.
Maciej Woźniak musiał kilka miesięcy spędzić nad swoją autorską antologią wersów, które wycinał z wierszy kolegów i koleżanek po fachu, po to by Radosław Wiśniewski – redaktor, juror, animator, organizator, krytyk literacki, poeta, felietonista, dziennikarz, mąż pani Kasi, która to zawodowo prezesuje stowarzyszeniu wydającemu pisemko RED, itp. Itd. – miał czym zapchać kolejny numer jakże poczytnego pisma literackiego RED.
Powstało 12 sonetów, które ułożone w kolumnach zajęły aż 3 strony RED-a. Obowiązkowo umieszczono pod nimi tabelkę z nazwiskami tych działaczy literatury, których dzieła posłużyły Woźniakowi za materiał wierszotwórczy. Jest tu obowiązkowo m.in. Pani Prezes Radczyńska, Pan Wieszcz Miłosz, Pan Tłumacz Gutorow, Pan Redaktor Honet. W tabelce miejsca zabrakło dla m.in. Pana od Lali oraz Pani od Pozwów. To oczywiście dziwi, ale obserwując ewolucję twórczą Macieja Woźniaka wkrótce spodziewać się należy powieści thrillera prawniczego, która powstanie ze zmiksowanych internetowych postów Moniki Mosiewicz oraz akapitów Lali. Wówczas zapewne Jakub Winiarski napisze recenzję, w której ogłosi narodowi polskiemu, że oto pojawił się nowy John Grisham.
Uprzedzając dialektyczny rozwój wypadków jakby to powiedział jeden klasyk na spółkę z drugim: łagodząc ból porodowy historii przygotowałem próbkę tekstu, który powstał z połączenia wierszy Izabeli Filipiak, wydanych w tomiku: Madame intuita z klasycznym harlequinem, sprzedawanym w kioskach RUCH – Wszystko jest możliwe, autorstwa Nory Roberts. Po lekturze przygotowanej próbki prozy okaże się, że wiersze Filipiak pozbawione wersów są nie tylko utrzymane w manierze kioskowego harlequina, ale co ważniejsze: są bliźniacze tematycznie i znaczeniowo z wątkami prozy miłosnej, która każdego wieczoru jest przyczyną sprawczą małżeńskich wyrzutów, które czyni rozfantazjowana małżonka znudzonemu mężowi.
Powodowany wrodzoną skromnością i pokorą z premedytacją uczyniłem ów zlepek niedoskonałym, wprowadzając do tekstu jedno zdanie od siebie (zdanie pogrubione). Sama myśl o tym, bym mógł równać się z dziełem Mistrza Miksera od 12 Sonetów przyprawia mnie o ciarki, a każda próba dorównania mu z konieczności prowadzić będzie do potępienia.
Życzę miłej lektury.
———————————-
– Nie spotykaj się z nią Nie pozwól żeby z tobą rozmawiała. Nie zbliżaj się bo pierwsza naiwna nie wiesz jak i kiedy wykorzysta cię, wyzuje z premedytacją z wiana z butów z pensji. Wypatroszy na zimno, wyssie kosteczka za kosteczką. Wyżre szpik póki świeży a resztki wyrzuci.
Alan poruszył się niespokojnie. Nie pierwszy raz słyszał aroganckie uwagi na temat ludzi swego pokroju i profesji. Czasem wypowiadano je głośniej, czasem ciszej, w zależności od sytuacji. Najczęściej ignorował je, tym razem jednak poczuł się urażony.
Kiedy spotkał ją potem w barze była już inna ostra jak żyleta. Nonszalancja papieros i podgolone włosy, agresywna suka która niczego nie przepuści. To tamta, ta druga tak ją nastawiła – przeciwko niemu gdyby nie ona dogadaliby się. Tamta obserwowała ich dyskretnie znad maszyny z piosenkami. Znasz mnie przecież, powiedziała Żyleta. Powinnam była zostać nieszczęśliwa Wtedy mogłabym tęsknić za tobą. Powinnam być średnio szczęśliwa, wtedy Być może wybaczyłabym tobie.
– Ale tak jak jest, honey, to się nie składa, nie składa się dobrze dla ciebie.
– Czy mi się zdaje, czy masz skłonność do upraszczania pewnych spraw? – zapytał.
– Tylko wtedy, kiedy nie chce mi się w nie zagłębiać – przyznała beztrosko. – I kiedy dotyczą polityki, którą uważam za denerwujący produkt uboczny rozwoju ludzkości. Niestety, pojawił się już wtedy, kiedy Mojżesz wdał się w dyskusję z Ramzesem.
– Zdaje się, że nie przepadasz za politykami.
Nie odpowiedział, więc pochyliła się, by odczytać coś z wyrazu jego twarzy. Z zaciekawieniem obserwowała przemykające po niej cienie. Poczuła chęć, by dotknąć jej palcami, poczuć ciepło jego skóry.
– Chcesz wrócić do środka? – zapytała.
– Nie. – Gładził kciukiem przegub jej dłoni, więc wyczuł, jak nieznacznie przyspieszył jej puls.
-Dopóki stamtąd nie wyszedłem, nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się nudziłem.
– Szkoda
Z westchnieniem podniosła się z fotela. On także wstał. Nie wypuszczając jej dłoni, stanął tak blisko, że niemal się dotykali.
– Dlaczego szkoda? – zapytał cicho.
Zatrzymał spojrzenie na jej ustach, a potem spojrzał jej głęboko w oczy. Nie prosił jej o spotkanie, a to, co przed chwilą powiedziała, oznaczało, że w kontaktach z mężczyznami szybko przyjmowała inicjatywę. Cóż, nie wprawiło go to w zachwyt. Wolał kobiety, które cierpliwie pozwalają się zdobywać.
Zmrużyła oczy i zerknęła na niego przez ramię. Stał przy balustradzie, opierając się o nią nonszalancko. Wyglądał na rozleniwionego, ale mogłaby przysiąc, że gdyby na przykład zagrała mu teraz na nosie, dopadłby jej jednym skokiem. Bardzo ją zresztą kusiło, żeby to sprawdzić. Nie mogąc opanować emocji, wewnętrznej burzy uczuć padła przed nim na kolana i szlochając błagała:
– Rozmawiaj ze mną z tą czułością w głosie od niechcenia, schowaj mnie do kieszeni, wtul w miękkość szalika, rękaw marynarki. Podziel się ze mną kawałkiem pomarańczy. Pozwól mi wyjeść z twojego talerza zielone pasma brokuł i przecinki papryki rude jak krew. Oddaj mi swoje łóżko. Podaruj mi swoje nazwisko. Daj mi przyszłość, niech do niej dorosnę.
Zatańcz ze mną. Poprowadź po kafelkach, parkietach, schodach. Zakręć mi w głowie, przytrzymaj z czułością, zaryzykuj tango. Obiecaj, że zrobimy to niedługo znowu. I znowu. I znowu i jeszcze. Po wielokroć, póki przeszłość nie spadnie jak nie chciany prezent wcześniej zamówiony dostarczony za pokwitowaniem I cóż jeśli protestowałam że nie jest tym co ja pamiętam chciałam a tego nigdy nie.
Pomimo półmroku wyraźnie widziała ironiczny, pewny siebie uśmieszek, jaki błąkał się po jego wargach.
– Nie bądź śmieszna. Nie jesteś mi potrzebna bardziej niż ja tobie. Nie będę dłużej patrzeć jak się pogrążasz. Żadnego zrozumienia nie doczekam się.
Rozzłoszczona jego drwiącą miną energicznie poprawiła grzywkę.
– Gdzieś pod spodem jest we mnie ta kobieta która się domaga, roszczeniowa bestia. Jej żądania czynią mnie bezsilną. Pragnie wypłaty moralnych odszkodowań tym zniechęca ludzi Jest skłonna do szantażu lecz nie kompromisu, nosi w sobie krzywdę nieopisaną.
Nie da mu tej satysfakcji i nie okaże zdenerwowania, obiecała sobie i mocno pchnęła drzwi, prowadzące do salonu. Tak właśnie zakończy się ich znajomość.
———
ps. dla tych, którzy nie czytali madame intuita oraz Wszystko jest możliwe
Tekst wyróżniony kursywą pochodzi od Izabeli Filipiak.
26 maja, 2009 o 11:39
Izabelę Filipiak pozwolę sobie łaskawie przemilczeć, tak zresztą jak przemilczał ją Maciek Woźniak, którego indeks autorów, godnych przesamplowania, stanowi od miesiąca spis Polskiego Parnasu. Dla Izabeli Filipiak Woźniak nie znalazł tam miejsca, więc chuj jej w dupę – Filipiak poetką widać nie jest. W każdym razie poetką godną Woźniaka.
Jesteś Marku dla Woźniaka, dla jego samplolizodupstwa, skądinąd nader delikatny nazywając go jedynie szatkownicą, zapewne nie chcąc przez to obrazić jego zlepieńca. Tak czy siak, indeks Woźniaka wymienia nasz cały polski samloplizodupczący się i w ogóle lizodupczący się nawzajem Parnas. To 45 autorów. Wliczając w to Woźniaka mamy ich łącznie 46. Od tej liczby niejednemu heftło się jak starej dziwce po opłatku. Niejeden nieuwzględniony w tym spisie napisał zaraz do Woźniaka – proszę cię Maćku, przesamplolizodupcz mnie w sonet! Albo – Maćku, kurwa, czemu nie przesamlolizodupczyłeś mnie w sonet! Ty cholero jasna, to proszę, zsamplolizodupczyłeś w sonet takiego redaktorka Wiśnię, a mnie nie?! Albo np. Mosiewicz napisze – Maćku, mój ty biszkopciku, serniczku, toffinku, jabłeczniczku i torciku, w czym ja jestem gorsza od Wiedemanna? Że mi nikt laski nie może zrobić, bo z kobiecej natury tejże nie posiadam?
Och, biedny ten Woźniak. Tyle (wierszo)lizodupczących jest, a on wymienił tylko 45! Ale miejmy w końcu nadzieję, że się chłop poprawi i że dopisze kolejne sonety. I że dzięki nim zindeksuje wszystkich, co się – pod płaszczykiem poezji nawzajem lizodupczą.
26 maja, 2009 o 11:53
* „redaktorek Wiśnia”
Oczywiście nie chodzi tu o Wiśniewskiego, dla którego Woźniak też nie znalazł zaszczytnego miejsca w swoim indeksie. Nie wiedzieć dlaczego. Może być zatem tam każdy dowolny redaktorek np. Chłopek, Honet, Biedrzycki itd.
26 maja, 2009 o 12:02
co tam Woźniak. On się nie liczy, podobnie jak Wiśniewski, który od dziesięcioleci animuje kulturę z takim skutkiem, że amonity w muzeum historii naturalnej mają w sobie więcej wigoru niż animowany twór Wiśniewskiego.
Ciekawy jest za to mechanizm.
X ma żonę Y
Y zakłada fundację / stowarzyszenie Z
Y jest prezesem Z
Z produkuje R
R jest gazetką
X jest redaktorem naczelnym R
niech F oznacza forsę
pytanie:
ile F dostaje X od Y za R?
ile F przelewa Y/X dla W gdzie W jest Jakubem Winiarskim?
jak to mówią: co w rodzinie to nie zginie. Wygląda na to, że polscy działacze litaraccy wynaleźli sposób, by się utrzymać z literatury nie pisząc. „Projekt zrealizowany ze środków Urzędu Marszałkowskiego w Opolu” / „Projekt zrealizowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Program Operacyjny Promocja Czytelnictwa Priorytet 3”
dyskusja czysto hipotetyczna przy stole w trakcie niedzielnego obiadku:
Y – kochanie wysłałeś ten wniosek
X – nie skarbie, jeszcze nie wypełniłem. Podaj miskę z kopytkami
Y- Jak to nie wypełniłeś?
X- nie zdążyłem.
Y- To nie dostaniesz kopytek.
X- ale dlaczego?Kochanie?
Y- Bo cie nie stać na obiad. Nie będzie dotacji z ministerstwa, to nie będzie co do gara włożyć
X-Kochanie, ale to na rozwój kultury
Y-Ty lepiej nic nie rozwijaj, bo jak ci jebnę, to się zwiniesz w trymiga. Rób te wnioski, bym ci mogła wypłaty robić.
śmiech, śmiech
26 maja, 2009 o 12:15
* (jeszce jedna poprawka)
46 – od tej liczby niejednemu się heftło jak starej dziwce po tomiku Bonowicza.
Marku, nie lekceważ Woźniaka. Mówię ci, że jego indeksu będą nauczać w szkołach. Za parę latek. Będzie na maturze temat – „Opisz mechanizm wzajemnych zasług dwóch z 46 dowolnie wybranych poetów na podstawie listy Woźniaka”.
26 maja, 2009 o 12:45
A to jest ciekawy temat. Nazwałbym go – jak rodzina Wiśniewskich sobie rzepkę skrobie. A tak właściwie REDa :)
26 maja, 2009 o 17:47
Podgolona żyleta „agresywna suka która niczego nie przepuści” w barze, a jednocześnie prosząca :- „Rozmawiaj ze mną z tą czułością w głosie od niechcenia, schowaj mnie do kieszeni, wtul w miękkość szalika, rękaw marynarki.”
Marku, tak zmiksowałeś dwie książki, że tylko osoby wtajemniczone, czyli te co mają tomik Izabeli Filipiak mogą zabawić się w Kopciuszka i spróbować rozdzielić dwa teksty.
Moja imienniczka przez kilka lat na Uniwersytecie Warszawskim uczyła „kreatywnego pisania” w ramach genderowych nauk.
A ty szast prast i zrobiłeś z feminstycznego pisania pani Izabeli odcinek romansu dla dorastających panienek.
W ktorym momencie mam szlochać?
Zastanawiam się czy ja jako kilkuletnia dziewczynka właśnie takich opowiadań jak ty napisałeś, nie słyszałam przy trzepaku, z ust licealistki Izabeli, bo dlaczego w takim razie jestem tak uduchowiona. A potem ona zniknęła i odrodziła się jako feministka.
27 maja, 2009 o 6:26
W tomiku „Madame intuita” Izabela Filipiak napisała swoją wersję wiersza Safony. Przytoczyła wersy poetki z Lesbos i zamiast o zazdrości napisała wiersz o rozpaczy, samotności i prośbę o akceptację.
„Wydaje mi się samym bogom równy mężczyzna, który siadł naprzeciw ciebie i słowa twoje przyjmuje z zachwytem w oczarowaniu” Safona
„Jest bardziej mężczyzną ta kobieta
niż mężczyzna, który usiadł obok mnie
Jest godna łaski bogów Ona
odwracająca wzrok by nie tknąć
płomieniem, co się w niej tli
Już woli spłonąć w nim z rozpaczy sama
niż zakłócić sekwencję pieśni.” Izabela Filipiak, Wir
Autorka toczy dialog z poetką, pisze jej wiersz na nowo, opowiada co stało się z bohaterką Safony z wiersza Zazdrość. U Safony „biedna, ze wszystkim muszę sie pogodzić” (wolę tłumaczenie Ikosa Chadzinikolau ) u Izabeli Filipiak wiersz kończy się:
„Szlachetni goście i niebieskie moce okażcie łaskę bądźcie wyrozumiali uszanujcie trawę na którą Zemdlona osunęła się podcięta struną weselnej pieśni Sama tak cicha, że nie znam
zaklęcia co miałoby siłę
przywrócić ją sobie”
Safona byłaby zdziwiona wierszem Izabeli Filipiak. Starożytna poetka nie bawiła się w coming outy i nie oczekiwała współczucia. Opisała zazdrość, a miłość i zazdrość łączą się. Nikt nie chciał rzucić kamieniem w bohaterkę wiersza za to, że kocha kobietę.
Współcześnie, do uczuć sprzed wieków próbuje dopasowywać się genderowe symbole i wykorzystywać je po swojemu.
27 maja, 2009 o 7:42
iza, nie sądzę by Safona – gdyby żyła – miała świadomośc istnienia Filipiakówny.
Uważam, że w tym przypadku – jak zresztą w wielu innych przypadkach – linearne odwołanie się do klasyki jest czymś, co okresliłbym jako „wartość dodana”.
Weźmy taki oto przykład. Taki wiersz:
jarzębina kwitnie z rana
słowik sobie śpiewa
jest wiosna kwitnie akacja
zielenią się drzewa
aniele boży stróżu mój
ty zawsze przy mnie stój
gdy letnia burza, gdy słowiki
pracują noc całą dla poewiki
a cień wszystkich lip z Czrnolasu
niech sam odpoczywa w swym chłodzie
na upał najlepsza jest klima w samochodzie
kiedy nasyciłaś zmysły estetyczne owym dziełem, to nie możesz się powstrzymac przed okrzykiem: „jakie gówno!”. ale widzisz, krzyczeć tak nie możesz ze względu na „wartość dodaną” w tym tekście ową „wartością dodaną” jest łatwo identyfikowalna fraza: „aniele boży stróżu mój….”. Drugą „wartością dodaną” w tekście jest archetyp Lipy Czarnoleskiej.
jest też trzecia „wartość dodana” – motyw poewiki,
Mamy do czynienia z różnymi rodzajami „wartości dodanej” w wierszu. Pierwsza, wywodzaca się z tradycji judeochrześcijańskiej jest rozpoznawalna wprost. Druga wymaga pewnej wiedzy technicznej, która zdobywana jest na okreslonym poziomie edukacji. trzecia zaś wymaga specjalistycznej wiedzy technicznej z zakresu obszarów funkcjonowania poezji współczesnej. Zatem różna będzie też percepcja wiersza.
W każdym razie, dzięki „wartości dodanej” tekst o wiośnie i o upałach stanie się tekstem o wielu możliwych płaszczyznach interpretacyjnych. Na poziomie tylko owych „wartości dodanych” w tym tekście można proawdzić niekończacą się dyskusję na temat związków między „poewiki-lipą” między „poewiki a aniołem stróżem” itp.
a najwazniejsze jest to, że w tej dyskusji korpus wiersza jest unnieważniany – przestaje mieć wartośc dla dyskusji, którz przeciez prowadzona jest w oparciu „wartości dodane” i na temat tychże.
27 maja, 2009 o 19:50
Marku „wartość dodana” bardzo dobrze prezentuje się we współczesnych recenzjach. Słowa w nich zawarte mogą być łatwo kopiowane do innych tekstów. Paradygmaty, akty percepcyjne, antropologiczna anonimowość powszechności, to co niezapośredniczone, intencjonalne więzy – to przykłady wyrażeń tak często występujących w tekstach krytyków. Recenzent upaja się swoimi brzmiącymi naukowo sformułowaniami i wtyka je gdzie może. W ten sposób tworzy naukowe dzieło dla potomnych. Nieważne, że nie ma w nim konkretów, że nie ma w nim własnego zdania autora. Są słowa i całkowita utrata kontaktu z rzeczywistością.
A czytelnik na spotkaniu z recenzentem, zazwyczaj tez poetą, mówi: ach jak pan pięknie pisze, tak pięknie, że ja pana nie rozumiem do dzisiaj.
30 maja, 2009 o 20:32
Dobrze Izo, że swoim komentarzem nie pozwoliłaś tak zbyć Izabeli Filipiak.
Jak patrzę na brak makijażu na fotografii w wikipedii polskiej klasycznej feministki i lesbijki, to przynajmniej wiem, co mnie czeka, jak zabiorę się za czytanie jej tomiku. Przynajmniej jest lojalna wobec czytelnika, nie udaje nikogo innego, utożsamia się stuprocentowo z podmiotem lirycznym swojej poezji. W Polsce chyba przedstawicielki tego ruchu nie wiedzą, że makijaż jest niedopuszczalny.
Na płaszczyźnie artystycznej Izabela Filipiak jest żeńskim wcieleniem Zbigniewa Herberta. Mme Intuita to przecież taki żeński odpowiednik Pana Cogito.
Robienie z niej producenta harlekinów to niesprawiedliwe. Waga poezji Filipiak jest przynajmniej na tyle cięższa od wagi i powagi utworów Macieja Woźniaka, że w niej naprawdę o coś autorce chodzi.
Jednak zawsze opowiem się za wojującą poezją o nawet poronione idee, niż tylko o pieniądze.
Kiedyś pisałam na blogu o książce Izabeli Filipiak pt.Twórcze pisanie dla młodych panien. Gdyby Monika Mosiewicz zapoznała się z tak pożyteczną pozycją w czasach, gdy wkuwała Prawo Rzymskie, z pewnością dzisiaj byłaby już po wszystkich najważniejszych nagrodach państwowych dla poetów. Do poezji, oprócz gruntownej znajomości Prawa potrzebna jest i Intuicja. I to Filipiak za darmo czytelnikowi daje.
31 maja, 2009 o 7:09
Ewo, Izabela Filipiak pisze o sobie, o tym co przeżyła. Jej opis dzieciństwa, młodości to nie babcia, pląsanie po łące, wydumane rozterki.
W wierszu „Ballada o dojrzewaniu”
„Jej melodia snuje się w tle w trakcie poprzedniej rozmowy Jej źródłem jest maszyna z piosenkami.
Siedzieliśmy przy herbacie mój ojciec i ja Nad stołem
lekka konwersacja Pod stołem stróżka krwi na deskach
ciemniejąca Znaczyła ślad grawitacji
Kochałem dwa razy i obie odeszły Powiedział: Ty
doczekasz pory Teraz będę łagodny – i pokazał
ostrze Drżące czerwienią kropel na krawędzi
zbiorów
Będziesz podpierać mój świat zbudowany Na
barkach twojego losu Bądź mi daleka gdy
jesteś za blisko Rozpala się w piecu mój
niepokój…
Jak obrączką otoczył moje palce Pocałunkiem
twardym i gorącym Będziesz mi wierna aż do
śmierci szeptał I śmierć spadła z gałęzi dojrzała
i koniec.”
jest autentyczna, to jest jej dzieciństwo, nastoletnie życie i brak walki o siebie. Okazuje się, że podwórkowe życie przy trzepaku to właśnie iluzja, a dom rodzinny to wchodzenie „po kolana w warstwy bólu i szkody”
Tylko jak swoją rzeczywistość przedstawić? podobno różnica między rzeczywistością, a powieścią jest taka, że powieść musi być sensowna, musi zainteresować czytelnika. Wiersze Izabeli Filipak pokryła warstwa kurzu. Nie wykorzystuje się ich, gdy pisze się o molestowaniu. Nie są wypisane na sztandarach lesbijek i feministek.
Kazimiera Szczuka dokleja wąsy i występuje w telewizji jako naczelna feministka, a nie autentyczna, ale wyciszona słownie Izabela Fiipak, ponieważ widz oczekuje pstrokacizny, ataków, dziwaczności, bo to kojarzy mu się z polskim feminizmem.
31 maja, 2009 o 11:12
Tak sobie tu pisząc z Tobą Izo na tematy babskie, to powiem Ci w sekrecie, że świat rozpadający sie na spermę i krew menstruacyjną ma krótką gwarancję przydatności. A wiadomo, poeta chce żyć wiecznie, wiecznie kopulować, bo to jest jego jedyne zadanie i jedyne posłannictwo. Izabella Filipiak, która przeryła żywot Komornickiej dobrze wie, czym się kończy życie dwiema płciami na raz i czym to pachnie.
Czas karencji upływa. Miesiączka kończy się w pewnym momencie życia, jak i wytrysk spermy. Mężczyźni palący nałogowo tracą potencję już przed pięćdziesiątką. I co wtedy robić ma taki pusty, pozbawiony powodów istnienia poeta? Przebiera się, walczy o prawo do kopulacji innych, wchodzi w ich intymność, miesza czas historyczny, oskarża najbliższych krewnych o anektowanie ich wtenczas złudnie i neurotycznie rozdmuchanych, seksualnych możliwości.
Masz rację, wąsy Kazimiery Szczuki i jej koszulka, że mam miesiączkę bez słówka jeszcze, niewiele wnosi w problem. A problemem literatury przecież to nie jednostkowa niedyspozycja, oskarżane losu, że kobieta jako gatunek biologiczny, nie dość ze może kopulować na okrągło kilka razy dziennie w odróżnieniu od zwierząt przez okrągły rok, to jeszcze ma pretensje o te kilka dni comiesięcznej niedyspozycji.
Marek przedstawiając tutaj na blogu wizję siedemdziesięcioletniej kochanki dał wprawdzie nadzieję wielu feministkom, ale takich Marków to chyba niewielu jest na świecie, a jak pisał Charles Pierre Baudelaire w wierszu Staruszeczki z troską:
(…)Osiemdziesięcioletnie Ewy, gdzież będziecie
Jutro, gdy na was spadną straszne Boga szpony?
Dla Izabeli Filipiak i Ewy Furgał Bogiem staje się nie Marek, a organizacje feministyczne. A wiersze, poezjowanie, to bardzo humanitarne przykrywki.
Właśnie rozmawiałam z synem, który z żoną przebywa na wakacjach w kanionach i przejeżdżają przez Las Vegas. Dzisiejsza tam cena prostytutki to trzydzieści dolarów. Mnóstwo ofert na ulicach tego miasta z wypisanymi na kartkach cenami.
31 maja, 2009 o 14:01
Ewo, według mnie organizacje feministyczne, lesbijskie miały być trampoliną. Miały spowodować, że obie autorki staną się sławne ze względu nie na swoją twórczość, a odmienność seksualną. Jednak kalkulacja, że można na trwałe wypromować się tylko w ten sposób okazała się złudna. Wydawnictwo W.A.B także przeliczyło się w swoich kalkulacjach. „Magiczne oko” Izabeli Filipak nie stało się sensacją czytelniczą, nie przysporzyło fortuny wydawcy.
Wynika z tego, że pisemne wybicie, albo przynajmniej sterroryzowanie mężczyzny nie jest nośnym tematem. Podział ról jest faktem, nie zmieni tego największa manifa.
Ewo, ciekawe czy Maria Janion tak sobie wyobrazała w działaniu pisemnym swoje studentki? Profesor przecież teraz zajmuje się Zydami. Krzewienie feminizmu odłożyła na półkę? A co stało się ze studiami genderowymi w Polsce? nadal funkcjonują? Czy tak jak studia pod auspicjami byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza odeszły w niebyt w krótkim czasie.
Moim zdaniem w Polsce występuje wyłącznie feminizm medialny oparty na kasie.
31 maja, 2009 o 15:48
Trzeba chyba rozróżnić ruch feministyczny o naturze społecznej od ruchu artystycznego, gdzie artystkami są feministki. To są zupełnie różne rzeczy. Nie wiem, na ile Maria Janion była feministką, najprawdopodobniej nie była nią nigdy, wspierała jedynie swoje studentki autorytetem profesor i pisarki. Feministki robią dużo pożytecznych rzeczy i też artystki poprzez sztukę przełamując różne tabu są pożyteczne i wartościowe.
Jeśli działa się w jakiś strukturach dla głośniejszego oddziaływania, to chyba nie wpływa to na jakość twórczości. Jest najprawdopodobniej bez znaczenia, czy genialny artysta będzie skupiony w jakiejś ulubionej przez siebie organizacji. Jednak odwrotny stosunek beztalencie windujące się przy pomocy organizacji, jest już problemem.
Poetka, która chce opowiedzieć o molestowaniu w swoim dzieciństwie jej przez ojca czy wuja, nie musi być feministką, by w wierszu to doświadczenie światu obwieścić i tym zahamować falę apetytów ojcowskich, którzy po przeczytaniu takiego wiersza od razu zaprzestaną knowań rodzinnych widząc, jakie to przynosi szkody poezji polskiej.