Agnieszka Wolny-Hamkało, Ani mi się śni. Poetyka obserwacji zwykłej

30 października, 2008 by

.
.
Zapewne dzieje się czasami tak, że osoba, pragnąca zostać polskim poetą, przyjmując pozę rodinowską głowi się: O czym by tu napisać wiersz?. Następnie ów ktoś łakomie spogląda na jaszczurkę wygrzewającą się w letnim słońcu i w chwili, gdy umysł rozświetla boskie illuminatio, gdy na usta ciśnie się okrzyk: Mam! Mam wiersz!, okazuje się, to co się zwykle okazuje w takich chwilach: chuj i pizda z wiersza wyszła. Innymi słowy delikwent ów, wyposażony w progowy co najmniej zmysł estetyczny w mig pojmie, że obserwacja faktu: Jaszczurka wygrzewająca się w słońcu nie ma w sobie niczego niezwykłego, że jaszczurka to jaszczurka, że słońce, to słońce i że nawet kamień, na którym się wygrzewa nie ma w sobie za grosz metafizyki. Wówczas dociera do człowieka odwieczna prawda, że poetą się jest, nie można się nim stać.

Jednak przypadki niektórych polskich poetów falsyfikują nawet tak naoczną prawdę, jak powyższa. Okazuje się, że poetą można być stosując tzw. poetykę obserwacji zwykłej czyli opisywać zdarzenia prozaiczne w porównaniu, z którymi przysłowiowe jaszczurki wygrzewające się w słońcu będą najbardziej oniryczno-metafizycznym faktem.

Przodującą poetką w tej dziedzinie jest Agnieszka Wolny-Hamkało. Jej tomik z 2005 r. Ani mi się śni jest zbiorem tekstów powstałych w oparciu o najzwyklejsze obserwacje. Oto przykład:

Agnieszka Wolny-Hamkało postanowiła kiedyś sobie, że zostanie poetką. Napisała kilka wierszy i wysyłała je na różne konkursy, do różnych wydawnictw. Prawdopodobnie podzieliła wówczas los wszystkich tych, których teksty nawet nie są w redakcjach czytane. W analogicznej sytuacji człowiek, będący na miejscu Wolny-Hamkało odpuściłby sobie. Zająłby się na przykład marketingiem bezpośrednim, konserwacją powierzchni płaskich czy innym wymagającym zajęciem, ale Agnieszka była inna. Otóż postanowiła przerobić ową obserwację prostą czyli swoje doświadczenie w konkursach i perypetie z wydawcami – na kilka tekstów, które nazwie wierszami. Wolny-Hamkało napisze o godności, o zachowaniu honoru w obliczu szanownej inkwizycji jurorów, których rozpiera chuć. (Tu się nalezy szacunek dla poetki-Agnieszki, wielu bowiem nie mogło oprzeć się literackiemu robieniu lasek w drodze do kariery)

…Dokona tu przeglądu
komisja szanownej inkwizycji
pijana jak przewodniczący jury, któremu
czy ktoś wreszcie zrobi laskę za nagrodę główną
(Wawrzyn Sądecczyzny, Laur Mikołowski)
?

[Rakoszyce]

W innym tekście Agnieszka Wolny-Hamkało rozprawi się z krwiożerczymi wydawcami:

Kombinat emituje metale ciężkie. Jest
połączenie międzymiastowe:
wydawnictwo Zielona Sowa
i wydawnictwo Biały Kruk.
Dygnitarska świta, korektorska szycha,
mały funkcjonariusz sprawiedliwej władzy.
Pan wyniósł swój uśmiech na zewnątrz.
Rachunek w czarnej skrzynce – posłowie
do wieczoru, panowie do portfeli (kto ostatni ten król).
Kim tu jestem? To jeszcze jest moja książka.

[Towar]

Pomijając zaangażowanie z jakim Wolny-Hamkało walczy z obłudą, interesownością światka literackiego za co należą się jej wyrazy uznania okazuje się, że Agnieszka Wolny-Hamkało nie odkrywa ameryk, nie tylko nie atomizuje umysłów czytelniczych ale i nie mobilizuje do najprostszych refleksji. Otóż Wolny-Hamkało kanalizuje swoje uczucia, powstałe na bazie prostych obserwacji, w wersach i kolejnych strofach. Przecież zjawiska tzw. środowisk, robienia lasek, dawania dupy, jebania na zapleczu za kilo kiełbasy są tak powszechne, że aż zwykłe mimo tej niepojętości i barbarzyństwa, które pojawia się na poziomie semantycznym, na płaszczyźnie zdrowego rozsądku są czymś nie tyle akceptowalnym, co uważanym za powszechne, za standardowe. Z tego powodu obserwacja Agnieszki Wolny-Hamkało, opisana w wierszu jest bardziej prozaiczna niż jaszczurka wygrzewająca się w słońcu. Któż z was nie słyszał, nie był świadkiem lub też sam nie kurwił się dla kariery? A kto z was widział jaszczurki na żywo, wygrzewające się w słońcu?

Nie jest jednak tak, że Agnieszka Wolny-Hamkało opisuje w wierszach tylko mechanizmy rządzące środowiskiem literackim, które zaobserwowała. Stosując poetykę obserwacji zwykłych stara się opisać zdarzenia codzienne. Pisze:

Takie dni się zdarzają: śniadanie w Teatrze Stu,
księżyc jak kieliszek z obwódką. A śniło mi się, że
mam długie włosy, wykonuję gesty bardzo religijne i
mam ładnie na imię…

(***)

Czy jest w tym, o czym piszesz Wolny-Hamkało coś niezwykłego, jakiś rodzaj unikalnej refleksji, może obserwacji czy też wybitnej zabawy syntaksą? Nie, zamiast tego pustynia, w porównaniu z którą Gobi jest aquaparkiem. Ktoś mógłby powiedzieć, że cytat jest intencjonalny, że być może wiersz się rozkręci, że za chwilę będzie pan ubrany cały na biało, który powie coś mądrego, coś co powiedzieć światu trzeba i należy. Dla tych wszystkich kolejna część:

Ale sen już nie promieniuje, pod
tym względem skończył się karnawał. Szwy pękają
miękko, i zima rurami wraca do nor, zimie rzeka
pościeliła w kanale.

(*** )

I zakończenie dla tych wszystkich optymistów, którzy naprawdę spodziewali się w tekście czegoś niezwykłego, jakiejś formy uniesienia poetyckiego, choćby na poziomie formalnym:

Ta niedziela zagrzebana w pościeli
już się w pełni spełnia: rozmawiamy nago o świętach,
przerywamy sobie, głośno wypowiadamy głupstwa.
Takie dni są wieczne: butelki bez wieści turlane przez wiatr.

(***)

W innych swoich tekstach zebranych w tomiku Ani mi się waż Agnieszka Wolny-Hamkało nie wychodzi poza przyjętą poetykę obserwacji zwykłych. Jako poetka Wolny-Hamkało zmieni się w radziecką SMIENĘ w czarnym futerale, zawieszoną na szyi jedermanna-amatora. I na tym polega sukces Agnieszki Wolny-Hamkało jako poetki. Nikogo nie interesują marnej jakości czarno-białe zdjęcia wykonane przez amatora-jedermanna, jednak jeżeli autorem rozmytych, nudnych zdjęć będzie artysta (w tym przypadku Wolny-Hamkało), każdy będzie dopatrywał się w nich czegoś niezwykłego. Autorka Ani mi się śni zdaje sobie sprawę z tego mechanizmu interpetacyjnego. Dlatego też będzie starała się za wszelką cenę stosować pewne środki warsztatowe, których zadaniem będzie zakamuflowanie banalności obserwacji, z których uczyni wiersze. Będzie uciekała się do warsztatowych (formalnych) aksjomatów poetyki zdań dziwnych. Dla przykładu:

Siąść wysoko // i splunąć w dół, aż warkoczyk śliny zatoczy / się, zalśni jak sprzączka pomiędzy okiem / latarni a ceratą cienia.

[Travel Channel]

I kiedy czytelnik będzie się zastanawiał czy on nie ułożyłby bardziej dziwacznego zdania na temat prostej czynności plucia, Wolny-Hamkało zaskoczy go kolejną prostą obserwacją na temat plucia i śliny, ale tym razem w innym zapisie:

Nocą uprawiają plucie / flegmą jaskrawą jak lajkra. / Miasto wtedy tli się jak kolorowanka.

[Negatyw]

Okazuje się, że motyw śliny w poezji autorki Ani mi się śni ma niebagatelne znaczenie. I kiedy czytelnik zacznie się zastanawiać nad istotą flegmy, nad różnicami w jej konsystencji i barwie, nagle Wolny-Hamkało serwuje kolejną finezyjna deskrypcję obserwacji zwykłej:

Sina z zimna, ale cała w letnim trendzie /Nike i Reeboka z całej siły próbuje / wyglądać na znudzoną

[Lejdi Smyk]

Łatwo sobie wyobrazić podobny fragment z bezdomnym pieskiem w mroźny dzień.

Podsumowując:

Poezja Agnieszki Wolny-Hamkało rozczaruje wymagających czytelników. Tych wszystkich, którzy za każdym razem bez kompleksów ośmielają się skonfrontować swój umysł z tekstem, poetka ta odeśle z kwitkiem do domu. I trudno się dziwić owym frustracjom, o których pisze Wolny-Hamkało w Rakoszycach i Towarze w roku 2005 tylko Biuro Literackie mogło wydać takie wiersze. Tylko.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

komentarze 3

  1. Ewa Bieńczycka:

    Jednak wiersze się różnicują i jak piszesz Marku szukając tropów, po co się je produkuje, to żródła mimo wszystko są za każdym razem inne i trudno znaleźć zadowalającą i prawdziwą odpowiedź. Przeczytałam poezje Anny A. Tomaszewskiej, Moniki Mostowik i Justyny Radczyńskiej, Agnieszki Kuciak, Joanny Wajs i z tych osobowości Agnieszka Wolny Hamkało jest najdalej od poezji w jej pierwotnym znaczeniu, jeśli istnienie takiej jest jeszcze możliwe.
    Otóż Agnieszka Wolny- Hamkało szarżuje w sposób najbardziej pewny od przykładowych utworów omawianych tu poetek i nie ma co do jakości tej szarży żadnej wątpliwości. A więc ta ułańska fantazja, która systematycznie alienuje jej sens z każdego, nawet najbardziej nieprawdopodobnego typu czytelnika fantasty. Jeśli poetki mają jeszcze jakieś wahania i migawy, czy aby włożenie do wierszy tych, a nie innych wyobrażeń jest zasadne i czy faszerowanie ich zepsutymi metaforami w sensie kulinarnym – gdyż metafory psują się jak każdy produkt nie skonsumowany w porę – Agnieszka Wolny Hamkało jest od wątpliwości całkowicie wolna. To jej właśnie pozwala na szokujące zestawienia i insynuacje, jakoby szczyty poezji były zależne od robienia laski (wiesz ja jestem starej daty, za mich czasów za seks oralny chyba by się nic nie dostało, wymagana była chyba pełna obsługa i nazywało się to łóżko. Nie wiem. Dowodem jest chyba to, że nic nigdy nie wydałam).
    Można obok wymienionego przez Ciebie przykładu dodać jeszcze miękki fiutek kołysze się jak muślinowy frędzelek(Wydmuszek) wywyższający płeć żeńską która nigdy takich problemów mieć nie będzie. Pewność siebie Agnieszki Hamkało w pisaniu wierszy ilustruje też wiersz Miękkie lądowanie czy Transylwania. Po przyzwoleniu Wisławy Szymborskiej z jej słynną herbatą, która się parzy, poeci lawinowo stosują wyklęte już dwa wieki wcześniej kalambury, jako środek głupi i niegodny, a najczęściej obleśny. W wierszach tych właściwie każdy wers odnosi się do aktu kopulacyjnego i odarty z inteligenckich egzaltacji pozostaje jedynie świntuszeniem w bramie: dymanie, wymiękanie, stosunki, wiatropędność mimo łagodzenia ich znaczeń przez klawość i prześmiewczość czytelnik otrzymuje kalesonowy, nieświeży dowcip najniższej próby.
    Kiedy przychodzi czas dla sztuki która ma niwelować tabu, pisać o tym, o czym się nie pisało dawniej, gdyż było to w złym guście, nie wypadało to chwała tym, którzy decydują się na tak odważne czyny. Niestety, nie każdemu jest dane to robić. Artyści porażeni dziewiętnastowieczną blokadą obyczajową w dalszym ciągu traktują ciało ludzkie jako bardzo dobry pretekst do różnych na nim manipulacji. Jedną z nich jest przeznaczanie funkcji organizmu do śmieszności i drwiny.
    Np. w wierszu Negatyw sportretowany jest młody mieszkaniec bloku w sposób ohydny.
    A Homer? Czy to Homer Simpson? Czy ten pierwotny? Jest wyjątkowo brudny Serdecznym pierdnięciem dziś pozdrowił gości.

  2. Marek Trojanowski:

    Ewo, uważam, że w swojej ocenie przeceniasz jednak dzieła Wolny-Hamkało. Ja nie widze w tych tekstach ohydy, dostrzegam natomiast próbę wywołania założonej reakcji u czytelnika. tu Wolny-Hamkało stosuje różne sztuczki – tak jak napisałaś: „Homer”, jest takim przykładem z tym „pierdnięciem” (swoją drogą, to motyw soczystego, wonnego pierdu we współczesnej poezji waginalnej powinien doczekac się jakiegoś opracowania i nie kto inny ale sam Oberrecenzent Winiarski powinien to zbadać. O „tonach bąka puszczonego” pisała także omawiana tu Kuciakówna). Jednak to wszystko jest rodzajem sztuczki, tricku. Tak jak w pokerze, nie wolno spuszczać wzroku z kart – tak i w trakcie czytania poezji nie można tracić sensu z pola widzenia, choćby nie wiem jakie sztuczki serwował poeta – w stylu: pierdy, pizdy, kurwy, cipy, jebanie, anal, oral, lewatywa – tymi pojęciami łatwo wywołać określone emocje, łatwo zmanipulować, zwieść na zieloną łączkę, na której pasą się samomasturbujące się barany, które zgodnie beeeczą: „Wspaniałe! Wyborne!”

  3. Ewa Bieńczycka:

    W dalszym ciągu jednak obstaję przy tezie, że poezja Wolny – Hamkało pod cienką warstwą zabawy i niefrasobliowości kryje zepsucie wcale nie lekkie, ale rodem ordynarności bardzo ciężkiej. Cóż pomogą słowa Jakuba Winiarskiego w którego poezji recenzjach przychylnych i pozytywnych czai się też, jakby go tak sprowokować, obszar barbarzyński pierwotny i kulturalnie nieskażony.
    Zastanawiam się nad powodem skrętu tej najnowszej poezji w bagno i w całkiem nikomu niepotrzebne rejony brzydkiej zabawy.
    Czytałam swego czasu wywiady z Rosjanami w LnŚ i oni tłumaczyli, że po tych latach niewoli komunistycznej muszą sobie napisać wszystkie ordynarności. A wiadomo, rosyjska dusza w tych sprawach jest tak przepastna. Ale że już odchodzą od tego ála Bukowski, że to tylko taki trening.
    Natomiast jak czytam (a czytam Tomaszewską), poetki z tzw. dobrych domów zamieniają się w szewców sztucznie, bez żadnej potrzeby, uczą się tego języka, wkuwają na pamięć, męczą się strasznie by poprawnie napisać ale jednocześnie jest w tym jakaś lubieżność babcinych poduch, pluszu, tego wszystkiego co w spadku nam dało poczucie grzechu i seksualnej winy.
    Nie chcę być źle zrozumiana. Nie jestem przeciwna wprowadzeniu wszystkiego, co ludzkie, do poezji. Przecież Rabelais wszelkie wydalanie za każdym razem opisuje jako proces czysty. I to nie jest w słowach, w języku, ale w intencji. Po prostu by swobodnie poruszać się w tych rejonach trzeba być trochę wyżej naprawdę, a nie udawać, że się jest. Wszystkie te cwane egzaltacje, puszczanie oka, swojskość i udawanie zawadiaki to właśnie brud i fałsz poezji, która zawsze z natury jest czysta.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?