Ryszard Chłopek, Węgiel. Ballada o lekkim zabarwieniu górniczym

7 czerwca, 2009 by

.

W 2001 kilka milionów fanów polskiej szkoły reportażu śledziło na ekranach telewizorów losy górnika Andrzeja Biesa i jego telefonu komórkowego. Andrzej Bies był jednym z setek górników, którzy w ramach restrukturyzacji kopalń zgodzili się dobrowolnie odejść z pracy pobierając jednorazową odprawę w wysokości czterdziestu tysięcy złotych polskich.

Kwota ta, jak na owe czasy, mała nie była. Ale większość w pół roku przepiła, przejadła albo przeruchała odprawy. Jednak liczący sobie wówczas 28 lat, Andrzej, wykazał się niebywałym instynktem. Wziąwszy sobie do serca słowa Leszka Balcerowicza, forsę zainwestował. Kupił mieszkanie i telefon komórkowy. Należy wiedzieć, że w owym czasie najnowszy model komórki miał gabaryty cegły i wprost proporcjonalną do rozmiarów cenę. Zaś jeden impuls rozmowy krajowej, naliczany co 5 sekund, kosztował tyle, co obecnie 9 godzin telekonferencji VoIP między Polską a Hawajami.

Historia młodego górnika, którego marzeniem życiowym było położyć sztangistkę Agatę Wróbel jeżeli nie do łóżka to przynajmniej na rękę, tak bardzo się wszystkim spodobała, że autorzy reportażu zgarnęli masę nagród, a sam Andrzej Bies nie potrafił opędzić się od ofert pracy. Zadebiutował w teatrze i co dziwić nie może w kolejnym reportażu społecznym: Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym.

Tu, w jednym z odcinków, poznał urok zatrudnienia na umowę o dzieło. Miał wykonać prostą pracę w firemce prowadzonej przez małżeństwo Naturalnych na jednej z dyskotek miał wylać trzy 20. litrowe wiadra kisielu na półnagie dupeczki, które na oczach najebanej i rozbawionej gawiedzi tłukły się o całych 25 zł premii za wygraną walkę w kisielu. Andrzej, przywykły do robót ciężkich na przodku, spisał się bez zarzutu. I tak słuch i ślad o nim zaginął.

Teraz zapewne Andrzej Bies pracuje jako ochroniarz na parkingu i za 50 gram wódki czystej opowiada historię swojego życia, czekając jak Henryk Gołębiewski na medialne resurectio.

Historia serca z węgla, górnośląskiej biedy, biedaszybów i w ogóle historia biedy zawiera w sobie pewien magnetyzm, który budzi w odbiorcy to, co najsłabsze empatię i współczucie.

Mitologia górnego śląska niezależnie od czasookresu, od ideologii od potrzeb społecznych jest mitologią atrakcyjną także pod względem literackim. Koń o godności Łysek nie tyrał gdzieś na wyżynie lubelskiej, ciągnąc za sobą pług. A i pewnie Szkapa o imieniu Nasza miała swoich praprzodków wśród kopalnianych koni z górnego śląska.

Nie sięgając w czasy nazbyt odległe analizując fenomen mitologii górnego śląska warto odwołać się do twórczości Kazimierza Kutza, który jako reżyser wysysał ze śląska tyle ile tylko mógł bacząc na ustroje. W latach 70. była Sól czarnej ziemi, w latach 90. pojawił się Zawrócony z brawurową rolą Zamachowskiego.

Wszystko ładnie, wszystko pięknie bo mitologia węgla jest do tego stopnia zakorzeniona w świadomości społecznej, że inspirując się nią w jakikolwiek sposób na płaszczyźnie artystycznej nie sposób nie dostać jakiejś nagrody, a przynajmniej: nie zostać senatorem PO w parlamencie RP.

Jeden ze współtwórców ideologii neoliberalizmu nauczał, że teoria jest naukowa po warunkiem, ze zbiór jej falsyfikatorów nie jest zbiorem pustym. To znaczy: teorie naukowe są teoriami fałszywymi. Aksjomat fałszywości odnosi się także do tych dzieł kultury, które nawiązują w jakikolwiek sposób do mitologii węgla i górnego śląska. A dokładniej: do dzieła Ryszarda Chłopka pt. Węgiel.

Chłopek o imieniu Ryszard ten sam, który czego dowiódł w nocie na ostatniej stronie późnego debiutu Aleksandry Zbierskiej – potrafi za jednym zamachem wykombinować przynajmniej 3 synonimy czasownika wibrować, w 2007 r. wydał zbiór wierszyków opatrzonych wymownym tytułem Węgiel.

Węgiel Chłopka, to 33 strony, przez które trzeba się przebić dynamitem. To zbiór tekstów ciosanych w czarnym kamieniu ciężką dłonią górnika. To kolekcja górnośląskich metafor wkuwanych na kółkach poetyckich organizowanych w ramach dokształcania sztygarów. Czytelnik z rocznika 80 i parę nie zrozumie istoty Węgla, bowiem zubożony jest o unikalne pod względem historycznym doświadczenie PRL-u. Któż ze współczesnych jest w stanie pojąć semantykę metafor, które z taką lubością stosuje Ryszard Chłopek:

sączy się cisza

[J a k tę samą estetykę przyjąłem za swoją]

śpiewa cięciwa.
pięta świeci
błyszczy się rydwan

[Problemy z Achillesem]

przykuca ciemność.
męskie uda falują nad drogą,

[Dlaczego nie barbarzyńcy]

melodia osiada na drzewach,
ukojenie rozpięte na kościach
zamkniętym okiem znaczy zmiany kursu.

[Cichy wróg]

Zdrada rośnie mi w uszach

[zgroza, zgroza]

Kruchość wbija się w skórę lub tkwi pod paznokciem,
wiatr domyka przestrzeń

[Ballada z tej strony]

Albo czyż istnieje takie czytelnicze serce, które nie skapituluje przed tymi Chłopkowymi wersami:

pożółkłe dłonie drżą jakby na wietrze
tuż przed wybuchem słońca na krze horyzontu,

[Reszta załogi Narcyza”]

Oczywiście jak na dzieło nawiązujące explicite do mitologii górnego śląska przystało tomik Ryszarda Chłopka wzbogacony o jeszcze jedno dzieło literackie na temat węgla. W tekście pt. Zapuszczam się, Chłopek opisze dramat społeczno-ekonomiczny związany z wykradaniem czarnego złota z transportów kolejowych przez bandy szmuglerów, które następnie przewożą kamienne bryły rozklekotanymi nyskami gdzieś w głąb Polski.

Teraz zapuszczam się

Teraz zapuszczam się w siebie, zjeżdżam windą na dół,
aż po szklany korytarz, gdzie niosą moje serce; wiercą
w nim, wkładają dynamit, gdzie kombajn leniwie
szarpie kruszec tkanki.
Tutejsi górnicy to ludzie spokojni i dobrzy,
szanują pracę w dobie likwidacji kopalń,
ale też nie ma tu przodowników, ciemnych
tytanów pracy.
Kto mnie kradnie na torach, kto mnie wrzuca do pieca,
kto mnie rozwozi furmanką po skrzypiącym śniegu
albo kto starym żukiem wpada teraz w poślizg,
bo wiekowe opony nie słuchają drogi
i cały ja
leżę teraz w rowie.
Czasem szyb pustoszeje, nawet nie brzdęknie winda,
a ja wiszę na ścianach i ciągnę się jeszcze tak głęboko w ziemi.
I jestem wszędzie gdzie jestem”,
i mam jednak coś wspólnego ze sobą.

Chłopek jako poeta bezwzględnie rozprawi się ze szmuglerami, z czarnym rynkiem węglowym i całą mafią węglową, która żeruje na zdrowej tkance polskiego górnictwa. Nie pozostawi złudzeń, przeciwstawiając tutejszym górnikom, ludziom spokojnym i dobrym, którzy szanują pracę tych, co: kradną na torach, którzy: rozwożą furmanką, którzy starym żukiem wpadają w poślizg, tych, co węgiel: wrzucają do pieca.

Chłopek nawiąże do romantyzmu związanego z czarnym złotem. Lakoniczny tytuł tomiku Węgiel jest jak oszczędna odpowiedź sztygara: wypieroloj, której ów udzielił kadrowemu, gdy ten przyszedł go zapytać o to, czy weźmie udział w pochodzie pierwszomajowym.

Być może zaangażowany tomik Ryszarda Chłopka zostałby zauważony a kto wie może i doceniony przez krytykę, gdyby nie jego zapóźnienie. Tomik Węgiel ukazał się w 2007 r., czyli jakieś sześć lat za późno w stosunku do debaty społecznej i literackiej na temat górnego śląska, doli sztygarów i tych wszystkich ludzi, którzy nauczeni zostali jednej prostej czynności: jak skutecznie napierdalać w czarną ścianę kilofem, by coś się z niej odłupało.

Ryszarda Chłopka należy jednak pochwalić za to, że próbuje trochę niezgrabnie, ale zawszę jednak korzystać z nauk objazdowych nauczycieli do polskiego, którzy w latach 70. i do końca lat 80. prowadzili w świetlicach kursy dla poetów po tytułem: Wypróbowane i sprawdzone metafory poetyckie. Instrukcja obsługi. Ryszard Chłopek nie tylko potrafi wymyślić trzy synonimy czasownika wibrować, ale także co dziś jest umiejętnością rzadką umieścić w korpusie wiersza metaforkę: śpiewa cięciwa, przykuca ciemność itp.

Kategoria: Bez kategorii | 17 komentarzy »

komentarzy 17

  1. Ewa Bieńczycka:

    to jak ja mam Marku bawić się z Tobą w dobrego i złego milicjanta, jeśli nie ma roli Doberego? Chyba, że Ty jesteś dobrym policjantem.

    Nie znam realiów, o których piszesz odnośnie górnika Biesa. Dla mnie takim górnikiem bohaterem, dla moich czasów lat siedemdziesiątych był Alojzy Piontek, który był ofiarą katastrof, które w latach komunizmu były utajniane. Nieprawdopodobne przeżycie pod ziemią górnika, który jadł trzonek łopaty i pił własny mocz przez tydzień i być może tylko jego zdumiewająca wola życia zdemaskowała tę katastrofę.
    W kopalniach niemal codziennie ktoś tu ginął. Jak pracowałam w kopalni, kupowano wieńce bardzo często, nigdy te zgony nie przedostawały się nawet do gazet lokalnych.

    Niestety, nie znam serialu, o którym piszesz i historii górnika Biesa. Z pewnością, jest to bliższe Tobie i poecie Ryszardowi Chłopkowi, znam z nowych czasów tylko fakt pracy żon zwolnionych górników w krakowskich agencjach towarzyskich. Krakowskich, ponieważ prostytuowanie się matek ustawowo grozi w Polsce zabieraniem im dzieci. Dlatego mikrobus, odchodzący sprzed katowickiego dworca PKP do Krakowa i wiozący te kobiety na weekendy do pracy, był tajemnicą.

    Ryszard Chłopek poświęcił tylko jeden wiersz tytułowi tomiku i został za to zganiony w recenzcji Jakuba Winiarskiego, że aż nadto poświecił tej tematyce miejsca.
    Twój tekst świadczy o odczytaniu tej poezji, jako utworów w duchu socrealistycznym. Nie zgadzam się.
    To według mnie jest zachłyśnięciem się postmodernizmem i dekonstrukcją.
    Ryszard Chłopek, mimo likwidacji kopalń jest jak ci górnicy: spokojny i dobry. Ryszard Chłopek burzy dobrotliwie i spokojnie. Tylko, że jak się mieszka w psiej budzie, a idzie się burzyć pałace(Dante) by postawić coś lepszego, to najpierw powinno się zacząć od dekonstrukcji psiej budy i coś na jej miejsce postawić.

  2. Jaromir Bury:

    „Teraz zapuszczam się” jest jedynym wartym uwagi utworem w tym tomiku, który być może z tego też powodu nosi tytuł „Węgiel”. Żelazna konstrukcja zdań i wersów, jak szyb kopalni, z puentą: grudą węgla. I chociaż w pierwszym odruchu pomysł na ten wiersz wydaje się poroniony, to jednak czysty ton. Trzecia strofa jakby nawiązuje do Nowaka, którego świat również został przeformowany, przetasowany, rozdany na nowo w drodze ze wsi do miasta.
    Kto tu utracił pamięć
    kto się z pamięci zwierza
    komu się w lędźwiach kości łamie
    pacierz i słodki rdzeń pacierza
    Cały „Psalm bez odpowiedzi” Nowaka jest skonstruowany jak taka litania ze słówkiem „kto”. Podobnie Śląsk nie jest już tym, czym był, a na to czym jest, nie znajduje jeszcze odpowiedzi. Serce Śląska to węgiel i węgiel to serce poety podczas wiwisekcji; „jestem wszędzie gdzie jestem” nie przedrzeźnia głosów z biblijnego krzaka, jest prostym twierdzeniem odnośnie bytu, tautologią – na gruncie filozofii wschodniej rozważaną już parę tysięcy lat temu, natomiast w logice zachodniej sformułowaną zdaje się przez Wittgensteina – w tym kontekście może też wskazywać na: „tam skarb twój gdzie serce twoje”. Świat wewnętrzny (kopalnia-intymność) i zewnętrzny (kopalnia-pospolitość) mają te same ramy, a obecna rzeczywistość (poeta-węgiel-śląsk) jest fragmentem rzeczywistości, która odchodzi, zawiera jednak również fragment innej rzeczywistości, ujęty w cudzysłów. Cytat zasłania lukę w istnieniu, istnienie jest niepełne, definiuje się przez cytat, ale wciąż – jest („i mam jednak coś wspólnego ze sobą”). Nie ma w tym wierszu głębi innej niż konkret kopalni, bo to jest proste wyznanie: ja i Śląsk to jedno; wyznanie jak rozwożony węgiel rozszerzające znaczenie na cały kraj. I nie ma w tym megalomanii, raczej melancholia. Ten wiersz chyba należy potraktować jak refleksję, nie deklarację, bo śmiesznie byłoby wierzyć, by był to kamień węgielny pod nową budowlę, jakąś kulturową propozycję, rzeczywistość.
    Bo już to o Dantem, Beatrycze i rewolwerowcach to głębia innego rodzaju: przepastna, sięgająca poetyckiego dna. Tego typu zabawy biorą się z mody na postmodernizm, przeszczepiany na nasz grunt chyba bardzo płytko. Tego typu zabawy w „postmodernizm” uprawia się już w wieku gimnazjalnym na kolanie między robieniem jednej a drugiej notatki z lekcji. Poza tym wiersze jednowymiarowe, które po rozbiciu na prozę mogłyby być zapiskami w poetyckim notatniku czy, dosłownie, „na rozdartym pudełku po papierosach”, oraz domki z klocków, żołnierzyki i inne wykoncypowane zabawy, jak „Problemy z Achillesem”. Wszystko to potwierdza tezę, że z dziesięciu tomików statystycznego poety nowopolskiego można zrobić całkiem udany jeden i świadczy o tym, że autorzy publikują wszystko jak leci, bez dystansu, bo przecież trzeba publikować jak najwięcej, żeby istnieć w środowisku, żeby coś się działo, albo żeby czytelnik mógł oglądać a może nawet wierzyć w bajkę pt. „Śląscy poeci”.

  3. Marek Trojanowski:

    „teraz zapuszczam się” jest owszem – tekstem wartym uwagi ale z innych powodów niz ty wymieniasz. „teraz zapuszczam się” jest naiwną relacją z naiwnego wyobrażenia na temat górnośląskiej rzeczywistości. naiwność ta jednak swój początek ma w pomyśle ażeby przeciwstawić żywą i zdrową tkankę górnego śląska (górnika oraz węgla) maszynie, automatycznej i bezdusznej technice. w przedstawieniu poety węgiel jest „sercem”, w które „wkłądają dynamit”, w którym wierci kombajn. Chłopek wpisuje się tu w nurt śląskiego „blut-und-boden”. węgiel jako „serce” usrasta do rangi czegoś niezwykłego – jest czymś, co się kocha i bez czego nie można żyć. do węgla redukuje się cała rzeczywistość.

    jednak taki naiwny romantyzm już być w literaturze. archetypy: węgla, twardego jak skała ślązaka, który leje w mordę swoją żonę ślązaczkę, gdy ta spóźni się z obiadem – te wszystkie elementy zostały dawno wyssane przez reżyserów filmowych i artystów. nie widzę w tekstach Chłopka nowego podejścia do tematu. właściwie jego górniczy „ojcze nasz” jest jednym z milionów istniejących modlitw. nie ma tu nowej interpretacji górnika, węgla, boga. nawet schemat modlitwy pozostał ten sam. Warto zwrócić uwagę na dychotomię: węgiel/górnik – reszta świata/oni. taki obraz każdorazowo przekazują kamery TVP relacjonując górnośląskie protesty kopalń w okresie zimowym. nie ma bardziej oklepanego schematu niż ten, który przejął Chłopek dla swoich wierszy

  4. Ewa Bieńczycka:

    Acha, dobrym milicjantem jest Jaromir Bury, ok.

    Wiersz „teraz zapuszczam się” znam już na pamięć i łatwo obalę tezę, jakoby wiersz był zapisem melancholii. Będę się upierać, że podmiot liryczny się przyrównuje do węgla, do jego bogactwa, i to jest właśnie jest ewidentną megalomanią. Niczego tam nie ma, co sugeruje Marek, żadnych konkretów, żadnej śląskiej atmosfery. Ani lania po pysku, ani miłości francuskiej w wykonaniu górnika dołowego z filmu Kazimierza Kutza Perła w koronie. Żadnych stereotypów ani nadinterpretacji. Nie ma też współczucia ani do górników, ani do duchów kopalni, które może odchodzą wraz z nią. Jest tylko stwierdzenie w pierwszej osobie, że to bogactwo to ja. I że ono się ciągnie podskórnie pod tym regionem, jest niewyczerpywane. Podmiot liryczny grozi, ze tomik Węgiel nie jest tomikiem ostatnim

  5. chopka IP:83.24.99.138:

    ktoś kto fedrował na węglu nigdy nie pomyli chodnika z korytarzem tak samo jak przodka z tyłkiem

  6. Marek Trojanowski:

    ewo, piszesz tutj rzeczy niezwykłe, z których najbardziej niezwykłą jest domniemana deklaracja, że „Węgiel” ma być ostatnim produktem zasłużonego supergórnika, którego rodzina od pokoleń naparza kilofem w tę samą ścianę 300 m pod ziemią. jezeli jest tak jak piszesz, to należałoby pogratulowac Chłopkowi decyzji. Te metafory o „sączącej się ciszy” powinny zostać dano pogrzebane wraz z megawybuchem metanu ze wszystkimi górnikami gdzieś głęboko pod ziemią.

    Powiem ci w zaufaniu i tylko miedzy nami: mierzi mnie martyrologia regionalna i ogólna. mam dość wiecznie strajkujacych stoczniowców, wiecznie płaczacych górników, wiecznie skorumpowanych lekarzy. mam w dupie ten kraj z jego wiecznie niedocenionymi artystami, z jego docenionymi artystami. mam to wszystko gdzieś. żeby nie było: pierdolę nihilizm i wszystkie jego aksjomaty, emam w dupie anarchię jak i porządek społeczny. w tym swoim mamtowdpuzmizmie widze jedna tylko słabość: otóż mam też w dupie samego siebie.

    dlatego łatwo się domysleć, że wszelkie etosy, nawiązania – nawet tak nieudolne jak u Chłopka do eleackich paradoksów – nawet nie będą mnie bawiły. jestem kapryśny, zmanierowany jak arystokrata francuski okresu ludwików, który wciskał swojego penisa nie tylko w odbyt i usta, ale eksperymentował z małżowiną uszną i dziurkami nosa. nie jest możliwe by mnie czymś zadowolić – zadowolić mogę siebie tylko ja sam.

  7. Ewa Bieńczycka:

    > chłopka
    Dlatego pisałam, że to jest metafora literackich salonów, gdzie są korytarze, a nie chodniki, jak w kopalni.

  8. Ewa Bieńczycka:

    >Marek
    To Ty Marku masz podobne widzę stany ducha, jak żaba z wiersza Agnieszki Mirahiny. Przecież Ryszard Chłopek nie pisze o tym. To są wszystko interpretacje czytelnicze, a dzisiaj każda interpretacja dobra, każda cenna.
    Napisałam, że Ryszard Chłopek będzie pisał i to słowo śląskie fedrował do wyczerpania. A węgla, czyli słowa poetyckiego u nas dostatek.
    I dobrze, że skomentowałeś wątek grecki, wiesz, ja się na tym nie znam. Ja znam się tylko na kopalni, pracowałam tam 6 miesięcy, to bardzo dużo, by wiedzieć wszystko o braci górniczej. Nie znam się też na Twojej wybredności, ja jestem ślonska baba.

  9. Marek Trojanowski:

    ewo, jeżeli Mirahina ma tyłek w gruszkę, jeżeli jej piersi pasuja do moich dłoni, to mogę być nawet mężem Mirahiny. Nie wniekam w to, co ma między uszkami – to mnie nie interesuje. biorę ją taką jaka jest.

    co do Chłopka – uważam, że „Węgiel” jest nie tyle słabym tomikiem, co pokracznym zbiorem rymowanek. a to jest o wiele gorsze. Chłopek próbuje nawiązywać do filozofii, do klasyki literatury – ale każdorazowo w tym przypadku ta „wartość dodana” nie jest w stanie zastąpić wiersza, bo „wartość dodana” jako taka sama wiersza nie jest w stanie uczynić.

    Osobiście życzę poecie o imieniu Ryszard i nazwisku Chłopek wielu ciekawych inspiracji pozagórniczych. Chłopek piszacy o PGR-ach na lubelszczyźnie będzie rónie wiarygoddny, co Chłopek piszący o cierpieniach miłosnych górnika fedrujćaego na przodku. to nie ma znacznia. liczy się tylko Chłopek o imieniu Ryszard. A u Wiśniewskiego Radka przeczytamy zapewne wielką, wspaniałą recenzję z kolejnego tomiku Rysia Chłopka na temat górników torturowanych przez komisję UE. to bedzie wspaniałe ddoświadczenie literacko-estetyczne.

  10. Ewa Bieńczycka:

    Przecież pisałeś tutaj, że masz już żonę. Poetka jest w fimie na YouTube, jest niezwykle urodziwa. Podmiot liryczny wiersza Agnieszki Mirahiny, czyli żaba, ma wszystko w dupie i tak skojarzyłam to z Twoimi, wygłoszonymi dzisiaj poglądami.
    Faktycznie, Węgiel nie jest spójny ani programowo, ani formalnie, jest zbiorem wierszy i powinno się go tak jak napisał tu Jaromir Bury, czytać ze względu na poszczególne wiersze.
    Ale pojmuję Twoją frustrację, bo najprawdopodobniej jesteśmy nielicznymi, którzy oprócz Jakuba Winiarskiego, a jak piszesz, doszedł jeszcze Pan Radosław, tomik przeczytali. A ja nawet dwa razy i też jestem zmęczona.
    A właśnie piszę następny tekst o kolejnych poetach Śląska!

  11. Marek Trojanowski:

    ewo, mi nie chodzi o buzie, ale o dupcie, a zwłaszcza o to ,czy dupcia poetki jest w gruszkę czy w jabłko, czy moze jest płaska jak turecki kebab. wiesz, kobiety poznaje się po tyłkach. nie ma innych kryteriów.

  12. Ewa Bieńczycka:

    Podobno uzębienie Polek bardzo się poprawiło, od kiedy mamy dobre pasty do zębów.
    To ja mam jutro być sama na blogu? To ja dam o poetach śląskich ciąg dalszy. W końcu to nie Twój rewir i nie musisz tego czytać.
    Monogamia to wspaniała rzecz. Też ze względu na choroby. Nie mówiąc już o miłości.

  13. Jaromir Bury:

    Zająłem się wnętrzem i zewnętrzem, pominąwszy zwyczajne zdarzenie. A jest nim w tym wierszu zjazd do kopalni oraz rozwózka węgla (zupełnie nie ma znaczenia, czy są to zdarzenia, które miały rzeczywiście miejsce, bo są to zdarzenia-obrazy poetyckie). Jeśli węgiel jest solą śląskiej ziemi, to właśnie sam bohater liryczny, ślązak wiersza jest solą ziemi. Dalczego nie miałby nucić pod nosem starej piosnki grupy Proletariat: „To my, ziemi naszej sól” z refrenem „hej hej my nie damy nigdy się…” Nie byłaby to już melancholia, ale ciągle nie megalomania, raczej lekko patetyczna wizja mocy. Węgiel nie jest liczbą pojedynczą (nie jest „ego”), to plurale tantum, skała rozbita na niezliczone odłamki podtrzymujące ogień w apokaliptycznych piecach współczesności, skała, na której nie można postawić już żadnego kościoła; rozbita post-świadomość… Ale poważnie, Ewa, w tym wierszu nie ma słów: poezja, poeta, tworzenie. Chociaż jest to rozplenienie węgla i duma. Oo! nie chcę myśleć, co będzie jeśli masz rację, nie chcę się uczyć tego wiersza na pamięć i nie chcę, żeby uczyły się go dziatki i wnuki.

    No ja mówię, Marek, że czasy inne i co on ma zrobić, ten Chłopek. To na co wskazujesz, naiwność mitu – mitów w ogóle – to w tym kontekście bardzo istotne. Bo czy i jak Śląsk jest możliwy bez mitologii… Czy Podhale na przykład możliwe jest bez mitologii (Podhala nie zjedzą maszyny, ale maszyna biurokracji przynosi tragikomiczne efekty, jak certyfikat na oscypka czy dyplom z bacowania). Też mnie nie przekonuje mit Śląska, szlachetnego kruszcu, smolnego dyjamentu. Mit żyje póki tłumaczy rzeczywistość (pamiętam, że w dzieciństwie podobał mi się „Grzeszny żywot Franciszka Buły” – głównie sposób widzenia nauczycielki wydał mi się bardzo prawdziwy); kiedy mit przestaje tłumaczyć, to się go właśnie kurczowo próbuje zatrzymać, z drugiej strony podejmując próby przyswojenia obcych mitów, co bywa bardzo powierzchowne. A skoro trudno mówić o kopalniach, zaczyna się mówić o śląskich poetach. Zatem: te trzy motywy: 1. szczątki starej mitologii: serce-węgiel, 2. przeszczep obcej mitologii: postmodernizm, 3. szczep mitologii zastępczej: śląscy poeci – łączą się w tym jednym tomiku jak motywy zbrodni.

  14. Ewa Bieńczycka:

    Tak Jaromirze, na tym Górnym Śląsku, mitologia to fikcja, jak i troska, jak i ubolewanie. Jedyne gorące uczucie prawdziwe to nienawiść do Piłsudskiego. Ale o tym nikt nie mówi oficjalnie i niedługo nawet nie będzie wiadomo, dlaczego się go tak nienawidzi.
    Marek ma absolutną rację, tu nie ma mitologii, nikogo kopalnie nie obchodzą.
    Tu jest tylko koszmarnie brzydko. Ten poindustrialny pejzaż nie może być materią poezji, w każdym razie jeszcze nie teraz. Mógł być fascynacją, gdy rozpadało się stare, taka malownicza rujnacja. Modernistyczny malarz, syn Jacka, Rafał Malczewski robił z tego jeszcze sztukę. Teraz nie ma o tym mowy i nie ma żadnych powodów robić tutaj sztuki. Wszystko jest martwe. Jaki tam Franciszek Buła, jaki Kutz, to wszystko jest sztuczne, fasadowe, to cepeelia.
    W Bytomiu Galeria Kronika usiłuje wmówić wartość tego regionu, ale ta awangarda polega na robieniu wszystkiego ze wszystkiego i tam jest typowe zjawisko postmodernizmu w laboratorium: nie czytamy Szekspira, tylko opisujemy, jak go będziemy czytać. Na dodatek bardzo oszczędnie, by odbiorcy za bardzo nie rozpuszczać i nie tworzyć w nim postawy roszczeniowej.
    Ale w poezji na głodzie już się odbiorcy nie utrzyma. Znudzi się i pójdzie.
    Mam tu w ręce z tej Antologii sprzed dziesięciu lat wiersze Ryszarda Chłopka. Jest studentem Uniwersytetu Śląskiego, ma dwadzieścia lat. Pisze, że : mam dupę w małym miasteczku(niedziela)
    To nie jest ani pokrzywianie się Bursie, ani żadna kontestacja, ani bunt. W tych wierszach jest tylko chęć napisania wieszy. Charakterystyczny jest wiersz z tego okresu:
    Drogo nam za to zapłacą, bowiem jesteśmy ludźmi wartościowymi.

    Widzisz, główna ulica w tym mieście,
    przypomina mi maszynkę do mięsa.
    Ciągle mijamy znajome kawałki schabu;
    poza tym obaj znamy kilka niezłych sztuk,
    a cała reszta, to zwykłe ścierwo
    i mimo dołożonych starań
    żaden dobry pasztet z tego nie wyjdzie.

    Wiesz, ilekroć o tym pomyślę,
    nie mogę się oprzeć wrażeniu,
    że tak naprawdę zarżnięto nas i
    wszyscy wisimy na haku, tuż
    obok kartki z napisem:
    11.40 zł za kg.

    Poeta nie ma w dupie małego miasteczka, nie ma dupy w małym miasteczku, poeta chce rządzić małym miasteczkiem.
    Dlatego ta poezja jest tak zła, ponieważ jest uzurpatorska i roszczeniowa. Ma w dupie wszystko, tylko nie swoją chęć, by na grzbiecie poezji wydobyć się z tego regionu.
    A przecież poezja to coś, co nie przychodzi do byle kogo. Gardzi takim pragmatyzmem.

  15. Roman Knap:

    Znam dość dobrze Ryśka Chłopka. Obaj w końcu jesteśmy z Gliwic. Obaj byliśmy wiele lat związani z klubem „Perełka”, ośrodkiem poezji w Gliwicach. Już nieistniejącym. Można nawet powiedzieć, że obaj, wraz z Krzyśkiem Siwczykiem i Martą Podgórnik, wywodzimy się ze „stajni” Suchanka. Rysiek był najmłodszy. Widział jednak sukces Siwczyka, Podgórnik. Na początku Chłopek (też z rodu „poetów”, jego ojciec, ongiś PIS-owski poseł na Sejm, to poeta, babcia poetka, żona poetka i nawet coś tam jego siostra skubnęła) udziwniał swoje teksty. Zawsze mowił, że dla niego poezja to mówienie nie wprost. Mnie się jednak wydaje, że dla niego poezja to raczej poeci. Zauroczonie Sosnowskim (pisał o nim pracę dyplomową), zachłysnięcie środowiskiem literackim (wiecie, te znajomości, jakie nawiązał, dobre kumpelstwa z Nadzikowcami itd itd), sprawiło, ze chciał im dorównać. Pokazać, że wie, co to znaczy trend, wpółczesność itd itd. To może dlategop Ryskowi nie udalo się wypracować własnego stylu. Jest bowiem Rysiek bardziej „środowiskowo poetycki” niż własny. W „Wiecznej ospie”, jak sobie żartowano, napisał wiele wierszy z papierosem w treści, podczas gdy nigdy nie palił. I to było zauważalne. Że pisze kierowany modą. Wg trendu na ten czy ów podówczas modnie eksploatowny szczegół. I niestety, to było widać, że pociąga go sam język, nie zaś autentyzm przeżyć. Pociąga polonistyczne ujęcie tekstu. Jego „Legendy schodzą z pomników” oparte na pewnej strategi poetyckiej bardzo długich tytułów z jakimś najlepiej historycznym nazwiskiem w tle (pod wpływem Lekszyckiego) i przypisów do wierszy, poza tą strategią nie miał w sobie nic ciekawego (za wyjątkiem być może „Maszyny Turinga”). Teraz ten „Węgiel” , tomik jak dobrze sugerujecie, pozbawiony jakieś strategi, konsekwencji, planu. Że to luźny zbiór wierszy.
    Ale faktycznie, osobiście dziwi mnie jak tak w sumie oczytany, wyuczony (dwa fakultety z polonistyki i psychologi!) i doświadczony poeta może pisac takie obciachowe metafory, jakie wymienił Trojanowski!
    Co do wiersza „Węgiel” to został on moim zdaniem napisany tak a nie inaczej z uwagi na wysokopolityczny status jego ojca. Bo to PISowskie, czy też ogólnie prawicowe ujęcie materii i mitologii Śląska. Przecież to hasło, że górnicy „to ludzie spokojni” i w ogóle cacy w pracy, to jakiś ukłon wobec przyszłych wyborców. Ja bym jednak na to spojrzał politycznie.

  16. Ewa Bieńczycka:

    Klub Perełka w Gliwicach zaczął prężnie działać, gdy ja pracowałam w KMPiKu (wyleciałam po trzech miesiącach), a animatorem młodych poetów był tam Jan Strządała. Nigdy nie przekroczyłam progu tego klubu i nigdy tam nie byłam, ale znałam Janka, bo miał żonę malarkę. Janek mówił, że musi drukować w Nowinach gliwickich, bo jest coś winien temu miastu. Ale o upolitycznieniu artystów Górnego Śląska, to wolałabym pisać w drugim wątku. Słowem Perełka była, jak tutaj wszystko, placówką na garnuszku miasta, gdzie poeci byli jak zwykle pretekstem. Ile na tym skorzystali, to nie wiadomo. Ale mamy w ręce wiersze poetów mianowanych na państwowych, którzy rządzą. I mamy przykładową twórczość. Twórczość poety będzie jedynym dowodem na winę poety. Niczego się nikomu nic nie udowodni, czy będzie pracował swoimi częściami ciała, częściami swojej rodziny, partii politycznych, będzie się sprzedawał za posadę w domu kultury czy jurorom w świecie. Nic nie jest właściwie ważne. Henry Miller dla zaistnienia swojej twórczości brał pieniądze od kochanków swojej żony. Ja w końcu też uważam, że twórczość jest priorytetowa. Jeśli ktoś w sobie nosi coś tak wielkiego i ważnego, to powinien to uwydatnić a środki w tak sprostytuowanym świecie nie mogą być czyste. Ale zbrodnia jest w poezji wtedy, gdy nieczystość tego, który ją wydobywa, jest zwykłym uzurpatorstwem, a on jest pusty.
    W Antologii jest dużo o Na dziko. To chyba powstało wtedy, gdy w malarstwie pojawili się dzicy. Mamy tu z Markiem przeczytanego Siwczyka i omówionego. Tak jak temperament (wierszach jest klimatu umiarkowanego i nijakiego) Siwczyka nie pasuje do ekspresji dzikich, wywodzących się z ekspresjonizmu niemieckiego lat międzywojennych, to ja dawno takiej rozbieżności nie widziałam.
    Tak jak Romanie piszesz: moda. Rozczepienie poety całkowite z czasu w którym żyje, przylepione, obce poecie problemy, które w wierszach roztrząsa, udanie zainteresowania tym, co ma faktycznie w dupie.
    Poezja to nerw czasów, to czuły odbiornik wychwytujący ich fałsz. To ostatnia deska ratunku dla ludzkości.

  17. Wiadro IP: 213.227.95.25:

    „W Wiecznej ospie, jak sobie żartowano, napisał wiele wierszy z papierosem w treści, podczas gdy nigdy nie palił. I to było zauważalne. Że pisze kierowany modą” – no to nieładnie nieładnie. Mitologia śląska pada!!!

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?