W 1997 r. został nakręcony film Gattaca. Był to jeszcze jeden z tych filmów, w których role odgrywa fabuła a nie efekty specjalne. Jednak nie o krytykę gatunku tu chodzi, lecz właśnie o fabułę tego filmu. Streścić ją można następująco: w nieodległej przyszłości, w której ludzkość zaczyna kolonizować planetę Mars, na ziemi zostaje wprowadzone kryterium genetyczne wg którego klasyfikuje się ludzi i przeznacza do różnych zawodów. Im lepszy genotyp, tym lepsza praca, pozycja w środowisku etc. Oczywiście tylko najlepiej usposobione pod względem genetycznym jednostki są przygotowywane do podróży na Marsa. Pomysł oczywiscie nie jest nowy zaczyna się gdzieś tam w antycznej Sparcie, pojawia się także u Platona, a pod nazwą Rassenlehre/Eugenik rozwijany był w tradycji niemieckojęzycznej, skutkujac finalnie masową zagładą osób niepełnowartościowych pod względem biologicznym (tak to bywa, kiedy ktoś potraktuje poważnie założenia teoretyczne i będzie chciał je wcielić w życie przy użyciu pieców krematoryjnych i komór gazowych).
Film filmem; historia historią a teraźniejszość? Otóż 21.07 niemiecki FAZ poinformował, że dwa niemiecki uniwersytety: we Freiburgu i Konstancji, w walce o najlepszych studentów wprowadziły kryterium ilorazu inteligencji. Otóż każdy z kandydatów na studia, który IQ jest wyższe niż 130 zostaje zwolniony z opłaty za studia a nie są one małe.
Powołując się na przykład polskiej gwiazdy o nazwie DODA można wyśmiać tego rodzaju politykę. Specjaliści o badań nad inteligencją i wiedzą mogą oczywiście dowodzić, że wiedza nie ma związku z inteligencją i na odwrót. Jednak założenie Uniwersytetów we Freiburgu i Konstancji ma niewątpliwą zaletę: kryterium IQ (tu wyznacznikiem ma być wynik MENSY) jest samo w sobie niezależne od układów, sympatii, poparcia wszelkiego. Wynik IQ=130 i wyżej otwiera drogę na jedne z najlepszych uniwersytetów wszystkim, którzy taki wynik posiadają.
Praktyka rekrutacji na polskich uniwersytetach wygląda zupełnie inaczej. Przyjmuje się synów/córki lokalnych polityków, profesorów. Ci mają zapewnione miejsce w pierwszych dziesiątkach na listach. Następnie na studia dostają się ci, którzy przejdą pozytywnie przez ten etap rekrutacji, który nazywa się egzaminem. Tak oto zapełnia się listę kandydatów przyjętych. Jako, że limit przyjęć określany jest ministerialnie, w trybie normalnym nie można przyjąć więcej kandydatów niż to określono w ustawie. No, ale przecież profesorowie muszą kogoś uczyć zatem przyjmuje się wszystkich tych, którzy nie zdali egzaminu a odwołali się od decyzji. Wszystkie odwołania rozpatruje się pozytywnie. Zwłaszcza, jeżeli je składa pretendent na studia zaoczne ci bowiem płacą za to, żeby móc studiować i to jest najważniejsze.
Tak jest różnica między polskimi a niemieckimi uniwersytetami. I pomyśleć, że np. z Zielonej Góry (w której znajduje się sławny Uniwersytet Zielonogórski) do Berlina (w którym znajduje się Wolny Uniwersytet, Techniczny Uniwersytet, Uniwersytet Humboldta) jest zaledwie 200 km. Niby 3 godziny drogi średniej jakości autem, a przepaść na miarę stuleć.