Oto on! Oto człowiek sokratejski.
Obserwujący. W samym środku miasta, w samym środku dnia. Jednak sam. Jest całkowicie nongratejski wśród teraźniejszych ludzi, dla których istnieje tylko czas przyszły. Z bagażem wspomnień i doświadczeń, z prawie przeżytym życiem dokładnie wysysa każdą sekundę teraźniejszości z wrażeń. Ta niewielka ilość czasu przyszłego to, co jest codziennością ludzi teraźniejszych, jest dla niego z wolna sączoną cykutą. Małymi dawkami, łyk po łyku. Byle nie na raz, byle nie zamknąć oczu zbyt wcześnie. Żeby zdążyć jeszcze pożyć.
W twarz wtarta historia indywidualna. Może ciekawa, może zwykła. Na twarzy widać jednak dumę, pewną mądrość i brak pokory. Jedna twarz przeciwko wszystkim przeciwko panu w garniturze z laptopem w ręku; przeciwko pani w nienagannie wyprasowanej garsonce ze skórzaną, lakierowaną aktówką na ramieniu przeciwko tym wszystkim, którzy naprędce zmierzają tylko do przodu, bez chwili na refleksję. On ich widzi. Ma teraz czas by obserwować. Tylko ma go za mało.
Po jego prawej stronie tłum, po lewej także. Tłum idzie w swoim kierunku byle naprzód, byle nie zauważać zdarzeń minionych. Jest tylko teraz i to, co będzie jako utopia: ma być lepiej! On pośrodku całkowicie zatrzymany: constans życia.
Autofocus go ignoruje ostrość: pani z telefonem komórkowym, pani w biegu.
Czy był taki sam jak ci ludzie? Nie wiem. Ale jedno jest pewne, na starość każdy ma czas by choćby na kilka chwil stać się człowiekiem, by stać się człowiekiem sokratejskim, całkowicie nongratejskim wśród teraźniejszych ludzi.