.
Pierwszy raz obraziłam się na wiersze, które kupiłam dla siebie i dla przyjaciół na prezent gwiazdkowy. A dlaczego? ponieważ oczekiwałam zupełnie czegoś innego po przeczytaniu czterech utworów Marco Polo na portalu rynsztok. Sądziłam, że w debiutanckim tomiku „Zwierzę ci się ” Marka Sztarbowskiego znajdę czytelne ślady ekscentrycznej Marianne Moore i będę odkrywała to co niewidzialne, zamglone, użyteczne w myśl słów poetki:
Poezja
Ja także jej nie lubię; są rzecz ważniejsze niż te wszystkie
igraszki,
a jednak
czytając ją, nawet z największym lekceważeniem,
odkrywamy w niej mimo wszystko miejsca prawdziwe.
Ręce, które mogą chwytać, źrenice,
które mogą się rozszerzać, włosy jeżące się
bezwiednie. Wszystkie te rzeczy ważne są nie dlatego,
że nadają się do szumnych komentarzy, ale ponieważ są
użyteczne.” Marianne Moore przeł. Julia Hartwig.
A co znalazłam w wierszach Marka Sztarbowskiego? Zamiast , czarnej peleryny, trójgraniastego kapelusza poetki i wysokich tonów, rozerotyzowaną zabawę słowem, żartobliwy nastrój i rymy!
Dopiero ostatnia strona spowodowała, że się odobraziłam, a ściślej podpis pod zdjęciem autora: „z czasem trzeba chuchnąć w balonik” I ta dwuznaczność, igraszka słowna przypomniała mi, że poezja to nie tylko pesymistyczne wieszczenie z katakumb , ale to także radość i uśmiech przy czytaniu. Sama apelowałam kilka miesięcy wcześniej o ograniczenie tworzenia czarnej, otchłaniowej poezji.
Marek Sztarbowski jest laureatem takiej i takiej i takiej nagrody. (Nagrody nie są dla mnie istotne) W internecie bywa na pl.hum.poezja, poezja.org, nieszuflada.pl, jest lirycznie.pl i używa nicków: Sokrates, Boskie Kalosze, Wstrentny, marco, NiutoN. Nie ma informacji, że ma nick Marco Polo i wkleja wiersze na rynsztoku.Przyjęłam więc, że marco i Marco Polo to dwie różne osoby i dwa różne spojrzenia. Najwyraźniej pomyliłam się. Nieznany poeta, nieznane wiersze i tylko ja i hutny zajączek z wiersza „Zwierzęcość”
„Miłość w tobie rozpryskam, jak zajączek hutny,/ po udach porozcieram w żądzach pchły kosmate, /mieralną poczujesz w omdleniu usz watę” a na końcu podmiot liryczny i tak wróci do żony po kwadransach rozpusty.” I puść mnie, ach już wypuść do żony, bogdanko.”
W wierszu „Małpolud” wyzwolona kobieta postanowiła zabawić się pościelowo w sado-macho i krzycząc żąda batów i pożarcia. Narrator tłumaczy się lękkliwie:
„Słuchaj” – mówię – „kochana…/przecież ja mam już tyle lat,/ słabe zęby i drżące kolana -/ jak chcesz, żebym ja ciebie jadł?” Na nic prośby, chutliwa pani jest nieubłagana i smaga słowami: „Zboczeńcu! Sadysto! Łobuzie!/ chcę się kochać gdy jesteś na luzie,/ kiedy zwierzę z ciebie wyziera /- a ty tulisz i ględzisz…Cholera!!!”
I dlatego narrator zwierza mi się, ze zwierzęcej natury, z problemów damsko – męskich, bo komu ma sie zwierzyć jak nie czytelniczce, nawet takiej obrażalskiej jak ja. Jestem jego trzciną.
Słoń (albo dotyk miłości)
„Czy dotyk może się przyzwyczaić? Ten dziki słoń afrykański /schwytany w klatkę ciepłych kobiecych kształtów /wpierw oszalały i drżący w innym świecie/ wreszcie czekający na codzienne/ bara, bara, bara […] (sorry, teraz będzie część niecenzuralna)/ ch.j z wolnością? ch.j z animals planet? ch.j rezerwatom? /i słoniom też ch.j? /- O widzę kochany słoniu,/ że na pewno będziesz miał liczne potomstwo!”
To dowód na to, że słoń oswoił się z więzieniem kobiecego ciała i całkiem mu z tym dobrze. I czy to nie jest pogodny wiersz o rozterkach i walce płci z perspektywą krat? Jest! na dodatek z optymistycznym zakończeniem i dziećmi, z którymi narrator pewnie będzie w przyszłości chodził do zoo.
Według mnie najciekawszy wiersz w tomiku to „Co może zobaczyć przez okno pan z naprzeciwka”
„Ale ale…ktoś spyta – o co właściwie, panie Marku, chodzi w tym przepięknym wierszu?/ Przede wszystkim w tym wierszu chodzą mi/ przeróżne myśli po głowie: drzewa są nieistotne/ pan jest nieistotny i pies niepotrzebnie tak długi./Ów wiersz sam się pisze (jeszcze) lecz koniec jego/ każdemu bliski, bo spójrzcie tylko:/ Wieczór (jeszcze).”
W tym utworze zawarta jest istota poezji Marka Sztarbowskiego . Autor nie zmusza sie do pisania wierszy, nie ślęczy godzinami nad jednym słowem, to co usłyszy, poczuje, zapisuje. Nie wzoruje się, samodzielnie ocenia rzeczywistość, ma pogodny dystans wobec własnych słów. Dlatego potrafi się nimi bawić. Jego poezja ma wspólną cechę z poezją Marianne Moore: językową inwencję, eksperymentowanie słowami, odnajdowanie kilku znaczeń słowa. Wiersze Marka Sztarbowskiego skrzą się dowcipem, nie ma w nich zbyt ciężkich wulgarnych nut. Poeta wszak od razu przeprasza , gdy używa niecenzuralnego słownictwa, wulgaryzmy używane przez niego nie rażą. Jeżeli ktoś ma chandrę, powinien niezwłocznie przeczytać wiersze z tomiku „Zwierzę ci się” . Gwarantuję, że poprawiają nastrój błyskawicznie. Przyjemnie jest czytać mądre, zabawne i nieudziwnione wiersze po wcześniejszej porcji pesymistycznych dyrdymałów poukrywanych w piętrowych metaforach.
17 maja, 2009 o 11:38
A na tomik Marco Polo z wierszem „rozważania brzegowe” czekam. Kupię od razu kilka, ponieważ ten wiersz chciałam dać w prezencie przyjaciołom i sobie pod choinkę. Nic straconego, dałam im przecież „Zwierzę ci się”, poezję nie do kosza. Hutny zajączek i prawie rycerz zadomówił się w naszych anegdotach damsko-męskich. Teraz czekam na informację o jednym z moich ulubionych wierszy, czy znajduje się już w jakimś tomiku, czy muszę cierpliwie czekać? Z góry dziękuję.
17 maja, 2009 o 19:26
Jest w tym tomiku Izo ten sonet? (Znalazłam na portalu poezji erotycznej, nagrodę dostał):
Ten sonet napisał wiatr kiedy patrzyłem
w morze, jak z macicy wzburzonej szarości
rodziły się kłęby obłych długich łodzi.
Żadna nie uniosła nas z sobą a w pyle
toczonej po plaży łeby myśli gasły
o Tobie. Ten sonet powstawał powoli
i czas miałem umrzeć urodzić się z boku
ciebie przetoczony jak tej łeby piaski (…)(sonet)
Masz przewagę, ja na rynsztoku wiersze raczej omijam, mnie interesują tam tylko komentarze i forum i nie mam wyrobionego zdania. Ale, jako mieszkanka morza, może wyjaśnisz mi, co oznaczają te łeby. To miasto Łeba jest, czy jakieś żyjątka wspomagające kochanie się na plaży?
Ja jestem fanką poezji erotycznej, ale nie odważyłabym się podarować nikomu tomik poezji i to na Boże Narodzenie. Kiedyś jedna moja koleżanka, która własnym sumptem wydała, napisała mi o tym radosnym fakcie, a ja już jej kilkakrotnie delikatnie zwracałam uwagę, by mi pocztówek nie słała, bo to koszt i znaczek i jak to podliczysz, to przecież śmiało mogłaby na moje konto tylko kasę słać. I wiesz, mimo, że ją uprzedziłam, że kategorycznie nie życzę sobie tego tomiku na Boże Narodzenie, to ona nie wytrzymała i mi jeden wiersz przepisała na pocztówce i ja go zanalizowałam. Do dzisiaj się do mnie nie odzywa. I to była długa znajomość, kilkadziesiąt lat.
I jeszcze informacja, dzisiaj jest na TV2 fajny film po północy w Kocham kino. Jest cały na YouTube. Ładne, gołe chłopaki tam są. W telewizji jest tłumaczenie, bo to film francuski.
17 maja, 2009 o 19:42
Wszystkie te rzeczy ważne są nie dlatego,/że nadają się do szumnych komentarzy, ale ponieważ są/użyteczne. Marianne Moore przeł. Julia Hartwig.
Czy aby jest tam w tych wierszach coś związanego z Marianne Moore? Ona nawet Sylvi Plath nie uznała.
To wielka poetka, ją uwielbiam, zaczęłam czytać na polecenie Brodskiego.
I uważasz, że wiersze Marka Sztarbowskiego są „użyteczne” jako prezenty? Dobrze, jakbyś tu opisała swoich znajomych. Ja siedzę na Śląsku i zupełnie nie mam wyobraźni, jakie potrzeby mają mieszkańcy Gdańska.
17 maja, 2009 o 21:25
Ewo, jest ślad Marianne Moore. Jest jej precyzja. Na pierwszy rzut oka to są frywolne, bezpretensjonalne wiersze, a nagle pojawiają się wersy, które zmuszają mnie do zatrzymania, przeczytania jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Tomik kończy wiersz do wielokrotnego czytania, smuga Marianne Moore.
„Wrona siwa siwa wrona”
„Pierwszy szron, ostatni raz starzec na spacerze/ o czym na razie wiem ja. Tymczasem on: kaszle/ odzywa się stary ból pod lewą łopatką/ ale rusza – obchodząc dwie wrony na ławce./ Gdybym potrafił zmieniać rzeczy wymyślone/ zanim same nabiorą tempa, gdybym nagle/ ostrzegł starca w myślach i przez chwilę siadłby/
( na ławce – dokąd odlecą te dwie, siwe wrony?)”
Jest tu obraz i jest pytanie: ” gdybym potrafił zmieniać rzeczy wymyślone zanim same nabiorą tempa” tak korespondujące z wierszem Poezja M. Moore.
” wszystkie te zjawiska mają swoją wagę./ Trzeba jednak wprowadzić/ rozróżnienie: kiedy sięgają po nie półpoeci nie ma poezji/ i nie będzie jej, dopóki poeci nie opowiedzą się/ za „dosłownością/ wyobraźni” – ponad/ prostactwem i pospolitością prezentując nam/ przegląd „zmyślonych ogrodów z żywymi ropuchami”
Ewo, w powyższym tekście zwierzyłam się ze swego zaskoczenia po błyskawicznym przekartkowaniu czarnej książeczki w poszukiwaniu wiersza” rozważania brzegowe”. najpierw się obraziłam, a potem zaczęłam czytać tomik z przyjemnością. Sama przecież chciałabym być smokiem jak moja ulubiona poetka.
Moi przyjaciele są czytaczami literatury, a nie poezji. Wiersze Marka Sztarbowskiego to dla nich odmiana. Matematyk zamiast „Historii fizyki” do poduszki mógł przeczytać :” -Ziemia – jak pomarańcza na kartki./ A nad nią…(trzask?) latają muszki./ – Muszki?! (trzask)/ – Da, muszki. Tyle,/ że kosmonautki.”
Fizyka to jego hobby, dzięki poezji, może spojrzeć na wszechświat z innej perspektywy. Dziennikarka, a obecnie prawie matka Teresa od małoletnich chuliganów, gdy otrzymała tomik, zaznaczyła, że czyta tylko poezję Leśmiana, bo nikt tak jak on nie pisał o uczuciach. A jednak przeczytała i powiedziała, ale dziwna jest ta współczesna polska poezja. I zapytała: czyj tomik teraz Iza czytasz? Prawnik stwierdził, że jest za głupi na czytanie wierszy wydanych w XXI wieku, woli zostać przy poetach starcach. Ma setki tomików na półkach.(Nie wiem czy zaczął czytać „Zwierzę ci się”, nie zapytałam). Inżynier biznesmen powiedział: ale zabawa słowami! No, no, niezła poezja o zajączkach i o strzykaniu w krzyżu.
Moi przyjaciele wiedzą, że gdy pojawi się tomik Marco Polo z wierszem, o którym dzisiaj wielokrotnie pisałam, otrzymają go w prezencie ode mnie. Nie uciekną przed poezją z żabami w ogrodzie.
Tylko gdzie ja znajdę wiersze Marco Polo? Ktoś uczynny mógłby mi pomóc.
17 maja, 2009 o 21:54
Ewo, tego sonetu nie ma w tomiku.
„jak tej łeby piaski” według mnie to nazwa miejscowości, żadne boże paskudztwo nie przychodzi mi na myśl. Etymologicznie Łeba to biel i spłynięcie. Tylko poeta wie, co znaczą te słowa w jego dorosłym erotyku bez „kurwowania”
Ewo, wynika z tego, że niczego się nie lękam, nawet potencjalnego narzekania, sarkania przyjaciół przy świątecznym stole. Najwyżej zaczną mi dawać spis prezentów oczekiwanych.
17 maja, 2009 o 22:26
(…)o wiele metrów. Spójrz – mówisz – to niewiele
a chmury stąd widać tak samo rozlegle
i wiatr ten sam wieje i toczą się łeby:
patrz na te wyraźne z Wczoraj parantele.
Całuję ją. Łodzie odpływają w niebie
i wiatr sonet pisze znów za mnie, jak wtedy.
Chyba jednak te łeby to nie chodzi o miasto. Wklejam dalszy część wiersza.
Nie mogę teraz pisać, ale jeszcze się odezwę w nocy!
18 maja, 2009 o 0:33
Mąż mówi, że łeby to mogą być takie skołtunione suche trawy toczące się z wiatrem. Często występują w filmach amerykańskich (Ostatni sezon filmowy). Szukam w słownikach i po necie i niczego nie mogę znaleźć.
Ale jak przytaczasz wiersz o wronach, to może więcej zrozumiem. Jestem ekspertem od starości.
Nigdy nie widziałam siwej wrony i trudno mi coś o trafności tego wiersza powiedzieć. Starców przyznam się też nie widuję, ponieważ starość jest niewidzialna. Starość następuje wtedy, gdy człowieka się omija wzrokiem. Tak jak kobieta, przestaje być kobietą, gdy już nikt się za nią na ulicy nie ogląda. Przedmioty tracą swoje nazwy. Ludzie swoje dotychczasowe role.
Ale miłe to, że młodzi poeci się tak pochylają w trosce nad starością. Że oni zauważają nawet, kiedy staruszek znika nareszcie definitywnie i tych wron tak nie obchodzi drażniąco w kółko(to bardzo drażni). Bardzo to miłe.
Tak jak piszesz o znajomych, którzy czytają poezję, to sobie pomyślałam, że masz bardzo grzecznych i kulturalnych przyjaciół.
U mnie na klatce schodowej (a teraz to nasz jedyny krąg znajomych), było trzech pijaków i wszyscy już wymarli, a byli młodsi ode mnie. Jeden nawet raz do mnie przyszedł. Znał Matejkę. Pytał, czemu ja nie maluję koni. Przyszedł tylko po zapałki i już zakwestionował moją twórczość. Gdy jego żona otruła się gazem (to drzwi w drzwi, więc i tak przypadek, że jeszcze żyjemy), był już tak nieprzytomny dzień w dzień, że o żadnym czytaniu poezji nie mogło być mowy. Po tym górniku to zaraz w kilka lat później odszedł sąsiad, też na naszym piętrze. Po prostu żona go nie wpuszczała jak on nawet był tylko po piwie. Siedział całymi dniami przed tymi zamkniętymi drzwiami i nawet przysypiał, a zasikany był, i tak się tego wstydził. A żona na pewno miała całą bibliotekę w domu, to osoba wykształcona i całą półkę poetów, ale nigdy nie mogłam z nią o tym porozmawiać, ponieważ się na nas obraziła, jak upominaliśmy się o prawa tego sąsiada do własnego mieszkania. Trzeciego Ci oszczędzę.
Więc zazdrośnie pomyślałam o Twoich wykształconych gdańskich przyjaciołach, że nie jesteś tak zdeterminowana Internetem jak ja, która nie ma właściwie nikogo do dyskusji o poezji w świecie realnym.
18 maja, 2009 o 7:05
Ewo, być może dla autora łeba to wydma. Piasek toczy się po plaży nad morzem, tworząc wydmy.
Ewo, nie tylko starość staje się transparentna, niewidzialna. Niesprawność, wózki inwalidzkie, choroby psychiczne, umysłowe, zamykane są na cztery spusty w domach niezależnie od wieku.
A Twoja sąsiadka zamykająca drzwi przed mężem, pewnie była na terapii dla rodzin alkoholików i na niej nauczono ją właściwego postępowania. Niewpuszczanie pijanego do domu to jedna z zasad. Alkoholik musi nauczyć się ponosić konsekwencje i musi wziąć za siebie odpowiedzialność, inaczej nigdy nie wyjdzie z choroby. Przyjaciółka prawie matka Teresa zajmuje się dziećmi z rodzin patologicznych, z rodzin alkoholików i to ona opowiadała nam, że jedynym sposobem na wyjście z nałogu, jest zrozumienie, że tylko pijąca osoba sama sobie może pomóc. Im wcześniej rodzina przestanie niańczyć pijaka, tym szybciej on zacznie się leczyć.
18 maja, 2009 o 7:10
To rzeki. Przeniesienie nazwy własnej na ogólne pojęcie. Właściwie spływy, nurty, prądy. Rozpuszczone żywioły, coś jak pierwotne bóstwa albo elan vital. Słowo wraca do źródła, konkretna rzeka staje się rzeką kosmiczną, konkretne miejsce – centrum. Kosmos przewala się, przelewa; żywioł stwarza, nie poeta, poeta dostrzega przemijanie, a jednocześnie niezmienność. Pocałunek – krótkie zdanie, fakt. Pocałunek innej kobiety. Myśl o tamtej.
18 maja, 2009 o 7:39
> Jaromir
Dzięki. Też tak podejrzewałam, że musi to być coś znaczącego i ważnego dla wiersza i nawet wymyślonego na tę okoliczność przez autora, nigdzie niespotykanego. Pytałam Izę, czy to może jakieś lokalne, gwarowe nazwy. My tutaj mamy takie różne zlepki niemieckie i ja do dzisiaj nie znam znaczenia wielu słów. Nigdy nie wiem, czy jestem obrażona, czy wręcz przeciwnie. Ale w miarę upływu czasu, to mogę bez zastanowienia już liczyć tylko na to drugie.
> Iza
Musiałabym więcej w necie wierszy poczytać, a jest ich bardzo dużo. Jakbyś dała spis, to bym sobie je poszukała, zazwyczaj są w sieci rozproszone po portalach.
Nie wiedziałam, że terapia dla AA jest tak potworna. Ten człowiek zmarł z powodu pozbawienia go podstawowych uczuć. Coś, co miało go ochraniać (rodzina), wystawiło go na publiczny wstyd i wzgardę. Zmarł ze wstydu. Dla mnie to wyglądało na ewidentne morderstwo.
18 maja, 2009 o 15:48
Marek Sztarbowski „Zwierzę ci się”: Zwierzęcość, A tu łazi sonet quasi (o roztoczach), Małpolud, Pawian, Boa, W któryś dzień, Hippopotam, Takie buty, Ślimak (czyli gwałt na hermafrodycie), Muzykalny miś, Słoń (albo dotyk miłości), Pszczoły, Kocięta, Pośmiertne savoir-vivre, Opowieść o, Żyrafa z discovery, Pies Deena, Romanza Eskimosa, Wieloryb (albo sonet wyrzucony na brzeg), „Sambucus nigra” (bosanowa zimowa), Jelekang, Kocie, Las, Ballada wiośniana, Hobby, Kościsko, Graffiti, Krecik Goglik, Struś (czyli wiersze szubrawe), Migratory Birds, Festyn, Jamniki, Co może zobaczyć przez okno pan z naprzeciwka, Wrona siwa siwa wrona.
18 maja, 2009 o 16:50
> Iza
Już szukam, wielkie dzięki. Trochę się to opóźni, bo właśnie pocztą dostałam Salsę Moniki Mosiewicz i tomik mnie wciągnął i zaabsorbował, właśnie sprawdzam, czym się różni od tych tekstów, które ściągnęłam z Sieci. I tu Izo jest właśnie pułapka Sieci: modyfikowanie, które dla Ciebie jest wartością i novum poezji sieciowej. Herbert podobno też, jak dawał wiersze do gazet, to były one inne w każdej gazecie, a inne w zbiorze, a te same. A Sieć to jeszcze bardziej potrafi skomplikować.
Maryna Cwietajewa nie wyobrażała sobie, żeby wiersz mógł mieć róże postacie. Fakt, że też je wygładzała i poprawiła, ale to była jedynie desperacja z powodu warunków w jakich żyła. Uważała jednak, że wiersz jest pierwotny, przed jego napisaniem. U Puszkina też wykrywała (bardzo rzadko), to, że on go źle usłyszał.
To jak się uporam, to napiszę o Sztarbowskim.
18 maja, 2009 o 18:16
Ewo, Marina Cwietajewa uważała, że nawet w wydawnictwie nikt nie ma prawa zrobić korekty jej wierszy. Ona wie najlepiej jak gramatycznie brzmieć powinny jej słowa. O tym pisze do swojego wydawcy. Nie boi się, że go obrazi, że nie zostanie wydrukowany jej tomik poezji.
„W liście do Rudniewa z 1934 roku czytamy: ON OSZALAŁ. Kto to widział, żeby korektor w tekście nanosił swoje poprawki? Dalej artystka pisze o spornej formie gramatycznej, która nie spodobała się szaleńcowi (rzecz o czasowniku (gnieść, nękać), którego istnienie podważył, zauważając rezolutnie, iż istnieje tylko połączenie (być nękanym): A przecież jeśli nie ma czasownika, nie ma i działania nim określonego, czyli zdaniem tego idioty [!!!] istnieją nękani, nękających nie ma! Marina ostro, kąśliwym żartem, kończy tę polemikę w te słowa: I taki filologiczny nieudacznik ośmiela się pouczać, i to w dodatku w tekście i jeszcze moim zdaniem () no w każdym razie niespotykany CHAM!” (Duma i nienawiść, Maria Natalia Kistowska)
19 maja, 2009 o 6:18
Ewo, Jaromirze, przeczytałam i wklejam w całości sonet Marka Sztarbowskiego. Łatwiej jest w ten sposób zinterpretować.
Marek Sztarbowski
T e n s o n e t
Ten sonet napisał wiatr kiedy patrzyłem
w morze, jak z macicy wzburzonej szarości
rodziły się kłęby obłych długich łodzi.
Żadna nie uniosła nas z sobą a w pyle
toczonej po plaży łeby myśli gasły
o Tobie. Ten sonet powstawał powoli
i czas miałem umrzeć urodzić się z boku
ciebie przetoczony jak tej łeby piaski
o wiele metrów. Spójrz – mówisz – to niewiele
a chmury stąd widać tak samo rozlegle
i wiatr ten sam wieje i toczą się łeby:
patrz na te wyraźne z Wczoraj parantele.
Całuję ją. Łodzie odpływają w niebie
i wiatr sonet pisze znów za mnie, jak wtedy.
łeby to ruchome wydmy przenoszone o wiele metrów w tym wierszu, wiatr toczy piasek, w zawiewanym piasku podmiot liryczny widzi kształty rybackich łodzi, miraż jak na pustyni, powstaje przy tym pył, piasek to klepsydra, to czas, potrzebny na to aby podmot liryczny poczuł miłość, która rodzi sie, trwa i zostaje zasypana piaskiem zapomnienia? Nie sądzę. Jest wspomnieniem plaży, morza i wydm przesuwanego piasku, a zycie toczy się dalej. Już inna miłość jest w czasie teraźniejszym, a tamta? tamta pozostała tylko na ruchomych wydmach? Nie dziwię się, że ten sonet zdobył pierwszą nagrodę. Jest jak muśnięcie i wspomnienie moich miłości. O miłościach się nie zapomina. Są sekretami, zielonymi szkiełkami schowanymi na wydmach.
Marek Sztarbowski sam wybrał wiersze do swojego debiutanckiego tomiku „Zwierzę ci się”. Ciekawe dlaczego zdecydował, się aby to wiersze ze zwierzętami były jego wizytówką. Pamiętam moje pierwsze wrażenie: co to jest za zwierzyniec! wierszyki dla dzieci kupiłam o zwierzętach mówiących ludzkim głosem!? Tak to jest jak kupuje się pomyłkowo poezję.
19 maja, 2009 o 7:23
To Izo jest benedyktyńska praca, odszukanie wierszy Marek Sztarbowskiego pod tak wieloma nickami, przepraszam, ale nie zdałam sobie sprawy z moich możliwości. Znalazłam tylko kilka na rynsztoku i często te same, na nieszufladzie pod nickiem marco polo. Zanim o tylko tych i kilku pod nazwiskiem, napiszę, napomknę tylko, że przeczytałam też jego deprecjonujący komentarz pod zachwytem Zofii Serafińskiej nad twórczością Adama Wiedemanna. Właśnie wczoraj, czekając w czytelni biblioteki, aż zjadą moje zamówione książki, przeczytałam Dziennik PRAWDA Adama Wiedemanna w miesięczniku Twórczość właśnie reklamowany teraz na kumplach. Jeszcze się tutaj o Widemannie osobno wypowiem, tak mnie zdenerwował.
19 maja, 2009 o 7:59
Ewo, ale czy marco to Marco Polo? Kto kryje się za nickiem podróżnika? Kamil Brewiński, Maciej Woźniak, Przemek Łośko, Marek Sztarbowski, czy ktoś inny? Nie wiem.
Jak można podążać za poetą, patrzeć jak sie przeobraża, jak zmienia się jego widzenie siebie i świata, jak on ciągle zmienia nicki? Teraz jest czas przejściowy, musi się zmienić nastawienie twórców. Internet daje większe możliwości niż papierowe wydawnictwa tylko dla znajomych.
Tomik „Zwierzę ci się” zostal wydany w nakładzie 115 egzemplarzy. Mój tekst o wierszach zawartych w tej książeczce przeczytało/ przeczyta pewnie ponad trzysta osób w sposób bezkosztowy. Ale tych wierszy nie można znaleźć w sieci, ponieważ autor ukrywa sie pod kilkoma nickami
Adam Wiedemann staje się ulubieńcem kumpli? (nie znam tego bloga)
19 maja, 2009 o 11:01
Bezradna jestem po Twoich słowach. Tak jak nie lubię orgii seksualnych, ani sieciowych, czatowych randek gdzie też jest jakąś zbiorowość w intymności, nie znoszę rozmawiać z kimś, kogo nie znam. Jeśli mam wydrukowany tomik to obcuje z nim jeden do jeden i jest to autentyczny romans, czy sobie autor tego życzy, czy nie. Zrzeszą zawsze uwalam że jedyną motywacją poety pisania jest pragnienie, by być kochanym.
Przeczytałam wszystko, co na tych dwóch portalach się pojawiło pod nickiem marco polo. Furorę zrobił wers autora:
(…)bo wiersz jest jak pierdnięcie tylko własny nie
śmierdzi więc wrzucisz i nie poczujesz swoje(…)immortal portal anal
ale skoro piszesz, że autorstwo Marka Sztarbowskiego może być wątpliwe…
Podoba mi sie wiersz mimikra. twardzielom poezji polskiej.
Mnie interesuje w poezji tylko treść właściwie.
Innych wierszy, o zwierzętach, nie znalazłam.