`
Ewa zastanawia się co jest powodem, że współcześni poeci najlepiej czują się, maszerując w grupie i dlaczego powielają na okrągło słowa, użyte wcześniej przez laureatów jednego z konkursów. Taka postawa daje im poczucie bezpieczeństwa. Nie wiedzą, że najbardziej niebezpieczna dla twórczości, dla życia, jest nadmierna ostrożność.
Psychologia rozwojowa twierdzi, że kiedy jesteśmy młodzi, zanim skoczymy do wody, nie zastanawiamy sie czy umiemy pływać, ponieważ nie znamy strachu. Strach pojawia sie koło trzydziestki. Człowiek staje sie dorosły i zaczyna kalkulować, zaczyna rozważać potencjalne ryzyko. A jak do teorii psychologicznej ma się postawa młodych poetek, poetów? Według mnie współcześni poeci są starcami już po dwudziestym roku życia. Wchodzą bardzo chętnie w ciepłe papucie po starszych twórcach. Pozór buntu, czyli imitacja to wyłacznie wulgaryzmy, które ochoczo umieszczają w swoich utworach. Nie dyskutują, nie spierają się. Tematy, które podnoszą ciśnienie i pojawiają się wpisy, to tematy rodem z pudelka pl, tematy plotkarskie. Na inne nie ma co liczyć. Inne tematy na portalach poetyckich są nietaktem. Proszę sprawdzić portale poetyckie, na których państwo bywają. Mierzwa króluje na każdym forum.
Albert Camus „Odpowiedź na moje dziesięć słów:
” Swiat, cierpienie, ziemia, matka, ludzie, pustynia, honor, bieda, lato, morze.” marzec 1951
Jakie są najważniejsze słowa dla współczesnych poetek, poetów? stabilizacja, nagroda pieniężna w konkursie , dobre relacje towarzyskie w grupie, druk tomiku, artykuł o sobie w gazecie ?
Taki przerysowany obraz jawi mi się teraz.
„Faulkner. Na pytanie: Co myśli pan o młodej generacji pisarzy, odpowiada: Nie pozostawią nic wartościowego. Nie mają nic do powiedzenia, żeby pisać, trzeba mieć w sobie wielkie elementarne prawdy i kierować swoje dzieło ku jednej z nich, albo ku wszystkim naraz. Ci którzy nie umieją mówić o dumie, honorze, cierpieniu, są pisarzami bez następstw i ich dzieło umrze wraz z nimi, albo przed nimi. Goethe i Szekspir oparli sie wszystkiemu, ponieważ wierzyli w serce ludzkie. Balzac i Flaubert także. Są wieczni.
– Jaka jest przyczyna nihilizmu, który ogarnął literaturę?
– Strach. W dniu, kiedy ludze przestaną się bać, zaczną pisać arcydzieła, to znaczy dzieła trwałe.” (Notatniki1935 – 1959 Camus).
Dlatego ponawiam mój apel: poetko, poeto jeżeli nie musisz ,nie pisz przez rok, przez dwa , nie pisz do końca świata. Zrób sobie przerwę, przechodź obok metafor, aż na powrót staniesz się młody duchem i nie będziesz bał się skakać do nieznanej wody.
8 kwietnia, 2009 o 17:10
Ty Izo chyba uległaś nastrojowi przedświątecznemu, kiedy ludzie jak wściekli (ja nie lubię kontaktów telefonicznych) wydzwaniają dodatkowe minuty za zakupy i polują wręcz na ludzi, by być dla nich wyjątkowo mili, składając życzenia.
Co to za nierealny apel do poetów! Ty myślisz, że ktoś namaszczony raz, zrezygnuje? Że zrezygnuje Monika Mosiewicz po swoim debiucie tak przecież entuzjastycznie przyjętym? To nie po to kolejkowali w tym biznesie, by rezygnować, nie po to się dochrapywaliby nie korzystać. Camus de mode bardzo, już był de mode, jak się z Satrtem pożarł o nielojalność przyjacielską.
Ja nie komentuję Twoich podsumowań o indywidualnościach wchłanianych przez tłum, to jest bardzo trafne i to trzeba cały czas podkreślać i głosić, gdyż myślę, że nie można zwalać wciąż na czasy, że takie nadeszły, bo konsumpcja, bo uniformizacja. Ale esej Camusa Człowiek zbuntowany ma dzisiaj inną wymowę. Ja tu jestem rozpięta między światem Marka, a moim, to pół wieku wszelkich transformacji i przeobrażeń i widzisz, jak jest wolność to też jej nie ma.
Myślę, że mamy do czynienia z o wiele gorszym zjawiskiem, niż miał człowiek Zachodu. My tu mamy zupełnie jeszcze inną chorobę. Może nie byłoby tak to widoczne, gdybyśmy tych wszystkich tomików nie przeczytali. Ja teraz wprawdzie czytam prozę (Jakuba Żulczyka Radio Armageddon), ale według mnie złem tej twórczości nie jest utrata ideałów czy brak wyznawania odwiecznych międzyludzkich wartości wypracowanych przez kulturę. Stadność tworzenia, od którego rozpoczęłaś postem te rozważania, to nie jest wybór pragmatyczny (dostanie nagrody, zabawa, seks w klozecie), a docelowe działanie. I słusznie piszesz za Camusem, że to jest strach przed niezależnością sądu.
Wczoraj w tym filmie o marcu 68 pokazano wystąpienie posła Jerzego Zawieyskiego. I to było nie tyle rejtanowskie, jak napisał Tadeusz Sobolewski w GW, co desperacki rozpaczliwy akt samounicestwienia. Głos mu drżał jak wygłaszał słowa, które przecież były zwyczajną oczywistością i za to zapłacił życiem. Zapłacił życiem za oczywistość. Poeci powołani do głoszenia prawdy nigdy jej nie będą głosić, ponieważ mogą tylko zapłacić za to życiem. I to jest zdumiewające, że nie ma Muru Berlińskiego jest Internet, a płaci cię w dalszym ciągu życiem. Śmiercią społeczną przemilczeniem ostracyzmem. I to pokolenie nie zostawi pewnie, jak piszesz za Faulknerem nic, ale też poprzez zużycie środków na siebie też nikomu nie dadzą dojść do głosu.
W listopadzie ubiegłego roku byłam w Kanadzie i oglądałam, co oni zrobili, jak przeobrazili swoje miasta przez te kilkadziesiąt lat i po powrocie patrzyłam, co myśmy zrobili w tym samym czasie. I taka będzie nasza sztuka.
9 kwietnia, 2009 o 7:07
Ewo, twórcy pokazują swoje dzieła znajomym i pytają: co o tych wierszach, rzeżbach, obrazach myślą. Uzyskują najczęściej taką odpowiedź: dobre, jest w porządku, Ale to jest typowa odpowiedź, aby nie urazić.
Dlatego twórca powinien się pytać drugiej osoby, co mu się w jego pracy nie podoba.
Istnieje prawdopodobieństwo, że autor, w takim wypadku usłyszy szczerą krytykę. Trudno jest o taką krytykę w gronie totumfackich.
A przecież w dłuższym czasie, krytyczna opinia jest znacznie lepsza dla twórcy, niż poklepywanie go po plecach, a za jego plecami, złośliwe uśmieszki.”O to taka połetka od siedmiu boleści” ( litera „ł” jest konieczna)
Debiut Moniki Mosiewicz został entuzjastycznie przyjęty? sprawdziłam w guuglach. Jest jak zwykle koleżeński wpis Jakuba Winiarskiego i druga recenzja na Cyc Gadzie. Ta jest o tym, że miło jest dowiedzieć się, o tym, że stary Verne został przeczytany.
Gdzie są te entuzjastyczne recenzje? te wirtualne płatki róż rzucane pod tomik „Cosinus salsa”?
I jeżeli Marek, albo Ty zdecydujecie się i napiszecie recenzję o debiutanckim tomiku Moniki Mosiewicz, to wasze słowa dopiero omówią „Cosinus salsę”.
Ale najpierw trzeba dotrzeć do tomiku. Nie ma go w bibliotekach, nie ma w księgarniach, dlatego dla mnie, bardziej jest to efemeryda niż coś trwałego, coś do zapamiętania. O tym tomiku nie usłyszałam ani jednego zdania w Trójmieście.
Jeżeli tomik ma śladowy nakład wystarczy zamieścić wiersze w internecie i w ten sposób propagować swoją twórczość. Jest wtedy szansa, że oprócz koleżanek i kolegów, przyczytają wiersze autora inne osoby i wypowiedzą sie na ten temat. Ale to jest ryzyko, ryzyko krytycznych sądów. I ryzyko pytania osobistego: a co jeśli jestem grafomanką, grafomanem? To pytanie zadawali sobie bardzo często wybitni polscy poeci. Gałczyński, Tuwim. Niemożliwe, aby współcześni poeci nie pytali siebie o to samo.
Ewo nie wiem jaka będzie nasza sztuka, ale jako urodzona optymistka, zauważam pozytwne zmiany w najbliżśzym otoczeniu. W dzielnicy w której mieszkam, pojawiły sie stylowe latarnie, a nie te najtańsze, pojawiły sie piękne ławki, pojawiły sie drewniane place zabaw dla dzieci. Układa się bruk na ulicach, usuwa paskudny asfalt, który kiedyś zalał brukowe uliczki, ponieważ klimat dzielnicy okazuje się jest najważniejszy, a nie bylejakość i najniższa cena. Jest kilka stowarzyszeń miłośników Oliwy. Mieszkańcy są aktywni, to pewnie dlatego moja dzielnica pięknieje z roku na rok.
9 kwietnia, 2009 o 7:45
Ja juz chyba tu pisałem o swojej teorii na temat – jak to się mówi: późnego debiutu Mosiewiczówny. Pisałem też o tym dlaczego to Honet wydał to dzieło. Że odchodził z Zielonej Sowy i było mu wszystko jedno. Dlatego wyświadczył pewną przysługę.
Teraz, kiedy widzę nominację, to mam inną teorię. Otóż Mosiewiczówny nie wydało Biuro Literackie, bo wówczas nie byłoby szans na Silesiusa. Gdzieś to pisali, chyba u kumpli, że jest jakaś ogólna wytyczna by Silesiusa dać komuś spoza Biura Literackiego, by tej nagrody nie kojarzyć z BL. Dlatego, by zwiększyć szansę Mosiewiczówny wydano ją w Zielonej Sowie.
Śladowy nakład i jego niedostępność w wolnej sprzedaży świadczy o tym, że było to wydanie raczej koneserskie: kilkadziesiąt tomiczków dla rodziny i znajomych. Wydawca nie miał złudzeń co do jakości i potencjału sprzedażowego działa Mosiewiczówny. Trudno się zresztą temu dziwić, wszak Mosiewiczówna jest juz środowiskową legendą, jako osoba, która wiecznie startuje w konkursie Bierezina i wiecznie nie jest nagradzana w tymże konkursie.
Jej parcie na nagrodę stało się legendą środowiskową niczym mit o Syzyfie, który już prawie wtoczył ten kamyczek na szczyt górki, już był tyci tyci, a tu bach, taka niespodzianka. Kamyczek spada na dół.
Uważam jednak, że mimo lobbingu prezesówny Justysi Radczyńskiej, która wielkimi literami i kilkoma wykrzyknikami udziela jej spontanicznego poparcia na forum nieszuflady, w wątku giełda Silesiusa, rapująca prawniczka nie ma szans na Silesiusa. Dlaczego? Otóż Mosiewiczówna jest obciążona własną legendą wiecznie niedocenionej w konkursie Jacka Bierezina.
Ten Bierezin będzie się jej długo czkawka odbijał.
Ma ona kilka zasług, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie nagrodzi kobieciny tylko dlatego, że:
1) Jest najlepszą koleżanką prezes fundacji literatury w internecie
2) Bierze czynny udział w nieszufladowych dyskusjach na temat moderacji
Co do anatomii krytyki zgadzam się z Izą. Uwagi krytyczne zawsze, choćby były destrukcyjne dla wydelikaconego ego poety/ki destrukcyjne mają większą wartość. Przede wszystkim mobilizują. Po drugie oburzają i burzą jakieś wewnętrzne przekonanie o samy sobie, o swoich umiejętnościach, na temat swoich możliwości. Tym samym rozwijają lub mobilizują do rozwoju.
Pisanie peanów co widać na przypadku Jakuba Winiarskiego defrauduje recenzenta, literata oraz wszystkie przymiotniki recenzenckie. Przymiotnik: dobry w kolejnej kolesiowskiej recenzji musi zostać zastąpiony przez wyborny. wyborny w kolejnej recenzji zmienia się w konglomerat: Finezyjna, brawurowa, stylistycznie wytrzymana na granicy natręctwa językowego i cynicznie śmieszna cokolwiek to znaczy.
Defraudacja przymiotników w ramach wspierającego się środowiska jest czymś nieuniknionym. Po pewnym czasie nikt nie ufa takim recenzjom, ani recenzentom, ani też recenzowanym tomikom. Ale najgorsze jest to, że człowiek zaczyna tracić zaufanie do języka. A początek utraty zaufania bierze się w podejrzliwości do zdefraudowanych przymiotników.
Klasycznym przykładem pozaliterackiej defraudacji przymiotników sa audycje trójkowe Kydryńskiego, który o każdym kolejnym utworze prezentowanym w niedzielnych audycjach mówi: wspaniały, genialny, piękny, niepowtarzalny…. dzięki takiemu peanicznemu uzyciu języka przedmioty opisywane zlewają się w jedną homogeniczną masę. Rzeczywistość róznej przecież klasy utworów muzycznych dzięki pośrednictwu takiego języka zdefraudowanych przymiotników ulega totalizacji, tracąc róznorodność.
9 kwietnia, 2009 o 9:16
Dostałam tutaj zakaz pisania o debiutanckim tomiku Pani Mosiewicz i myślę, że powinnam z pokorą ten ban pozaportalowy przyjąć.
Natomiast zdumiewa ilość nazwisk w przywołanym przez Marka wątku nieszufladowym. Nie wiedziałam, że aż tyle jest chętnych. A czytając dalej komentarze, jeszcze upominają się osoby pominięte (Pani Lipińska).
Starczo przytoczę wspomnienie z mojego życia. Urodziłam dziecko na roku dyplomowym i mieszkaliśmy z mężem w wynajmowanym pokoju w familoku z ustępem na półpiętrze (tak dziura w desce, przedwojenne sanitariaty dla górników) i kranem w korytarzu. I mój obraz na wystawie Koła Młodych wytypował prezydent miasta do zakupu. Bardzo by nas to podratowało finansowo (mąż studiował), ale by obraz sprzedać, były wtedy komisje artystyczne i bez takiej komisji żadna transakcja finansowa nie mogła być przeprowadzona. Na komisję pojechałam w określony dzień w określonej godzinie między karmieniami i tam komisja złożona z profesorów Akademii Sztuk Pięknych zadecydowała, że mój obraz z powodu zbyt niskich walorów artystycznych nie może zostać przez prezydenta miasta kupiony.
Myślę, patrząc na ten wątek na nieszufladzie, ten ogrom poetów, że coś się temu BL wymknęło spod kontroli. Trzeba, selekcji, selekcji! Mało jest mieszkań w Królestwie Poezji, a bezdomnych wielu! Zostawić Monikę Mosiewicz, resztę na bruk! Wtedy sytuacja jest jasna i klarowna, a nie takie masówki jak w czasie wypadków marcowych.
Izo, ja o Camusie napiszę wieczorem, pierniczki piekę (3000 sztuk!).
9 kwietnia, 2009 o 11:32
Ewa, a kto tobie zabronił pisać o tym wybitnym dziele kultury śródziemnomorskiej?
jeżeli dostąpiłaś tego zaszczytu i owo dzieło zostało tobie objawione, jeżeli jako jedna z niewielu miałaś przyjemnośc obcowania intelektualnego i estetycznego z tą nieszufladową relikwią, to ja tobie tylko zazdrościć mogę. cosinus salsa już zyskał status literackiego graala, kielicha, do którego józef z arymatei zbierał to, co kapało z wiszącego, wychudzonego, wygłodzonego jezusa. czy to była krew, czy inne płyny fizjologicvzne, które z konieczności musiały wówczas spływać po udach, stopach by wreszcie zasilić strużką kałuże na wzgórzu czaszki, która powstała u podstawy środkowego krucyfiksa.
ale do kurwy nędzy nie chodzi o tego typu detale historyczne, na zjawisko należy popatrzeć z zewnątrz, aby je zobaczyć takie, jakie ono jest. i co widać? widać panią – typu: wyszkolona sekretarka, która sprawnie prowadzi kalenda5rz spotkań, która przeczytała wszystkie okólniki biurowe, która potrafi zbudować więcej niż 10 zdań złożonych w jednym poście pod warunkiem, że dotyczy on spraw formalno-administracyjnych. bo na inne tematy, to pani sekratarka się raczej nie wypowiada.
ta niebywale sprawa sekretarka musiała zostać jakoś wynagrodzona, za swoje zasługi w prowadzeniu biura. dlatego prezes zdecydował o wydrukowaniu okazyjnego notesiku z zapiskami tej sekretarki. sekretarka się cieszy, cieszą się wszyscy w biurze, nawet prezes, a wszyscy sie cieszą dlatego, bo pani sekretarka się cieszy. radość udzieliła sie nagle wszystkim.
ale ja, pewnie i ty ewo nie podzielasz tej radości. bo ja ewo jestem niewiernym tomaszem, który musi włożyć rękę w dziurę w boku, wsadzić tak głęboko by poczuć pełne po ostatniej wieczerzy flaki, by ścisnąć od środka gruczoł prostaty, by wydusić z trupa resztki życiodajnej spermy.
dlatego mogę śmiało spekulować o okolicznościach wydania dzieła Mosiewiczówny, ale póki tego dzieła na oczy nie zobaczę, to nic o nim nie napiszę.
a teraz pójdę się wyspowiadać, po katolicku, po polsku zdać sprawę ze swoich wszystkich grzechów. kiedy to zrobię, będę moralnie czysty – przepadną wszystkie kurestwa, skurwysyństwa moje. zmazane zostaną prostym „idź w pokoju”.
później dalej będę sobą. kawałkiem zawistnego chuja, ale przez kilka chwil będę najczystszym z aniołów, będę się bielił, świecił blaskiem jaśniejszym niz tysiąc słońc.
9 kwietnia, 2009 o 20:16
Ja już Izo boję się tu cokolwiek pisać, bo już mam etykietkę amboniastej i przemądrzałej, a wiadomo, kobiety to podgatunek i cokolwiek napiszą to i tak się ośmieszą. Ale mam w ręce tę książkę, którą tu cytujesz i myślę, że te Notatki to akurat są faktycznie tylko notatkami i to dla Camusa, a nie dla czytelnika, ponieważ jest tam dużo pozaczynanych, nierozwiniętych myśli. Ja uwielbiałam Camusa swego czasu, bo to taki idealista i taki prawy człowiek. Ale Emil Cioran napisał, że się zabił tylko dlatego, że już nic nie miał do powiedzenia, a powinien, jako Rycerz Prawdy przede wszystkim napisać, że jego sława, według Ciorana pisarza drugorzędnego, jest przeceniona. A nie mógł, bo każdy ma w sobie jednak tę próżność miłej świadomości własnej wielkości.
Te słowa, które z Camusa wymieniasz, których według Ciebie nie ma w poezji poetek współczesnych to nieprawda. Są np. u Justyny Radczyńskiej. Jest „morze” w bardzo dużej ilości.
Ale myślę, że i tak one trochę teraz wywietrzały. Szczególnie intryguje mnie słowo matka, zupełnie nie mam pojęcia, co z tym zrobić słowem zrobić i co się pod nim kryje. Jak nie lubię Markiza de Sade, to jednak tak jak on, jestem przeciwko rodzinie.
Ja zwróciłabym uwagę na takie zdanie z tego Notatnika:
Prawda nie jest cnotą, ale pasją. Dlatego nigdy nie jest miłosierna.
I bym bardziej skłaniała się do krytyki w tym kierunku: poeci nie piszą o sprawach istotnych, ponieważ prawda jest niewygodna. I to jest truizm i banał, ale poeta, silny poeta był jednak jakimś kiedyś drogowskazem. Dla Heideggera był nim Hölderlin, Nietzsche był przede wszystkim poetą i nie bez przyczyny u nas tłumaczył go Staff. Oni poszukiwali prawdy nie w fikcji i zmyśleniu, ale w odsłanianiu, w skrytości i w zaniepokojeniu. Nawet błądzenie jest wartością, gdy się podejmuje jakiś trud. Być może on jest, tylko czytelnik w pośpiechu go nie wyławia. Jednak myślę, że nawet rzeczy niezrozumiałe zazwyczaj działają na podświadomość i dla czytelnika nastawionego na odbiór powinno to intrygować i kusić do rozwikłania.
Zdziecinnienie poezji przecież nie jest nietzscheańskim wezwaniem do dionizyjskiej dziecięcości i witalizmu.
Zresztą takie dzisiejsze spłycenie jest pewnie i sprawą szerszą, niekoniecznie diabelską. Podobają mi się różne uproszczenia obyczajowe, wyzwalanie człowieka z poczucia winy, co zafundowała wcześniej religia. Ale mimo wszystko prawdziwa poezja musi być czujna i nadrzędna, a nie przylepiona i traktowana jako ozdóbka. Zawsze będzie świadectwem upadku, bądź wzlotu epoki. Zawsze to, co dopuści się do głosu dzisiaj, określi te lata. Cóż, Faulkner nie miał racji. Amerykańska epoka beatników to świetna poezja.
Jednak te polskie tomiki, które tu czytaliśmy od września ubiegłego roku, nie miały tych pożądanych cech.
9 kwietnia, 2009 o 20:43
> Marek
Przypominam, że zabroniła mi pisać o swoim debiucie poetyckim sama autorka, Monika Mosiewicz w swoim komentarzu tutaj kilka miesięcy temu.
Był to komentarz kategoryczny i raczej natury prawniczej, a nie polemicznej, więc w popłochu przestałam się sprawą interesować i nie wiem, czy jest tak, jak mówisz. Swego czasu można było za 14 złotych zakupić bez problemu przez Internet ten tomik, ale wiesz, są w Polsce pewne dzieła, których nikt nie przeczytał, a dyskutuje się o nich godzinami. To jest polski fenomen intelektualny, więc i tak nie ma to żadnego znaczenia, czy się ten tomik przeczyta, zakupi czy nagrodzi. Cosinus, to przecież coś niepodważalnego i tak.
I co, dostałeś rozgrzeszenie? Bez rozgrzeszenia nie masz możliwości powrotu do grzeszenia.
9 kwietnia, 2009 o 20:44
Ewo, ten pierwiastek dionizyjski, to ni jakieś tam dziecięctwo, witalizm, ale śmiertelny rausz. (vide: G.Thompson, Egea prehistoryczna). z dionizosem nierozerwalnie związany jest kult pięknego umierania (vide: Walter Friedrich Otto). To umieranie przewija się w kulturze, pojawia się jako „sytuacja graniczna” itp.
Najwazniejszy jest jednak sam proces śmierci, nie zaś jej fakt. I to jest w pewnym sensie twórcze.
ostrożniejszy bym był także w ocenie Nietzschego. wiesz, ostatnio czytałem dysertację z lat 20 na temat róznych stadiów choroby i różnych etapów twórczości F.Nietzsche. wiesz, jak sie prześledzi ewolucję znaczeniową archetypu Sokratesa w mysli tego filozofa, to mamy bipolarną interpretację jednego fenomenu historycznego: od pogardy do afirmacji.
jeżeli chodzi o poezję, to pisma zbuntowanego filologa mają w sobie pewien ładunek poezji, ale to było podyktowane raczej ogólnym stylem interpretacji antyku, który wybrał Nietzsche i który przeciwstawił badaniom krytyczno-filologicznym, stylometrycznym itp. Zdaje sie Wilamowitz-Moellendorff zarzucił mu w „Zukunftsphilologie”, że nietzscheański spoób rozumienia antyku jest bardziej poetycki niż naukowy. zwróć uwagę, że każda ksiązka Nietzschego – oprócz jego dysertacji (rozprawy o Teogonisie) – nie zawiera żadnego przypisu, co w owych czasach dyskredytowało pracę jako pracę naukową.
Zukunftphilologie miało jakieś 50 przypisów na ok. 20 stronach, natomiast Narodziny tragedii. żadnego
9 kwietnia, 2009 o 21:08
Tak, to są notatki zapisywane dla siebie, są formą rozmowy z samym sobą.
Albert Camus nie pisał ich z myślą o publikowaniu. Zresztą ostatni zapisek jest z grudnia, a na początku stycznia 1960 roku, pisarz ginie wypadku.
Dlatego czytanie tak osobistych tekstów dla mnie jest trudne. Czytam słowa, które zapewne miały nigdy nie być wydane. Notatniki Camusa czytam od kilku miesięcy z przerwami. Dzisiaj przeczytałam ten fragment napisany wiosną w 1959 roku i znowu poczułam, że muszę je tu przepisać:
” Przez lata chciałem żyć wedle moralności wszystkich. Zmusiłem sie do życia jak wszyscy, do upodobnienia sie do wszystkich. Powiedziałem co należy, żeby być razem, nawet kiedy czułem się oddzielny. Po czym przyszła katastrofa. Teraz błąkam się wśród szczątków, jestem człowiekiem bez prawa, rozdartym, samotnym i zgadzam się na to i na moje osobliwości i kalectwa. Ale muszę odbudować moją prawdę – gdy całe życie przeżyłem w rodzaju kłamstwa.”
Dlaczego chce się żyć jak inni, gdy czuje się, że społeczeństwo uwiera i że takie życie dla jednostki jest kłamstwem?
Albert Camus napisał pracę o świętym Augustynie.
Czy przypadkiem słowa Aureliusza „nawet w zniekształceniu obraz istnieje” nie doprowadziły pisarza do powyższego stwierdzenia o kłamstwie?
świat, w którym funkcjonuję jest nadal moim światem, nawet wbrew moim intencjom, ponieważ tkwi w mojej świadomości i roztrząsam go w myślach.
Czy można więc twierdzić, że się jest „oddzielnym”?
ps.
nie piekę żadnych ciasteczek, nigdy nic nie upiekłam. Czuję, że zachoruję w piątek po pracy i przeleżę wolne dni w łóżku z książkami. Boli mnie gardło, mam katar.Jak zwykle choruję po amerykańsku (w wolne dni od pracy).
10 kwietnia, 2009 o 0:00
Ja Izo piekę, bo to mimo wszystko taniej, a dużo ludzi do nas przyjedzie.
To zdrowia życzę. Pisz tutaj, to leczy. Ja wrócę dopiero 1 maja, nie udało mi się nic z Internetem bezprzewodowym, nie ma zasięgu.
Camus miał w dzieciństwie fajnego nauczyciela, który go uratował i wydobył z algierskiej nędzy i bardzo wiele zawdzięcza swojej szczęśliwej gwieździe, bo przecież z pewnością nie każdy talent w szkole jest uratowany, raczej genialne dzieci się tępi. W każdym razie w polskiej szkole na pewno. Przeczytałam chyba wszystko, co wyszło w Polsce, a wychodziło w Polsce, Camus był wydawany, ponieważ epizodycznie był we francuskiej partii komunistycznej i to wystarczyło. Ale oczywiście, nie wszystko.
Ale dla mnie jest jakieś nieprzystawalne. Może to frustracja świąteczna. Jak piszesz Izo, że u was w Oliwie tak to pięknie odnawiają i tak serce rośnie, to mi się też przypomniało, jak w naszym mieście pocięli szerokimi arteriami Centrum jak Paryż, zrobili taki tunel, jak w Austrii. I ja z tym widokiem pojechałam do Vancouver i dopiero zobaczyłam, jak można miasto wypieścić. A przecież czas dla tych miast był jeden.
I podobnie z tym Camusem. Wtedy, jak on się kłócił z komunizującym Sartrem na tematy istotne, to u nas w rządzie Cyrankiewicz w czasie posiedzeń sejmu czytał kryminały, inni spali lub rozwiązywali krzyżówki. I zdaje się tak jest do dzisiaj.
Więc trudno wczuć się w problemy Camusa i dzisiaj, kiedy dali mi w młodości do czytania Dżumę, ale już Człowiek zbuntowany, Mit Syzyfa, były nieosiągalne. Dla mnie teraz są już nieaktualne, przestarzałe. Myślę, że nie działa Camus na nowe pokolenia, teraz problem śmierci jest inaczej stawiany.
Tak jak Marek pisze, śmierć jest bardziej ekscytacją niż rozpaczą i destrukcją, co nie znaczy, że i chorobą, ale w sensie filozoficznym musi być traktowana już zupełnie inaczej, w dobie całkiem już otwartych decyzji w sprawie eutanazji, klonowania i innych technicznie osiągalnych możliwości.
A jeśli chodzi o Nietzschego, to chyba o nikim tak dużo i tak mądrze nie napisano w najnowszych czasach, zanalizowano i zinterpretowano. Mnie czytanie niedostępnego w komunizmie Nietzschego przypadło na wiek dojrzały i uwierz Marku, to jest zupełnie inne czytanie, niż w Twoim wieku. I odebrałam to wyłącznie w kategoriach poetyckich, mnie się to bardzo dobrze czytało, po Kancie i Kartezjuszu, których nie dało się za cholerę zrozumieć, Nietzsche był śpiewny i tańczący. I pamiętam, że Sokratesa zupełnie ośmieszył i potępił, jak i Greków z ich teatrem. I potem czytałam te wszystkie interpretacje, a nie były już ważne, ponieważ dla mnie Nietzsche był szaleńcem pozytywnym i właściwie nieważnym w sensie przekazu, tylko w tej poezji.
Jeśli piszesz, że dionizyjskość jest straszna, to ja się zgadzam, ale dziecięctwo w tym sensie też jest straszne.
Natomiast chorobą polskiej poezji współczesnej jest brak straszności. Myślę, że to ma właśnie bezpośrednie źródła w czytaniu kryminałów przez Cyrankiewicza w czasie obrad sejmowych. Wy jesteście spadkobiercami nie straszności czasów, ale braku odczucia tej straszności. Beznadzieja polska jest inna niż innych krajów postkomunistycznych, ponieważ myśmy oswoili komunizm. Nikomu się to nie udało, tylko nam, Polakom. Każdy organizm społeczny by już padł zabity trucizną po takiej dawce kłamstwa, a my w dalszym ciągu sobie tu żyjemy, kłamiemy i nawet jesteśmy szczęśliwi.
Jeśli jakiś wieszcz poetycki będzie koturnowo straszył, to przecież będzie jeszcze śmieszniejszy. Ironia to maska. Ale pod maską jest w dalszym ciągu nienaruszona, gombrowiczowska, infantylna pupa.
To w tej poezji przez nas tu czytanej jest.
Dzięki Marku za Waltera Friedricha Otto. Czytam właśnie na Gnosis. Też uważam, że boskość jest.
10 kwietnia, 2009 o 6:45
O Fryderyku Nietzsche napisano tysiące stron. Dla mnie to filozof składający sie z przeciwieństw.
Sam będąc wątłego zdrowia, oparł filozofię na nienawiści do słabości. Wola mocy a nie popędy decydują o działaniu, o tym pisał, a przecież Nietzsche wobec ludzi był nieśmiały, za to zakochiwał się nieszczęśliwie w młodości bardzo często. I to popędy seksualne były motorem do pisania erotycznych wierszy. ( niestety te utwory wbiły mi się w pamięć i nie potrafię dostrzec wielkości poezji Nietzschego).
Pewnie dlatego, aby płeć piękna dostrzegła małego filozofa, Nietzsche ubierał się ekstrawagancko, albo podążał za najnowszą modą, albo „jako jedyny człowiek w Bazylei wkładał zapomniany już nawet przez wiekowych elegantów szary cylinder”.
Zachowywał sie tak, a pisał: „kochać jednego jest barbarzyństwem” lub „kobieta może być przyjaciółką mężczyzny, lecz by uczucie trwało, niezbędne jest wesprzeć je odrobiną fzycznej antypatii”. (Nietzsche był nieurodziwym kurduplem)
ps
cylinder noszony wbrew modzie, nadal jest wykorzystywany, napiszę swoim zwyczajem: wszystko już było, nic nie jest oryginalne, jest zapożyczeniem.
10 kwietnia, 2009 o 9:05
Tak Izo rzucamy na ten blog różne myśli, które ani nie są przecież wiedzą, ani dydaktyką, ani rewolucją. Jednak Nietzsche ważny jest tutaj ze względu, na to, jak Marek napisał, przekroczenia. Być może, ze kurdupel, ale jednak wyszedł z rodziny, z kaplicy, z wąsko pojmowanej filozofii. Nigdy nie zgodzę się, by filozofia była jedynie nauką. To zresztą zarzucał Bierdiajew fenomenologom i Husserlowi, a trudno zarzucić Bierdiajewowi brak wiary w Boga. Całą swoją filozofię oparł o wiarę w istnienie Królestwa Niebieskiego. Więc chodzi tylko o wielość, a nie o relatywizm, nie o burzenie dla wygody porządku świata.
A cylinder może być przecież i ubiorem i przebraniem. Jeśli jest przebraniem, maską i dodatkową perswazją, to chwała za taki środek wyrazu. Wprawne oko odczytujących poezję powinno też takie rzeczy rozróżniać.
Fajny jest komiks o Nietzschem Nietzsche od podstaw – Laurence Gane, Kitty Chan. Jest tam podobny do sznaucera, co wykorzystała Katarzyna Kozyra w swoim video. Ale to wszystko są przecież tylko powierzchowne kontakty z filozofem.
10 kwietnia, 2009 o 18:55
Rano napisałam o Nietzsche, a zapomniałam wspomnieć o pominiętym tomiku Elżbiety Lipińskiej.
„Maj to łagodny miesiąc” jest bardzo ładnie wydanym tomikiem w twardej oprawce. Ile tomików nominowanych do Silesiusa może poszczycić się tak elegancką oprawą i porządnym wydaniem?
O tytułowym wierszu napisałam wcześniej, nadal podtrzymuję swoje zdanie, że to bardzo dobry wiersz, a cały tomik zawiera utwory, które spokojnie można było nominować do Silesiusa, gdyż zostały nagrodzone już w Gdańsku przez trójmiejskich profesorów. A profesorowie popierają się przecież w Polsce.
Pani Elżbieta Lipińska za ten tomik zdobyła nagrodę imienia Bolesława Faca. Jacek Dehnel też dwukrotnie był laureatem tej nagrody w Gdańsku.
Geriatrycznemu składowi komisji we Wrocławiu (taki sam wiekowo był skład komisji gdańskiej) na pewno spodobałyby się wiersze z tomiku „Maj to łagodny miesiąc”.
Dlaczego w takim razie nagrodzone w Gdańsku wiersze pani Elżbiety Lipińskiej zostały pominięte i nie zostały zgłoszone?
Nikomu się nie chciało zgłosić?
I tak te towarzyskie grupy pękają jak bańki mydlane, gdy przychodzi czas próby.
10 kwietnia, 2009 o 20:39
Może nie trzeba przedwcześnie rozpaczać. Jeszcze nagrody nie rozdane i Pani Lipińska ma zawsze szansę. Głowa do góry!
11 kwietnia, 2009 o 5:46
Dopiero teraz przeczytałam wątek na nieszufladzie o nagrodzie i o pominiętych poetach. Ale się porobiło. Ewo nie ma nadziei. Niektorych poetów nikt nie zgłasza, nie kocha. Ależ to życie poety jest paskudne.
Dlatego lepiej zająć się czymś innym, nic nie pisać, usunąć gadu gadu i czekać na cuda. (Moja rada dla wszystkich pominiętych poetów)
Ja na przykład ozdrowiałam w czarodziejski sposób. Wszystko więc może się zdarzyć. Ale na pewno i tym razem nie odpiszę na życzenia esemesowe. Proszę się nie trudzić. Mi nie wysyłajcie.
:-)
ps
w towarzystwie, można zasugerować, że jest się poetą niewygodnym, dlatego zostało się pominiętym.
11 kwietnia, 2009 o 7:14
Jak tu pisałam, starowałam tylko w jednym konkursie poetyckim bez powodzenia, więc nie wiem, jak to jest?
U nas, malarzy to na te wszystkie Biennale, Triennale, to trzeba sobie zasłużyć, terminować, daje się pewnym osobom tam wejść (samo uczestniczenie w imprezie już nominacja), obiecuje za następnym razem nagrodzenie. To są spekulacje zazwyczaj bardzo sprawiedliwe, by nie krzywdzić zasłużonych. Sam wytwór jest drugorzędny.
Wielka szkoda, że literatura polska tak niewiele dała świadectw konkursowych z tych procesów, przetargów, spekulacji, ustaleń, burzy mózgu na konferencjach konkursowych, z pewnością ciekawszych, niż opis stosunku płciowego w klozecie (czytam Radio Żulczyka).
A swoją drogą, jestem tak często, od tylu lat w tylu bibliotekach, a naprawdę, nasza wielka, na europejskim poziomie biblioteka miejska ma przestronne, piękne kabiny jeszcze nigdy nie napotkałam tam nawet na cień jakiejkolwiek sytuacji erotycznej. Więc i może zmyślenie mechanizmów konkursowych byłoby lepsze i ciekawsze, niż klozetowych.
12 kwietnia, 2009 o 8:50
Okazuje sie, że dzień wcześniej niż ja, redakcja niedoczytania.pl wkleiła cytat Alberta Camusa z Notatników o tym, że pisarzowi zaczyna brakować pewności siebie przy pisaniu.
Zastanawia mnie, jak to jest możliwe, że o zakurzonym Camusie prawie jednocześnie, bez uzgodnienia, napisaliśmy powołując się na Notatniki.
Jedyne wytłumaczenie, to imperatyw z Kosmosu. Ciągle coś mnie zaskakuje.
13 kwietnia, 2009 o 7:14
Wpisując w Google Camus otrzymuje się dużo wyników na polskich stronach, jest bardzo popularny i omawiany na blogach i portalach literackich. A przecież tylu juz jest nowych, ważnych filozofów! Chociażby ten bardzo szczęśliwie, propagowany niedawno w sieciowym wydaniu GW: Peter Singer. Jest tak przekonywujący, że ja po przeczytaniu jego Wyzwolenia zwierząt(oprócz śledzi z racji mojego melancholijnego usposobienia, których nie mogę się wyrzec) zwierząt do ust nie biorę. Singer bardziej realnie podchodzi do problemów, które nieuchronnie będziemy musieli rozwiązywać, podobnie jak Camus, etycznie.
Mam nadzieję Izo, że wypoczęłaś i nie jesteś chora.
U nas już kwitną drzewa i jak Maciej Kaczka na swoim blogu pisał, rzadkie i pod ochroną ptaki pięknie śpiewają. Te, które przeniosły się na Śląsk z obcych im już, śmierdzących i niegościnnych szuwarów podlaskich zamieszkały i zasiedliły nieczynne kopalnie. I ci banici świetnie się u nas czują, ich obecność jest już widoczna i odczuwalna.
26 kwietnia, 2009 o 7:42
Przygotowuję się do mojej krytyki egzaltacji idealistycznej Camusa i po przeczytaniu ostatniej notki Marka o kobietach (przy omawianiu poezji Elżbiety Lipińskiej) się jakoś po kobiecemu zacukałam z braku odwagi.
Na razie więc ważny cytat z Notatnika, którego Izo tu przywołałaś:
(…) Obiad u Gide’a. Listy młodych autorów, którzy zapytują, czy mają nadal pisać. Gide odpowiada: Jak to? Pan może przestać pisać i pan się waha?”(…)