Powrotna podróż do domu była dla Dżaka wędrówką w głąb własnego ja. Cały czas zastanawiał się nad sensem słów Miłosza: będziesz wieszczem. W tych dłużących się godzinach jazdy pociągiem stał się kapitanem Nemo, który Nautilusem przemierza wewnętrzny ocean id, ego i superego, by odkryć na końcu prawdę, będącą jednocześnie zagadką tajnym przeznaczeniem. Ową podróż, w 3004 r., już jako dojrzały mężczyzna i wieszcz, opisze w pewnym cyklu rymowanek pt. Wyprawa na popołudnie. Dżak wówczas wspomni o tych wszystkich solipsystycznych wrażeniach, o tym jak z prędkością stałą mknął do wnętrza ziemi, jak mijał nieistotne stacje. Po tym zdarzeniu wszystko wydało mu się nieistotne. Czym był bowiem czas, dla człowieka, który miał być wieszczem? Czym była tragedia jednostkowa, czym był konflikt nuklearny (nie mówiąc już o legendarnej: dziewczynce w rybaczkach, którą pieścił jakiś Mietek) dla kogoś, kto właśnie szykował się na krucjatę przeciwko duchom najlepszym? Cały świat uległ natychmiastowej anihilacji, w głowie młodego chłopca został wzięty w nawias nieistnienia. Innymi słowy: już w tym okresie życia, chociaż to wydaje się niewiarygodne, Dżak dokonał kosmicznej redukcji wszelkich fenomenów możliwych, cokolwiek to znaczy.
O swoim nagłym powrocie nie zdążył powiadomić rodziców. Zresztą nie do nich udał się by im jako pierwszym ogłosić dobrą nowinę. Intymny sekret, który faktycznie był przecież publiczną ewangelią, zdradził swojemu powiernikowi: Atomizerowi Adamskiemu.
Atomizer Adamski w tym czasie, gdy Dżak postanowił ponatchniewać się trochę na wsi, zainteresował się nowym wynalazkiem cywilizacyjnym komputerem. Pierwszy komputer dostał od rodziców, gdy ci chcąc rozweselić synka, który był zasmucony absencją przyjaciela, zakupili mu pierwszą maszynę. Była to konstrukcja polskiej produkcji: ELWRO JUNIOR 800. W skład zestawu wchodził: komputer, magnetofon i mały monitorek. Było też kilka kaset z programami. Wśród nich jedna, z językiem programowania LOGO, która odegrała jak się miało okazać za klika miesięcy decydującą rolę o podziale ról w związku: Dżak-Atomizer. Jednak sam Atomizer na początku sceptycznie przyjął prezent, ale kiedy włączył cacko do zasilania, jego oczom ukazał się przyjemny zielonkawy blask monitora monochromatycznego. Trochę onieśmielony, niepewnie włożył kasetę do magnetofonu. Rozpoczęło się wczytywanie. Po około dwudziestu minutach na zielonkawym monitorze zobaczył napis: BŁĄD ODCZYTU. Atomizer powtórzył próbę. Przewinął kasetę, nacisnął odpowiedni przycisk i wpatrując się w fosforyzujący ekran, nasłuchiwał jak się program wgrywa. A słuchał uważnie starając się wyłowić choćby najmniejszą aberrację w sekwencyjnym pisku wydobywającym się z głośniczka magnetofonu.
– No kurwa jego mać, przecież ci mówiłem, że na obiad mają być kopytka a nie pierogi! usłyszał nagle. To był głos ojca dobiegający z kuchni, który właśnie wrócił z pracy i wydzierał się na żonę. Atomizer, chociaż przyzwyczaił się do tych już rytualnych deklaracji miłości własnych rodziców, tym razem z niepokojem spojrzał na monitor, czy aby przypadkiem fala dźwiękowa nie zakłóciła działania procedury wgrywania. Nagle stało się to, czego mógł się spodziewać. Jego oczom ponownie ukazał się napis: BŁĄD ODCZYTU. Atomizer wstał, podszedł do drzwi, upewniając się, że są dobrze zamknięte uszczelnił je skarpetkami tak, by nie przedostawał się przez nie żaden odgłos. Następnie siadł przed zielonkawym monitorkiem, przewinął kasetę i rozpoczął ponownie proces wgrywania. Minuta za minutą przeciągał się okres niepewności, w którym Atomizer nasłuchiwał głos z magnetofonu. Nagle usłyszał malutki zgrzyt i poczuł, że cos poszło nie tak. Nie czekał jednak biernie. Z szufladki w biurku wyjął mały śrubokręcik i zaczął ustawiać ręcznie głowicę magnetofonu by dokładniej odczytywała taśmę kasety. Wszystkie jego zmysły w tej chwili skoncentrowane były na tej, wymagającej wręcz zegarmistrzowskiej precyzji, czynności. Nagle drzwi do jego pokoju otwarły się z impetem. Odwrócił się i zobaczył w wejściu ponurą sylwetkę ojca.
– Wynieś śmieci powiedział do syna beznamiętnym głosem.
– Ciiii, za chwilę, teraz wgrywam program powiedział równie beznamiętnym tonem Adamski, regulując nieustannie głowicę magnetofonu.
Okazywanie uczuć w tej rodzinie było zjawiskiem rzadkim. No może za wyjątkiem tych krótkich chwil, gdy podczas pełni księżyca Adamscy przeistaczali się w Adams Family. Wówczas to ojciec przybierał postać Ponurego Żniwiarza, matka zmieniała się w Królową Wampirów a mały Adamski stawał się na kilka godzin wampirkiem Tyci-Tyci, który zmieniając się w nietoperza udawał, że jest batmanem. Wówczas to wmówił sobie, że ma misję do spełnienia: będzie chronił świat przed plagą złych uczynków. Jest to o tyle ważne, że za kilka lat ,jako admin portalu: www.nieszuflujtakdżak.com, ten batmański instynkt ochrony przed nieprawością wszelką, uczyni z Adamskiego wielkiego strażnika, w porównaniu z którym sławny nietoperz z Gotham-City będzie zaledwie motylkiem hasającym nad głową rusałki.
Godziny wspólnych hulanek przy pełni księżyca należały jednak do rzadkich. Większość życia Adamscy spędzali pogrążeni w osobniczej apatii. Nie ma zatem powodów by dziwić się, że pochłonięty pasją informatyczną Atomizer perfidnie olał (nie bójmy się tego określenia) ojca. Ojciec jednak dalej stał w drzwiach, trzymając worek ze śmieciami w ręku.
– Wynieś śmieci usłyszał ponownie Atomizer.
– Ciii, jak nie kichniesz, to się wgra odpowiedział.
To, co stało się dalej różnie opisywane jest w literaturze fachowej. Jedni twierdzą, że młody Adamski wyciągnął cążki do paznokci i żywcem poszatkował ojca na kawałki, które następnie zapeklował i sprzedał jako długodojrzewającą mielonkę parmeńską. Inni skłaniają się do tych interpretacji, w których mowa jest o proteście Atomizera i o tym, jak ojciec spuścił mu lanie na goły tyłek za nieposłuszeństwo oraz o tym, jak syn w zemście morduje rodziców i ich zwłoki spala nad ogarkiem świeczki. Młode pokolenie historyków, wywodzące się ze szkoły moskiewsko-badeńskiej wysunęło rewolucyjną tezę, jakoby wówczas Adamski nie tylko zabił rodziców, ale w krwiożerczym szale zaszlachtował wszystkich mieszkańców w bloku. Podobno wówczas miało zginąć 129 osób, choć spór o liczbę ofiar trwa do dziś. Jedno jest pewne rodzice Adamskiego znikli na zawsze a ich ciał nigdy nie odnaleziono.
Jako że nie czcze spekulacje są przedmiotem tej opowieści, lecz historia najprawdziwsza z prawdziwych, dlatego z obowiązku zrezygnuję z domysłów o charakterze wysoce niepewnym, tudzież polemicznym, koncentrując się na pewnikach.
Po wielokrotnych próbach Atomizer ujrzał na zielonkawym ekranie napis: WITAJ W JĘZYKU PROGRAMOWANIA LOGO. Uradował się niezmiernie, ale w prawdziwą ekstazę radości wprawił go malutki, migający żółwik. Kiedy dotykał palcem monitora żółwik migał cały czas w tym samym miejscu.
– Widocznie jest oswojony, nie boi się jak go dotykam, nie ucieka. Ale fajowy wesoło mruczał pod nosem.
– Pewnie jesteś głodny mój mały żółwiku powiedział, wpatrując się w ekran. – Jak chcesz sałaty to pojaw się i zniknij.
Żółw pojawił się i zniknął. Adamski szybko poszedł do kuchni, wyjął z lodówki sałatę lodową i wrócił z nią do pokoju. Siadł przed komputerem i zaczął karmić żółwika. Ten jednak nie jadł, tylko cały czas pojawiał się i znikał na monochromatycznym tle monitora.
Ponad cztery godziny trwały wysiłki Atomizera by nakarmić żółwia. Gdy jednak mimo wielu usilnych starań żółwik nawet nie uszczknął sałaty Adamski wpadł w szał.
– Ty głupi żółwiu! wydarł się i przypierdolił z piąchy w monitor.
– Nie chcesz jeść? Nie smakuje ci sałata? Ja cię przetrzymam, jeszcze zgłodniejesz i będziesz mnie błagać o żarcie! krzyczał do żółwika.
Atomizer nie zwykł rzucać słów na wiatr. Postanowił i tym razem dotrzymać obietnicy. Przez kolejne cztery doby zostawił komputer włączony i regularnie, co godzina, sprawdzał czy ta krnąbrna bestia zmieniła zdanie, czy zgłodniała. Wypatrywał najmniejszych zmian w reakcji stwora, którego przygarnął pod swój dach. Nawet wyciągnął stoper, który kupił od ruskich na targu, by odmierzać cykle pojawiania się i znikania małego żółwia. Okazało się jednak, że mimo czterodobowego postu, czasookresy migania żółwika są cały czas takie same. To go załamało kompletnie. Po czwartej nieprzespanej nocy zrezygnowany zasnął na klawiaturze. Kiedy się obudził i spojrzał na monitor zobaczył, że to niepokorne stworzenie zmieniło swoje pierwotne położenie. Żółwik przesunął się i migał teraz w dolnej części ekranu.
– Ha! Kurwa! Wiedziałem, że wymiękniesz krzyknął uradowany Adamski, zrywając się gwałtownie z krzesła. Teraz pewnie zgłodniałeś!
W jego serce wstąpiła nadzieja i wiara w to, że człowiek jest w stanie pokonać maszynę. Kiedy euforia zmieniła się w refleksję, Atomizer zaczął zastanawiać się najpierw nad przebiegłością tego małego stwora. Myślał w duchu:
– Jaki ty sprytny jesteś, jak cicho się poruszasz! Myślałeś, że mi spierdolisz? O nie bratku, aż taki mądry to ty nie jesteś.
Jednak w końcu zobaczył pewien mały szczegół, który przeoczył tuż po przebudzeniu. Był to ciąg znaków w wierszu poleceń, który on sam przypadkowo i całkowicie nieświadomie wpisał, gdy zaległ na klawiaturze komputera.
Postanowił go jeszcze raz przepisać a że droga między postanowieniem a czynem w jego przypadku jest krótka natychmiast wklepał to polecenie ponownie i nacisnął ENTER czyli ten sam klawisz, którym później, jako admin, będzie niepodzielnie dysponował, decydując o być-lub-nie-być całych wirtualnych nacji userów.
Dziś już wie, że wpisanie odpowiedniego polecenia skutkuje reakcją komputera, jednak wówczas przed tym, zanim stracił swoje wirtualne dziewictwo z krnąbrnym żółwiem, którego uczył posłuszeństwa, wiedza ta była mu obca. Dlatego też, gdy w milisekundę po naciśnięciu ENTER żółw zmienił pozycję, Atomizer krzyknął:
-Eureka!
Jego oczy płonęły zielonkawym światłem monochromatycznego monitora. Czuł się nie tylko Einsteinem w tej chwili, ale samym bogiem, bogiem wszystkich bogów. Był niepokonany, niezatapialny. Wygodnie rozłożony w fotelu, co chwilę spoglądając to na ekran, to w lusterko, które stało obok na biurku, ostatni potomek rodu Adamskich kontemplował własną doskonałość. Wtedy to właśnie postanowił związać swój los z komputerem.
Z błogiej sielanki wyrwał go dźwięk dzwonka. Ktoś uparcie dobijał się do jego mieszkania.
Adamski otworzył a w drzwiach zobaczył rozpromienionego Dżaka. Chłopcy padli sobie w ramiona. Ta rozłąka bardzo ich odmieniła, mieli sobie tyle do powiedzenia.
– Będziemy bogaci, będziemy bogaci powtarzał Dżak przyjacielowi, głaszcząc go po karku.
– Wiem, kochany. Cały świat należy do nas czule szeptał Adamski odwzajemniając pieszczoty. Ale zanim to się stanie mam do ciebie prośbę.
– Jaką?
– Pyknij ze mną Moon Patrol.
14 listopada, 2007 o 0:39
uważam, że po „Ty głupi żółwiu!” powinno być „wrzasnął i uderzył pięścią w monitor”.