Siedzi. Włosy zasłaniają jej twarz. W zasadzie to teraz nie ma twarzy. Jest kobietą beztwarzową.
– Czy ty mnie kochasz? pyta cicho.
W tej chwili cały jej wyraz redukuje się do krawędzi. Plecy, stopy, pośladki, uda i cała reszta.
Oglądam ją. Jestem jej jedynym obserwatorem.
– Powiedz, kochasz mnie czy nie? powtarza pytanie.
Jest tyle naturalności w jej rozwartych udach, między którymi chowa dłonie. Całkowicie sfeminizowana istota.
– Nie kochasz mnie?
– Kocham.
Siedzi. Włosy zasłaniają jej twarz. Włosy zasłaniają moją twarz. Są granicą, przez którą zupełnie łatwo szmugluje się wszelkie kochanie.
16 listopada, 2007 o 20:45
Uwierzy Pan, że ja ze swoją kobietą jestem już 24 lata?
Może Pan uwierzy, ale wtedy napewno pomyśli: nie ma się czym chwalić :-). Ale w to, co Panu za chwilę powiem, z pewnością Pan wierzył nie będzie. A jednak tak jest. Podczas calego trwania naszego związku, ani razu nie padło słowo „kocham”. Serio. Kiedyś przyłapała mnie na zdradzie. Nic nie mówiła. Nawet wyrzutu w oczach czy geście nie widziałem. Widziałem tylko coś w rodzaju żalu połączonego z rezygnacją. Do dzisiaj ani słowo na temat tamtego zdarzenia nie padło. A ja od tamtej pory wolałbym się powiesić niż drugi raz widzieć tamtą reakcję. Tak, tak, panie Marku, sorry, że na wspominki mnie wzięło, ale tak sobie myślę….miłość jest określona w czynach. Słowne deklaracje są nie tylko puste, ale i podejrzane.