.
Pierwsza klasa, druga i komunia święta. Trzecia , czwarta, piąta, szósta. Trzy klasy gimnazjum. Pogubić się można. A to dopiero początek. Kilka lat w szkole średniej. Studia. Licencjat, inżynierka, magisterka, doktorat, do pracy. A tu praktyka, i staż, i tam i siam i plecy. Zaczynasz. Parter i wyżej. I drugie, i trzecie i czwarte. I w górę, i dalej i piętro po piętrze. Jak w labiryncie, jak po nitce. Bywa bez nitki, skrótem przez ścianę. Po głowach, po głowie. Office numer trzy i trzysta trzydzieści trzy. Jedna sekretarka, dwie sekretarki, czwarty kierowca i cztery trupy. Dyspozycyjny całą dobę. 24 czy 48 – ile godzin ma doba? I ciągle powtarzasz: dostałeś moje memo? (nie synku, to nie jest rybka Nemo). I siedemnaście masz kart kredytowych. Cztery w portfelu, dwie w kopertach z banku. Jest pięć dla żony, reszta nigdy nie była aktywowana. Męczysz się, szarpiesz, cierpisz na brak czasu. Ale jest za to siedemset koni pod maską. Rwiesz się. I gnasz, i gonisz, i gaz, i do dechy. I bieg pierwszy, i drugi, i szósty. Redukcja. Znów trzeci. Makijaż. Długie nogi, i o sześć centymetrów dłuższe każdego wieczoru i sto czerwonych sukienek falujących na wietrze.
I uważaj synku, żebyś się nie rozbił. A jeżeli kiedyś zabłądzisz, jak zgubisz się w drodze to pamiętaj, że jest taka wyspa, otoczona morzem, którego żaden statek nie zdoła przepłynąć. Na tej wyspie jesteś królem.
– Teraz jestem starszakiem?
– Jesteś starszakiem.
– A wiesz, że dzisiaj zbudowałem prawdziwy zamek z piasku?
27 marca, 2011 o 2:56
Panie Przemku,
ja nic nie muszę. Nie muszę stawać ani po jednej stronie ani po drugiej stronie. Mnie te Wasze postawy nie interesują. Nie interesuje mnie kto z kim pije, kto kogo lubi, kto jest „ten dobry” a kto jest „ten zły”. Nie interesuje mnie – kto został wycięty z nieszuflady a kto wyleciał z rynsztoka. Nie interesuje mnie też kto komu zrobił laskę. Kto jest kogoś znajomym. Na liternecie każdy może się zarejestrować, może publikować, dyskutować. Nie ma ograniczeń.
Po drugie, faktycznie, stoję okrakiem, liternet jest właśnie tworem, który nie stoi po jednej stronie ani po drugiej stronie – jest neutralny – o to mi chodziło. O neutralność. Tego życzyłbym sobie od kogoś kto reprezentuje literacki serwis społecznościowy.
Po trzecie, ja nie muszę odzyskiwać żadnej undergroundwej wiarygodności. Mi na niej totalnie nie zależy. Ja mam swoje poletko, które uprawiam i żadne metki, wlepki oraz kołysanki nie zmienią tego co robię.
27 marca, 2011 o 3:01
Marku wtedy to nie jest kolegowanie, a czepliwość, trolowanie. A za to jest usunięcie, ban.
27 marca, 2011 o 3:02
Leszek obawiam się, że z ta neutralnością to nie jest tak jak to przedstawiasz. Liternet nie jest neutralny. Liternet stał się krzyżówką facebooka i nieszuflady. Jest nowoczesny jak facebook i teraz żeby było ciekawiej uzupełniany jest nieszufladowymi pomysłami, modelami dyskusji itp. – oczywiście w wersji upgrade.
Ale to jest rzecz jasna moje zdanie i po drugie twoja sprawa jak sobie mieszkanie meblujesz. I tyle.
27 marca, 2011 o 3:07
i jeszcze jedno – jak myślisz, czy po wywiadzie z Miłoszem Biedrzyckim mistrzem kotleciarstwa literackiego, królem koleżeńskich blurbów (vide to, co napisał Bargielskiej o „Dwóch fiatach”) czy tu uważasz, że np. Borowski, Knap przyjęliby zaproszenie do kolejnego wywiadu?
ps.
i się nie unoś, nie pisz o wlepkach, kołysankach i o mruczeniu. przecież normalnie rozmawiamy.
27 marca, 2011 o 3:23
Marku,
hehehehe „Liternet stał się krzyżówką facebooka i nieszuflady”
Czyżby nieszuflada miała prawa autorskie do modelu zapraszania gości na portal?
Powiem Ci czym się różni liternet od nieszuflady – nie ma w serwisie cenzury. Nie są wycinane wypowiedzi. Co więcej każdy może sobie założyć grupę i zostać jej administratorem. Poza tym nie ma papieża.
ps. Czuję się tutaj dość niekomfortowo, gdyż co chwilę widzę jak uzupełniasz swoje komentarze przez panel administracyjny, po ich dodaniu. Widzisz ja w liternecie dokonuje czegoś, czego Ty nawet nie możesz zrobić w tak niewielkim blogasku. Oczywiście Ty jesteś tutaj Bogiem i Panem.
Ja na liternecie jestem zwyczajnym szatniarzem. Dlatego pewnie nie znajduję z Tobą wspólnego języka.
27 marca, 2011 o 3:34
Problem jest taki, że internetowa społeczność literacka nie zna żadnego innego modelu funkcjonowania serwisu w sieci jak model nieszulfady lub model anty-nieszuflady (czytaj rynsztok.pl).
Albo są po traumie nieszuflady albo po przejściach z rynsztok.pl. A jest wiele jeszcze innych modeli. I sprowadzenie wszystkiego do tej dychotomii nieszufla-antynieszufla jest ograniczaniem rzeczywiśtości.
27 marca, 2011 o 3:43
Panie Leszku, jakże nie interesują skoro tu właśnie Pan najpierw reaguje z resztką cierpliwości(patrz wpis z dnia wczorajszego, godz 12:17), potem już zajadlej (kolejne wpisy przerzucające ciężar dyskusji z własnego poletka na hmn – strategia wystraszonych), wreszcie reaguje Pan dystansując się? Proszę sobie przeczytać najprostszy nawet opis reakcji na stres, a przekona się Pan, że Pańska reakcja była i jest klinicznym przykładem odreagowywania stresu.
Zestawienie nieszuflady i rynsztoka jako podobnie działających portali (Pańska zrównująca teza o wycinaniu uczestników) jest zupełnie nieuczciwa, ale wynika – rzecz jasna – z tego, że cenzurował Pan i cenzuruje własne portale. Cenzurze nie podlega przy tym treść wulgarna, co z trudem, ale dałoby się zrozumieć, ale wypowiedź krytyczna – jak miało to miejsce w moim przypadku. Nie zachował Pan klasy wtedy, nie zachowuje i teraz. Po co Pan kłamie? Czego się Pan boi? Faktów? Siebie? Zamykając tę część wypowiedzi – nieszuflada usunęła dziesiątki twórców za treść ich wypowiedzi. Rynsztok jednego – Tadeusza Borowskiego – za fizyczne niszczenie spamem portalu. Czy tę różnicę jest Pan w stanie pojąć i zapamiętać zależy wyłącznie od Pańskich zdolności poznawczych.
Co do deklaracji o tym, że chce Pan być neutralny – czyli zamierza Pan budować platformę dla wszystkich z zachowaniem reguł, które uznając za neutralne sam Pan narzuci – wierzę. Będą to neutralnie narzucone reguły :D
27 marca, 2011 o 3:43
tak, dodaje, edytuje, poprawiam, a czasami nawet kasuje i to nie tylko swoje ale i cudze komentarze. nie zważam na prawa autorskie itp. – to jest dopiero nowa jakość co nie?
ale do rzeczy: dużo racji jest w tym co piszesz o tym, że literaci publikujący w necie nie znają innych modeli niż model nieszuflady czy rynsztoka. ale oprócz tych dwóch kierunków istnieje jeszcze wiele innych dróg, ba – przestrzeni do tej pory przez literaturę w internecie nie odkrytych. i o to generalnie mi chodzi – o odkrywanie a nie o transplantacje i terapie antybiotykowe w nadziei, że nowy-stary przeszczep się przyjmie.
jestem dumny z mojego „niewielkiego blogaska” – bo pewnie zauważyłeś lub zdążyłeś się nauczyć, że choćbyś miał najlepsze narzędzia, super CMS-y i ekipy informatyków, redaktorów itp., to i tak w literaturze cały czas się liczy i liczyć będzie człowiek i to, co napisze.
27 marca, 2011 o 3:59
Panie Przemku,
proszę nie utożsamiać liternet.pl z niedoczytania.pl. Są to dwa różne serwisy: liternet.pl to serwis społecznościowy, a niedoczytania.pl – to serwis redakcyjny. Mają inną spcyfikę.
Tak na niedoczytnaia, kiedyś skasowaliśmy około 15 komentarzy. Wśród nich był jeden Pana. Było to 15 komentarzy na 4 000 dodanych przez użytkowników. Wyciągnąłem z tego wnioski. I wierzę, że jednak internet nie powinien być cenzurowany.
ps. Uwagi co do stresu sobie daruje.
27 marca, 2011 o 4:09
Marku,
właśnie to jest dobre pytanie: czy jest możliwość wyjścia poza ten schemat nieszuflada-antynieszuflada. Wiemy, że istnieją inne modele, ale czy one w polskiej rzeczywistości się przyjmą? Zobaczymy.
27 marca, 2011 o 4:15
ale tu nie ma na co czekać. jesteś rocznik 80′? w tej chwili, to jest epoka tego rocznika. nie ma czasu na zastanawianie się. refleksje zostaw dziadkom, babciom, badaczom literatury. w tej chwili jest czas, masz unikalną i niepowtarzalna mozliwość by pokazać te nowe kierunki. niech sobie ludzie tam idą, niech sprawdzają, niech poznają nowe. poznanie nowego – choćby to nowe było gówno warte – jest samo w sobie wartością/ bo poznanie nowego wymaga od poznającego przede wszystkim odwagi oraz chęci poznania spowodowanej potrzebą. i to jest tego rodzaju wartość, której żadne wywiady z Biedrzyckimi, Dehnelami i innymi kotleciarzami nie są w stanie zastąpić.
Możesz się wpisać w tradycje facebookową ale możesz być suwerenny, wyjść poza wszystkie schematy, które poznałeś i dać ludziom coś nowego.
27 marca, 2011 o 4:18
wypierdol tych Lipszyców, Podgórnich, Kałuże itp. Olej Trojanowskich, Łośków itp. – tak czy siak wszystkie te nazwiska należą do świata, który się za chwilę skończy. Istnieje nieskończenie wiele możliwości, także takich, których z których nikt nigdy nie skorzystał. I to jest twoja szansa.
27 marca, 2011 o 4:25
Marku,
nie wiem jaka jest teraz epoka. nie wiem czy teraz czas jest na zastanawianie się czy na działanie?
Ja robię to, co robię, w taki sposób w jaki to czuję. W swoim tempie.
Marku a widziałeś film „Szósty zmysł”? Jeżeli tak, to powiem Ci jeszcze coś w skrytości: „I see offline people”. Ładna pogoda na polu. W Krakowie słońce wyszło. Spadam na miasto.
27 marca, 2011 o 4:31
nie, nie widziałem tego filmu. u mnie na wsi też pogoda ok. widzisz, wybór pomiędzy wiosennym słońcem a zacienionym pokojem mieszkania blokowego jest jeden. taka sama oczywistość powinna towarzyszyć wyborowi między tym co jest i było w literaturze a nieznaną przyszłością.
27 marca, 2011 o 4:34
Problem jest w tym, że podział na to co było, i na to co będzie, nie jest podziałem 0:1. Tak jak wybór: wyjśc z bloku czy zostać w pokoju.
27 marca, 2011 o 4:39
jak nie jak tak? to jest prostsze niż się może wydawać. Problem w tym, że ludzie uwierzyli w przekleństwo Koheleta.
27 marca, 2011 o 4:43
a propos, Przemku, Leszku, izka – czy wy macie swoje wyspy? miejsca jądrowe, w których jesteście królami?
ja w tej chwili leżę wygodnie na swojej gorącej plaży. patrzę w nieskończone niebo o idealnym odcieniu błękitu i robię orła. ruszam rękami, nogami i kręcę głową na boki. wiem, że kiedy podniosę się by zobaczyć jakiego orła zrobiłem, to ten orzeł oderwie się od piasku, otrzepie pióra, skrzydła z drobin kwarcowych ziarenek i poleci.
27 marca, 2011 o 4:56
mam wiele takich wysp ;)
archipelagi, to jest to
27 marca, 2011 o 6:25
najpierw odpowiedź na pytanie, które mnie nurtowało w kwietniu 2010. Przypomniałam sobie o tym teraz, dlatego muszę wykorzystać moment obecności Leszka Onaka na hmn.
Zaraz po katastrofie smoleńskiej na niedoczytaniach pojawił się komiks (odcinek 29 z 14 kwietnia 2010). Na obrazku mężczyzna w trumnie i napis w dymku „a to nasza największa duma zaraz po Józefie Piłsudskim, proszę o nieużywanie lamp błyskowych oraz robienie zdjęć od pasa w górę”
Czy autor komiksu Jacek Stefanowicz wiedział, że prezydent odnaleziony został bez dolnej części ciała, czy tylko chciał podkreślić mikry wzrost Lecha Kaczyńskiego? O tym, że prezydent nie miał nóg wiedziało tylko osób.
Na temat tego komiksu rozmawiałam wtedy z Markiem. Marek uważał, że rysownik wiedział o brakach w ciele prezydenta, ja twierdziłam, że nie miał pojęcia i udało mi się niezaplanowane jasnowidztwo pośmiertne. Uważałam, że jego rysunek ma przez to podwójne dno, o którym autor nie ma pojęcia.
27 marca, 2011 o 6:32
oczywiście, że mam, wielokrotnie o tym pisałam. Mam takie miejsca, które są dla mnie wszechświatem, ba ja czuję się w nich jednostkowym wszechświatem.
Realista powiedziałby, że mam urojoną wyspę marzeń, nic nie wartą, a jednak cenię sobie bardzo to miejsce i potrafię się znaleźć w nim nawet idąc ulicą.
27 marca, 2011 o 6:38
zapomniałam o pytaniu do Leszka Onaka: kto miał rację, ja czy Marek?
27 marca, 2011 o 9:27
Wiesz Iza – hasło „w tej masie musisz być masą” można tłumaczyć różnie, bo może to być odpowiednik powiedzeń typu „Jak Bóg Kubie tak Kuba Bogu” albo „Między wronami kracz jak one” albo „walcz bronią przeciwnika”. Pisząc „masa” w tym konkretnym przypadku miałem na myśli jednak ogrom, tłum, wielką ilość, a przede wszystkim nadprodukcję. W tym wypadku nadprodukcję „ikonek” – pod „ikonkami” należy rozumieć właściwie wszystko, począwszy od nazwisk, po słowa. Te „ikonki” tak właściwie już nic nie znaczą – tu przyjmuję optykę Baudrillarda. Stąd mamy „globalistyczny szum ikonek”. Tak samo ty Iza, jak marek, jak każdy jest już zatem tylko ikonką w tym globalistycznym szumie. Czy tego chcemy czy nie, niezależnie od wartości jaką nadajemy swoim słowom czynom i własnemu nazwisku, ja i ego, jesteśmy tylko „ikonką”, jedną z miliarda (którą i tak „czeka śmietnik”). Reakcją, odpowiedzią na ten szum, na tę ilość, ogrom, masę, na tę nadprodukcję może być właśnie własna nadprodukcja, masywność. Inaczej mówiąc świat dzisiejszy, z zasady baudrillowski, symulakryczny, wymusza na człowieku albo nieistnienie (czyli w sumie hermetyzm) albo istnienie przez nadprodukcję.
Zatem pisząc „masa” nie miałem w sumie na myśli zaangażowania ideologicznego, społecznego, żeby prowadzić na barykady (to już nie te czasy!), ale miałem na myśli po wiele więcej – zaangażowanie w zaangażowanie (wiedząc po prostu, że „zaangażowanie” jest już tylko w dzisiejszych czasach jedynie nieistotnym symulakrum własnego klasycznego zaangażowania). Bez poezji jest mi to jednak trudno wyjaśnić…
27 marca, 2011 o 11:11
romek, to co piszesz to slogany wpajane kolejnym pokoleniom studentów na kierunkach o kant dupy roztrzaść. ani ikonka, ani nadprodukcja, ani hermetyzm nie stoją w centrum pytań o egzystencję ludzką tylko to w jaki sposób umiesz sobie dobrać otoczenie, rozmówców, najbliższych, zatem i przyjaciół. ikonką jesteś tylko wtedy, kiedy poszukujesz wyróżnienia pośród innych ikonek. kiedy zaś poszukujesz spełnionej egzystencji nie potrzebujesz do tego sławy ani tego, żeby być powiększonym na tle miliardów ikonek, aby Twoje słowa były wyboldowane. cały ten obrzydliwy, francuski, nowożytny prąd filozoficzny jest egzystencjalnie arogancki bez pokrycia we własnej egzystencji, co kończy się bydłolordami, lewusami levinasami i tym podobnym bełkotem – przy czym nie wartościuję tu żywotów przywołanych imciów, ani tego co napisali tylko to, co interpretuje nasza polska, kulawa i siermiężna kultura intelektualna.
moje otoczenie jest coraz ciekawsze i bardziej twórcze: piloci, chłopi z krwi i kości ( z wujkiem Antkiem stawiałem wczoraj siatkę), biznesmeni bardzo przegrani i dość wygrani, agenci służb (niezłą robi cytrynówkę), dojrzałe singielki z życiorysem poskręcanym jak konary wiązu, itepe, itede. oni w słowie i dotyku, w tym jak i o czym ze mną rozmawiają są daleko ciekawsi niż pierdolenie o ikonkach, szumie, innym wielkomiejskim bełkocie, łatwym jak piwo sikacz w popularnej knajpie.
to, że milczą nasi przodkowie, których było z osiemdziesiąt miliardów to jeszcze jeden dowód na arogancję perspektywy. po cóż troszczyć się o ikonkowatość, skoro Twoje własne życie spierdoli, jeśli go sam nie napełnisz? choćby dobrym wierszem napisanym nie dla potomności, ku chwale i laurom, ale sporządzonym jak ser lub domowe wino – dla smaku, dla samego siebie, dla tych, z którymi stwierdziłeś, że warto rozmawiać.
27 marca, 2011 o 12:13
przemek, to taka filozofia, ona ma psyche w dupie, tej filozofii nie interesuje czym się interesujesz, co cie ciekawi i kogo sobie dobierasz do towarzystwa, to coś innego – to pewna filozofia wolności, gdzie wolność wyboru (wybieram, dobieram sobie kumpli itp) zastąpiona jest wolnością od wyboru („ja nie wybieram, nie przesiewam”, nie dzielę na ciekawe i nieciekawe). I tu jest właśnie centrum egzystencji – dopóki wybierasz jesteś zniewolony. Wolność wyboru to niewola, bo musisz wybierać. A tu jest wolność prawdziwa – wolność od wyboru.
27 marca, 2011 o 12:29
Zresztą w uzupełnieniu dodam, że trzeba odróżnić dwa światy, jeden powstaje jak wrzód i pleśń na drugim. Pierwszy i podstawowy świat to jednak świat zwany „walka o byt”. W walce o byt nie ma jakości i nie o jakość chodzi, tylko o byt, ten podstawowy i najprostszy. Na tym świecie pojawia się potem wrzód – to ci nieliczni którzy mają byt zagwarantowany i wtedy faktycznie mogą oni walczyć o „lepszy byt”, o jakość życia. Jesteś w tym wrzodzie, to gratuluję, ba, nawet zazdroszczę, ale pamiętaj, jesteś tylko we wrzodzie, w tej pleśni, która o lepszy byt, o jakość życia może się upominać (choćby przez dobór przyjaciół, towarzystwa itp) tylko dlatego, że ten maleńki wrzód żeruje na świecie, które walczy o byt.
27 marca, 2011 o 12:34
Aha i jeszcze jedno – źle rozumiesz, otóż owa „ikonka” to nie to samo co „ikona popkultury”, zapewne ta zbieżność cię niesłusznie zwiodła i naprowadziła na to, że pisząc „ikonka” chodzi mi tu o jakąś popularność. Nie. To nie to znaczenie. „Ikonka” znaczy bowiem tu tyle co „element”, taki sam element jak każdy inny.
27 marca, 2011 o 12:53
co za pieprzenie :)
po pierwsze wolności nie daje się zrealizować, bowiem totalna wolność pozwala jednostce narzucić w sposób totalny swoją wolę, nespa?
więc nie mówimy o wolności tylko o niezależności. to zresztą nie jest jedyna lekcja, której bzdurna filozofia nowożytna nie odrobiła. kiedy czytałem ładnych parę lat temu Pianę Złudzeń Viana, szeroko rozlewał mi się uśmiech po twarzy, bo wreszcie znalazłem bratnią duszę, duszę szydzącą z Żan Sol Partre’a, z osła nie znającego smaku życia. jest Twoim wyborem, kiedy masz zapewniony byt – bo przecież o niego nie walczysz, nie myl walki o byt z bytem opartym o masowe produkty: masowe fajki, bułki, kiełbasy, wyjazdy na wczasy do kołobrzegu lub toskanii (niewielka różnica – bogatszy pojedzie co roku do toskanii, biedniejszy europejczyk – co trzy lata) – więc kiedy masz zapewniony byt wyłącznie od Ciebie zależy smak sekundy. Od Twojej pomysłowości i determinacji. Nikt Ci nie każe zapierdalać jako komiwojażer, w Tesco, na taśmie – w każdej chwili możesz to rzucić, nająć się za pomocnika dekarza, murarza, możesz wozić pizzę na telefon w Weronie, możesz wziąć kredyt na szkolenie lotnicze (15 tys. złotych), pracować społecznie w aeroklubie i być potem instruktorem, możesz nauczyć się jeździć ciągnikiem i tirem, etc.
To nie jest żadna, kurwa, walka o byt. No chyba, że masz lenia za koszulą i muchy w nosie i już samo wstanie z wyra na siódmą Cię rozwala. Ale wtedy nie masz problemu z walką o byt, tylko masz problem z lenistwem. Ja wstaję najpóźniej o szóstej – w niedziele. A w poniedziałki wstaję o 4 ;). Serio.
Walkę o byt, to masz bracie w Sudanie, Jemenie, Rwandzie. Ale Ty tam nie mieszkasz, mieszkasz w Europie – TU NIE MA PROBLEMU WALKI O BYT.
Więc brednie o wolności od wyboru pozostają bredniami, bo właśnie poprzez wybór realizuje się drogi do niezależności. A także – o ile masz jaja – drogę do wolności. Najbliżsi osiągnięcia wolności byli w ubiegłym wieku Stalin i Hitler, a i tak potrafili zrealizować zaledwie jej promil. Jeśli będziesz umiał zgwałcić bezkarnie kogo zechcesz, przemienić swoje ciało w hipopotama lub morskiego konika, oddychać azotem lub spojrzeć na Ziemię z orbity Saturna – wtedy zrealizujesz częściowo wolność. W tej chwili, czy Ty, czy kretyni francuskiej filozofii, mogliście i możecie co najwyżej realizować w sposób ułomny niezależność.
Nie trzeba być filozofem, żeby dojść do stwierdzenia tych prostych faktów (bo to nie są nawet „prawdy” – to fakty). Chłop je rozumie i ubek, kontroler biletów i szatniarz. Bladzi, wychudzeni doktoranci studiów humanistycznych zdają się tych faktów nie dostrzegać. W tym czasie ich ogorzali, tędzy i opaleni koledzy – też doktoranci – posuwają ich panny, na ich koszt i ryzyko, chwaląc głośno smak życia. A Ty wybieraj, czy wolisz komponować drinki, realizować marzenia, czy babrać się w pierdach filozofii francuskiej, z której tak zdrowo i celnie śmiał się Vian.
27 marca, 2011 o 12:53
Po prostu przemek, to jest najzwyklejszy powrót do natury rzeczy, do podstaw. Nie można spełnić egzystencji (pisząc powiedzmy, wysmakowane wiersze), jeśli tej egzystencji nie ma, jeśli podstawy tej egzystencji są naruszone, zagrożone. Więc oczywiście tu nie ma mowy o spełnionej egzystencji, o spełnianiu się w życiu, ja nie podaje sposobu na realizację marzeń, realizowanie się w świecie, gdy masz pełny brzuch, przeciwnie, tu jest mowa o samej czystej egzystencji, a nie o egzystencji plus. Dlatego to nie jest o estetyzmie (piękny, dobry, szlachetny, wartościowy, ciekawy itp), bo estetyzm to luksus. Estetyzm to właśnie slogan! (a ty masz jak widzę smykałkę do idei dandysowania – pisanie wierszy dla samego smaku! przemek, nie zrozumiesz mnie, bo moim bohaterem nie jest dandys, tylko pucybut dandysa)
27 marca, 2011 o 13:12
ikonkę dobrze zrozumiałem – nie widzę niczego upiornego w byciu jednym z wielu, upiorność dostrzegam raczej w próbie wyróżniania się na siłę (patrz port wrocławski i snujące się postaci, często nieciekawe i puste, ale mają nażelowaną grzywkę przyciętą w durny wzorek i gacie założone do góry nogami, kolczyk w nosie i pod pachą – te zabiegi zaś po to, żeby się „wyróżnić”. żenada).
egzystencję masz zapewnioną w europie. nie myl braku możliwości z niechęcią do działania lub brakiem pomysłu na ciekawe życie lub zwyczajnie z wiecznym malkontenctwem. w europie masz możliwości do działania, trzeba tylko chcieć – ruszyć dupę, pamiętać, że więcej radości oznacza najpierw – więcej niewygód.
jest skala działania trudniej dostępna, to prawda. skala marzeń na krawędzi technologii, wymagająca ogromnej ilości środków. jeśli masz takie marzenie, musisz mu podporządkować całe życie, żeby je zdążyć zrealizować (np. przejście w slipach przez Antarktydę, przelot latawcem nad Atlantykiem, coś w tym stylu). ale to, co do tej pory tu twierdzisz to liść figowy lenistwa i braku woli działania. nic ponad.
27 marca, 2011 o 13:47
E nie nie, pzremek czytaj uważnie. Gdzie tu mowa o lenistwie? Gdzie tu owa o niechęci do działania? Przeciwnie, chęci są, jest działanie! Właśnie, powiedziałbym nawet że naddziałanie, działanie spotęgowane!
Ja w sumie chciałem uniknąć jakiś rozważań na tematy społeczne, bo wtedy zaczynają się oskarżenia (ty jesteś leń, mówi kapitalista, a ty jesteś świnia kapitalista, mówi leń itd itd), oskarżenia są niepotrzebne nikomu. Ba, właściwie grunt społeczny (bezrobocie itp), tak ku prawdzie, jest tu tylko pretekstem, żeby dać wyraz alegorii ironicznej na temat współczesnej aktywności, na temat możliwej aktywności w dzisiejszym świecie. Oczywiście, odpowiadam – w tej masie (aktywności, działań) musisz być masą (aktywności i działań). Ale czy aby nie dopowiadam akurat ironicznie? Wydaje mi się, że chcesz mi narzucisz (jak wcześniej marek) jakąś myśl, światopogląd, której tak naprawdę w „Szukam pracy” nie ma. I odpowiadając, w gruncie nie rozumiejąc uwag i oskarżeń z waszej strony, faktycznie odpowiadam zasugerowany o czym mam odpowiadać, że o wolności, o zaangażowaniu społecznym, o egzystencji i trele lele – tymczasem to alegoria ironiczna, ironizująca nawet z samej siebie. Jej tematem jest masa, wymuszenie, reakcja na masę, poszukiwanie nowych form aktywności, a nawet co może najważniejsze – jej tematem jest nadrealistyczna możliwość bycia masą w masie, osiągnięta dzięki nowym technologiom. A co do reszty (wolność, niezależność, egzystencja, praca, lenistwo, kapitalizm, zaangażowanie społeczne, new bohater, popularność, wyróżnianie się), to jak kto chce :)
„Ja nie szukam myślenia, ja szukam pracy”!