21. października to nie tylko sukces pewnej wizji Polski jako kraju otwartego, proeuropejskiego, ale przede wszystkim sukces ciemnego ludu, który uzmysłowił sobie, że demokracja nie jest czymś, co raz dane będzie wiecznie trwało, lecz takim ustrojem, który jak każda inna wartość, wymaga pielęgnacji a w razie zagrożenia: obrony.
Ostatnia kampania wyborcza, określana jest przez niektórych jako demagogiczna bo niemerytoryczna. Ja osobiście cieszę się, że zabrakło w niej tasowania tabel excellowskich z wykresami wzrostu i spadku cen towarów tudzież procent bezrobocia czy skali opodatkowania. Uważam, że pojawienie się tego rodzaju fachowej ergo: merytorycznej – argumentacji zaszkodziłoby każdej z partii, które przystąpiły do wyścigu o zwycięstwo w wyborach. Dlaczego?
Założenie, że wyborcy to wysokiej klasy specjaliści, orientujący się w zawiłościach chociażby programu reformy finansów publicznych, jest utopijne. Argument merytoryczny może i powinien być wykorzystywany w debatach profesorskich, nie może być jednak adresowany do społeczeństwa jako całości. Odbiorniki radiowo-telewizyjne i inne medialne nośniki informacji docierają do każdego zainteresowanego odbiorcy, jednakże komplikacja samego przekazu informacji na pewno jest irytująca, zwłaszcza gdy rozszyfrowanie przekazu eksperckiego wymaga wiedzy eksperckiej. Innymi słowy: mętny język prof. Staniszkis, mimo iż niewątpliwie pani ta ma wiele madrych rzeczy do powiedzenia, trafia tylko do tego rodzaju odbiorcy, który ma odpowiednie przygotowanie warsztatowe, by to zrozumieć. Ale to za mało, by prawdy ala Staniszkis stały się prawdami powszechnymi tzn., żeby zostały przyswojone przez społeczeństwo, w którym ilość profesorów waha się w okolicach promilu.
W tym momencie przychodzi na myśl poza antenowe stwierdzenie Jacka Kurskiego w TOK FM: ciemny lud to kupi. Można się oburzać na Kurskiego, można stawać w obronie ludu, można krytykować tezę o ciemnym ludzie czyli występować przeciwko reymontowskiej charakterystyce społeczeństwa polskiego. Ale to tak samo, jakby oburzać się na spoty wyborcze emitowane w telewizji i youtube. Żadna z tych miniprodukcji filmowych nie miała charakteru eksperckiego. Wszystkie ociekały wręcz ideologią. Ideologia, mimo że podobnie jak fizjologia, dendrologia, metodologia itp., także posiada końcówkę -logia, ma innego adresata niż nauki szczegółowe. Mimo iż jako taka jest bardzo złożoną dziedziną, jednak obszar jej działania i oddziaływania w założeniu ma obejmować jak największą sferę społeczeństwa. Nie chodzi tu już tylko o uniwersyteckie sale wykładowe, czy gabinety ekspertów w sejmie i senacie, lecz o tych wszystkich, którzy zasiadają przed telewizorami, czytają gazety, internet, czytają sms-y, oglądają bilbordy czyli do każdego możliwego konsumenta informacji o charakterze politycznym. Im szersze płaszczyzny społeczne ulegają procesowi ideologizacji, tym bardziej skuteczne jest jej działanie.
Ideologia sama w sobie nie jest dobra ani nie jest zła. Jest elementem każdej polityki, jest językiem władzy, która przemawia do społeczeństwa, która dzięki ideologii może się z nim jednostronnie komunikować. O tym, czy jest ona dobra czy zła, przesądza jej treść oraz preferencje polityczne tego, kto ją ocenia. I tak np. z punktu widzenia Tomasz Lisa, Donalda Tuska ideologia PiS-u jest zła, z perspektywy braci Kaczyńskich ideologia PO także jest zła.
W sytuacji gdy pojawia się dyskusja tym, co jest dobre, a co złe najbardziej znaczącym jest głos kościoła. Instytucja ta dawno już sobie zarezerwowała prawo do rozstrzygania w kwestii: dobro-zło i to właśnie głos kościoła także ideologiczny ma lub może mieć najważniejszy wpływ na społeczne postrzeganie danej ideologii. Przyjmuje się bowiem milcząco unieważniając na chwilę wszelką wiedzę o kapłanach-pedofilach, kapłanach, zajmujących się księgowością kreatywną, i o tych sługach wszystkich księżach, którzy jako słudzy boży podsycają nastroje antysemickie że sługa boży jest najlepszym autorytetem jeżeli chodzi o to, co dobre a co złe. Dlatego też każde ugrupowanie polityczne będzie zabiegał o poparcie kleru, zwalczało kościół, lub dążyło do ścisłego oddzielenia kościoła od państwa.
Jednak ani Lis, ani Tusk, ani Kaczyńscy ani nawet prymas Glemp nie mają decydującego głosu jeżeli chodzi o kształt areny politycznej, ale zwykli ludzie, posiadający pełnię praw publicznych. To oni skuszeni, zmobilizowani lub przekonani oddają swój głos w ustroju demokratycznym na tych, którym zaufali, bądź na to ugrupowanie, które będzie ich zdaniem lepiej rządziło, lub przeciw tej partii, która ich zdaniem się skompromitowała. To właśnie ci ludzie: społeczeństwo jako całość, są łakomym kąskiem każdego ugrupowania politycznego, każdej władzy, każdego autorytetu publicznego.
Ostatnie wybory i kampania wyborcza była areną walki dwóch ideologii. Nieważne jest już w tej chwili, kto i dlaczego wygrał; kto i dlaczego poniósł klęskę. Największym sukcesem tej walki, jest aktywacja polityczna dużej części społeczeństwa polskiego. Przecież ta niespotykana od 1989 r., frekwencja wyborcza świadczy tylko o tym, że ideologia odniosła sukces. Wyborcy, do których adresowane były prymitywne filmiki gangsterskie, prymitywne spoty reklamowe, równie głupie plakaty z tymi samymi uśmiechniętymi gębami co zawsze, tym razem postanowili dokonać rzeczy niebywałej: pójść na wybory i co najważniejsze: ten ciemny lud (bo tylko do takiego odbiorcy pisze się scenariusze: mordo ty moja) zagłosował w obronie wszystkich wartości społeczeństwa otwartego, społeczeństwa demokratycznego.
To nie specjaliści, nie profesorowie, obronili polską demokrację przed dyktatorskimi zakusami Kaczyńskich, ale właśnie ciemny lud. To on dokonał wyboru między ideologią antydemokratyczną a demokratyczną. Co więcej, uważam, że zagrożone wartości społeczeństwa otwartego, są bezbłędnie intuicyjnie diagnozowane przez społeczeństwo; że zawsze społeczeństwo, które raz doświadczyło wolności, i gdy mu się wolność odbiera, będzie o nią walczyło. Od wolności nie ma bowiem ucieczki.