi stawiać przecinki w zdaniach za 500 zł, bo nagle Fantastyka przestałaby istnieć. Wyobraź sobie takiego Jerzego Illga, który pozbawiony redaktorskiej fuchy musiałby nagle znaleźć sobie inną pracę, by kupić chleb. Może by i znalazł, ale czy miałby jeszcze ten redaktorski argument, który zjednywał mu młodych, zdrowych, jędrnych poetów młodego pokolenia? czy Jerzy Illg jako pan z warzywniaka byłby tak atrakcyjny jak redaktor ZNAK-u Jerzy Illg?
widzisz, nie możesz nie tylko odciąć tej gałęzi ale nawet zbytnio ją potrząsnąć, bo zbyt wiele ludzi z niej spadnie.
7 lipca, 2010 o 0:11
Marku, w tych wyborach poezja była ważnym środkiem propagandowym. Ale nie poezja wydawana na papierze, tylko ta przekazywana wirtualnie i esemesowo. Codziennie otrzymywałam po kilka wierszyków przesłanych e-mailem, esemesem. Bitwa na wersy rozpoczęła sie już w kwietniu. Oficjalnie wylew poezji propagandowej zapoczątkował Jarosław Rymkiewicz, dołączył Wojtek Wencel, Marek Majewski, a potem uwolniła się twórczość ludu, w tym działaczy partyjnych i posłów.
Próbka poniżej:
„W tę ostatnią niedzielę nie grzmiały wuwuzele,
A jednak cała Polska o medal grała.
Ktoś mówi: Bronku przewaga dość mała…
Nieprawda dziennikarko młoda, ważniejszy sukces niż jego uroda!” senator Andrzej Person
odpowiada mu poseł Dera
„Zwyciężyłeś Bronku w boju ciężkim i długim,
Lecz nie pokonałeś – wszakże jestem drugi.
Do pomocy miałeś Tuska z całym rządem, Nowaka i Palikota
A ja tylko Joasię, Poncyla, wiernych posłów i swojego kota.
Zostałeś prezydentem, ale to się zmieni
Gdy będę premierem za rok – na jesieni!”
inne przejawy twórczości zaangażowanej w artykule na wuperii „Zwycięstwo i chwała, ale przewaga mała – rymy z Wiejskiej.” http://wiadomosci.wp.pl/kat,91682,title,Zwyciestwo-i-chwala-ale-przewaga-mala—rymy-z-Wiejskiej,wid,12450055,wiadomosc.html
Zacytowałam te najmniej drastyczne. Pominęłam utwory o pierwszej damie i kuwecie.
Domyślam się, że oprócz mnie, tysiące osób otrzymało drugą mailową i esemesową zaangażowane politycznie wiersze.
Marku wyobrażasz sobie, jakie męki teraz muszą przechodzić wydawcy? Poezja dotarła nie przez papier, znalazła inne dojście do obywateli. Zalała i utopiła w jednej chwili wydawniczą papierową twórczość. Mogę pokusić się na postawienie tezy, że w tym okresie gwałtownie spadła podaż tradycyjnie wydanych książek poetyckich. Nawiązując do Wisławy Szymborskiej i jej fotki z kandydatem na prezydenta. Czy nie uważasz, że wystąpił tu typowy barter? Uśmiechnę się fotkowo i sprzedam o dwa tysiące swoich tomików więcej. Czytelnik, który kupił tomik Tutaj pod wpływem politycznego impulsu, rozczarował się, bo nie znalazł utworów o treści przeze mnie zacytowanej. Ale już wydał kasę. Zarobiła autorka i wydawnictwo. (Wisława Szymborska swoje propagandowe utwory pisała w czasach stalinizmu. Teraz ma się na baczności. Wie, że obecnie pracuje na pomnikowy, pośmiertny zapis w wikipedii.)
Czy setki tysięcy osób zechcą po tak silnym bombardowaniu poetyckim przez ostatnie miesiące, sięgnąć do kieszeni i wydać kasę na coś papierowego? Według mnie Polacy naczytali się poezji na kilka lat. Co ciekawe musiała się im ta twórczość podobać, ponieważ używali w telefonach komórkowych i w internecie opcji prześlij dalej.
I w taki sposób poezja zalała nas od morza do gór.
Dlatego sądzę, że przez najbliższe miesiące jedynie wyjątki takie jak ty sięgną po papierowe tomikarskie wydania. Ja jestem porażona poezją. W pewnym momencie bałam się odbierać esemsy, z góry zakładając, że dotarł do mnie następny wiersz.
Dlatego sądzę, że po wyborach redukcje w wydawnictwach są nieuniknione. Polacy mają już przesyt poezji, jak ja.
7 lipca, 2010 o 0:39
iza, moim zdaniem polską poezję nowoczesną czytają tylko (sic!) krytycy literaccy i robią to nie z przyjemności ale z obowiązku – pisanie o nowych produkcjach literackich jest ich opłacaną pracą. Winiarski nie pisze o ksiązkach, bo lubi pisać tylko dlatego, że za pisanie o książkach dostaje pieniądze. Jak myslisz, czy Winiarski pisałaby o książkach, gdyby nie miał za to zapłacone? czy wystarczyłoby mu determinacji jak np. Ewie Bieńczyckiej, która o literaturze pisze od lat i to za darmo?
zapytaj się izka któregoś ze znanych tobie poetów czy przeczytał może 10% z tych tomików, o których na tej stronie zostało napisane? jest kilku autorów, kórych się czyta, bo nie wypada nie znać tychże autorów (chociaż i w tym przypadku poznanie ogranicza się do kilku tekstów) – mowa o Pasewiczu, Świetlickim czy Sosnowskim a reszta to literacka pulpa, dodatek do dania głównego. Powiedz mi czy ktoś oprócz Pułki czyta Pułkę? Albo czy Dehnela czyta ktoś jeszcze opróćz niego i babci Lipińskiej, która widzi w Dehnelu raczej swojego wnuczka niż oryginalnego poetę? powiedz mi ilu ludzi przeczytało wiersze Prezesówny Radczyńskiej-Misiurewicz z tomiku „Kometa Zawraca”? Pamiętasz ile osób pogratulowało Pani Prezes kiedy ta ogłosiła, że wydała kolejne dzieło? Pytanie: czy chociaż 10% z tych gratulatorów i gratulatorek przeczytało tomiczek, którego wydania tak bardzo gratulowało?
albo jeszcze inaczej: spróbuj z którymś z poetów nowoczesnych porozmawiac o wierszach. i czy oprócz ogólnych sloganów o intertekstualnosci, o metasensach i innych głupotach czy będą potrafili w trakcie rozmowy podać konkretny przykład? czy z któryms z poetów będziesz mogła porozmawiać na temat tekstu poetyckiego a nie na temat jego ogólnej wiedzy zdobytej pospiesznie w wikipedii?
iza, gdyby poeci czytali poezję, wówczas mielibyśmy każdego dnia byłabyś świadkiem ciekawej dyskusji na temat wierszy. dyskusji konkretnej a nie prześcigania się w banałach lub w gratulacjach i pustych laudacjach.
7 lipca, 2010 o 7:18
a mi się *****, że ****** się pani ****** do *******, najlepiej ********************* że ***************** się******************* nie**************** i ************* szerokości cyberprzestrzeni
[wpis ocenzurowany]
7 lipca, 2010 o 13:25
Marku najpierw o wpisie wynudzonego. Patrzę na gwiazdki i nie wiem co się za nimi kryło. Pocieszam się, że nie była to błyskotliwa porada dla mnie. Zresztą jak można napisać pani małą literą. Kultura wysoka wszak do czegoś zobowiązuje. Dlatego słuszna kara spotkała wynudzonego, najpierw nauka stosownych manier, a potem wpis pod moim tekstem.
7 lipca, 2010 o 13:50
Uważasz, że w Polsce upragnionym czytelnikiem poetki/poety jest tylko krytyk i to dla niego twórca tworzy swoje dzieła?
Ale czy warto w takim razie zabiegać o wydanie swojego dzieła w nakładzie przekraczającym czterdzieści egzemplarzy? Wliczyłam rodzinę, przyjaciół i krytyków. Bo czy nie jest tak, że liczba krytyków w Polsce jest stała i oscyluje wokół liczby dziesięć? Ta dziesiątka urzędników wyznacza, namaszcza i decyduje co jest wysoką literaturą, a co nie. Po co wiec zawracać głowę wydawnictwu. Wystarczy, że autor kupi czterdzieści zeszytów szesnastokartkowych z kolorowymi okładkami i przepisze swoje wiersze piórem czterdzieści razy. Osobisty wkład na pewno zostanie doceniony przez krytyków, a wydawnictwa będą mogły zająć się produkcją bardziej dochodową, na przykład książką kucharską laureatki tańca z gwiazdami. Zakładam, że takie dzieło musi powstać.
Bełkotliwa paplanina oparta na dziwnych słowach daje mówiącemu poczucie bezpieczeństwa, nie wymaga jasnych poglądów, ale rozpycha się, zawłaszczając sposób wypowiedzi. A przecież to nic innego niż rozpaczliwa próba silenia się na oryginalność.
7 lipca, 2010 o 14:00
izka, odpiszę jutro. teraz nie mogę. jest środek imprezy, gołe dziwki i puste flaszki walaja się po kątach. jedna dziewczyna pochwaliła się zakrwawionym podpicznikiem, z którego teraz próbuje zaparzyć herbatkę dla całego towarzystwa. jeżeli czegoś nie zrobię za chwilę wszyscy będą pili szczyny
7 lipca, 2010 o 14:49
to ja w tym czasie przeczytam interpretację obrazu „Buty” van Gogha autorstwa Heideggera zamieszczonej w „Der Ursprung des Kunstwerkes”. W ten sposób zabłysnę w piątek wieczorem w wytwornym towarzystwie.
Na twojej dzisiejszej imprezie czułabym się nieswojo, nie sądzę abym z kimś przeszła na ty.
7 lipca, 2010 o 14:57
ja tylko z jedną kobietą poznałem się bliżej. Agata jest gruba, śmierdzi potem i jest niemalże łysa. ma tak rzadkie włosy upięte w kucyk, że prześwituje przez nie skóra głowy.
wiesz jak się poznalismy? otóż siedziałem sobie na kanapie, a ona przysiadła się i z rozbrajającą szczerością wyznała: „mundzia mnie swędzi” i podrapała się w kroku. „to trzeba coś z tym zrobić” – odpowiedziałem. i nie p[ytaj co się dalej działo, bo ja chcę tych akurat kilka chwil z życia zapomnieć. mówię o chwilach, ponieważ długo trenując najróżniejsze techniki orgazmu osiągnąłem mistrzowski poziom wtajemniczenia. strzelam po jedenastu sekundach. moim marzeniem jest zejście poniżej dziesięciu, ale obawiam się że to dla mnie nieosiagalne w tym zyciu.
7 lipca, 2010 o 22:58
iza, nie! pod żadnym pozorem nie czytaj żadnych tego rodzaju książek! nie wolno! zabronione! bo kiedy przeczytasz któreś z nich, to wówczas możesz o danych wierszach napisać coś więcej aniżeli tylko: „wiersze oniryczne, z pogranicza jawy i snu jak gdyby sam Ajudah był ich autorem. Poeta igra z sensem oraz interpretacją stosując cienki i przeźroczysty płaszcz konwencji wciągając nieświadomego czytelnika do zabawy w dwa ognie, w której stawką jest metasens ujawniający się w intertekstualności”
wyklep izka to i inne tego typu zdania, zaloguj się na dowolnym portalu literackim i wklejaj jej pod losowo wybranymi wierszami. gwarantuje ci, że po pół roku dostaniesz majla od Artura Burszty, który szczerze ale z prośbą o zachowanie dyskrecji wyzna tobie, że ma dość fochów i kaprysów Romana Honeta i że proponuje ci jego fuchę u siebie w wydawnictwie.
7 lipca, 2010 o 23:29
Marku a czyj to jest zacytowany przez ciebie wpis? Ajudah? to niedźwiedź? wyguuglowałam i mam dwa tłumaczenia: przylądek, niedźwiedź. Skupiłam się nad tym co oznacza słowo Ajudah, reszty wywodu i tak nie rozumiem. To sam niedźwiedź jest autorem wierszy onirycznych z pogranicza? Nie, nie Marku nie dam rady aż tak bełkotać.
Sądziłam, że po przeczytaniu błyskotliwego tekstu o pochodzeniu dzieł sztuki, znajdę łatwiejszą drogę do odczytania recenzji tomików poetyckich pisanych przez współczesnych krytyków. Czyli na przykład Karol Maliszewski za nic ma klasyków i kroczy swoją drogą? Powinnam gwoli sprawiedliwości wpisać nazwisko kobiety, bo to panie lubują się w takich tekstach jak zacytowałeś.
Zostaje mi więc tylko czytanie kryminałów. W tym staję się podobna do Wisławy Szymborskiej.
7 lipca, 2010 o 23:39
nie, źle mnie zrozumiałaś, możesz czytać ale pamiętaj, że robisz to na własne ryzyko. w dyskusji o poezji, która teraz się toczy liczą się hasła: „połączenie konceptu i banału” / „oniryczność” / metatekstualność / intertekstualizm (o! to jest najmodniejsze słowo ostatnio) „pogranicze jawy i snu” / „horyzont sensu”… – rozumiesz, im więcej tego rodzaju pięknobrzmiących ale nic nie znaczących głupot jesteś w stanie wymyślić w ciągu jednej minuty rozmowy na temat poezji tym lepszym jesteś krytykiem literackim.
8 lipca, 2010 o 1:15
jeżeli bełkotliwa mowa jest warunkiem koniecznym w dyskusji o poezji z polskimi krytykami, bez problemu mogę na poczekaniu ułożyć takie frymuśne określenia i w ten sposób stać się urzędnikiem kultury. Nie pytaj mnie jednak o sens mojej wypowiedzi, bo go nie ma.
O to moja próbka poniżej:
W wierszu X-a to spektrum znaczenia decyduje o nieuświadomionym kontekście, a nie pragmatyczna możliwość współkonstytuująca metatekstualność w wersie pierwszym i trzecim.”
prawa do powyższego zdania są zastrzeżone. Ja je wykorzystam w gazetowej recenzji. Oczekuję teraz na propozycje poprowadzenia działu kulturalnego w poczytnej gazecie. Niszowe pisma mnie nie interesują.
8 lipca, 2010 o 1:35
Staram się udowodnić, że to nie obrazy wygenerowane przez telewizję i internet decydują o jakości kultury wysokiej. Uważam, że Lem myli się w tym względzie. Według mnie największy wpływ ma potop śmieciowych słów, którymi jesteśmy zalewani codziennie. Przytoczony przez ciebie cytat jest najlepszym tego dowodem.
8 lipca, 2010 o 3:41
Ja jestem głupcem i niewiele rozumiem nie mam dobrej pamięci, co mnie stawia w tłumie. Nie jestem Markiem, który to błyskotliwością wypowiedzi podpartej cytatami podaje odpowiedź.
I nie rozumiem, po co ta walka? O kogo? By przekonać? Niech głupcy zostaną głupcami i odwrotnie!
Pani Izo. „O upadku kultury wysokiej” wzmianka. A kto ją określa? Co to jest? Czy to nie o stanie wód gruntowych Pani pisze? Mają różny smak. Ja wiem pić trzeba, lecz jedyną walkę, którą bym podjął jest zagrożenie i ograniczenie egzystencji. Może, dlatego iż mam mało czasu by go trwonić.
Pozdrawiam.
8 lipca, 2010 o 10:33
masz jeszcze gorący przykład – wpis zaczarowanego ołówka:
Szymborska zapętliła się już dużo wcześniej. To chyba kwestia “poetyckiej strategii” łączenia banału z przewrotnym konceptem.
oczywiście nikt nie zada pytania o to, co oznacza owo „zapętlenie”? co to znaczy, że „Szymborska się zapętliła” i dlaczego „zapętliła się dużo wcześniej”? jak ma się „zapętlenie” (cokolwiek to znaczy) do kategorii czasu?
nikt nie zada pytania o to, co znaczy: „przewrotny koncept”? a tym bardziej co oznacza to pojęcie w odniesieniu do wierszy Szymborskiej. Albo popularna kategoria krytycznoliteracka: „łączenie banału” – nikt nie potrafi powiedzieć o co dokłądnie chodzi z tym „łączeniem banału” w poezji, ale mimo to większość kieruje się tu intuicją, która podpowiada: „to musi być coś superfajnego”! i tak już zostaje.
8 lipca, 2010 o 10:38
symeon, pozwól, że ja tobie odpowiem co to jest kultura wysoka. Otóż kultura wysoka to to produkt ludzi, których pokazują w telewizji na kanale „Kultura”, ludzi, o których możesz przeczytać w róznych dodatkach do gazet. nie istnieje żadne inne kryterium podziału. innymi słowy: jeżeli dopchasz się do mikrofonu to z dnia na dzień staniesz się przedstawicielem i twórcą zarazem kultury wysokiej.
8 lipca, 2010 o 13:22
symeon, kultura to świat wartości takich jak: prawda, piękno i dobro. Przymiotnik wysoka wzmacnia te wartości. Na przykładzie ewolucji sztuki postaram się wytłumaczyć.
W dwudziestym wieku piękno, dobro i prawda przestały być wyznacznikami sztuki. Na plan pierwszy wysunęła się innowacja. Ani artystyczne umiejętności, ani wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie nie były już istotne. Artysta nie musiał ich posiąść. W demokracji każdy wiec mógł zostać artystą: i ten co tarzał się w ekskrementach wśród gapiów przy dźwięku muzyki Wagnera i ten co w ludzką czaszkę powsadzał tysiące diamentów. Szokowanie, zaskakiwanie stało się domeną sztuki, która zazwyczaj nie oferowała niczego poza posępnym ekshibicjonizmem. To samo tyczy się współczesnej literatury.
Nie rozdzieram jednak szat jak Petr Fuller, który twierdził, że przeżywamy dzisiaj koniec profesjonalnych sztuk pięknych.
Wybranie demokracji musi rodzić takie konsekwencje. Gdy przeminie ten ustrój na świecie, kultura także się zmodyfikuje i być może ponownie prawda, dobro i piękno w niej zatriumfują.
8 lipca, 2010 o 13:48
iza, ty to jakaś idealistka jesteś. już nie mówię o tym, że popełniasz błąd definiowania. czym bowiem jest prawda? piękno? dobro?
poza tym za chwilę zaczarowany ołówek przeczytawszy inna z moich bardzo uczonych książek, powie ci, że naczytałaś się książek trojanowskiego i dlatego wypisujesz te głupoty o kalos kagatos.
iza, moim zdaniem w społeczeństwie medialnym, zdigitalizowanym do szpiku kości jest jedno kryterium kultury: to, co jest w telewizji, radio, to o czym piszą w gazetach.
mówię ci, nie ma innego kryterium.
8 lipca, 2010 o 14:08
Marku, a jak ktoś pozbył się radia i telewizora? Czy ta osoba została wykluczona ze świata kultury?
Aha komputer także wyeliminowała, a zamiast czytania gazet woli oglądać wschody i zachody słońca nad morzem lub w górach.To kim u licha jest taka osoba? kulturalnym ordynusem, którego nie zaprasza się na salony na sałatkę z majonezem?
A zawężając: czy artystą jest ten człowiek, o którym mówi się dzisiaj, jutro, a pojutrze zapomina, czy ten, o którego twórczości dyskutuje się za dwadzieścia, sto lat, a teraz nikt o nim nie wie.
W pierwszym przypadku ważne znaczenie ma telewizja, radio, gazety, w drugim są nieistotne.
8 lipca, 2010 o 14:22
gdyby nie było radio i TV, to nie dowiedziałabyś się np., że Justyna Bargielska jest wielce utalentowaną poetką, bo o tym przecież dowiedziałaś się z TV. Gdyby nie dodatki do GW, to nie dowiedziałabyś się, że Dehnel lubi na ostro i że jest twórcą kultury wysokiej, który wspina się na szafy z zręcznością pawiana, by tam w obcisłych spodniach garniturowych prezentować odrobinę zaniedbane stopy, którymi jego Piotr nie zdążył się odpowiednio zająć za co zresztą został zbesztany przez Pana.
Gdyby nie gazeta POLITYKA to nie dowiedziałabyś się nigdy o Wolny-Hamkało Agnieszce, która pisze wierszyki o tirach i autostradach.
Mógłbym tak wymieniać bez końca, tyle że własnie wróciła Agnieszka i znowu opowiada o swędzącej mundzi. Tym się różni od wczorajszej Agnieszki, że dziś ogoliła głowę na glanc. Błyszczy się jak psu jajca (Agnieszka się bardzo poci, leje się z niej w te upalne dni i widać, że dziewczyna nic sobie z tego nie robi)
8 lipca, 2010 o 14:50
Marku, ale jaki wpływ mają te wiadomości na potrzebę odbiorcy obcowania z poezją? Według mnie znikomy, bo gdyby było inaczej tomiki wymienionych przez ciebie autorów, sprzedawane byłyby w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, bo taką powinny wzbudzać ciekawość doniesienia mediów na ich temat. Dopiero gdy Jackowi Dehnelowi telewizja zaproponuje udział w programie: „Mam talent”, albo w „tańcu z gwiazdami”, może on liczyć na większy wydźwięk swoich dzieł.
Inaczej pozostaje chałturzenie na wieczorkach poetyckich w bibliotekach gminnych. Ale w ten sposób sławy medialnej się nie zdobędzie.
8 lipca, 2010 o 15:04
najpierw Agnieszka, później ty..
8 lipca, 2010 o 23:32
iza, ja nie mówiłem o ilości sprzedanych produktów, ale o tym jakie jest kryterium demarkacji: kultura wysoka – reszta świata. Oczywiście w ramach tak rozumianej kultury wysokiej można stopniować. I tak:
TVP 1 / 2 – godziny między 17-22.30 – jeżeli pojawi się w tym przedziale czasowym twoje nazwisko i przynajmniej 5 minutowa opowieść o twoim produkcie, to jesteś Bardzo Wysokim Przedstawicielem Kultury Wysokiej.
Gazeta Wyborcza – jeżeli pojawisz się w którymś z kulturalnych dodatków, to tak jakbyś wystąpiła w TVP między godziną 17-22.30
Przekrój – jeżeli tu o tobie napisano, to także jesteś Przedstawicielem Kultury Wysokiej tyle, że odrobinę mniejszym niż ten, o którym pisano w GW / opowiadano w TVP
itp., itd. aż dochodzimy do weekendowego wydania „Gazety Kieleckiej„, w której pojawia się całostronicowa informacja na temat działalności literackiej lokalnego poety / literata. Ów jegomośc także jest Przedstawicielem Kultury Wysokiej, ale tak małym, że np. Najwyższy Przedstawiciel i inni odrobinę od niego Niżsi Przedstawiciele o jego istnieniu nie mają bladego pojęcia.
I teraz izka uważaj: informacje o tym, kto jak Wysokim Przedstawicielem Kultury Wysokiej jest, jest wazne tylko z punktu widzenia wszystkich Przedstawicieli Kultury Wysokiej oraz z pozycji Zaangażowanego Obserwatora, który posiada ambicje dołączenia do Przedstawicieli Kultury Wysokiej. W tym przypadku dzieło literackie – produkt – nie jest traktowane jako dzieło w sobie, tylko jako środek do celu, pewne narzędzie, za pomocą którego można uzyskać dla siebie zaproszenie na Kanapę do Wojewódzkiego. Kiedy tak się stanie wszyscy tobie zaczynaja gratulować, stajesz się uosobieniem pragnień i marzeń występowania w TV. Pamietasz wystąpienie Justyny Bargielskiej? Jak to szło: „Pozdrawiam Solistki, mamę i tatę….” – i o to właśnie chodzi w Kulturze Wysokiej, by zyskać medialną przewagę, bo tego rodzaju przewaga jest jednoczesnie przewaga psychologiczną. Każdy wyobraża sobie uścisk Torbickiej za coś nieosiągalnego. Torbicka, która ściskała Kusturice jawi się jako półbogini Świata Kultury Wysokiej. Ciepło jej ramion wydaje się tak idealne i mistyczne jednoczesnie jak smak chleba cudownie rozmnożonego przez Chrystusa. Ludzie nie są w stanie sobie nawet wyobrazić, że mogliby poczuć ciepło tego uścisku. I jeżeli ty zostałaś uściskana przez Grażynę stajesz się natychmiast kimś lepszym, istotą niemalże boską bowiem atrybut boskości został tobie przekazany przez boginię Kultury. Automatycznie wszyscy posttrzegają cię od tego czasu jako obcą, odległą – jako wzór do naśladowania.
9 lipca, 2010 o 0:13
Jedynie potrzeba pojawienia się w mediach kieruje współczesnym twórcą?
Jeżeli to według ciebie jedyna intencja, która wpływa na powstanie dzieła, to artysta grzeszy jednostronnością.
A to znaczy, że jest bez znaczenia.
9 lipca, 2010 o 3:58
zapomniałem o Tygodniku Powszechnym…
kolejnośc raz jeszcze:
TVP 1 / 2
Tygodnik Powszechny
Gazeta Wyborcza
…..
Przekrój
Gazeta Kielecka
inne.
– w odpowiedzi na twoje prowokacyjne pytanie:
oczywiście, że tak! wiesz co musiał czuć Jacek Dehnel, kiedy poszedł do kiosku i zobaczył swoje zdjęcie szaofowe na rozkładówce? Albo wiesz ile kopii z TVP zamówiła Justyna Bargielska, by rozdać wszystkim członkom rodziny? A jeszcze inaczej: wiesz jakie rozczarowanie musi odczuwać Jacek Dehnel, kiedy w ciągu dnia nikt go nie rozpozna na ulicy? Jak myślisz, dlaczego się chłopak tak przebiera w te peleryny batmana? dlaczego po ogrodzie Saskim przemyka w czarnych pelerynkach? chodzi o uznanie jako rozpoznanie.
Na tym polega kultura wysoka
9 lipca, 2010 o 4:13
Proszę wybaczyć, lecz kopałem rów melioracyjny i nie miałem dostępu do netu.
Pani Izo czekałem na te słowa „wartości” jak prawda, piękno, dobro. I może bym się zgodził z Panią, co do prawdy jako pewnego rodzaju wyznacznika „kultury wysokiej”, lecz piękno i dobro to pojęcie względne? W Wikipedi przeczytałem, iż kulturę wysoką tworzy „elita” ludzie, którzy nabywają ku temu kompetencje metodą kształcenia. Coś jak ( nie będziesz głupcem, jeśli posiądziesz wiedzę). W/g Marka przedstawionych kryteriów wystarczy mieć pieniądze by mieć monopol na „kulturę wysoką”. Jednak nadal brakuje mi tu czynnika oceny jej wartości wszak jest ona tworzona w jakimś celu i dla kogoś. Może brak słuchaczy pozwala jej umrzeć? Może zmiany w DNA zezwoliły na przemijanie?
9 lipca, 2010 o 15:20
Agniecha głaszcze się po ogolonej głowie i mówi do mnie, że mam małego penisa. Ja jej odpowiadam, że 17,5 cm w zwodzie, to średnia europejska i że nie dorastałem w sąsiedztwie elektrowni atomowej. Śmieje się. Później czyta pierwszy wiersz z tomiku Tutaj Szymborskiej i pyta mnie: o co tu chodzi? Ja mówię: nie wiem. Ona ponownie się śmieje – tym razem ze mnie. Po kilku minutach dodaje:
– głupi jesteś, naiwny jakiś i nienormalny także.
za chwilę pójdziemy spać. nie mam zamiaru tłumaczyć Agnieszce, że naiwny to coś innego niż nienormalny i że koniunkcja nie pasuje tutaj.
9 lipca, 2010 o 23:35
symeonie, piękno miało swój system idealnych wzorców, (który nie był czymś dowolnym i jednostkowym) odpowiadający uniwersum platońskich idei. (jak Platon to niech Marek tłumaczy, jest w tej dziedzinie specjalistą i zrobi to sto razy zwięźlej niż ja).
Według mnie impresjoniści byli ostatnimi, dla których sztuka i piękno ściśle były ze sobą powiązane.
Jeszcze wtedy uważano, że talent, umiejętności i kwalifikacje pojawiały się za sprawą geniuszu twórcy. Tak więc do dwudziestego wieku odpowiedziałabym twierdząco, tak to mutacja w chromosomach decydowała, czy ktoś zostawał artystą, czy nie.
Teraz nie. Teraz wystarczy zaetykietowanie przez recenzentów, przez media.
Co ciekawe opinia krytyków nie była w tamtych czasach istotna. To nie oni decydowali czy artystyczne idee współgrają z estetycznym wyrazem dzieła. Były kanony, krytycy nie mieli nic do gadania. Wszystko zmieniło się w dwudziestym wieku. Krytycy stali się uzurpatorami. To oni namaścili siebie na ostateczną instancję decydującą w estetycznych sporach. I to oni arbitralnie twierdzą do dziś na łamach gazet, co jest dziełem sztuki, a co nie.
Dlatego sprytny młody człowiek piszący wiersze, marzący o sławie konkursowej, medialnej, najpierw zapoznaje się z twórczością krytyka X, bo wie, że dla niego kanonem piękna jest to co ów krytyk napisał sam, Stąd te przeszczepy i wysyp dzieł świetlickopodobnych, sosonowskopodobnych, maliszewskopodobnych. Wyrugowanie starych reguł i pójście na łatwiznę zemściło się. Żyjemy w czasach sztuki powielanej.
9 lipca, 2010 o 23:45
Może dlatego Agnieszka skupia się na niewłaściwym empirycznym poznaniu.
9 lipca, 2010 o 23:49
Marku głupi jesteś, bo kupiłeś i przeczytałeś tomik „Tutaj”?
Chodzisz po domu bez majtek, jakbyś chciał zamanifestować, że poezja jest naga, a na pewno jej odbiorca.
Dlatego Agnieszkę rozpraszasz nieistotnymi szczegółami. Kultura ci tego nie wybaczy!
10 lipca, 2010 o 1:46
Izka, właśnie w tej chwili Agnieszka rozsiadła się w prysznicowym brodziku i goli nogi. To duża kobieta i trochę jej niewygodnie, ale idzie jej to nawet zręcznie. Jak zwykle mamy za sobą pierwszą poranną kłótnię. Upomniałem ją, żeby odetkała zatkany włosami odpływ, bo się woda przelewa i za chwilę odwiedzi nas sąsiad z dołu spod trójki. Agnieszka najpierw się obraziła, następnie wygrzebała z odpływu solidną garść kłaków (kobieta ma dość obfity zarost na nogach) zlepionych mydlinami a później obrażonym głosem oznajmiła:
– dzisiaj nie będzie skubania cipy.
Znam ten ton. Wiem, że do końca dnia nic nie wskóram. Żadna prośba, kajanie się i tym podobne nie pomoże. Muszę odczekać regulaminowy tydzień.
W sprawie krytyków i krytyki. Otóż, gdyby krytyka była krytyczna dzisiaj mielibyśmy do czynienia zupełnie z innymi jakościami literackimi. Rąbanki Mosiewiczowej, oraz literackie odpowiedniki obrazków ze skóry sprzedawanych na bazarach przy zachodniej granicy – czyli wiersze Dehneli, Radczyńskich, Owczarków, Grzebalskich itp. Itd. – cała ta literacka sieczka wydawana byłaby własnym sumptem w wydawnictwach typu FORTUNET, BLACK UNICORN, RADWAN itp. Bo, że ten rodzaj srakotłuctwa lirycznego jest koniecznym etapem rozwoju literatury polskiej i że tak czy owak byłby wydawany (nawet ze względów psychologicznych, w ramach dokarmiania autorskiego ego) w to nie wątpię.
W tej chwili krytyka literacka obrała sobie jeden, główny cel – chronić, za wszelką cenę (nawet za cenę kompromitacji) – literaturę przed gwałtownymi zmianami. Dzięki temu możliwy jest ciągły, ewolucyjny rozwój oraz naturalna wymiana pokoleniowa w całej okołoliterackiej rzeczywistości. Masz przykład: Pasewicz przepycha przez Bierezina Witkowskiego, dlatego że Witkowski pisze wiersze jak Pasewicz. Mansztajn pisze w podobnej manierze, dlatego też ma się dobrze. W każdym razie ma się dużo lepiej niż Mosiewiczówna, która próbuje pisać jak Sosnowski wierząc naiwnie, że spodoba się tym, którzy czytają Sosnowskiego.
Polska krytyka literacka w zakresie swojej działalności krytycznej ma jeden główny cel – poprawnie zidentyfikować inspirację: czy jest to świetlickopasewiczopodobny tekst, czy może sosnowskopodobny wierszyk. Jeżeli w tekście krytyk nie potrafi odnaleźć inspiracji, wówczas tekst zostaje uznany za zły, niedobry, za nieudany. Wszystkie możliwe przymiotniki w ocenie wynikają z ułomności krytyka, który dawno utracił możliwość oceny tekstu bez odnoszenia się do kontekstu.
Krytyczność krytyki była jakąś formą konfrontacji czytelnika z tekstem. Było to wzajemne oddziaływanie (dynamiczne oddziaływanie) czytelnika na tekst i odwrotnie. Współcześnie krytyczność krytyki literackiej to przede wszystkim oddziaływanie czytelnika z autorem (który z poetów nie uścisnął ręki Maliszewskiemu, Śliwińskiemu, Winiarskiemu? Czy istnieje jakaś literacka łapka, której nie uścisnął Maliszewski, Śliwiński czy Winiarski?) , wydawcą, z czytelnikiem. Tekst jest tylko pretekstem do takiego oddziaływania, które nie ma nic wspólnego z konfrontacją / dynamiką. Tutaj najważniejsze są dobre maniery.
10 lipca, 2010 o 4:11
Najpierw wścibskie pytanie: czy Agnieszka to kuzynka z prowincji tak często opisywana przez literatów?
10 lipca, 2010 o 4:25
Marku spróbuję znaleźć coś pozytywnego w obecnych relacjach: twórca – krytyk.
Przynajmniej dzisiaj krytyk nie musi odczytywać i rozumieć nieświadomych pragnień i życzeń autora, które pozostawiały kiedyś ślad w jego dziele. Teraz może spokojnie pałaszować przysłowiową sałatkę z majonezem na bankiecie, ponieważ wie, że twórca chce być jego naśladowcą i nikim więcej.
Chociaż z drugiej strony, to dzisiaj czytam fantasmagoryczne wywody na temat danego dzieła. Krytycy odnajdują ukryte intencje autora w wygodny dla siebie sposób. Dlatego czytam o rasistowskich, feministycznych, ekologicznych, seksistowskich tropach w ocenianych dziełach. Wszystkie te wywody zanurzone są w potoku dziwacznych słów. Kiedyś na twoim blogu pisałam o książce „Modne bzdury”, dlatego nie chcę do tego tematu wracać.
10 lipca, 2010 o 7:44
iza, we współczesnych relacjach krytyk – artysta są same pozytywy. miałabyś problem, by znaleźć coś negatywnego w tej relacji. krytyk lubi autora, lubi dzieło autora. autor zaś darzy sympatią krytyka, który go lubi. wydawcy wydają tych autorów, których lubią krytycy, bo ci autorzy generują zysk – ich produkty nie są kupowane ze względu na jakość ale z sympatii. współczesna literatura polska jest wielką, pozornie szczęśliwą ale walącą się krainą kolegów i koleżanek, po której Uczestnicy i Uczestnicy Kultury Wysokiej przechadzają się wymachując ostentacyjnie kolejnymi koleżeńskimi blurbami. Każdy tu jest utalentowany, każdy jest artystą wyjątkowym, kazdy tworzy oryginalne dzieła – taki komunizm estetyczny: wszystko tu jest takie same.
ps.
Agnieszka to moja nowa niewidzialna przyjaciółka
14 lipca, 2010 o 10:42
Zosiu, jestem pod wrażeniem twojego wpisu. Bardzo ciebie lubię. Widziałem cie wczoraj na mieście. Szłaś lekko, prawie unosząc się nad ziemią wraz z żarem buchającym od nagrzanego chodnika. Gorący wiatr rozgarniał twoje włosy, które złociły się w słońcu. Biała koszula, opinała twoje piersi tak, że prześwitywały sutki. A może nie, może wszystko mi się od tych upałów pomieszało, może gorączka odebrała mi rozum, może śniłem. I niech mnie piekło pochłonie! Ale chcę śnić takie sny do końca życia i przez całą wieczność w piekle, którą przyjdzie mi przeżyć u boku samego Lucyfera. Widząc ciebie, twoje anielskie ruchy jestem gotów do najgorszych występków, do tego rodzaju zbrodni, której bał się sobie wyobrazić Raskolnikow. Spalę świat a jego prochy ubiję pod twoimi stopami na złoto, byś tylko zechciała na mnie raz, tylko jeden raz spojrzeć moimi oczami.
14 lipca, 2010 o 14:50
nawijaj koleś, nawijaj, ciebie czytam bez szczękościsku
16 lipca, 2010 o 7:21
Marku, ja siebie też bardzo lubię. Mogłeś mnie widzieć w środę, byłam jeszcze wtedy w Polsce.