Minął jakiś czas od tego powakacyjnego spotkania. W międzyczasie Dżak zdał na studia, Atomizer, jako że nie chciał być gorszy zapisał się na wieczorowy kurs php, organizowany przez Osiedlowy Komitet Wsparcia W Każdej Trudnej Sytuacji. Mimo, że byli razem i stanowili świetny, wiecznie pedałujący, tandem, to każdy z nich odczuwał brzemię swego przeznaczenia. Jednemu nieustannie dudniło w uszach: będziesz wieszczem, drugi zaś miał przed oczami malutkiego żółwika, który pojawiał się i znikał na szklanym ekranie.
Któregoś razu, w trakcie wspólnego śniadania, Dżak powiedział:
– Kochanie, wczoraj napisałem wiersz.
– Jak to wiersz? zdumiał się Atomizer. Od kiedy ty piszesz wiersze?
– Od wczoraj odparł Dżak nie spuszczając wzroku z kromki chleba, którą dokładnie smarował masmixem, tak by cała powierzchnia pokryła się równą, prześwitującą powłoczką ale żeby smarowidła było jak najmniej, by następnie położyć na to sześć miętowych tik-taków.
Ów ceremoniał omasty wyniósł Dżak z wczesnego dzieciństwa. Jako brzdąc bowiem, był przedmiotem drwin rówieśników nie tylko ze względu na wielkie okulary, ale także dlatego, że był, mówiąc oględnie, gruby. Ile to razy słyszał za plecami a nierzadko prosto w oczy: Gruby, wkręca śruby, śruba pęka, gruby stęka. Któregoś razu, gdy wrócił zapłakany z podwórka do mieszkania, mama zapytała:
– Dlaczego płaczesz synku?
– Bo oni mówią, że jestem gruby chlipał Dżak.
Wówczas to mama dała synkowi plakat filmowy Rambo III i powiedziała:
– Zobacz synku, Rambo też kiedyś był gruby, ale zaczął liczyć kalorie i zobacz jaki jest piękny, taaa… bardzo piękny, bardzo. Taki powabny.
Dżak przestał chlipać i spojrzał na matkę, która wpatrywała się dziwnym wzrokiem w sylwetkę Rambo, gładząc ją dłonią w okolicy klatki piersiowej. Kiedy dłoń matki zaczęła wędrować w okolice podbrzusza plakatowego bohatera i kiedy matka wreszcie zaczęła obłapiać i całować ten zwitek papieru, Dżak rzucił się na rodzicielkę i wyrwał jej plakat, który w tym momencie matka ściskała między udami rytmicznie sapiąc.
Kiedy zbiegał po schodach, Dżak słyszał za sobą głos:
– Synku, ja żartowałam.
Dorastający Dżak wyparł z pamięci obraz ekstatycznej matki. Z całego zdarzenia pozostał mu tylko rodzicielska mądrość: licz kalorie. Ile to wieczorów nie przespał z liczydłem w ręku, starając się zsumować wartość kaloryczną posiłków, które zjadł. I być może zapałałby jakąś wewnętrzną namiętnością do tej kulinarnej buchalterii, gdyby nie dwa zdarzenia. Mianowicie, któregoś razu na matematyce w podstawówce dowiedział się, że (a+b) to nie a+b, co zachwiało jego wiarą w potęgę matematyki a tym samym w sens liczenia jako takiego. Drugie zdarzenie, które przesądziło definitywnie o tym, ze Dżak przestał liczyć kalorie, to reklama. Otóż pewnego razu, gdy siedział przed telewizorem, oglądając ulubiony serial L wie Liebe zobaczył reklamę Tik-Taków, w której to smukła pani jadła cukierka mówiąc: tik-tak, tylko dwie kalorie. Od tamtego czasu Dżak postanowił przejść na tik-taki. Nie to, żeby mu smakowały szczególnie, ale dla łatwego rachunku.
Wracając do śniadania. Adamski cały czas zdumiony spoglądał na Dżaka, jakby nie wierzył w to, że jego ukochany może pisać wiersze. Przecież wiersze to było coś, czego szczerze nienawidził. Tyle razy kazano mu się w szkole uczyć wierszy na pamięć. Miał ich po dziurki w nosie. Ale nie od razu dał po sobie poznać swoją antypatię do tego rodzaju twórczości literackiej. Zapytał:
– Dżak, czy jesteś pewien, że napisałeś wiersz?
– Tak odparł Dżak, dopijając poranną kawę.
– A skąd wiesz, że nie jest to bajka ale wiersz?
– Słuchaj powiedział Dżak, spoglądając poważnie na Adamskiego wieszcz pisze tylko wiersze. Nawet jeżeli wieszcz napisze listę zakupów na karteczce, to będzie to wiersz. Kapewu?
Adamski zdumiał się. Nie potrafił ukryć wrażenia, jakie zrobiły na nim słowa Dżaka na temat wieszczostwa i karteczek z zakupami. Postanowił nie kontynuować dalej tej rozmowy, w obawie, że nadmiar wrażeń w jego umyśle może przekroczyć wartość krytyczną. W milczeniu dolał sobie kawy.
W tym czasie Dżak wstał i jak zwykle o tej porze dnia udał się do kibla. Adamski, osaczony przez myśl, że jego luby pisze wiersze, w samotności kończył śniadanie.
Umywszy wspólnie naczynia, chłopcy rozeszli się każdy do swojego pokoju. Atomizer zupełnie niedawno odkrył fakt istnienia internetu, dlatego zaabsorbowany był tworzeniem pierwszej w swoim życiu strony internetowej, Dżak natomiast nieustannie pisał wiersze. Całe godziny spędzał w świetle lampki nocnej, zapełniając kolejne karteczki drobnymi szlaczkami liter. Mijały dni, mijały miesiące. Aż wreszcie nastał pamiętny dzień.
To było listopadowe popołudnie. Szarówka za oknem. Jednak w powietrzu było czuć coś niepokojącego, jakby narastające napięcie o charakterze metafizycznym. Nawet gołębie, które jak zwykle o tej porze roku beztrosko zasypiały na okiennych parapetach, teraz były niespokojne, a sierściuchy blokowe miauczeniem zagłuszały odgłosy dostawczych tirów, które dostarczały towar do pobliskiej Kastoramy. Nikt wówczas nie przypuszczał, że tego dnia spełni się część miłoszowego proroctwa. Nie wiedział o tym nawet sam Adamski, który właśnie wracał z zakupami do mieszkania, chociaż znany był z tego, że wie wszystko.
Kiedy otworzył drzwi, jego oczom ukazał się osobliwy widok. Na stołeczku siedział Dżak a tuż obok niego stała jakaś dziwna przygarbiona postać okryta ciemną chustą, która unosząc dłonie nad głową przyjaciela mamrotała:
– Jesteś wielki! Jesteś wspaniały! Jesteś wielki.
Adamski natychmiast rzucił reklamówki z zakupami na podłogę i ruszył na pomoc przyjacielowi.
– Co ty mu robisz!? krzyknął, rzucając się z całym impetem na mroczną postać. Jego ramię jednak nie dosięgło nieznajomej sylwetki. Atomizer zawisł w powietrzu, przetrzymywany przez jakieś dziwne pole siłowe. Próbował się wyrywać. Napierał całym ciałem, jednak wszystkie członki odmówiły mu w tej chwili posłuszeństwa.
– Zzzzostaw go! próbował krzyczeć, lecz także i z mową miał problem. Dziwna siła uniemożliwiała mu każdą reakcję.
Tajemnicza postać całkowicie ignorowała Adamskiego i koncentrując się na Dżaku nieustannie powtarzała:
– Jesteś wielki! Jesteś wspaniały! Jesteś wielki.
A Dżak tylko słuchał, nawet nie drgnął.
Nagle wszystko się jakby skończyło. Energia, która blokowała ruchy Adamskiego znikła. Atomizer bezwładnie padł na podłogę, śliniąc się jak po przebudzeniu z narkozy a Dżak dalej siedział na stołeczku wpatrując się w fakturę białej tapety na ścianie. Mroczna postać w powłóczystej, cmentarnej szacie bezszelestnie zbliżyła się do Adamskiego i zapytała:
– Gdzie macie odkurzacz?
– Wwwww, wwww szafie wykrztusił z siebie, będąc jeszcze cały czas w szoku po tym całym zdarzeniu.
Postać podeszła do meblościanki, wyjęła z niej odkurzacz firmy Zelmer i podeszła z nim do otwartego okna.
– Kkkkim jesteś? zapytał Atomizer mobilizując resztkę sił.
Mroczna istota odwróciła się do niego i odsłoniła twarz. Jego oczom ukazał się szkaradna twarz starej, pomarszczonej kobiety. Taka sam jaką kiedyś zobaczył w trakcie wspólnego seansu filmowego, gdy z Dżakiem oglądali pornusa. No może z tą różnicą, że te na filmie miały kompletne uzębienie i nie miały takich owłosionych kurzajek na nosie jak ta, którą właśnie oglądał. Nagle starucha przemówiła:
– Ja jestem alfa i omega. Jestem początkiem i końcem. Jako poetka za życia zapomniana, niedoceniona, niezauważona przeklęłam świat, stając się po śmierci zmorą, która go nęka.
To ja kontynuowała jędza byłam przyczyną zlodowacenia i śmierci dinozaurów! To moja wola prowadziła miecz Cortesa, gdy podbijał Meksyk wyżynając ród Montezumy. To na dźwięk mojego imienia padają królowie tego świata na kolana, łkając jak niemowlęta!
Adamski nie wiedział, co ma powiedzieć. Jak zaklęty wpatrywał się w mroczną postać, która w tej chwili przypominała kulę Tesli. Zafascynowany obserwował te wyładowania elektryczne między, wędrujące po jej ciele. Po chwili zapytał:
– Jak się nazywasz?
– Ha, ha, ha! – zaśmiała się złowieszczo jędza i odparła Mam wiele imion. Dla jednych jestem Dżennifer Lopez, dla innych Britnej Spirs, ale dla was będę Monią Tucięostrzygąmośkinaglanc
– A dlaczego tak?
– Bo śmak! Buhahahahahahha zarechotała, po czym wspięła się nie bez trudu na parapet, usiadła na odkurzaczu i wymamrotała jakieś zaklęcie. Nagle coś zawyło, coś zadudniło. Adamski ze zdziwieniem obserwował jak się zagina przestrzeń między ścianami małego pokoiku. Kiedy spojrzał w okno nie zobaczył już w nim tajemniczej nieznajomej, tylko mały punkcik, który majaczył nad horyzontem.
Wyczerpany całym zajściem Adamski jeszcze raz spojrzał na Dżaka, by upewnić się, że mu nic nie zagraża. Gdy ujrzał, że ten bezpiecznie siedzi na stołeczku, stracił przytomność.