– Mówię ci: jest czerń i jest biel. To, co czarne jest bardziej atrakcyjne, bardziej widoczne. To, co czarne kusi za każdym razem i bez przerwy. Bieli nie widać, bieli nie ma.
Ona jest rozciągnięta w blejtramie. Na wyraźnej fakturze płótna traci naturalny kontrast. Znika tam, gdzie białe. Wyraźna po ciemnej stronie.
– Kto wymyślił te wszystkie odcienie szarości? pyta i patrzy mnie. Przeciąga się, łasi, balansuje na cienkiej granicy.
Oddycham szybko odliczając w pamięci do dychy. Teraz myślę tylko o papierosie. Chcę zapalić. Jest już tylko czerń.
– Zaraz wracam mówię. Ona wie, że kłamię, że już nie wrócę. Odwraca się. Czerń ją otacza, zjada od środka. Konsumpcja wtórna. Już nie ma rąk.
– Opowiesz mi kiedyś jeszcze jedną bajkę? pyta na odchodne.
– Tak, kiedyś ci opowiem, o tym, czego nie widać odpowiadam poprawiając koszulę.
– Ale przecież tego, czego nie widać nie ma!? zdziwiona odpowiada pytająco, tak jakby chciała mnie zatrzymać. Wykraść jeszcze kilka chwil dla siebie, tych, które mnie dzielą od wyjścia.
– Czy naprawdę myślisz, że to, czego nie widać nie istnieje?
Sztampa: zapalam papierosa i odchodzę. Bez cześć, bez żadnego pożegnania. Już mnie nie widać. Czerń mnie otacza. Konsumpcja wtórna.