komentarzy 38
Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić
10 czerwca, 2010 o 15:54
założyłam kilka lat temu, że poetki i poeci z niechęcią podejmują trud głosowania, dlatego nie mam zamiaru ( przynajmniej w tym tygodniu) agitować.
Zresztą ty też wolisz, kiedy ja wybiorę prezydenta za ciebie. Dlatego siedź w domu, grilluj, a ja postawię w odpowiednim momencie krzyżyk.
10 czerwca, 2010 o 22:36
izka, powiedz mi jaki to wybór, kiedy to muszę wybrać między alternatywami, na które nie mam najmniejszej ochoty? posłużę się takim przykładem:
od kiedy pamiętam nie znoszę herbaty z mlekiem – tzw. bawarki.
od kiedy pamiętam nie znoszę też wszelkich rodzajów zup owocowych.
powiedz mi jaki to wybór: albo bawarka albo zupa owocowa? – dla mnie każda decyzja w tym zakresie będzie fatalna, będzie oznaczała, że zdecydowałem się na coś, czego nie znoszę.
izka, zapewniam cię, że będę stawiał krzyżyki, będę głosował, będę marnował niedzielne przedpołudnia spędzając je w lokalach wyborczych ale wówczas, kiedy będzie chociaż jeden taki kandydat, którego polubię. Nie chodzi mi tu o sympatie polityczną (trudno wymagac od kogokolwiek, by miał takie poglądy polityczne, które mi się podobają)a ale chociaż o sympatę estetyczną – innymi słowy: niech to będzie kandydat ładny.
10 czerwca, 2010 o 23:18
Bronisław Komorowski dobrze się prezentuje ostatnio, wreszcie nosi właściwy krawat do garnituru. Donald Tusk posiadł tę umiejętność kilka lat temu. Najlepiej jak zwykle wygląda Andrzej Olechowski. Według amerykańskich miar estetycznych, które decydują o zwycięstwie zajmować powinien pierwsze miejsce w sondażach. Zasada, że wysoki zawsze wygrywa z niższym w Polsce nie działa, tak jak lepiej wykształcony z mniej.
Zwróć uwagę, że kandydatowi Jarosławowi Kaczyńskiemu na wszelki wypadek zabroniono swobodnie wypowiadać się aby nie palnął dlaczego startuje na posadę prezydencką (mógłby powiedzieć prawdę, że chce trybunałów stanu, krwi i igrzysk), Napieralski posiłkuje się dwiema śpiewającymi długowłosymi ładnymi blondynkami, bo wie, że może stracić stołek partyjny, Kalisz już szykuje przewrót, Janusz Korwin Mikke mówi prawie za każdym razem o bandzie czworga, mając na myśli czterech kandydatów partyjnych, Waldemar Pawlak proponuje grać w zielone, a były wicepremier koalicjant PiSu Lepper jest za wolnością gospodarczą. Marek Jurek jest według mnie najbardziej ideowym kandydatem, a przecież nie ma szans. Dlaczego? ponieważ w Polsce nie idee są ważne przy wyborze.
Marku jaki program może realizować prezydent w Polsce? Ma przecież funkcję reprezentacyjną, fasadową. Co najwyżej może przeszkadzać wetami. Wystarczy, aby tym razem prezydent nie miał problemów alkoholowych. Do trzech razy sztuka. Może tym razem wygra prawie abstynent, ponieważ w pracy wylatuje się za pijaństwo, to ta sama zasada powinna obowiązywać prezydenta. Nie chcę słuchać więcej żarcików i plotek o pijackich gafach głowy państwa.
10 czerwca, 2010 o 23:58
muszę dopisać, że Jarosław Kaczyński tak jak Grzegorz Napieralski nie miał wyboru, musiał startować, inaczej nie udałoby mu się, zażegnać przewrotu partyjnego, pałacowego. Zauważam więc tragizm wyboru.
A tak Zbigniew Ziobro może co najwyżej robić sobie manicure w Brukseli. Nadal jest na wygnaniu i cierpi.
11 czerwca, 2010 o 0:55
każdego poranka słuchając radiowej trójki jestem molestowany przez ucho przez ludzi, którzy mają mnie w dupie. To mnie bardzo irytuje. Irytuje mnie to tym bardziej, że mam świadomość, że płacę abonament i że teoretycznie płacę za to, by mi ktoś chuje przez ucho wpychał do mózgu, by zrobić z niego brunatną papkę.
tylko od czasu do czasu moja irytacja przerwana jest chwilami usmiechu.
Uśmiecham się za każdym razem, kiedy Lepper robi z siebie ekonomistę i mówi o budżecie zadaniowym. Widać, że nie tylko zna się na kobietach ale równie dogłębnie przestudiował dwutomowy podręcznik do ekonomii Becka. Za to należy mu sie pochwała – i chwalę. Ale obawiam się, że przy jego talentach zdobywania nowej wiedzy może uczynić z Andrzeja Leppera specjalistę w dowolnej dziedzinie jakim jest np. Jacek Dehnel. (zresztą konsonas: Dehnel Lepper / Lepper Dehnel – jest bardzo podejrzany. Nie potrafię sobie wyobrazić, że Dehnel mógłby być prezydentem. Kto byłyby pierwszą damą?)
Konrad Morawiecki zapewnia, że „będzie mówił prawdę” – jak nie wierzyć człowiekowi, który mówi: „teraz będę mówił prawdę”. O prawdzie to ja się nasłuchałem na epistemologii na drugim roku studiów. Teraz już jestem po magisterce i nie chce mi się słuchać wstępu do wstępu ze wstępu do nauki o prawdzie.
Korwin-Mikke obiecuje, że powoła marszałka polnego, hetmana i że pomorze Donaldowi Tuskowi chwycić tych, którzy nie bardzo chca współpracować „za pysk”. Nie lubię, być chwytany „za pysk” ani za inne części ciała. Wyjatki robie tylko dla swojej jeanette.
Olechowski gwarantuje mi dobrobyt. Obiecuje, że jak zagłosuję na niego, to będę miał to, czego nigdy nie miałem – pieniądze, dużo pieniędzy. Trudno mi uwierzyć, że jednym głosem mogę zdobyć to, czego nie zdobyłem ciężką pracą na budowie w Niemczech, Polsce i w lasach w Rosji i w tartaku Sukhanova
Kaczyński opowiada o drzewach. Wychowałem się w lesie, drzew się w swoim zyciu naoglądałem i nie mam ochoty dalej słuchać.
Pawlak opowiada o umiejętności porozumienia z kazdą opcją polityczną. To by się zgadzało – PSL porozumie się z LPR, z Samoobroną, z PO i pewnie porozumiałobo się z NSDP gdyby ta nie została zdelegalizowana. Taki koktajl poglądów nigdy mi nie odpowiadał.
Bronisław Komorowski opowiada o tym skąd pochodzi jegeo rodzina – a co mnie to obchodzi? co mnie obchodzi jego spasiona, galaretowata żona i jej celulitis pokrywający 98% powierzchni ciała? co mnie obchodzi jego stetryczała matka, do której mówi: „aniele”? co mnie obchodza jego dzieci?
Napieralskiego nie poterafię słuchać w ogóle. Ma osobliwy sposób składania ust i zmiekczania słów. Jego „ą” „ę” „ć” „ń” – tak nie mówi się nawet w darkroomach. Zresztą skąd się wziął Napieralski w polityce? Jak to się stało, że z dnia na dzień został szefem SLD? Kim on jest? – nic o nim nie wiem.
11 czerwca, 2010 o 1:25
To nie słuchaj. Włącz radio na stację z muzyką klasyczną, albo włóż do odtwarzacza darmowe e-booki.
Wszystkie pogadanki wyborcze są bez znaczenia. Wybieramy nie dla słów o programach. Sztaby wyborcze usiłują teraz znaleźć hasło: krótkie zdanie na ostatni tydzień i kandydaci jak papugi będą je powtarzać.
W Polsce najlepiej sprawdza się kampania negatywna. Dlatego trzeba śledzić pomyłki kontrkandydata i je medialnie wypunktować. Marku czyje media tego prezydent. Nie czujesz, że jesteś manipulowany?
11 czerwca, 2010 o 7:43
Iza rządzi emocjami ;-)
11 czerwca, 2010 o 13:49
po morzu – co ty się tak izki uczepiłeś? zakochałeś się?
żeby była jasność: zaczniesz się przypierdalać do izki a zmienię twoje wpisy w piekło. zmienię każdy twój nick w gówno itp.. możesz mi nie wierzyć, możesz sądzić, że to kolejne czcze przechwałki, ale pamietaj o tym, że ciebie ostrzegałem.
muszę ci wyznać jedno: iza to ja, ja to iza – i na tej stonie ja jestem panem zycia i śmierci. ja tu mogę wszytsko – miej to na uwadze. a poza tym pisz i rób co chcesz
11 czerwca, 2010 o 16:13
Marku, hula na pewno zakochał się we mnie i ja mu się nie dziwię.
11 czerwca, 2010 o 23:22
jeżeli się zakochał – a nie mam nic przeciwko – to niech ciebie kocha. ale jak ma zamiar kręcić afery, to niech spierdala. jest tyle miejsc w internecie, tyle przestrzeni że dla niego miejsca wystarczy. może zrobić jak Tadek Borowski – na darmowej domenie zbuduje stronkę i niech tam pisze co chce, niech tam kręci afery.
13 czerwca, 2010 o 1:05
wiesz, dużo rozmyślałem nad twoim pytaniem: czy w rzeczywistości, w której obszar transcendencji skurczył się do kuriozalnego minimum (zasługa racjonalizmu) jest miejsce na wiarę w zakulisowe siły – w tajemniczego, niepoznawalnego Władcę Marionetek, który pociąga wszystkimi sznureczkami?
Odpowiedzi należałoby szukać w podsumowaniach badań socjologicznych. Bo ewentualne istnienie lub nie kogoś, kogo możnaby okreslić „Władcą Marionetek” byłaby widoczna w skali makro. Grupy społeczne wówczas przypominałby w działaniu bezwiedne zombie, które na przemian jednym głosem wykrzykiwałyby: „Hurra! Hurra!” lub: „Krwi!Krwi!”
Bliższa jest mi jednak taka interpretacja, w której społeczeństwo jest zaledwie kategorią naukową, która jest pozbawiona realnego desygnatu. Jako taka uzywana jest przez naukowców w konstruowaniu różnych teorii i nic więcej. O ile społeczeństwo samo ma charakter czysto abstrakcyjny, tak konkretnie istnieję ja – Marek Trojanowski, ty: Izabella Jeleńska i inni (ale zawsze konkretne jednostki).
Ten rodzaj nominalizmu przyjęty konsekwentnie uwalnia człowieka od ludzkości. Pojawia się Jan Kowalski, który jako Jan Kowalski działa, dokonuje wyborów i jako Jan Kowalski ponosi za swoje działanie odpowiedzialność. Obarczanie odpowiedzialnością – w szczególności: winą – jakichś „Mrocznych Sił Społecznych”, „Manipulatorów”, „Społeczeństwa” itp., w tym przypadku nie ma sensu. Nominalizm społeczny wyklucza istnienie tego rodzaju uniwersaliów.
Pozostaje zatem konkretny człowiek – Jan Kowalski. Nie wiem o czym Jan Kowalski myśli, jakie ma poglady na świat, na rzeczywistość polityczną. W nominalizmie społecznym zawodzą badania socjologiczne – gdyz one są pewnym uogólnieniem, które z kolei jest sprzeczne z istotą poglądu, że istnieją tylko konkretne jednostki, które posiadają indywidualne pragnienia, poglądy itp.
Nie wiem jakie są poglądy Jana Kowalskiego ale wiem jakie są moje poglądy.
Pamiętasz iza opowieść o tym, co zrobił Zeus oszukany przez Prometeusza? Otóż rozwścieczony Władca Olimpu tym, że Prometeusz podarował ludziom ogień, postanowił podarować ludziom wszystko.
Zastanawiałaś się kiedyś nad etymologią rzeczownika „dar„?
Stworzył więc – jak powiada Hezjod w Prace i dni (w. 94-99) – kobietę, której imię w przekładzie na język polski brzmiałoby: „posiadająca wszystkie dary” – czyli Pandorę. Pewnie znasz ciąg dalszy historii, ale nie wiem czy zwróciłaś uwagę na jeden mały szczegół opowieści. W wersach 96-99 jest napisane, że:
μούνη δ᾽ αὐτόθι Ἐλπὶς ἐν ἀρρήκτοισι δόμοισιν
ἔνδον ἔμιμνε πίθου ὑπὸ χείλεσιν, οὐδὲ θύραζε
ἐξέπτη: πρόσθεν γὰρ ἐπέλλαβε πῶμα πίθοιο
To znaczy, że w beczce Pandory (skąd się wzięła: puszka? – to należałoby zbadać) została nie tyle uwięziona, co nie wypuszczona na świat Nadzieja (Ἐλπὶς) . Wszystko z rozkazu Zeusa.
Wracając do mnie jako Marka Trojanowskiego: ja nie mam żadnej nadziei. A ty masz?
13 czerwca, 2010 o 2:34
Marku, twoje dwie odsłony bezpłatnych plakatów uzmysłowiły mi, że stałeś się obiektem manipulacji, ponieważ zareagowałeś.
Wybrzydzasz na kampanię, na plakaty, spoty, zamiast zainteresować się dlaczego akurat taki obraz jest dominujący w przekazie: Komorowski – życiorys, Kaczyński – sadzenie drzewa z podtekstem potęgi, Napieralski – „nowoczesność” z lat osiemdziesiątych w stylu disco polo.
Piszesz o sobie jako o konkretnej jednostce, ale sztab wyborczy musi stworzyć esencję Marków, Iz, Ew, Adamów, którzy mogą potencjalnie postawić krzyżyk. Piarowcy to nie durnie, dlatego tną po brzegach, odrzucają przekonanych, a przekaz tworzą na podstawie potrzeb i obrazu społeczeństwa w krótkim okresie czasu. Starają się aby słowo mogą, zamienić na zagłosują.
Marku to co atakuje ciebie w trakcie kampanii to wydestylowany obraz społeczeństwa coraz bardziej pokraczny, bo bardzo płytki, bezrefleksyjny. Dlatego okopałam się mocno w swoim ja. Trudno mi zaakceptować taką wizję statystycznych Polaków.
A co do nadziei.
„Nadzieja umiera ostatnia” książka o getcie, o obozach koncentracyjnych i o przeżyciu, na przekór wszelkim danym, ale nadzieja w tym wypadku to siła, determinacja. Dlaczego ją przywołałam? ponieważ tytułowy zwrot jest bardzo często używany jako podpórka.
O tym czym jest nadzieja pisze też Gustaw Herling Grudziński. Pisarz twierdzi, że „zawsze jest miejsce na nadzieję, gdy życie okazuje się czymś beznadziejnym, że staje się nagle naszą wyłączną własnością…”
Dlatego nie odrzucam nadziei, ponieważ jest moją nieufnością wobec racjonalnych przewidywań rozumu. To jest kosmiczny głos, który co jakiś czas sączy mi dziwne obrazy do głowy i pod ich wpływem przestaję działać racjonalnie.
hula ma rację, że kampania wyborcza to nic innego niż emocje. Emocje decydują i kroi się do tego przekaz.
Pisałam na twoim blogu, że polityka i poezja mają wspólne cechy. Najważniejsza z nich to umiejętność operowania emocjami, bo poezja dla mnie to też emocje.
Wieczorem napiszę historię o tragicznych konsekwencjach spóźniania się, o znakach i o ich wpływie na dalsze losy bohaterów drugiego planu. Marku znowu mam przymus podzielenia się historią, która od wczoraj nie daje mi spokoju, historię z gdybaniem. Ile w niej emocji i ile szkarłatnych liter na piersiach do końca życia.
13 czerwca, 2010 o 3:57
iza, metodologia piarowców pracujących przy kampaniach wyborczych – to jedna sprawa, moja teoria bytu społecznego – to sprawa druga.
masz rację, pisząc o cięciach, o uśrednieniach – o uniwersaliach, do których adresowane są przekazy Napieralskiego, Komorwskiego, Leppera itp. Nawet kiedy mnie się traktuje jako społeczne SIĘ – to nie zmienia nic w moim stosunku do siebie i innych. Moje zachowanie i reakcje na bodźce może być przewidywane przez różne teorie naukowe, ale przypomnę ci, że nawet zjawisko parenklizy jest zjawiskiem opisanym w teorii. Innymi słowy: indywidualność, zagadnienia wolności – to wszystko zostało opisane w ramach nauki. Jednak nie zmienia to faktu, że traktuję siebie jak indywiduum niezależne w działaniu i myśleniu. I więcej: traktuję siebie jako Marka Trojanowskiego, który ponosi konsekwencje (te miłe jak i te mało przyjemne) swoich działań.
wybory to nie tylko emocje. czasami ludzie wybierają, rozstrzygając na gruncie estetyki. wyobraź sobie: idziesz do mięsnego. na ladzie widzisz mieso – które wybierzesz? ten rodzaj, który jest zeschnięty czy czerwone, soczyste kawałki?
nie musisz próbować, by wybrać które jest „lepsze”.
w wyborach politycznych – w szczególności: w wyborach demokratycznych zwykle najmniej jest pierwiastków racjonalnych. Babcie z Wehrmachtu, Dęby Bartki itp., to elementy struktur mitologicznych, którymi posługują partie polityczne. I z tym związany jest mój brak nadziei. uważam, że niezależnie od tego jak wybiorę, kogo wybiorę to po juz sekundę po wyborach wszystko wróci do normy. System polityczny bowiem jest systemem normalnym zarówno w sytuacji X (X = okres przedwyborczy) jak i w sytuacji Y (Y = okres powyborczy). Za każdym razem, kiedy pojawi się czynnik zewnętrzny (spoza systemu), który będzie działał na system z zewnątrz zakłócając ową „normalność”, system – zgodnie z regułą przekory Le Chateliera-Brauna – będzie dążył do neutralizacji owego czynnika.
zresztą reguła przekory obowiązuje każdy rodzaj systemu, w tym systemu polskich poetów (i tu widać podobieństwo między światem polityki i światem poezji)
13 czerwca, 2010 o 7:31
Marku akurat w przypadku tych wyborów prezydenckich jest zbyt mało czasu, aby zniwelować wpływ czynników zewnętrznych na decyzje wyborców. Katastrofa i powodzie rozchybotały emocje przynajmniej na najbliższe dwa miesiące.
13 czerwca, 2010 o 8:00
iza, mi się wydaje, że w tej chwili nie ma takiej tragedii, której nie można oswoić. Stosunkowo szybko z wypadku lotniczego uczyniono element mitologii, to samo uczyniono z powodzią.
w okresie X wszystkie gwałtowne reakcje oraz zdarzenia są czymś normalnym. Okres X (przedwyborczy) charakteryzuje się dynamiką, nagłymi zmianami, reakcjami oraz zmieniającymi się z dnia na dzień słubkami badań opinii publicznej. Zwróć uwagę, że to co jest normalne w okresie X jest czymś nienormalnym w stanie Y (powyborczym).
mój pesymizm (chociaż to raczej nie jeste pesymizm ale forma realizmu) wynika z tego, że żadna zmiana systemu, niezależnie od tego jak bym nie zagłosował nie jest możliwa. że system polityczny, z którym mamy do czynienia jest systemem, który nieustannie znajduje się w stanie równowagi (równowagii o różnej specyfice w zależności od tego, czy system jest stanie X czy Y) i każdy czynnik zewnętrzny pochodzacy spoza systemu, który będzie nań odddziaływał zostanie zrównoważony przez ów system.
żeby zmienić cokolwiek – by te hasła „by żyło się lepiej” „zgoda buduje” itp. miały 1% szansy na realizację należy zmienić system. w tym sensie przez zmianę rozumiem: wymianę. i nie chodzi o roszady wewnątrzsyetemowe, gdzie Tusk zostanie prezydentem, Zyta Gilowska marszałkiem sejmu a Lepper ministrem finansów. Mi chodzi o tego typu zmianę, która polegać będzie na całościowej wymianie takiej, że:
prezydentem zostanie: Andrzej Żybura
premierem: Maricn Kotlarski
ministrem finansów: Marta Bieska
13 czerwca, 2010 o 8:36
A ty Marek będziesz ministrem kultury i dziedzictwa narodowego? :)))
Całościowa zmiana nie polega na wymianie nazwisk (rotacji), lecz na tym, żeby nie było tego całego chujoaparatu: prezydenta, premiera i ministrów :)))
Wg mojej intuicji państwa, ustroje powracają do założeń feudalnych, czyli do idei „państw w państwie” (np. UE to Pańsatwo, Polska to państwo w państwie UE, ośrodki administracyjne, samorządowe to kolejne państwa w państwie; państwem w państwie jest telewizja, potem sądy, policja, urzędy, w końcu nawet tzw. „standardowa rodzina”; do tego państwem w państwie jest twoja strona „świniobicie”, a także… NS). Wszystko to typowy feudalizm. Będzie więc coraz „feudalniej”, a wybory i tzw. demokracja to tylko przykrywka :)
13 czerwca, 2010 o 9:21
hmn – to moja strona, to moja własność prywatna. żadne dobro wspólne, dobro narodowe, dobro kultury. mogę z nią zrobić co chce i jak chcę. mogę – kierując się własnym widzimisię – zmienić kolor tła na różowy, mogę sprawić, by przestała istnieć z sekundy na sekundę. Jedynym ograniczeniem mojej możności w tej kwestii są granice mojej wyobraźni. nie szukaj na hmn sprawiedliwości ani jej pozorów. nie szukaj neutralności światopoglądowej ani obiektywności sądów. nie szukaj równości, wolności oraz sprawiedliwości. to jest moja strona i jest taka jak ja – jest ludzka.
13 czerwca, 2010 o 9:47
Marku
Wiesz, co jest najbardziej żałosne w powodzi? To, że za wielką olbrzymią gigantyczną megatragedię, megacierpienie i megakoszmar uważa się tam zalanie podłogi, stratę radyjka, podmycie przez wodę fotela itp. To całe głębokie przywiązanie to rzeczy ruchomych, materialnych, skądinąd nic a nic niewartych!!!! I rzygać mi się chce, jak widzę, że ludzie płaczą i lamentują nad stratą, której w istocie nie ma, bo to co stracili (fotel, sprzęcik, lodóweczka) to było zawsze i jest i będzie zawsze chuja warte. Bo chuja warte jest to, co można kupić na każdej ulicy i to bez specjalnego wysiłku. Tak więc, cała tragedia wiąże się ze słowem „mój”, prowizorycznym. Ja nie widzę w powodzi tragedii, mnie ona śmieszy, żałośni są ci wszyscy ludzie pilnujący „dobytku”, nie dający się ewakuować, pilnujący słowa „mój, moja, moje”. Żałosna jest Polska, żałośni są Polacy, którzy okazują się narodem „pilnowaczy domów”, pilnowaczy „mojego”. Chcesz to se eksponuj „mój”, chcesz to se pilnuj, ale ja wolę żyć, żyć, żyć pełnią życia! Ja mam dobrze bo ja nie mam nic, tzn. mam tam ze trzy mieszkania, wszystkie ekskluzywne, jadam ciągle banany, kiwi i wszystko co najdroższe i sram jogurtami i hetmańską, ale… mam to w dupie, że coś mam, bo nie jestem i nie chcę być od tej żałosnej egzystencji, żeby to pilnować, dozorować, więc mówię „dziś mam, jutro nie i jest supertruper!”.
13 czerwca, 2010 o 9:56
Zresztą powiem ci więcej – materializm jest mi głęboko obcy, może dlatego, że ja to w ogóle w ciągu swojego krótkiego ale bardzo awanturniczego życia (mam około 30-stki) straciłem już ze 200 komórek (tyle razy mnie okradli), 300 razy chodziłem z limem pod okiem i połamany (tyle razy mnie pobito), 70 razy zgubiłem portfel, 32 razy wracałem do domu albo do hotelu nago (odarty i ograbiony z drogich koszul, spodni a nawet z majtek od Kelvina Kleina), a mimo to żyję i mam się wybitnie świetnie! Dopisuje mi humor, zdrowie, kutas ciągle twardo staje i nie rozpaczam bo nie mam nad czym, bo nie mam w słowniku tego pierdolonego słowa „mój” :)))
13 czerwca, 2010 o 10:07
a ja unikam jak ognia słów: „nasz” / „wasz”. jeżeli przyjdziesz do mnie kiedys i powiesz: „Marek, oddaj mi swój dom, swoją żonę i syna” – to prędzej cię zabiję niż oddam cokolwiek z tego. a zabijając cię, będę patrzył jak taplasz się we własnej krwi, jak na czworakach brodzisz w gęstej, ciemnobrunatnej kałuży kleistej cieczy o metalicznym posmaku i aromacie. Wiesz, że taki widok mógłby mi w tej sytuacji sprawić przyjemność.
Piszesz mi o zgubionych komórkach. Ale w tym świecie zgubiona komórka to jak pet wyrzucony na ulicę i przydeptany przez przypadkowego przechodnia. piszesz o majtkach z metkami w sytuacji, kiedy to na byle wiejskim bazarku kupic mozna podróby adidasa za 10 zł / paczka. To nie są straty. Widzisz, kiedy pojawi się w twoim zyciu coś, w co włożyłeś całego siebie – wszystko co mogłeś, co miałeś itp. i kiedy przyjdzie do ciebie taki trojanowski i powie: „oddaj mi swój dom, swoją żonę i syna” to nie zdziwię się, kiedy mi wbijesz nóż w serce.
widzisz, ja nigdy bym nie oddał swojego syna nikomu – nawet gdyby sam bóg po niego posłał i rozkazał mi ofiarować go na pierwszym lepszym pagórku (zauwazyłeś, że biblijne ofiarowania zawsze mają miejsce na pewnych wezniesieniach?) to bym go posłał do dibała.
ale nie przejmuj się – kiedy poprosisz o jedzenie i nocleg: przyjmę cię jak brata. w moim domu na wigilę nie ma pustego, dodatkowego nakrycia – dla nieznajomego w potrzebie. ono zawsze ma swojego właściciela.
13 czerwca, 2010 o 10:51
Marek
Toż właśnie o tym mówię, gdy mówię o ostatniej „powodzi”, a właściwie o powodzi widzianej i przedstawianej oczami mediów. Przez 2 tygodnie słyszeliśmy tam doniesienia ze słowem DRAMAT, TRAGEDIA, KOSZMAR, w przeróżnych odmianach i to na okrągło. Owszem, jeżeli akurat zginął tam człowiek, bo wpadł do nurtu, albo ktoś połamał nogi, to jeszcze jest to epatowanie zrozumiałe, ale staje się śmieszne i żałosne epatowanie „DRAMATYZMEM”, jeśli chodzi o jakąś kobiecinę, i w ogóle o ludzi, którzy strasznie boleją, lamentują, cierpią koszmary, a nawet chcą się już wieszać, bo woda im zalała gumolit w pokoju, albo słoiki w piwnicy.
Powódź w Polsce pokazała światu dwie rzeczy –
1) że Polska jest zacofana pomimo rozwoju technik i nauk i dotąd nie ma zbudowanych zbiorników ochronnych na wypadek powodzi (które przetrzymują nadmiar wody powodziowej, a potem się go sukcesywnie, acz powoli pozbywają, wpuszczając co jakiś czas po troszkę do rzeki). Poza tym głupotą jest oczywiście budowanie się na terenach rozlewiskowych.
2) no i dwa, że Polacy to naród kalek, kalek psychicznych, tzn. nie radzących sobie z wypadkami zniszczenia lub uszkodzenia mienia. Każdy normalny człowiek zamiast rozpaczać, lamentować i wieszać się, że mu zalało podłogę i zniszczyło słoiki, zdobył by nowe słoiki, kupil nowy gumolit itp. inaczej mówiąc nie dają sobie rady Polacy z „rewitalizacją”, z naprawą szkód, uważając stratę słoików w piwnicy za dramatyczny i koszmarny koniec świata. Tacy Polacy niestety przynoszą mi wstyd. Również media promując i lansując obraz Polaka, który na zawołanie zakrzyczy „dramat, koszmar, cierpię, tragedia” przynoszą wstyd Polsce i Polakom. Tak, te media i ci Polacy, którzy pokazują, lubią pokazywać i epatować swoją bezradność i nieporadność, kalectwo psychiczne, nieumiejętność dawania sobie rady z błahymi sprawami, ci Polacy, którzy wolą pilnować przed szabrownikiem telewizora (choć kto dziś kradnie telewizory za pół stówy?), nawet jeśli miałoby to ich kosztować utratę zdrowia, to oni wszyscy są żałośni, śmieszni. Dlatego powódź w Polsce mnie bawi, i nikomu nie współczuję, bo jak współczuć głupcom?
13 czerwca, 2010 o 11:04
w 1997 r. kiedy wylewała Odra i jej dorzecze jeden z geodetów u nas na wsi wyliczył, że jeżeli Odra zalała tyle i tyle Wrocławia, to nasze domy zaleje do tego i tego miejsca. Godzine po tej informacji mieliśmy przed domem wysypane trzy przyczepy piasku: worki kupowane były od handlarzy (wiesz, jak trudno zdobyć worki w trakcie powodzi?) albo pochodziły z magazynu starego spichlerza (na naszych workach były albo amerykańskie nadruki: US ARMY. Były tez pakiety worków z hitlerowskimi gapami ale one nie nadawały się do workowania piasku, były za słabe – rozchodziły się w palcach.
Dookoła domu ułożylśmy bardzo dużo worków – myslę, że było tego 3-5 tysięcy. Zabezpieczyliśmy wszystko, co można było zabezpieczyć. Ze starych beczek i belek zbudowałem nawet tratwę. Czekaliśmy tak na fale kulimnacyjną. Około godziny 24.00 przez naszą wieś przejechał policyjny radiowóz ogłaszający, że wzywa się mieszkańców do ewakuacji. Że wszystko jest przygotowane itp. itd.
Na drugi dzień, po przejściu fali kulminacyjnej bilans był następujący:
– ewakuowała się jedna osoba. bezdzietna, niezamężna i bezrobotna kobieta, która zrobiła to z nudów.
– domów nie zalało
– trzeba było coś zrobić z workami i tonami piasku.
– wszyscy ludzie stracili zaufanie do geodety, który już rok później splajtował – zamknął firmę.
po kilku tygodniach od powodzi mieliśmy niebywałą plage komarów i różnych dziwnych owadów. Ale to jeszcze nic. Bo jak jest dużo owadów z konieczności pojawi się dużo pająków. Wiesz jak wygląda dobrze odżywiony pająk? jak mały wróbel. I takich małych wróbli było mnóstwo – i na dodatek były to tak bardzo dzine pająki jakich wczesniej nigdy nie wideziałem.
13 czerwca, 2010 o 11:07
I to dlatego napisałem ci Marek o tych komórkach, spodniach, potrfelach, żeby ci pokazać, że mozna inaczej. Otóż strata (komórki, spodni, majtek od Kelvina Kleina, pieniędzy nawet tzrymancy w spodniach), to dla telewizji, dla mediów, dla każdego Polaka (jaki obraz nam dajea media) byłaby TRAGEDIA, KOSZMAR i DRAMAT, i w ogóle musiałbym się zaraz powiesić,. albo pisać do sejmu, prezydentów, premierów. Tymczasem ja się REWITALIZUJĘ, rozumiesz? Mam zdolność rewitalizacji, stracę komórkę, to nie płaczę tylko kupuję kolejną (a jak nie mam kasy, to biorę się do roboty i za parę dni mam na nową komórkę). Na każdą stratę materialną jestem przygotowany. Kupię gumolit, kupię komórkę, zdobędę słoiki, a nawet jak stracę dom, tak ten DOM, to i na to jestem przygotowany, bo w sumie dom dziś to też kwestia szybkiego zakupu. Ja nie jestem więc i nie chcę być tym Polakiem kaleką, jakiego ze mnie robią media. Nie! Jestem POLAKIEM REWITALIZACYJNYM! Bohaterem! Normalnym bohaterem :)))
13 czerwca, 2010 o 11:12
zgoda. ale ja wprowadzami rozróżnienie miedzy to co nabyte a to co zdobyte. nabywanie rzeczy – nawet domu – odbywa się z pewną lekkością, swobodą, bez trudu. zdobywanie to zupłenie coś innego. wyobraź sobie, ze masz taka komórkę, którą sam skonstruowałeś – to taka twoja własna, niepowtarzalna komórka, może nie jest doskonała, ale ślęczałeś nad nią miesiącami i latami, by wydobyła z siebie skrzeczący dźwięk. Takich zdobytych dóbr nie oddaje się tak łatwo, z tego łatwo się nie rezygnuje. Nawet bohater nie oddaje swojej misternie wykonanej broni, którą tylko on sie posługuje.
13 czerwca, 2010 o 11:48
Marku, spłonięcie Biblioteki Aleksandryjskiej, zniszczenie Zamku królewskiego w Warszawie podczas II Wojny światowej i w ogóle i w ogóle, to pikuś w porównaniu z medialnym oszałamiającym dramatycznym koszmarnym tragidramatokoszmarem, jaki przeżywa zwykła typowa polska gospodyni z powodu rozbicia się słoików z kompotem trzymanych w piwnicy, zalanej przez wody Wisły!!!
Piszesz o „zdobywanym”, to jak rozumiem kategoria nadająca znaczenie rzeczom takim jak unikatowe, kolekcjonerskie, rękodzielne, ewentualnie szczególnie pamiątkowe. Niestety rozczaruję cię – wszystko dziś jest praktycznie do odtworzenia, do „zrewiatalizowania”, tylko doprawdy trzeba chcieć! Ewentualnie rzeczy o szczególnej wartości nie trzymać w piwnicy, tylko przewidująco zabezpieczyć przed zniszczeniem!
Swoją drogą nie pokazywano w mediach dramatu ludzi, którzy stracili jakieś cenne kolekcje, ale NIWYSŁOWIONY DRAMAT ludzi „polskozwyczajnych”, którym zalało lodówkę oraz wycieraczkę przed drzwiami!
13 czerwca, 2010 o 11:55
nie pamiętam jak to dokładnie było, ale jakiś artysta a może instytucja – nieważne – w każdym razie ktoś zrobił rekonstrukcję armii terracottowej odkrytej w grobowcu chińskiego cesarza. I jako pierwszy odezwał się ambasador Chińskiej Republiki Ludowej prostestując, że robienie takich kopii jest naruszeniem praw autorskich, że jest wbrew prawu. To była jawna prowokacja, by zwrócić uwagę chińskich władz na problem łamania praw autorskich i właśnie wydaje mi się, że to pomijasz – powiedz, jak można zrewitalizować np. hmn? jak sobie to wyobrażasz?
13 czerwca, 2010 o 12:01
No właśnie Zamek królewski w Warszawie. Zbombardowany, zniszczony, zrujnowany, a jednak odtworzono go z detalami takimi, jaki był przed zniszczeniem. Wszystko, każdy gzyms, rzeźbę, kominek, zostały odtworzone jak dawniej. Wtedy to była Polska! To dowód wielki na niezniszczalność, na możliwość odtworzenia dokładnego, ejdetycznego dzieła sztuki (posiłkując się nauką, archiwami, zdjęciami, zdobyczami nauk). Ale jak rozumiem to było 60 lat temu, a dziś jesteśmy w średniowieczu. Marku, mamy już słynny XXI wiek, więc jak… może nowocześnie wrócimy do zapisu pergaminowego :)))
13 czerwca, 2010 o 12:12
wiesz, gdyby każda ksiażka była dziełem sztuki może miałoby to sens. jednak wynalazek Gutenberga przyczyniając się do upowszechnienia ksiązki przyczynił się także do upadku sztuki drukarskiej. które ksiazki – twoim zdaniem – należałoby rewitalizować?
13 czerwca, 2010 o 12:13
A jak zrewitalizować hmn? Proste, mam kopie artykułów, jak będziesz kiedyś potrzebować to się odezwij :)))
Rekonstrukcje okazują się proste, o ile ma się zachowany obraz (zazwyczaj fotka wystarczy), aby np. odbudować całą Warszawę :)))
Oczywiście, pytanie jest, co powinno podlegać szczególnej ochronie (przed zniszczeniem, stratą) i co, w przypadku utraty, powinno się „odtwarzać”. Dzieła sztuki, rzeczy o charakterze estetycznym? Niby tak, ale z drugiej strony estetyka podlega zmianom, dziś ładne jest coś i fajnie się wkomponowuje w architekturę, a jutro ładniej wkomponuje się coś nowszego zamiast np. dokładna replika miniaturowego domu lalek ze wsi Denelowo. To wszystko rzecz gustu, który zmienny jest :)
ps. odtwarza się dziś już nawet wymarłe (niby na amen i na wieczność) mamuty, bo pozwala na to materiał genetyczny, a co dopiero jakieś tam rzeczy ze złota, srebra i bursztynów
13 czerwca, 2010 o 12:23
kopie artykułów są na literator.pl – literator powstał jako kopia bezpieczeństwa dla hmn – i nie chodzi o artykuły na hmn ale o hmn jako taką. napisałeś, że rewitalizowano Zamek Królewski co do detala, jak zatem co do detala zrewitalizować hmn? czy jeżeli umrę albo jeżeli mnie już ni będzie, to hmn będzie hmn? czy zrewitalizujesz stronę?
13 czerwca, 2010 o 12:25
Jest jeszcze jedna sprawa
Skoro mamy XXI wiek, i dzięki zdobyczom techniki możemy dziś praktycznie odtworzyć, zrewitalizować, odbudować, stworzyć każą dokładną replikę „utraconego” („zniszczonego”), to przy okazji wszystko z tego powodu traci na wartości. Tego się nie mówi, ale taka jest bolesna prawda, że nawet Krzywa Wieża w Pizie jest dziś mniej warta niż była 100 lat temu, kiedy jeszcze nie wiedziano, że można ją dokładnie odtworzyć. Tak więc niecodzienie okazuje się „racjonalizm, rozwój techniczno-naukowy” zaniżył wartość dzieł sztuki, nie czyniąc je już jak byłay dawniej – unikatowymi, „niepodrabialnymi”, nie do odzyskania.
Wszystkie arcydzieła literatury są zdigitalizowane, przechowywane w różnych bibliotekach, w specjalnych osłonach, które wytrzymają nawet wybuch nuklearny :)))
13 czerwca, 2010 o 12:28
ale to nic, ta cała rewitalizacja to szczegół, szkopuł i pic na wodę – właśnie przeczytałem, że Edward Pasewicz dnia 14. czerwca 2010. roku
w godzinach: 20:00 – 24:00 – będzie grał do kotleta. ja pierdolę, a ja myślałem że to ja jestem na dnie i że bardziej upaść nie można.
13 czerwca, 2010 o 12:32
Marek, jak widzę mieszasz dwie rzeczy – kontynuowanie z rewitalizacją. Oczywiście jak cię nie będzie i zaprzestaniesz prowadzenia hmn, to ja przecież tego nie będę kontynuował. Hmn wtedy przyjmie formę skończoną. Zachowane kopie pozwolą go odtworzyć, uprzystępnić czytelnikom, ale będzie już wtedy bez ciebie skończonym, nazwijmy, to „dziełem”.
13 czerwca, 2010 o 13:24
Do kotleta? Do jakiego kotleta? Że tam szumni Poznaniacy?
ps. w sumie nie wiem jak się ten kotlet, o którym mówisz, ma do Podwodnego Wrocławia, ale wyobraź sobie, że w sumie, zmobilizowany ogłoszeniem Karola Pęcherza, miałem chęć pojechania do Wrocka na te imprę. Tę chcicę zmotywowała we mnie informacja o konkursie na prozę (i poezję). Otóż przesyła się tekst prozą do Pęcherza. Ten robi selekcję i odsiew, po czym jeśli przejdziesz i spodobasz się Pęcherzowi, to on ci wtedy miał przesłać zaproszenie na tenże konkurs. Tam dopiero na scenie odbyć się miał ten prawdziwy konkurs, gdzie wyselekcjonowany wcześniej „elekt-prozaik” miał w ciągu 15 minut przeczytać swój tekst. Potem teksty wyselekcjonowanych ocenić miało jury (z Maliszewskim w roli głównej). Jak widać z tego był to konkurs na poezję, która trafiła do gustu Pęcherza, i jury miało za zadanie ocenić, który tekst z tych, jakie spodobały się Pęcherzowi, jest ich zdaniem najlepszy. Słowem – sam przyznasz, że ciekawy konkurs. A akurat mam taki tekst, kóry mógłbym przeczytać publicznie i do tego związany byłby z ciekawym szoł (uff, przygotowałem się do występu, miałem wszystkie potrzebne rekwizyty, zwłaszcza wiadro – ano właśnie bo mój tekst był dość ściśle związany z tematyką „wodną” i pomyślałem ochoczo, że przecież idealnie pasuje na „Podwodny Wrocław”, a jak!).
Niestety. Pech chciał, że Karopl Pęcherz na Cegle nie poinformował, czy teksty na konkurs może przesyłać tylko mieszkaniec Wrocławia czy też ktoś spoza tego miasta. Z kontekstu wyczytałem, że konkurs jest raczej przeznaczony dla Wrocławian, więc parę razy kopnalem w ścianę, rozbiłem kilka szklanek i talerzy na ścianie, splunąłem z okna na sąsiadkę, akurat wracającą z zakupów; słowem wyładowałem całą swoją złość i zrezygnowałem z pomysłu, żeby wysłać swój tekst do Pęcherza i zawalczyć o tak wspaniały zaszczyt, jakim jest 15 minutowy występ przed Maliszewskim. Zresztą ciekawe, jakby zareagował na wiadro :)))
13 czerwca, 2010 o 13:28
zatem innymi słowy: chuj im wszystkim w srakę?
13 czerwca, 2010 o 13:47
No nie, nie myśl, że się poddam! Ten tekst ze specjalnym szoł i z rekwizytami muszę kiedyś publicznie przeczytać (czy może raczej odegrać, ot, taki a la monodram). Zresztą wyobraź sobie, że wchodzę na scenę z wiadrem, mam rogi i długi ogon, a w wiadrze (albo dwóch, jedno w jednej ręce, a drugie w drugiej) wnoszę na scenę wodę. Kłaniam się, och! i wtedy zaczyna się szoł!!!! Kurwa, szykowałem ten szoł tygodniami, więc nie zrezygnuje. Nie tu, to tam. Bo to jest coś naprawdę artystycznego! Myślalem jeszcze o trakiej oprawie, żeby na scenie za mną wisiała duża mapa geograficzna, ewentualnie rzecz mógłbym tez rozegrać z globusem. Och, Marku, szoł! Istne szoł, a do tego zajebisty tekst! Kiedyś ten szoł zrealizuję! Nie popuszczę! (Tylko faktycznie, mało jest takich konkursów na prozę do odczytania (zaprezentowania) na scenie, i chyba poza tym jednym Pęcherzowym nie ma innego). Trudno, może więc za rok Wrocław otworzy się dla Niewrocławian :)))
13 czerwca, 2010 o 13:55
romek, teraz idę do wanny z moja jeanette. umyjemy się. wyjdziemy z kąpieli i wytrę jej plecy. ona posmaruje twarz jakiś dziwnym kremem – wiesz laskom odbija z kremami – a później pójdziemy do łóżka. zrobię z nią wszystkie brzydkie rzeczy. wszystkie. cześć romek.
13 czerwca, 2010 o 14:03
Jeśli te brzydkie rzeczy, które zrobisz z Jeanette, zrobisz w 15 minut, to uwiecznij je i za rok wyślij Pęcherzowi – może dzięki temu „zrewitalizujesz” je potem przed Maliszewskim, czego ci gorąco życzę :))))))