.
Uzasadnienie JURY
Szanowni Państwo, jako przewodniczący Jury tego prestiżowego konkursu na wstępie chciałbym podziękować wszystkim autorom, którzy nadesłali wiersze. Z roku na rok odnotowujemy coraz większe zainteresowanie naszym konkursem. Zwiększa się także poziom artystyczny nadsyłanych tekstów. Dlatego coraz trudniej wybrać nam, doświadczonym przecież jurorom, którzy za honoraria jurorskie niejedną zgrzewkę piwa kupili i niejeden kebab zjedli, właśnie ten jeden, ten jeden jedyny wiersz warty miliona dolarów.
Zanim ogłosimy zwycięzcę przypomnę tylko, że wyboru dokonało bardzo, ale to bardzo profesjonalne jury w składzie: dr Marek Trojanowski (przewodniczący jury), Bronisław Maj, Rafał Rżany, Piotr Śliwiński, Mariusz Grzebalski, Stanisław Bereś, Jakub Momro,
Anna Kałuża, Alina Świeściak oraz aktor Maciej Stuhr, który sam nie bardzo wie co tu robi.
Nie muszę chyba dodawać, że jurorzy, to osoby mogące poszczycić się dorobkiem w dziedzinie poezji – z reguły są to tomiki wydane własnym sumptem, czasami tomiki pokonkursowe, ale zawsze tomiki.
Przejdźmy już do konkretów. Szanowni Państwo, mamy zaszczyt ogłosić, że pierwsze miejsce i główną nagrodę w wysokości jednego miliona dolarów, w Ogólnopolskim Konkursie Jednego Wiersza wygrała pani Bianka Rolando – godło: „Tak, tak, to ja” wierszem pt. Pieśń piąta. Oto zwycięski wiersz:
Pierwszy kawałek
o najbardziej łagodnych krawędziach
Z powiewem wiatru w przyszerokich spodniach
wielokrotnie rozrywanych w bolesnym kroku
od zbyt długich i tanecznych kroków
z oddechem, którego wszyscy unikają
podśmiechują się ze mnie w autobusie, jestem Blu
Dziewczyny na mój widok mocniej przytulają
swoich przystankowych towarzyszy, drżąc
jak sadzonki pomidorów wspierające swój ciężar
na solidnych patykach, które korygują ich kształt
Dzieci patrzą na moje ciemne oblicze
szukając oczu do rozpoznania twarzy
Chodzę, patrząc się na bezcelow y ruch
Ich mobilność jest absolutnie zbędna
Na dworcach świata mam swoje apartamenty
President Suite z marmurową posadzką
Oddaje mi ona swój zbawienny chłód, spokój
Obdarty jestem z koronek tłumiących oddech i ciało
Drapię się za uchem, spoglądając na wysokie kobiety
w reklamówkach całe życie za 35 złotych z resztą
Jestem cieniem, przybrudzonym krawężnikiem
w którym zbierają się kałuże, mokre odpadki
wsiąkają we mnie swobodnie i lękliwie
Wystraszeni swoją pewnością siebie, uciekają
na drobnych nóżkach, w podziemne przejścia
Szarobura cera uczyniła mnie prawie umarłym
co może się stać z człowiekiem, gdy nie słucha mamy
co może stać się z człowiekiem, gdy nie słucha innych
Moje kroki bujają się w rytmie siarczanych opowieści
Prawdziwie niesamowite, bo oni tak zawsze
moi kompani częstują mnie nimi jak papierosami
Nie mam przeszłości, nie mam ani ojca, ani matki
nie mam licznych sióstr, braci, przyjaciół, wrogów
nie mam kochanek, ani kochanków
nie płaczę, nie szukam pocieszenia
ani łaski, ani litości, ani gniewu, ani ciebie
Nie jestem samowystarczający, ale wystarczający
dlatego jestem nieproszonym dozorcą
komentatorem pięknych, rozproszonych detali
Dostaję grosze od zgarbionych ludzi
dzięki temu co dzień jem czerstwy chleb
piję najtańsze, wiśniowe wino
w plastikowo-kryształowym kielichu uwielbienia
Toczą mnie w środku jakieś nieznane choroby
których objawów ciągle oczekuję
Z pełną świadomością przyjmuję wszystko
Moje ciało tęskni już za rozkładem
Czuję tę piękną i skuteczną presję
tę dyskretną elegancję wycofywania się
w środku przyjęcia
Proszę przestać klaskać, ponieważ przed obiadem chciałbym zdążyć przeczytać Państwu uzasadnienie werdyktu. Dziękuję.
Ekhm, Ekhm, Proszę Państwa, dostojna laureatko oraz wy wszyscy, którzy wysłaliście swoje wierszyki, oto nasze uzasadnienie:
UZASADNIENIE
Błyskotliwy poetycki koncept, ironia, humor – jak w liryce Wisławy Szymborskiej. Niezwykłe skupienie wizji i kondensacja sensów – jak u Emily Dickinson. Kunsztowna konstrukcja wiersza – jak u Brodskiego czy Heaneya. Zachwycające wirtuozeria języka – jak u Barańczaka. (1) Stanowi dobre jej podsumowanie, jak gdyby streszczając ścieżkę, którą podąża ta liryka: wąską, pełną zakrętów i uskoków, pomiędzy życiem „czystym” a życiem zamykanym w słowach. Życiem od pisania niezależnym, powiedzmy: literacko nie (nad)świadomym, ale życiem biegnącym niby w rytm napędzanych przez nie słów (jest to więc relacja jak najbardziej zwrotna). To wiersz, w którym równe prawa mają język i wchodząca w niego rzeczywistość. Przychodzą mi na myśl słowa „zamieszkać w języku”, przy czym koniecznie trzeba powiedzieć, że „zamieszkać” jest tu może nawet ważniejsze i pseudonimuje szereg „ustateczniających” wartości, przede wszystkim miłość kobiety i więź (co nie znaczy jedność czy zgodę) z Bogiem.(2) Bianka Rolando porywa się na rzeczy niepopularne i ponoć niemożliwe. Ryzykuje i więzi uwagę czytelnika. (3) Te tajemnicze, zwrócone ku sobie i wzajemnie oświetlające się mini-fabuły mają w sobie coś z mrocznego mitu. Żyjący na pograniczu snu i jawy, ascetyczny podmiot bardziej przypomina humanoidalną hybrydę niż człowieka. Ludzkie są jego uczucia, zwłaszcza niespełniona miłość – cicha bohaterka tego tekstu.(4)
Urzeka ta umiejętność płynnego przechodzenia z tej naszej prozaicznej realności w jakiś specyficzny zaświat czy międzyświat, uruchamiany zarówno myśleniem o naszym organicznym zanurzeniu w niebyt, „życie po życiu”, śmierć, sen, stany prenatalne oraz egzystencje równoległe czy alternatywne, jak i doświadczeniem poetyckim, będącym formą wyobraźniowej wyprawy w uniwersum kształtów, obrazów i duchowych wydarzeń, które nic nie mają wspólnego z naszym mozolnym czołganiem się ciałem i zmysłami po ziemi (5)Zdaje się być szukaniem uzasadnień tak dla poezji, która nie chce być zniekształconym echem swoich dawnych możliwości, jak i dla życia, które nawet jeśli nie wierzy we własną wypowiadalność – musi mówić (6).
Pieśń Piąta (7) rządzi się logiką przemieszczenia, a poetka namiętnie tropi oznaki podstawień jednych słów pod drugie, uniemożliwiając językowi znieruchomienie. (8) Poetka zmieniała jednak tonację: mroczniejsza, pesymistycznie podbija ciemne sensy (9) Żongluje poetykami, ale nienachalnie. Ślady symbolizmu czy (przede wszystkim) surrealizmu nie trącą w jej wierszu pretensjonalnością, efekt rozsunięcia rzeczywistości i podmiotu nie jest ani modernistycznie udramatyzowany, ani beztrosko spostmodernizowany. Co prawda heterotopie, językowe dryfy powodują tu alienację języka, uwalniają go od ładu, który nim rządził, i ustanawiają ład nowy, „czynny do odwołania”, ale język, wypróbowując wciąż nowe możliwości połączeń, usiłując ustanowić nowe zasady ładu, szuka kontaktu ze światem (10) Bianka Rolando uczy nas czytać na nowo (11).
Przypisy:
1)Bronisław Maj, Agnieszka Kuciak, Retardacja
2)Rafał Rżany, Tadeusz Dąbrowski, Te Deum
3)Piotr Śliwiński, Bianka Rolando, Biała Książka
4)Mariusz Grzebalski, Sławomir Elsner, Antypody
5) Stanisław Bereś, Bogusław Kierc, Zaskroniec
6)Piotr Śliwiński, Wojciech Bonowicz, Pełne morze
7) Marek Trojanowski
8) Jakub Momro, Andrzej Sosnowski Dożynki 1987-2003
9) Anna Kałuża, Julia Fiedorczuk, Planeta rzeczy zagubionych
10) Alina Świeściak, Łukasz Jarosz, Biały tydzień
11) Maciej Stuhr, Bianka Rolando, Biała książka
4 listopada, 2009 o 18:53
Ladnie zakpil Pan, Panie T., z krytykow. Przypuszczam, ze takie „UZASADNIENIE” uzasadni losowo wybrany wiersz losowo wybranego autora. Ucieszy tych, ktorzy nie moga sie doczekac recki Sliwinskiego
4 listopada, 2009 o 19:19
no
4 listopada, 2009 o 20:01
a gdzie nawiązanie do Dantego i obowiązkowa wzmianka o Safonie?
Marku i to wszystko napisało jedenaście osób bez przymusu z potrzeby wierszówki?
A przecież skarb krytyki ukryty jest jak zwykle w dwunastym krześle.
5 listopada, 2009 o 8:11
izo, tym razem nie Bianka Rolando i jej teksty poszły pod nóż. na to przyjdzie jeszcze pora.
nie wiem czy zwróciłaś uwagę, ale polska krytyka literacka tworzy nie tylko krytyki literackie. wiersze krytycy w krytykach piszą. wiersze.
gdyby szukać analogii:
tak jak gdyby malarz pokojowy przez przypadek, nieświadomie wymalował tobie na jednej ścian fresk „stworzenie Adama”. jak przeczytasz teksty z „Antologii”, to zobaczysz np., ze Wolny-Hamkało pisze rewelacyjne wiersze. Ze Podgórnik i Mueller także. Że Gutorow i Maliszewski są wybitnymi poetami.
Wkrótce zrecenzuję Antologię: Wiersze Lepsze, Wiersze gorsze
5 listopada, 2009 o 19:41
Przeczytałam uważnie i dlatego uważam, że zawsze musi się gdzieś pojawić Safona, Dante, Szekspir i Ginsberg.
Korciło mnie aby siebie dopisać jako dwunastą recenzentkę-krytyczkę i aby moje słowa mogły być wpisywane pod każdym wierszem jako komentarz.
Zrobiłeś ściągę dla osób wpisujących się na portalach poetyckich.
I co się okazało?
Podświadomie wykorzystałam ściągę numer 7 i wpisałam się poecie pod wierszem tekstem o języku! napisałam o języku wypełnionym znaczeniami do granic możliwości, gdy ty piszesz o znieruchomieniu.
Stajesz się moją wyrocznią i udogodnieniem.
5 listopada, 2009 o 19:57
izka, wydaje mi się, że nie traktujesz z należnym szacunkiem bełkotu rodzimych krytyków. wiesz, ja także popełniłem ten błąd (tak, tak, izo takie ważenie sobie lekce słów wyroczni jest błedem. zawsze! teraz o tym wiem).
to było wczoraj. byłem zmęczony. mieliśmy z Jeanette ogladać kolejny odcinek serialu Kariera Nikodema Dyzmy aż tu nagle olśniło mnie. Otóż izo wpadłem na pomysł, by bełkotu nie traktować zgodnie z jego naturą – czyli jak bełkot. ale bełkot traktować wbrew jego naturze – czyli traktować jako poezję.
I Wiesz co się stało? Tak powstała antologia wierszy, które nigdy nie powstały. Nie wiem jak ty, ale ja teraz jeszcze wzruszam się tymi wierszami. naprawdę nie są złe.
np. tekst Grzebalskiego:
Mariusz Grzebalski
[osobność…]
Osobność, inność – te słowa przychodzą do głowy
podczas lektury poezji. Jest ona jak labirynt, który
kusi do wtargnięcia w głąb. Te tajemnicze, zwrócone
ku sobie
i wzajemnie oświetlające się mini-fabuły mają w sobie
coś z mrocznego mitu. Żyjący na pograniczu snu i jawy,
ascetyczny podmiot bardziej przypomina humanoidalną hybrydę
niż człowieka. Ludzkie są jego uczucia, zwłaszcza niespełniona miłość
– cicha bohaterka tych tekstów.
Czy nie jest piękny?
Albo kolejny – brawurowy tekst Joanny Muller:
Joanna Mueller
[nie można…]
Nie można pisać wierszy, które bolą
– powiada zatem zakaz,
pisze je wciąż na nowo.
Nie wolno w ten sposób łączyć
czułości i okrucieństwa, baśni i zagłady –
a on, „dziecko chciwe i rzęsiste”, nadaje im „idealne proporcje powagi i magii”.
Poezja była dotąd z tuszu i papieru –
więc przywraca ją rzeczom naprawdę ważnym.
Nie rób tego, sarni braciszku, będziesz musiał za to sobą zapłacić.
I płaci. „Technika – własna, osad krwi na szkle”.
Grupa krwi poetyckiej ma znak RH+.
Albo taki Kacper Bartczak. Zobacz jak on pisze!
Kacper Bartczak
[wiersze…]
Wiersze poczynają się od słów,
które mają nas postawić na twardym gruncie,
i stopniowo, każąc nam obracać w ustach znaki
i nazwy pewności, ową domniemaną namacalność
rozpuszczają w coraz bardziej przeźroczystej wodzie
(…)
zostawiając nas z frazesem wytartym na wylot,
nieszczelnym jak skorodowane naczynie.
A wiersz Sendeckiego pt. „nowa”, obezwładnia krytykę swoją prostotą
Marcin Sendecki
[nowa…]
Nowa książka jest świetna, bo jest.
Upewniają o tym puste lata,
które upłynęły od wydania poprzedniej książki
Nowa książka mogłaby być jeszcze lepsza niż jest,
gdyby była dłuższa. Wiem, bo pamiętam dłuższe książki.
Ktoś kiedyś będzie musiał zadac pytanie – kiedy bełkot staje się poezją, i kiedy poezja bełkotem. Na takie pytanie – mam to szczęście – nie będę musiał odpowiadać. dawno mnie nie będzie.
Dzisiaj jednak całym gardłem, całą mordą krzyczę:
PATRZ JAK ONI RYMUJĄ!
PS.
wydzieram się, bo trenuję przed karierą telewizyjną.
czekam na umowe z TVN, mam poprowadzić swój autorski program o kulturze. Tytuł: „świniobicie”. wg mojego pomysłu i scenariusza. planuję walkę w kisielu, taniec na rurze itp. – jak myslisz, którą z gwiazd świataka literackiego mam zaprosić do premierowego odcinka. Prezes Walter chce gwiazdy z najwyższej półki.
5 listopada, 2009 o 20:50
Marcin Sendecki od rana jest moim faworytem.
słowo”nowa” można wymienić na tyle innych przymiotników, a asekuracyjny wers:
„Nowa książka mogłaby być jeszcze lepsza niż jest, gdyby była dłuższa”
jest masłem w maśle, cukrem w cukrze, czyli polską poezją recenzencką.
5 listopada, 2009 o 20:54
Urządź eliminację, albo pozwól sie przekupić polskiemu wieszczowi.
5 listopada, 2009 o 21:17
iza, kiedyś pewien bardzo bogaty pan, ale taki bardzo, bardzo bogaty – tak jak ty. no prawie tak jak ty – przyszedł do mnie i powiedział:
w zamian za artykuł na taki i taki temat ofiaruję ci to i to i to.
a ja sie pytam: a dlaczego taki a nie inny artykuł?
on mi zaczyna opowiadac o córce, która studiuje w Kembrycz, Oksforcie itp. i że potrzebuje na ten temat napisac pracę semeestralną.
napisałem pracę.
pan mówi: dobrze, dziękuję, to teraz moja kolej. zgodnie z umową daję to, to i to.
a ja mu na to: proszę pana, nie chcę. dziękuję i niech córce na zdrowie wyjdzie.
a on do mnie: dlaczego? przecież była umowa.
– Żadnej umowy nie było – odpowiadam – Moje teksty są bezcenne. Nie stac pana na nie.
– To dlaczego pan napisał? – zapytał.
– Bo to bardzo ładna dziewczyna
jakieś półtorej roku po tym zdarzeniu widziałem pewnego kierownika zakładu, doktora habilitowanego, który za reklamówkę, w której była jedna czekolada milka, bombonierka i flaszka wódki oddawał prace magisterskie z poprzednich lat, które lezały na stercie w jego pokoju. Wyciągał, zaczynając od spodu, przegladał i mówił:
– Na ten temat, to ta będzie dobra.
A mój kolega mówi:
– Marek, ja się mogę kurwić. Mogę, czemu nie. Ale za dziesięć milionów dolarów.
– A dlaczego za tyle?
– Bo nie musiałbym rano budzić się i stawac przed lustrem. Żył bym na wyspach kanaryjskich,m w domku na plazy z pietnastoma młodymi dziewczynkami. Pił bym, jebał i spał. I tak do końca. Nie miałbym czasu na roztrerki czy wyrzuty sumienia.
Powiedział to kilka lat temu. Dzisiaj pewnie 10 milionów dolarów to za mało. Zresztą w 2007 r., dziesięc baniek zielonych już było mało. Przestał być moim kolegą.
5 listopada, 2009 o 23:04
Marku, wynika z tego, że to ty musisz poczuć gwałtowną, uczuciową namiętność i tylko ty jesteś w stanie wybrać poetę do programu w telewizji Waltera i bić się o niego, o nią, nawet gdy nie jest ta osoba tak zgrabna i medialna jak Doda lub atrakcyjna jak Palikot.
Zadaj sobie pytanie i odpowiedz: jakiego poetę wytatułowałbym sobie w widocznym miejscu i był z nim przez całe życie. I jego zaproś.
Norweski nastoletni kuzyn jest dobrym przykładem. On wybrał poetę na plecy i nie rozstaje się z nim ani na chwilę.
A ja dzięki niemu przeczytałam „Cool gardens Serja Tankiana. Taką ma moc poznawczą właściwy tatuaż.
6 listopada, 2009 o 9:56
izka, nie widze jakoś w TVN stoliczka, przy którym siedzą Monika Mosiewicz (z zarzuconą luźną chustą na ramiona, by maskowała tuszę), Justyna Radczyńska (koniecznie w długiej kiecce, w pozycji „na istotę myślącą”, czyli podpierając prawą rączką podbródek), Jacka Dehnela (obowiązkowo w obcisłym golfiku koloru czarnego) i Piotra Czerniawskiego, którego sylwetka idealnie kontrastuje z posturą rymującej prawniczki.
Nie wyobrażam sobie by ich rozmowa, zaczynająca się od: „co to jest poezja?” zainteresowała kogokolwiek – poza nielicznymi wyjątkami. Mam tu na mysli: Jakuba Winiarskiego.
Uważam, że formuła rozmów o literaturze, zaproponowana i wprowadzona kilka lat temu przez owo szacowne towarzystwo jest nudna, sztuczna napompowana wartością dodaną.
(przez wartość dodaną rozumiem akademickie stylizacje: żargon, kategorie oraz zasada autorytetu)
Oglądałem na youtube film z promocji solistek na jakimś tam spotkaniu. widziałem stado kobiet z mikrofonami w łapkach, które chciały cos powiedzieć. oczywiście panie mówiły, prawie jedna przez drugą – ale widać było, że starają się zapanować nad naturalną, kobieca potrzeba paplaniny. panie, by uwiarygodnić dyskurs, podpierały łapkami główki. wiem, że takie mechanizmy , przepełnione bajtami danych trudno dźwigać na rafaelowskich szyjach. ale cóż, taka dola.
w każdym razie nie pamiętam o czym panie dyskutowały. za to doskonale utkwiła mi estetyka owego spotkania. to świadczy o tym, że mam dziury w mózgu, albo o tym, że ta paplanina jest zwyczajnie nie do zapamiętania.
wracając do stoliczka i spotkania: Mosiewicz+Radczyńska+Dehnel+Czerniawski – jestem pewien w 100%, że towarzystwo to skazana na siebie zasypia po 15minutach. potrzebuja dokładnie kwadransu by odpowiedzieć sobie na pytania: „co słuchać? jak leci? co jadłeś na obiad?”. Później wszystkie tematy się kończą.
Dlaczego tak uważam?
Najdłuższe wątki na nieszufladzie, to wpisy w których trwa napierdalanki. Żadne tam wycackane dyskusje przy stoliczku, w trakcie których dyskutanci popijają kawkę i przy tym obowiązkowo odginają mały paluszek. Najczęściej odwiedzane watki, to wpisy, pod którymi ktoś komuś dopierdala. Rządzi tu prosta zasada potrzeby widoku krwi. Niby człowiek się brzydzi, oburza się, ale podląda. Klika. Czyta. I czyta jak to Dehnel po raz kilkunastotysięczny udowadnia, że to on ma rację. nikt inny, tylko on. Użytkownik po raz tysięczny przeczyta wywód nieszufladowej prawniczki o ratlerku sąsiada. justyna radczyńska raczej nie interweniuje oficjalnie. wysyłając odpowiedniego majla wyda polecenie Czerniawskiemu kogo „uciszyć”. Czerniawski uciszy, byle tylko Dehnel miał rację. Każdy taki wątek przebiega według jednego scenariusza. Kazdy zna schemat. Każdy wie, że jest wstęp, że w rozwinięciu pojawi się ZAWSZE gościu z niemym h w nazwisku i że na końcu – choćby świat się walił, chocby rozmowa dotyczył maszyn parowych – to użytkownik Dehnel będzie miał rację.
Pytanie: Czy ludzie z równym zainteresowaniem czytaliby dehnelowsko-mosiewiczowsko-prezesowsko-administratorskie rozmowy przy stole, których tematem byłaby kultura? pomijam fakt, że takie rozmowy ugrzęzłyby na monologu Dehnela, któremu pozostali rozmówcy – znajac charakter kolegi – odpowiedzieliby: „I ja tak uważam”. Przypomnij sobie izo notatki o filmach, które dehnel wklejał. czy ktoś dyskutował? rozmawiał o różnicach percepcji, o konwencji? nie. wątkie te zwyczajnie przemilczano. Oglądałaś izo jakiś odcinek Łosskotu? co się okazuje, Dehnel jeżeli nie ma pod ręka wikipedii – albo tak jak onegdaj „googlowską wiedzę” określił „zasobami wiedzy z internetu” – jest nie do przyjęcia. Słuchałaś kiedyś Dehnela w radio? Oprócz popularnego powiedzonka: „ale tak naprawdę” które powtarza 19 razy w ciągu 3 minut Dehnel nie powie nic ciekawego.
Obejrzyj izo odcinek na youtube z justyna radczyńską-misiurewicz. zobacz jak ładnie podpiera główke, jak podaje mikrofon. jak przerzuca nóżkami zakładając je jedna na drugą – to doprawdy ciekawy zjawisko. i kiedy nacieszysz nim oczy zorientujesz się, że justyna radczyńska mówiła coś – owszem – ale ty nic z tego nie pamiętasz. (a propos, czy ktoś z gratulujących radczyńskiej kolejnej książki: „kometa zawraca” czytał już owo dzieło? gdzie są recenzję, gdzie dyskusje? gdzie te wiersze, których tyle osób gratulowało?).
największym paradoskem nieszufladowego stolika radczyńskiej i dehnela jest to, że bez użytkowników, których nazywają trolami, przy tym stoliku nie odbyłaby się ani jedna rozmowa.
mój program będzie inny. wyobrażam sobie go tak:
ja, ubrany cały na biało, sprawiam świniaka. ostrzę w międzyczasie nóż, oddzielam mięso od kości, mam całe rękawy w krwi. obok stołu ustawiony jest kojec, a w nim dwie małe świnie. w zasadzie prosiaczki. obok zagrody stół. przy stoliku – niech stolik bedzie szklany, jak u Wojewódzkiego, siedzi sobie jakaś artystka, artysta. Do pierwszego odcinka zaprosiłbym szczepana kopyta, przemka i bargielską. daje im się wygadać. na stoliku stoi wódka, wino – czy co tam jeszcze chcą. (oczywiście widzowie o tym nie wiedzą). po pierwszych 3 minutach podaje im duże steki wycięte z karkówki. ładnie poprzerastane tłuszczem.
smażymy je. każdy swój. rozmawiamy o kruchości życia i o wieczności sztuki. kapujesz: vita brevis ars longa. mamy świetny przykład: martwa świnia, której niesprawiona częśc jeszcze lezy na stole. w 15 minucie programu (program trwa 30 minut) zadaję pytanie:
– co jest łatwiejsze, napisanie jednego wiersza, czy zabicie świni? małej świni. prosiaczka, którego kości to jeszcze niezwapniałe chrząstki. tak jak u dziecka w przedszkolu?
Pokazuję siekierę. I mówię: należy podejść z boku i z góry uderzyć obuchem w głowę.
Podaje Bargielskiej.
– przerwa na reklamę –
6 listopada, 2009 o 13:28
Marku, więc zaproś tych Dehnela, Radczynśką, Mosiewicz i Czerniawskiego. Przecież ty będziesz tym trollem, więc dyskusja się rozkręci. Więc łots problem?
6 listopada, 2009 o 13:37
romek, czy ty naprawdę uważasz, że jestem trollem? piszę u siebie, na własnej stronie internetowej, którą opłacam w 100%. nie umieszczam swoich wpisów na nieszufladzie. dlaczego miałbym być trollem?
i jeszcze jedno:
nie cierpię kategorii „troll” – nigdy jej nie uzłem w stosunku do jakiegokolwiek nicka.
nie znoszę także kategorii „grafomania” – nie znajdziesz jej w żadnym z moich tekstów.
psychoanalitycy powiedzieliby w tym momencie coś o wyparciu i podobnych bzdurach
6 listopada, 2009 o 14:02
Marku, czegoś tu nie rozumiem. Pozwoliłbyś do siebie odnosić się per „głupi chuju”, ale już nie per „trollu”? „Ty chuju” cię nie obrazi, a ” ty trollu” tak? Och Marku, nie kryguj się, nie dąsaj, bo jeszcze zaczniesz przypominać Andrzeja Tchórzewskiego, albo tych licznych jemu podobnych ekscentryków, których – o czym doskonale zresztą wie np. taki Dehnel i to wykorzystuje – dają się najłatwiej podpuścić przez gówniarzy.
6 listopada, 2009 o 16:23
a czego tu nie rozumiesz? tego, że ja ustalam tu wszelkie zasady (właściwie, to robię wszystko, by żadnej zasady działania tej strony nie było), że robię to co chcę i jak chcę. że podoba mis się to, co mi się podoba? że pozwalam na to, na co pozwolić chcę?
roman, czy widziałeś kiedyś człowieka, który mało tego, że nie ma nic do stracenia, to jest jeszcze tak dziwnie skonstruowany, że na niczym mu nie zalezy?
6 listopada, 2009 o 21:30
No nie, Marku. Sam sobie przeczysz. Bo widzisz, skoro na niczym ci nie zależy, to też nie powinno ci też zależeć, żeby nie mówiono na ciebie np. „troll”. A okazuje się, że ci jednak zależy. Okazujesz więc swoją słabość, a to źle, zwłaszcza jeśli się prowadzi krucjatę. (Pomijam, że ja cię bynajmniej nie chciałem tym rzeczownikiem urazić, przyjmując, że jak na rewolucjonistę przystało nie masz słabości i jesteś twardy). Wiesz w tym akurat, że nienawidzisz kategorii „troll” to można akurat dopatrzyć się tego samego podobieństwa, z jakim np. Dehnel nie uznaje kategorii „nadęty” albo „bufon”.
Powiesz mu, że jest nadęty, a on ci odpowie, że nie uznaje słowa „nadęty” itd itd. Jest to metoda właśnie a la Dehnel, metoda żeby ze wszystkiego wyjść obronną ściemą. Jest to również przy okazji przypadek ksobności, owej ciągłej podejrzliwości, że się jest adresatem złym zamiarów. Ta metoda jest zaraźliwa, ogarnęła prawie wszystkich na NS. Miałbyś i ty Marku na nią zachorować?
Bój się Boga Marku, bądź ponad te nieszufladowe choróbska!
6 listopada, 2009 o 22:05
romek, ja jestem marek trojanowski a nie jacek dehnel czy inny szeregowy działacz, wyrobnik literatury. nie istnieje dla mnie żadne ograniczenie. nie ma na tym świecie nikogo, kogo bym się bał, od kogo byłbym zależny. nie zachoruję na żadna chorobę. nie zakoleguje się, nie pojadę na slam ani slamiczek, nie pojadę „na port”, nie dostanę żadnej nagrody, nie udziele wywiadu. romek, bo marek trojanowski robi to, co marek trojanowski chce robic. wiesz jaki to luksus? wiesz jak to jest nie bać się niczego? wiesz?
nie drżysz, nie zginasz karku, nie mówisz wbrew sobie: „witam wielmożnego pana…”.
e
co do „podejrzeń o złe zamiary” – jeżeli roman knap a także monika mosiewicz moga tu się wpisywać, to musisz chyba przyznac, że ja od wszelkic pdejrzeń jestem zupełnie uwolniony. zresztą romek, kogo i o co miałbym podejrzewać? widzisz, ja mam tu jedną przewagę – widze wszystko. widzę kto, kiedy i w jaki sposób. podejrzenia wynikaja z niewiedzy, a w tym miejscu ja wiem wszystko.
wyobrazasz sobie świat „trolla”, w którym nie działa ani jedno prawo?
6 listopada, 2009 o 23:26
Marku, to co powyżej powiedziałeś o sobie, to idealny sposób na to, żeby się duchowo przygotować do obejrzenia „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, która akurat dziś na tvn o 23.10 leci.
Ale, już na poważnie, to owszem, widzę przecież w twoim „Świniobiciu” ową cywilną odwagę i hardość mówienia rzeczy niepopularnych. To samo w sobie dobre dzieło, wręcz bardzo dobre. Nie wymaga więc zatem, tak myślę, jakiegoś burczymuszenia, autodopingowania się w powtarzaniu „jestem wielki, jestem silny, jestem najtwardszy twardziel na tej ziemii”. Tak myślę, ale skoro to lubisz, skoro to cię pobudza, jara, pozwala tworzyć, to nic mi do tego. Czasami artystę trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, znaczy się z jego charakterem, maniami, imagem, czy nawet z jego brutalajffilą.
Aha, ano właśnie – poezja przestaje w ogóle robić wrażenie i blednie, bardzo blednie, w obliczu brutal life. Wystarczy więc brutal life i bach bach – poezja cieniutka taka jako niteczka. Brutal life to w ogóle najbardziej zalecany, bo przecież najprostszy, sposób na walkę z poezją. I nie tylko tą złą, nudną i bezwartościową. Ale to tylko tak, na marginesie…