.
Matka miała syna. Kochała go.
Pewnego dnia syn się ożenił, ale kobieta, którą sobie wybrał za żonę nie chciała się jego miłością z nikim dzielić. Dlatego któregoś razu rozkazała mu zabić staruszkę. Poszedł on do matki, zabił ją i wyciął jej serce jako dowód dla żony, że tylko ją kocha. Wracając z powrotem do domu potknął się i upadł. A serce, które niósł wypadło mu z dłoni, potoczyło się po bruki i zapytało: Synku, nic ci się nie stało?
Oto historia bezprzymiotnikowa, historia, którą mogłyby opowiadać kobiety swoim synom. Ale kobiety, w szczególności: polskojęzyczne gospodynie domowe, które zaczynają dzień od paczki waletów i kawy, po której łatwo robią kupę i z równą łatwością piszą przynajmniej jeden wiersz, który następnie publikują gdzieś w internecie lub też nękają sekretarzy redakcji pism literackich nie wierzą prostym, bezprzymiotnikowym przekazom.
Kobiety mają tak skonstruowane mózgi, że nie potrafią obejść się bez przymiotników. Kiedy chłopaki ganiają się z plastikowymi karabinami i naśladują serie z pepeszy wrzeszcząc: e e e e e e e e e, dziewczynki ćwiczą się w swych przyszłych funkcjach społecznych. Prowadzają dostojnie wózki, w których wożą lalki. Lalki te czeszą, pieszczą, myją, karmią i przebierają.
Na tym etapie rozwoju wszystko jest jakby w porządku. Ale w pewnym momencie z dziewczynkami zaczyna się dziać coś niezwykłego. Otóż odkładają one wózki i lale. Zapominają o tych gadżetach na dłuższy okres czasu. O wózkach i dzieciakach przypomną sobie w okolicach trzeciego roku studiów, kiedy to o wewnętrzne strony ich cienkich ścianek twarzoczaszki zacznie obijać się wielki dzwon zwany instynktem macierzyńkim. Ale zanim do tego dojdzie dziewczynki rozkochają się. Przedmiotem ich westchnień jednak nie będą chłopcy z Backstreet Boys, Tokyo Hotel. Nie będzie to nawet lider zespołu Feel. Pierwszą ofiarą kobiecej miłości padają przymiotniki. Życie kobiece zacznie się koncentrować wokół konkretnych kategorii:
– gruba (w szczególności: jestem za gruba)
– chuda (w szczególności: ale ona chuda)
– ładna, piękna, cudowna
– brzydka, paskudna, ohydna
itp.
Oto przykład. Jedna z dziewczyn na blogu ze strony bravo.pl pisze:
moja mama wpędza mnie w kompleksy….np siedzimy a ona mówi mi że jestem gruba… :/…a tymczasem mam niedowage.. :/..i gruba nie jestem:/ …albo mi mówi ze mam krzywy nos…niedawno siedziałam z nią na kanapie a moja mama ” o jej…ty masz bardzo krzywy nos” …nie mówi mi że jestem brzydka wprost ..tylko jakby chciała no nie wiem..w kompleksy mnie wpedzic..”/…ej no sorry…ja sama nie wiem jaka jestem..ale powodzenie mam więc chyba jakaś straszna nie jestem :/..no wiecie modelką też nie…ale to troche wygląda jakby chciała sie dowartościować wpędzając mnie w kompleksy…/://dziwne troche.. (autor: ponczoszanka)
Mamy tutaj charakterystyczne przymiotniki wieku dojrzewania:
– gruba
(warto zwrócić uwagę na koniunkcję: mam niedowagę i gruba nie jestem.)
– krzywy
– brzydka
– straszna
– dziwne
Przed 15 rokiem życia umysł kobiety nie potrafi wyjść poza tych kilka przywołanych przez ponczosznkę przymiotników. Właściwie jak nigdy później, każda kobieta przed piętnastym rokiem życia jest w stanie dokonać rzeczy unikalnej a mianowicie, potrafi opisać świat zewnętrzny, życie społeczne i sferę kultury za pomocą pięciu przymiotników: gruby, krzywy, brzydki, dziwne.
W miarę upływu czasu kobiety będą starały się ukrywać rodzajową skłonność do przymiotników. Jako kobiety zasiadające w zarządach spółek, jako współczesne businesswoman będą unikały przynajmniej w życiu zawodowym – przymiotników jak ognia, gdyż przymiotnik ma tę oto przypadłość, że zdradza uczucia. A nie ma nic gorszego w biznesie niż okazywanie emocji. Negocjatorzy umów inwestują dziesiątki tysięcy na botulinę wstrzykiwaną w twarz, w skórę dłoni, by się nie pocić, by nie okazywać oznak zdenerwowania czyli nie dać przeciwnikowi szans na behawioralną lustrację właściwych intencji.
Kiedy zrzucą korporacyjne kostiumiki, kiedy zmyją z siebie zapach toneru do kserokopiarki, przy której spędziły większą część dnia, businesswoman na powrót staje się królową w świecie przymiotników. Oczywiście ich zbiór ewoluował. Oprócz:
– gruba
– chuda
– ładna, piękna, cudowna
– brzydka, paskudna, ohydna
pojawiają się nowe:
– odprężająca (w sensie: kąpiel odprężająca)
– relaksująca (jak wyżej)
– czule (w sensie: kochaj / pieść / całuj mnie)
– delikatnie (jak wyżej plus wsadź go)
Żadna orgia seksualna przeplatana wykrzyczanymi: mocniej, głębiej, mocniej, mocniej, nie może się równać z ciążą. W tym unikalnym stanie fizycznym ujawnia się równie unikalna słabość do przymiotników. O ile zapładnianie kobiet nie jest rzeczą trudną, tak życie z zapłodnionymi kobietami wymaga anielskiej cierpliwości. Ciężarne przy pomocy dwóch antytetycznych przymiotników potrafią zmienić w proszek radość z trafienia szóstki w totka, nie wspominając o prozaicznej satysfakcji z udanego dnia. Taki oto przykład:
Ciężarna: Stasiu, przynieś mi wody
Stasiu: Już kochanie. Proszę.
Ciężarna: Za zimna Stasiu.
Stasiu: Przepraszam. A teraz może być?
Ciężarna: Stasiu, za gorąca.
Stasiu: Doleję zimnej. I jak?
Ciężarna: Nie czujesz, że za zimna? Zimniejsza niż na początku.
Stasiu: No to daj, trochę doleję.
Ciężarna: Ohyda, tego pić nie można. Poparzyłam się. Ale z ciebie nieudacznik.
Istnieje tylko jedna dziedzina życia, która może być porównywalna do dziewięciomiesięcznej przymiotnikowej gehenny jest nią poezja. Kiedy kobieta zaczyna pisać wiersze wszystko się może zdarzyć. Może rozstąpić się jakieś morze, może zatrząść się zmienia, może przemówić stwórca, w ostateczności kobieta pisząca wiersze może dostać Nobla (o ile ma przystojnego sekretarza, który dzielnie ją inspiruje i podtrzymuje na tzw. duchu.). Największe kataklizmy zdarzają się jednak wówczas, kiedy kobiece pasje przymiotnikowe kanalizowane w wierszykach zostaną wydane w formie tomiku. Wówczas mamy do czynienia ze wymierną stratą kulturową, ze szkodą na duchu ponadgatunkowym i co najważniejsze: z niepowetowaną stratą papieru. Przykładem takiego kataklizmu jest tomiczek Elżbiety Lipińskiej, Pożegnanie z czerwienią. Na jeden tysiąc przymiotników przypada w nim średnio pięć rzeczowników i kilka czasowników. Oto próbka:
siwy mróz jak rozczochrana broda
zimne światło z trudem przebija noc
zmarznięte dłonie chowam głęboko
w pamięć twojego ciepła
zaciskam mocno powieki
bezczelnie wpycha się blady świt
w sam środek snu
gdzie pomarańczowe ciepło kamasutry
owija mnie szczelnie jak sari
które odplątywałeś tak cierpliwie
jak niecierpliwie mnie potem kochałeś
[przebudzenie]
Po takiej dawce przymiotników, które z gracją serwuje Lipińska, a której żaden Stasiu nigdy by nie wytrzymał, można tylko złożyć hołd ciężarnej kobiecie i podziękować bogu za penisa.
25 kwietnia, 2009 o 8:13
’
Kobiety myślą szczegółami. Dlatego mają naturalną tendencję do używania dużej ilości określeń, gmatwania najprostszego przekazu. Chcą wsadzić przymiotniki, aby zdanie wyglądało ładniej, bardziej intrygująco.
Złośliwy Auberon Waugh powiedział:”Smutną cechą nowoczesnego świata jest, że w głownej mierze tylko kobiety mają czas na pisanie, a rzadko mają one o czym pisać.”
Z mojego wywodu wynika, że Stefan Żeromski musiał być kobietą, dlatego pisał tak rozwlekłe zdania.
26 kwietnia, 2009 o 8:01
A Hermann Broch i jego „Śmierć Wergilego”(Der Tod des Vergil)?
Pierwsza strona książki zawiera jedno zdanie! Ile osób jest w stanie przebrnąć przez początek tak napisanego dzieła, gdzie, słowa spiętrzają się między przcinkami i dopiero po kilkudziesięciu wersach następuje tak upragniona przez czytelnika kropka.
Dlatego nie ma co się cieszyć, że się jest meżczyzną.
26 kwietnia, 2009 o 11:40
to jak jesteśmy przy mężczyznach i ich majowych, eleganckich potrzebach seksualnych to wrzucę tu jeszcze Camusa, którego Iza tak uwielbia. Taki słynny fragment z Dżumy:
(…) Pewnego wieczora Grand powiedział, że ostatecznie rozstał się z przymiotnikiem „wytworna” i że odtąd będzie nazywał amazonkę „smukłą”. „To bardziej konkretne” – dodał. Innym razem przeczytał swoim dwom słuchaczom zdanie w takiej postaci: „W piękny ranek majowy smukła amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego.”
– Prawda – powiedział Grand – że tak widać lepiej, i wolę „ranek majowy”, ponieważ „poranek majowy” wydłuża nieco kłus.
Następnie pochłonął go przymiotnik „wspaniała”. Sądził, że nie jest dość wymowny, i szukał słowa określającego lepiej pyszną klacz, którą sobie wyobrażał. „Tłusta” nie pasowało, przymiotnik był konkretny, ale nieco pogardliwy. „Lśniąca” kusiło go przez chwilę, ale nie godziło się z rytmem. Pewnego wieczora oznajmił triumfalnie, że znalazł. „Czarna kasztanka.” Uważał, że czerń dyskretnie mówi o elegancji.(…)
Słowem: mężczyzna, koń i amazonka aż się proszą o przymiotniki. Zdumiewające, że w czasach zarazy takie subtelności są omawiane w niemal jednej trzeciej najsłynniejszej powieści Camusa . A Marek ma pretensje do Lipińskiej. A jak by zabłysnęła prawdziwa i właściwa poezja męskiego nośnika, takiego np, Jacka Dehnela, bez tych zachwaszczonych strof koleżanki portalowej, która, jak ten przykładowy z tekstu Marka sekretarz noblistki, bierze na barki całe zło poezji, by diament czysty mógł błyszczeć? Już pomijając zupełne zamazanie płciowe dzisiejszego świata, szowinistyczny podział Marka jest niewybaczalny. Nie mogę się uspokoić z oburzenia.
26 kwietnia, 2009 o 12:12
Ewo, moim ulubieńcem jest nadal swięty Augustyn, nic się w tym względzie nie zmieniło.
On mógłby podpisać się pod słowami Marka:
” Nieudolność rozumu ludzkiego rozbrzmiewa zazwyczaj obfitymi słowami, bo poszukiwanie jest bardziej gadatliwe, niżeli znalezienie.”
Dlatego wiele słów rozrzucamy, na przykład w wierszach, ale te słowa nic nie wnoszą, wiersze są nadal jałowe.
Ostatnio rynsztok staje się portalem rozterek wyznaniowych więc czytanie zwierzeń Camusa jest dla mnie antidotum.
26 kwietnia, 2009 o 13:20
Tak, przeczytałam wątek o Mareczku Trojanie na rynsztoku, pobawiony zupełnie dowcipu. Jak to się dzieje, że można tyle napisać i niczego nie napisać?
To bardzo pouczające. Ponieważ w dalszym ciągu nie wiem, who is who na rynsztoku, egzotyka tego tekstu poraziła mnie właśnie brakiem aluzji. I wtedy tekst jest nagi jak święty Augustyn w czasie orgii seksualnych przed ascezą i świętością.
Świat literacki musi się wyszumieć. Ale pod tymi maskami mogą kryć się przecież starzy ludzie. I wtedy już nie ma szans na żądną jakościową metamorfozę ani świętość. I cóż to da, jak się wykluczy przymiotniki typu starość? Nic.
26 kwietnia, 2009 o 19:40
Ewo, wątek o Marku Trojanie jest bez znaczenia dla czytelników. To kontynuacja wcześniejszych prób literackich, forma pisemnego zakochiwania się w głównym bohaterze i powinna być wysłana e-mailem z linkiem z piosenką i z fotką łabędzi, albo morza. Ale jeżeli autor ma przymus podzielenia się z innymi swoim nieodwzajemnionym uczuciem, niech dalej pisze (to jedna z metod terapii zajęciowej).
Ewo, pisząc o rozterkach wyznaniowych na portalu rynsztok, miałam na myśli wysyp utworów z odnośnikami do Boga. Na tym polega „Czynność” Boga i Diabła opisana przez Carla Junga.
Dlatego czytam Camusa, książkę o Edith Stein przeczytałam dawno temu.
ps
tak tworzy się sekta, nadużywanie przez poetkę przymiotników to przy tym pestka.
27 kwietnia, 2009 o 6:56
Przywlokłaś na ten blog Izo Camusa i dręczy mnie Camus nocami. Przeczytałam na wsi powtórnie całego Człowieka Zbuntowanego(zakazany był w PR-Lu i jak wyszedł, to się go czytało jak owoc zakazany) i jednocześnie j Žižka, to o Operze. I ten j Žižek tłumaczy mechanizm pisania oper miłością francuską. Tam jest bardzo rozbudowany opis męsko damskiej pieszczoty przywołany właśnie dla objaśnienia tego bardzo nikłego w sumie przesłania filozoficznego i na dodatek mało prawdopodobnego. Zmierzam tylko do tego, że dzieli tych myślicieli zaledwie pół wieku, a jaka różnią w pisaniu!
Dlatego nie lekceważyłabym wyznań miłosnych do niekochającej, nieodwzajemnionej miłośnie literatury. Niech i będą łabędzie, czaszki, emo, camp i kicz, ale musi omieć to wszystko jakiś sens perswazyjny. Literatura to tylko namiętność. Bez namiętności nie ma literatury
(A tak po kobiecemu, to chodziło o nieodwzajemnioną miłość do Trojana, czy do Krwawego?)
27 kwietnia, 2009 o 8:00
powaznie myślicie, że to o Mareczku Trojanie na rynsztok.pl to może być o mnie?
27 kwietnia, 2009 o 8:05
próżność taaaaa, kurwa jak ja to lubie.
27 kwietnia, 2009 o 9:29
z soboty na niedzielę był na polsacie animowany Jawa czy sen (Waking Life) Richarda Linklatera (chcę mój kolejny komiks w takiej, barwnej konwencji zrobić). I tam się mówiło wyłącznie o tym, że jesteśmy wszyscy wszystkimi. Więc Marku, nie tylko jesteś Mareczkiem Trojanem, ale i nawet Jackiem Dehnelem! I to wszystko poparte całkiem wiarygodnymi cytatami z Kierkegaarda i największymi światowymi autorytetami od Greków począwszy. Bardzo new ageowy ten film był, ale bardzo mi się podobał.
A co do Izo kwestii Bożej Spawy na rynsztoku, to podstawowy błąd jest taki, że ktoś, kto wierzy w Boga nie może zastanawiać się nad jego istnieniem, ponieważ wiara wyklucza wątpliwość.
27 kwietnia, 2009 o 9:49
póki co na rynsztok.pl nic się nie dzieje. Panienki sobie dyskutują o tym, co ugotują na obiad. główny dylemat to: kopytka czy pierogi? Gerszberg postanowił renimować portal komentarzami, ale własnie w tej chwili zaczyna doświadczać skutków braku opozycji estetyczno-intelektualnej troli internetowych. zakład, że za tydzień, może dwa znudzi mu się i przestanie pisać.
Zostanie oczywiście krysia myszkiewicz, która zachwycona statusem moderatora wkleja kolejne fotki o takiej sile rażenia estetycznego jak jej rymowanki. Ale krysia myszkiewicz może rozmrozić nawet mamuta albo tygrysa szablozębnego, którego trzyma na specjalne okazje w lodówce, zaciągnąć go – jak to mówią sławni poeci: „na Port” do Wrocława, a i tak nikt by jej nie zauwazył.
poceszające jest to, że romuś kaźmierski wraca. zacząłem się martwić, że przegram flaszkę. mam pewną teorię, że kaźmierski nie może żyć jeżeli nie publikuje wierszy w internecie. im ich więcej, tym lepiej mu się żyje, tym lepiej się czuje. kaźmierski zmienił się w e-kaźmierskiego.pl
27 kwietnia, 2009 o 18:24
Ewo, przypomniał mi się tekst Sartre`a o rozterkach wiary.
„Nie wierzyła w nic. Tylko jej sceptycyzm powstrzymywał ją przed zostaniem ateistką.”
Marku czynisz zarzut panu normalowi z zamieszczania wierszy na portalach internetowych?
Wolę czytać poezję w necie za darmochę niż wydawać kasę na kupno tomików. Więcej kosztuje mnie dostawa niż wytwór umysłu natchnionego prawie wieszcza dwojga rodzajów.
Tomiki najczęściej prezentują się paskudnie, jakby wydawca od razu dopasowywał wygląd książeczki do treści.
Przyszłość to internet. Jest bezkosztowy i błyskawicznie można przeskoczyć do innego autora nie denerwując się, że wydało się pieniądze na następne badziewie.
Rynsztok stał się portalem psiapsiółkowym, w którym wszystkie zamieszczane wiersze koleżeństwa są genialne. Teraz jest na rynsztoku nareszcie miło, domowo, fotkowo i przyjaźnie. Kto się zakoleguje z szefową, zostanie namaszczony na wieszcza w krótkim czasie.
I czy to nie jest pokusa? Jest!
27 kwietnia, 2009 o 18:47
Nie czynie zarzutu kaźmierskiemu. zreszta jak wiesz ja i romek jesteśmy bardzo dobrymi znajomymi, a nawet – przynajmniej z mojej strony – jesteśmy internetowymi przyjaciółmi. to ja sprawiłem, że poezja Kaźmierskiego zyskała nieskończoną liczbę płaszczyzn interpretacyjnych. Romek mi za to zapomniał podziękować, ale zdaje się moje teksty o jego dziełach były jedyną wnikliwą analizą twórczości tego poety.
z drugiej strony roman każmierski jest substancją psychologiczną tak prostą, jak zwój mózgowy ślimaka winniczka. wiem doskonale kiedy się obrazi i wiem doskonale że wróci. jest transparentny, co należy postrzegac jako zaletę. romek jest kompletnie nieinteligentny, jest jak dziecko zatrzymane na pewnym etapie rozwoju: wpada do piaskownicy między stado dzieciaków i pyta: widzicie mnie, widzicie! oczywiście spodziewa się tylko jednej odpowiedzi: gromkiego TAAAAK.
wracając do rynsztoka. kiedy i gerszberg znudzi się wymiana uprzejmości i przepisów na kluski śląskie, to portal prawdopodobnie się skończy. a szkoda, bo to był najlepszy portal poetycki. Łukaszewicz porobił wycinanki w dyskusjach, które są teraz całkowicie nieczytelne (kto będzie szukał postów w ścieku?) a potem soobie wrócił rozwijać ambitną kserkopię (tak rozwija, że nawet nagrode w świdnicy dostał – a gdzie jest Świdnica? i czy to daleko od Otynia? jak nie, to może wpadnę na grila do tamtejszego sołtysa) – czyli: narobił syfu i ma w dupie rynsztok. przemek zniknął. ostał się tylko spec od open society. tylko spec w swojej wizji portalu przeczył mały szkopuł: nie można dyskutowac w nieskończonośc z samym sobą.
27 kwietnia, 2009 o 19:42
Przecież ja nie wiem, o czym Wy mówicie! Ja nawet tego normala nie mogę odnaleźć, nie mówiąc już o innych subtelnościach występujących na tym portalu osób. Dla mnie tam jest jakiś ogromny tłum ludzi o bardzo dziwacznych imionach. Kiedyś był skandal w Polskim życiu obyczajowym, gdy wielki poeta brulionu, Zbigniew Sajnóg w swojej sekcie Niebo ponazywał dzieci zrodzone ze związków niesprecyzowanych imionami niechrześcijańskimi. Ale przecież one przynajmniej były nazwane jednorazowo! A w rynsztoku widzimisie nazywania nie ma żadnego szacunku dla czytelnika, codziennie tam jest ktoś inny, a tu słyszę, że na dodatek to jest jedna i ta sama osoba. Współczuję jej z całego serca!
Jako wykluczona i niezorientowana chyba wkleję tu ten fragment ze Slavoja Žižka.
27 kwietnia, 2009 o 19:53
na rynsztoku obecnie publikują 3-4 osoby. czyta portal dokładnie 17 osób dziennie. ty dzisiaj byłaś 18.
kaźmierski się tak ostatnio obraził, że przemianował nazwę konta z nrml na … to teraz już wiesz o co chodzi
27 kwietnia, 2009 o 20:19
W dzisiejszym Wprost Zdzisław Krasnodębski pisze o najważniejszych według niego żyjących intelektualistach. Wymienia dwadzieścia jeden nazwisk. Jest wśród nich Slavoj Žižek, nie ma ani jednej kobiety, nie ma Dawkinsa.
Krasnodębski podaje tytuły dziesięciu książek, które wypada znać, aby nie wyjść na ćmoka.
Jest wśród nich „Rewolucja u bram” Žižka.
Dlatego wklej, proszę Ewo odpowiedni fragment, aby każdy z nas mógł poczuć się Europejczykiem.
ps
Marku dzisiaj rynsztok przeczytało znacznie więcej osób. Przyczyniliśmy się do tego. Przepisy kulinarne cieszą się dużym powodzeniem w internecie.