„Mam taką zasadę, że nigdy nie czytam recenzji. Mierzę je natomiast linijką. Im są dłuższe tym lepiej się czuję.” Joseph Conrad
Postanowiłam zastosować się do słów Conrada i rozpisać się tym razem. Wierszówki będą moimi wirtualnymi płatkami róż dla poezji Pensum.
Wiersze Adama Wiedemanna mają dynamiczny charakter, mają podwójne, potrójne dno. Na pierwszy rzut oka to utwory fotografie, opisujące konkretne zdarzenie. Opierają się na potocznych, przyziemnych sprawach, wpisane są w codzienność. Narrator jeżeli nawet ociera się o mistycyzm, to szybuje w górze tak, aby widoczne były, drzewa, samochody – i konkrety i modele. Dzięki temu przywiązuje czytelnika do ziemi, do rzeczywistości – żeby musiał użyć głowy. Zmusza odbiorcę do ćwiczenia intelektualnego stosując przeskoki od konkretu do abstrakcji i z powrotem.
„Wystarczy znaleźć sobie / miejsce, żeby w nim być, i wystarczy zacząć coś robić, / żeby to robić, w gruncie rzeczy robota / nie wymaga już potem żadnego wysiłku // ani pomysłowości, jest to po prostu czynność, / której ty się oddajesz, dajmy na to, w metrze, / próbujesz złożyć do kupy roztrzęsione words, / a czujesz się właściwie, jakbyś srał na ścieżce”
Takie ćwiczenia mogą zniechęć tych, dla których słowo nie jest kluczem, lecz wytrychem. I obojetnie od którego wiersza rozpocznie się czytanie – i tak ostatecznie powraca się do swojego Ja, by sensownie odnaleźć się w czasie i w przestrzeni.
Adam Wiedemann w czarodziejski sposób umieszcza czytelnika w swoim wierszu. To nie narrator samotnie prowadzi monolog, tylko toczy się rozmowa: czytelnika z narratorem, a na koniec ( znowu pojawia się magia) czytelnik zostaje sam na sam z wierszem i sam próbuje dać odpowiedź na tak niby proste pytania.
Brylant
Idąc // z miasta do domu nadepnąłem na blachę, blaszana / pokrywa czegoś, huk / rozśmieszył dwie dziewczynki, wyobraziłem je sobie // jako panie po pięćdziesiątce, dwie przyjaciółeczki. Dopiero / wtedy znalazłem z nimi / wspólny chichot.
Autor opisuje konkretne zdarzenie, a ja zastanawiam się czy śmiech nobliwych pań po pięćdziesiątce jest dla mnie bardziej zabawny niż beztroski śmiech młodości i czy ja w starszym wieku, będę jeszcze potrafiła się śmiać tak beztrosko, dziewczęco.
czytając wiersz Czy ktoś już się rozegrał :
„Niektórzy nasi poeci
piszą w języku aniołów, inni się w nim spowiadają”
uśmiechałam się i wyobraziłam sobie jak Adam Wiedemann wylicza jakich poetów wieszczów ma na myśli i jak szpilką przekłuwa balony uduchowionej poezji, ale robi to tak, że ja czytelniczka mogę wstawić własną listę nazwisk i samodzielnie ściągać na ziemię nadmiernie wywyższonych twórców, poetów oderwanych od rzeczywistości i konkretu, schowanych za bezpieczną bramą uczuć i nastrojów.
I wersy z tego samego wiersza
Język jest długi jak spaghetti.
Spaghetti czyta się przez dwa t.
język wspólczesnej poezji, szerzej mowy, porównany jest do ciągnącej się, zakręconej nitki czyli do słowotoku, paplaniny, do kręcenia się ciągle wokół tych samych fraz, do wyszukiwania przedziwnych metafor, używania podejrzanych konstrukcji językowych, pseudofilozoficznych, naukowych, a przecież dla naratora słowa to konkret jak przysłowiowe dwa t, słowa powinny zawierać sens. W „Pensum” często sens jest ukryty, dopiero znalezienie drugiej, trzeciej furtki i otworzenie jej własnym kluczem, prowadzi czytelnika do światła. Dopiero wtedy odbiorca zostaje przeobrażony i zauważa inne horyzonty niż narratora i zastałe własne.
Adam Wiedemann odrzuca koturny, nie boi się być poetą zwyczajnej codzienności. Nie stosuje tak często występujących we wspólczesnej poezji nadużyć emocjonalnych, nie tworzy olbrzymiej obudowy z rozpasanych metafor dla swoich wierszy. Metafor, których jedynym zadaniem jest przyrównanie do wszystkiego, aby było wyłącznie efektownie.
„Pensum ” jest więc poezją intelektualną, ponieważ zawiera w sobie tylko rzeczy niezbędne, wyczuwa sie w niej przeobrażanie psychiki autora, jego pracę wewnętrzną i jego rozterki ( nie tylko o przemijaniu jak w wierszu Brylant)
Adamowi Wiedemannowi Bóg nie jest potrzebny aby był szczęśliwy, ale to nie znaczy, że odrzuca Boga, bo przecież trudno jest nie móc odnosić sie do czegoś irracjonalnego.
Dlatego w wierszu „Czy ktoś się już rozegrał”
Z mówienia o języku niewiele wynika,
podobnie jak z mówienia o aniołach. Anioł jest
stworzeniem doskonałym i chociaż jedyne
prawdziwe zagrożenie płynie ze strony Boga
lub jego braku, na aniele
możesz się łatwo poślizgnąć.”
i w wierszu „Chłopiec”
„Bóg
ma za duże ręce, powiedział znienacka chłopiec,
którego parę dni temu przywieźli do domu dziecka”
przemyca pascalowski zakład. Lepiej wierzyć niż nie, bo to być może jest mniejsze zagrożenie.
„Pensum” Adama Wiedemanna to poezja jaką lubię najbardziej, bez zbędnej sztukaterii, bez silenia się na pseudofilozofowanie, bez gmatwania myśli. Nareszcie jest czas doceniania poezji bez podejrzanych, udziwnionych metafor, symboli. Lubię pogodną ironię, a nie złośliwy sarkazm, lubię gdybać przy czytaniu, dlatego lubię te wiersze. Ich maksymalnie prosty styl sprzyja rozmowie i przekonuje, że wiele ważnych rzeczy dociera do umysłu, a przecież one już tam kiedyś gościły, zostały tylko wyparte.
I jaka to przyjemność podążać za każdym słowami poety, gdzie nawet znaki przystankowe służą przeobrażaniu się czytelnika wraz poetą.
Czuję, że Adam Wiedemann stanie się zakładnikiem „Pensum”, bo taka poezja zdarza sie raz na dekadę.
7 grudnia, 2008 o 10:30
wreszcie „Pensum” doczekało się mojej recenzji od a do z z wykorzystaniem wcześniej napisanych zdań przeze mnie w necie.
7 grudnia, 2008 o 12:05
Bardzo sie cieszę Izo, że napisałaś.
Zaraz jeszcze raz przeczytam Pensum, by odeprzeć Twoje szczegółowe zachwyty, ale na szybko i na razie:
Boże, (w którego Wiedemann nie wierzy, jak na artystę współczesnego przystało), chroń czytelnika przed Widemannowski przeobrażeniem!
Nie wiem, jaką ma Wiedemann siłę rażenia, mnie akurat mnie nie przeobraził, ale wierzę Ci, że przeobraził. Nie wiem, jakich to mądrości dostarcza czytnikowi, gdyż się wyślizguj, jak piszesz w ironii i żarcie. Absolutnie ze wszystkiego. Relatywizm jest pozytywny, jeśli chodzi o zakwestionowanie realizmu. Ale poeta Wiedemann używa wyobrażeń realistycznych aż nadto, bazuje na nich, banał jest podstawą i budulcem tej poezji. Hochsztaplerka polega na jego zgrabnej kompilacji i na zatuszowaniu braków intelektualnych, znaczeniowych, filozoficznego poznania. Wykpienie aniołów nic nie oznacza, tym sposobem wykpiwa się inne symbole. Zresztą, to przecież bardzo łatwo zanegować takie oczywistości. Poezja dewocyjna jest straszna, nikt się przecież nie upiera, rzeczy ewidentnie złe mają inne rejony. To zresztą wcale nie jest polemiką z takim np. Wojciechem Wencelem, ani księdzem Twardowskim. To jest sobie a muzom.
Izo, świat już jest zupełnie gdzie indziej! To, że polscy poeci bazą na publice wychowanej na Przekroju, jeśli teraz paniusie, polska inteligencja (to nie jest określenie przynależne płci) snobuje się na czytaniu Ludwika Jerzego Kerna bez rymów, to nie znaczy, że dostępuje jakiegoś wtajemniczenia.
Poezja nie jest to lubienia, nie jest do poznania, nie jest do edukacji, do trapi pozbycia się depresji dwubiegunowej, nie jest to rozładowania seksualnego. Po prostu nie służy do onanizmu. Wojaczkiem się gębę wycierało, używało się go, ale on poezji nie używał. To dotyczy konkursów, stypendiów, nagród. Weidemann to klasyczny przypadek producenta poezji w służbie urzędniczej machiny.
Mój atak tutaj na nieszufladę nie jest po to by dokopać poszczególnym osobom, ale nieszuflada wyszła na nieszczęście ze swojego hobbistycznego kumulowania nudy sieciowej i sięga po dominację ogólnopolską i robi to bardzo skutecznie. Wiedemann jest w tym projekcie. To nie jest teoria spiskowa, bzdurą jest śledzenie trolingu, stwarzanie policji sieciowej, stawiane prawnika na czele poewiki. To nic nie da, Nieszufladowców nikt nie będzie nigdy czytał, czas ich zetrze na proch, ale szkody, jakie wyczyniają, będą nieśmiertelne.
Jeśli coś tu jeszcze Izo dodasz, to fajnie, jak nie, to każde Twoje afirmujące zdanie zanalizuję. Ale trochę potem.
7 grudnia, 2008 o 12:36
Ewo starasz się udowodnić, że jestem w błędzie, że nie mam prawa uważać ” Pensum” za świetną poezję. A mam tak, jak Ty mozesz uważać Adama Wiedemanna za produkt portalu nieszuflada (według mnie to raczej Henryk Bereza otworzył furtkę poecie, wpadł w zachwyt i stał się jego propagatorem)
I nadal uważam, że Adam Wiedemann nie usuwa Boga, a wręcz odwrotnie pisze o nim, bo zakłada, że Stwórca ( niezależnie od nazwy) istnieje.
A co do mocy rażenia nieszuflady? przesadzasz Ewo, nieszuflada to portal pamiętnik dla Emo, a nie opiniotwórcze miejsce, na którym dyskusja goni dyskusję.
Dlatego po zmianie komputera nie chciało mi się założyć nowego adresu na tym portalu, bo i po co, ale to wcale nie znaczy, że nie wrócę za jakiś czas, gdy pojawi się interesująca mnie dyskusja i warto będzie wykonać wysiłek w zakładaniu nowego konta.
Kto wie, Ewo, bo ja nie wiem tego napewno, czy wrócę na nieszufladę, czy nie.
Wracając do Adama Wiedemanna, nieprawdziwe jest Twoje stwierdzenie, że od początku był hołubionym poetą, wręcz odwrotnie, był poeta nierozpoznawalnym, funkcjonował wyłącznie wśród kilku znajomych, bo nagroda Kościelskich nie jest trampoliną. Zapracował na swój sukces w Gdyni, ale niestety zbyt szybko wydał następny tomik Filtry. ( to samo cały czas robi Jacek Dehnel)
A przecież „w przypadku poety najważniejszą sprawą jest, aby pisał tak mało jak tylko można” T.S. Eliot.
7 grudnia, 2008 o 12:59
ps
prawniczka na poewiki zakłada, że nikt inny nie zna się na przepisach prawnych, dlatego nimi żongluje i wstawia je ni przypiął, wtedy gdy chce pogrozić wirtualnemu rozmówcy palcem, na zasadzie, nie” pisz, nie pyszcz, bo ja jestem prawniczka i zrobię ci kuku”
To jedno głupstwo i nie wierzę, aby ta prawniczka praktykowała w zawodzie, bo by bardziej ceniła literę prawa. I to tyle w tym względzie.
7 grudnia, 2008 o 14:43
Adam Wiedemann jest na literackie PL i jak najbardziej z nieszufladą skumplowany, co było widoczne na Porcie i na witrynie Gillinga.
To są takie luźne blogowe uwagi i nie mam siły przeczesywać twórczości Adama Wiedemanna dokumentnie, szczególnie, że jak pisał w Przekroju to nie dawało się tego czytać, a w Res pubice też omijałam, gdyż pisali tam lepsi.
Wiesz, czy autor wierzy w Boga, czy nie, to jest jego intymna sprawa i nie należy tego dociekać. Natomiast dla mnie, jako odbiorcy, jest to twórczość ewidentnie ateistyczna i nie jest to jej wadą. Ateizm jest warnością, gdyż jest czysty, niczego nie udaje i staje bez żadnych ułatwień twarzą w twarz z problemem. Natomiast mistycyzm ateistyczny to już bzdura i sprzeczność zupełnie niczego niewyjaśniająca. Tak akurat jest w wierszach Wiedemanna, że zderzenie słów nie produkują wartości dodatkowych, są jedynie zgrabnymi, estetycznymi zestawieniami.
Malarz, który maluje 3 lanszafty dziennie na sprzedaż po kilku latach osiąga taką biegłość, że bez pudła kładzie kolory obok siebie zawsze pasujące, z czego oczywiście w dalszym ciągu nic nie wynika. Podobnie jest tutaj. Co wynika z tego, że podmiot liryczny nadepnął na płytę? U Prousta płyty chodnikowe mają tę samą konotację, jak słynna magdalenka. Czy o tym myślał Wiedemann? Absolutnie nie, tam nie ma żadnych odniesień kulturowych, gdyż nastąpiło celowe zerwanie z modernizmem, z ciągłością.
Uwierz mi, jestem po pięćdziesiątce, prawda egzystencjalna jest o wiele straszniejsza, gdyż śmiech zawsze jest ten sam, zawsze jesteśmy tacy sami do śmierci, nasze wnętrze jest identyczne. Problemem człowieka jest jego zewnętrzna przemiana, czy wierzy w duszę, czy nie, to człowiek się nigdy nie zmienia, jak linie papilarne.
Jeśli pisze się o codzienności to ta codzienność musi się uniwersalizować, to jest sens sztuki. Inaczej mielibyśmy doświadczeń tyle, ilu było ludzi na ziemi, prawdziwa sztuka to przesiewa.
Już, żeby nie przedłużać, to jeszcze o tym makaronie. Język jest formowany, ma strukturę, ma duże możliwości i fuzja słów daje znaczenia. Nic nowego. Każdy przerost, każda degeneracja, synkretyzm, formy barokowe, wynaturzenia, wszystko szkodziło sztuce, przekazowi. Tak już jest, że jak w komputerze są wirusy, to i w języku też. Nadmierne używanie przymiotników, przyimków, wyrazów dźwiękonaśladowczych. Awangardowe eksperymenty to oczyszczały, ośmieszały. Ja nie przepadam za Białoszewskim, ale jeśli Wiedemann jest z tego pnia to bardzo spłycił ten sposób przedstawiania i rzecz bardzo ułatwił. Wtedy byłby awangardą i eksperymentatorem, natomiast tam żadnej odkrywczej i nowatorskiej pracy nie widzę.
To producent.
I na koniec o pascalowskim zakładzie. Myślę, że to jest właśnie istota tej poezji. Jedną nogą w awangardzie, drugą w postmodernizmie, a na wszelki wypadek jeszcze w deizmie, bo a nuż się przyda, jak przyjdą jeszcze w Polsce nowe ekipy rządzące, nowy minister kultury, to wszystko znowu będzie pasować jak ulał i będzie można, jak w siłowni odrabiać dla higieny poetyckiego mózgu kolejne pensum. Tylko, że to jest, ta jakość ćwiczeń w kategoriach higieny, a nie sztuki.
7 grudnia, 2008 o 17:15
no to i ja o Wiedemannie napisze.
przyznam, że czytałem Pensum, ale w pewnym momencie, kiedy zdałem sobie sprawę z przedłużającego się dziwnego continuum stanu mojego umysłu, w trakcie którego nic się nie działo, ani jedna myśl się nie pojawiła, zdałem sobie sprawę, że cztając wiedamanna w głowie mam próżnię. ale po przeczytaniu Izy z Jeleńskich przypomniał mi się aforyzm Goethego, który streszczam z pamięci: może ty jesteś ciemny czyelniku, a nie wiersz.
7 grudnia, 2008 o 18:48
pewnie, że czytelnik nie rozumie. Jest to zresztą zamiar autora i jego premedytacja, by nie rozumiał. Pisze o tym, jako o pozytywnym aspekcie Pensum Joanna Orska w recenzji na literackie Pl. Czytelnik nie ma rozumieć, ma podziwiać, jak poeta ćwiczy. Czyli to, o czym wcześniej napisałam.
(…)Mówiący podmiot pozostaje sam dla siebie z tego punktu widzenia rodzajem retorycznego Alcatraz. Nie pozostaje nic innego, jak ćwiczyć. Ćwiczenie staje się tu koniecznością (…).
J. Orska
(Dekada Literacka 2-3/2008)
Tylko że w cywilizowanych krajach ceny siłowni są dostępne dla każdego i jest ich dużo, podczas gdy w Polsce mamy ćwiczyć jedynie poprzez czytanie Wiedemanna. Nic dziwnego więc, że Naród cherlawy.
7 grudnia, 2008 o 21:44
Marku bardzo korciło mnie zacytowanie Goethego, ale sądziłam, że to będzie zbyt ostre zdanie w panegirku mojego autorstwa, gdyż cytat będzie zbyt wartościujący. Ty pierwszy wygrzebałeś cytat z pamięci, ja z przyjemnością zacytuję teraz w dosłownym brzmieniu z książki Aleksandra Wata z rozdziału: „O ciemnych poetach i ciemnych czytelnikach”. ( zresztą taki był pierwotny tytuł mojej pochwalnej recenzji)
„Zastanów się czytelniku, może to ty jesteś ciemny”
Goethe te wersy zadedykował czytelnikowi narzekającemu na ciemność poety.
7 grudnia, 2008 o 21:50
Ewo, według mnie nie ćwiczyć, nie udawać, że się rozumie, jak się nie rozumie, ale podążać za wierszami Adama Wiedemanna i a nuż wszystko stanie się światłem.
A bardziej poważnie, wystarczy zadać sobie trud intelektualny czytając Pensum, bo poeta wcześ niej taki sam trud uczynił tworząc swoje dzieło. ( kłania się wymagająca Marianne Moore )
8 grudnia, 2008 o 7:21
To chyba jest słuszne upominanie się o czytanie bez zrozumienia (skoro zrozumieć się nie da), tak przecież kultywowane w czasach PRL-u.
Panująca nowomowa z założenia była niezrozumiała, nikt nie wiedział, o co chodzi w nawet krótkich wersach na transparentach, a co dopiero w elaboratach uczelnianych czy pracach doktorskich.
Ten szlachetny kierunek, największy sukces mowy polskiej, doprowadzony w czasach jej rozkwitu do prawdziwej wirtuozerii, nie ma prawa zaginąć!
8 grudnia, 2008 o 7:55
Izo, już tu chyba dałam na blogu dowód, że po wielokrotnym czytaniu tomiku, o którym recenzenci napisali, że nie sposób się nim nacieszyć, Wiedemanna nie zrozumiałam.
Mój blog niedawno wizytował Najważniejszy Lider Nieszuflady i w dialogu z moim Najlepszym Komentatorem Blogowym stworzyli pokaźny poemat nowomowy. Kreska statystyk natychmiast podniosła się do pozycji pionowej, miałam w trakcie jego stwarzania kilkaset wejść dziennie.
Lider, jak już współpraca wygasała, wskutek utraty weny poetyckiej zgłosił nawet chęć złożenia z siebie ofiary, wzorem Palacha i Siwca, i prosił, by oblać go kwasem solnym, dla dobra tego poematu.
Niestety, jako właścicielka bloga, zobligowana do dostarczania narzędzi niezbędnych w tworzeniu nie potrafiłam go kupić. Kwas solny, tak skuteczny w starych czasach do czyszczenia wychodków został wycofany ze sprzedaży w sklepach.
I wiesz Nano, wszystko zgasło. Ale jak widzę, pojawia się już na trwale w twórczości innych poetów, bądźmy dobrej myśli.
8 grudnia, 2008 o 12:02
Ewo, weszłam przed chwilą na Twój blog i próbowałam znaleźć dialog Lidera nieszufli i Najważniejszego, ale poległam. Nie potrafię poruszać się po blogach. Czy mogłabyś podać mi linki: do dialogu i do wpisów pod Twoim tekstem o Adamie Wiedemannie?
Z góry dziękuję.
8 grudnia, 2008 o 12:14
Nano, problem ze zrozumieniem, odbiorem poezji jest odwieczny.
Dla mnie
„Spaghetti czyta się przez dwa t”.
to poezja, dla innej osoby to nic nieznaczący zapis.
Ja przenoszę dwa t na siebie i mam własną poezję
„Izabellę czyta się( rozumie się) przez dwa l”.
To było moje pierwsze skojarzenie, po przeczytaniu tego wersu Adama Wiedemanna. Bardzo często mówię, że nie rozumiem wiersza, szerzej poezji danego autora, ale nigdy nie rezygnuję z chęci poznania, dlatego tak lubię dyskutować, poznawać inny punkt widzenia.
A „Pensum” i tak dla mnie sie kręci.
8 grudnia, 2008 o 12:56
http://bienczycka.com/blog/?p=718#more-718
A wyszykiwarce blogowej wystarczy wpisać Nobel 2008 i przeczytać komentarze.
8 grudnia, 2008 o 20:54
„On skarży się na ciemność mej mowy –
Czy choć świecę raz zapalił sam?!
Sługa mu ją wnosił pokojowy
(Wielość przyczyn tak ukryto nam)”
o ile dobrze pamiętam w „Ciemności” polemizuje się z Koźmianem i jego opinią na temat pisania Norwida.
tak mi przyszło do głowy w związku ze słowami Goethego.
z pozdrowieniami, Leoncio
8 grudnia, 2008 o 23:04
Leoncio, dzięki Tobie przypomniałam sobie historię wiersza Norwida.
Kajetan Koźmian poeta i krytyk wydał bardzo niepochlebną opinię o wierszach Norwida i stwierdził, że on tej poezji nie rozumie, założył więc, że jest to poezja bezwartościowa.
C.K.Norwid poczuł się dotknięty powierzchownym sądem, stąd jego wiersz.