MPO. Wiosenne porządki literackie. Pani Bieńczycka

4 marca, 2009 by

Miejska Powieść Odcinkowa, czyli praca literacka zespołowa odwołuje się do tak miłych mojemu sercu przejawów współpracy, solidarności, a tym bardziej uczuć wyższych powstałych w czasie zmagań twórczych, które zaowocują najprawdopodobniej do końca życia artystów.
Powieść odcinkowa – każdy odcinek łączy wszystkich współpiszących – jedną fabułę, gdzie trzeba zrezygnować z błyskotliwych pomysłów na rzecz jedności zgranego zespołu, równać poziom, wyciągać za uszy słabeuszy, nie wychylać się zbytnio, by ogromem swojego talentu i warsztatem pisarskim towarzyszy piszących nie zaćmić.

Powieść jest dostępna w sieci, ale ja, osoba mieszkająca w metropolii kulturalnej, mam w ręce papierowe egzemplarze każdego odcinka, poszczególnych autorów odbitych czcionką barwną, specyficznym kolorem przeszeregowanym osobowościom twórczym na papierze przypominającym papier toaletowy czasów PRL-u, wiadomo, wtedy priorytetu egzystencjalny Polaka stanu wojennego.

Powieść ma marketingowo dobrane parametry, wielkość pisma młodzieżowego, np. Świata Młodych i adresowana do dziadków autorów tam piszących, którzy nie potrafią komputera używać i się już nigdy nie nauczą. Babcie i dziadkowie bowiem są, jako zdrowy i największy ludzki potencjał, grupą na której można zbić wszelki kapitał. Wie o tym Państwo i wie o tym Kościół. Wiedzą o tym literaci, którzy pieką od razu kilka pieczeni. I też tę sentymentalną, kiedy babcia jadąc do kościoła w tramwaju znajduje bibułę i pokazuje z dumą koleżance tekst wnuczka pisarza:
– Ja go wychowałam – powie.
– A po owocach poznacie! doda.

Dla ich pokolenie (szoruj babciu do kolejki), uzależnionego było od wszelkich bibuł, ulotek spadających z nieba – tych o śmierci Stalina, i tych, kolportowanych przez Solidarność, papier jest rzeczą świętą.

Zgodnie z naszym blogowym manifestem mamy do papieru taki sam stosunek, jak pomysłodawcy proljektu literackiego którzy podobnego użyli do druku MPO.
Nie uważam jednak, że od razu wszystkie egzemplarze powtykane jak materiały promocyjne Świadków Jehowy, Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczalni ma natychmiast zneutralizować. Zachęcam więc do przeczytania przed wyrzuceniem i omówienia tutaj projektu literackiego.
Ostrzegam, że dotychczasowych osiem odcinków przeczytałam i zaraz w komentarzach o tym opowiem.

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

komentarzy 10

  1. Marek Trojanowski:

    od jutra zaczynam pisać 12 x 4 strony opowiadania pod tytułem:

    Wiejska Powieść Odcinkowa [WOP]

    każdy odcinek będzie uwiarygodniony moją wieśniaczą dolą, którą wiodę bez większych przerw od lat trzydziestu dwóch

    zakład: flaszka wódki przeciwko szklance mleka, że WOP będzie lepszy niż MOP

  2. Ewa Bieńczycka:

    Powieść o Wojskach Ochrony Pogranicza będziesz pisał? Z Żołnierzami? MPO to nie pisanie ze śmieciarzami, ale literatami pierwszoligowymi, z najwyższej półki z całej Polski wybranymi. I komiksiarze też są nie tacy tuzinkowi, których rysunki zalewają wydawnictwa i których nie wydaje się nigdy, bo nie ma kto pieniędzy na nich wyłożyć. Wojsko wyłoży na Twoją powieść pieniądze? Żołnierze będą w czołgach odcinki zostawiać, by brać żołnierska miała co czytać podczas wiosennych roztopów? Na wsi stacjonują?
    Idea powieści odcinkowej to sprawa polifonii. Gombrowicz miał uzasadniony wstręt do pracy artystycznej zbiorowej. Ulgowo podchodził tylko do kina, gdzie się nie da działać w pojedynkę.
    Może traktowałby i tak jak kino, blogi.
    Gdzie jest Iza? Myślałam, że Wy razem gdzieś przepadliście i razem wrócicie. Wiosna.

  3. Patryk kurwa mać IP 84.10.48.46:

    Wala się MPO w dużych ilościach na korytarzach polonistyki. Nikt nie zwraca na nie uwagi, chyba że ktoś komiks przeczyta czekając na egzamin.

    Poza tym od dawna wiadomo, że jak się za to nie płaci to nie jest to żadna literatura czy sztuka. Im drożej, tym artystyczniej.

  4. Marek Trojanowski:

    nie, moja powieść będzie reymontowska, o współczesnej wsi, o wieśniakach opalających się na solarium „na Leppera”, o wieśniakach spryciarzach wysysających dotacje unijne, o wiesniakach, którzy budują wille, jeżdzą mercami, o wiesniakach, którzy stracili kontakt z ziemią, bo robią za nich wyspecjalizowane maszyny
    mówie ci, to będzie prawdziwy hicior!

  5. Ewa Bieńczycka:

    Tak, tylko MPO jest projektem zbiorowym. Musiałbyś kogoś skrzyknąć, by pisać razem Ja mogę Ci sekundować, mam taką chałupkę na lato na wsi, gdzie maluję i to jest wieś bardzo bogata, więc i mercedesy też tam mają. Ale mnie przecież nie zaprosiłeś. Musi to ktoś sponsorować. Widocznie nie chcesz sie ze mną dzielić pieniędzmi i sławą (skoro hicior). MPO jest obliczone wyłącznie na jakiś zysk. Nie wiem jaki, ale celem nie jest ani sprawa zaangażowania społecznego, ani nie są to wartości artystyczne (jest okropna), ani też chyba honorarium zawrotne nie jest. Celem jest być może promowanie autorów, ale przecież oni już wypromowani. W Biblioteka Śląska ma trzy wydania Lali Dehnela, więc to jest niesłychanie poczytny pisarz. Nie musi być aż tak reklamowany po tramwajach. Nie mam pojęcia, o co chodzi.
    I jeszcze realizm. Jeśli chcesz pisać realizm, to taki produkcyjniak nie ma szans. Chociaż, w tej MPO też nie. Zaraz pierwsza scena pierwszego odcinka odstręcza surrealizmem zerzniętym z Nagrobka z lastriko Vargi.

  6. Ewa Bieńczycka:

    >Patryk.
    Nie masz racji Patryku, że za darmo, to już nie ma wartości? Wy, studenci polonistyki i przyszłe wyroczne, w waszych rękach losy literatów polskich: jakość, Patryku, jakość! Nie cena, gdyż bibuła zawsze była za darmo i zawsze była cenna. To ona przewracała rewolucjami świat do góry nogami, ona bruździła, podburzała, przemeblowywała umysły zniewolone.
    I Wy na tej polonistyce nie czytacie? To same sławy tam piszą! To przecież nagradzani, ugruntowani literacko pisarze o niezachwialnej renomie! To kwiat młodzieży literackiej, największe talenty ostatnich lat. Wy na polonistyce nie czytacie, tylko infantylnie komiksy? Wstyd!

  7. Marek Trojanowski:

    nie miałem pojęcia, że takie coś jak MPO istnieje, póki o tym Ewo nie napisałaś. Kiedyś, pamiętam, że była taka akcja jak to Pilch pisał ksiazke z czytelnikami.
    MPO to podobna zagrywka, tyle że zamiast czytelników zebrało się inne grono, które napisze kolejne eksperymentalne dzieło.
    to chyba taki syndrom epoki, w której żyjemy:
    oglądamy w telewizji niekończąca sie opowieść o tym, jak to gwiazdy tańczą na lodzie. w MTW Paris Hilton ogłasza casting na przyjaciółkę/przyjaciela. Okazuje się, że podobne tokszoły sprzedaja się także w literaturze. Masa kupuje Masę. Masa nie znosi indywidualizmu, bo indywidualzm uświadamia masie o jej sunstancji, o tym kim/czym jest.
    Masa w odróżnienmiu od zwykłego tłumu posiada świadomośc siebie samej, ale tej świadomości nie wolno budzić. dlatego indywidualzim w społeczeństwie masowym jest z przyjemnością konsumowany jako zjawisko historyczne (motyw docenienia po śmierci), ale nie jako fakt, jako zjawisko dziejace się.

    z tego powodu organisuje się tego typu spędy aktorów, wieszczy – ogólnie rzecz biorąc: starsów, po to gwaizdy tańczyły – ale jako tłumek, podporządkowany regułom tok-show – żeby pisały – ale jako tłumek podporządkowany konwencji.
    to się sprzeda, to się będzie walało jako dodatek do „wyborczej” w cenie: 2 zł.

  8. Ewa Bieńczycka:

    Studenci polonistyki są uodpornieni na słowo wydrukowane, ale taka Bieńczycka to już nie przejdzie obojętnie i przeczyta.
    Osiem odcinków z dwunastu autorów: Łukasza Orbitowskiego, Sylwii Chutnik, Jacka Dehnela, Sławomira Shutego, Piotra Czerskiego, Macieja Millera, Bartka Żurawieckiego, Adama Wiedemana, Nataszy Goerke, Jerzego Franczaka, Wojciecha Kuczoka i Ignacego Karpowicza połączyłam i razem przeczytałam. Bohaterem Shutego jest ksiądz i nawet myślałam, by napisać taką projekcję własnego horroru, jak to babcia jedzie tramwajem na rekolekcje wielkopostne do oddalonego kościoła i czyta właśnie odcinek nr. 4.
    Ale przyłapałam się, że nie mam wyobraźni, gdyż nie mogę sobie takiej sytuacji w żaden sposób wymyśleć. A z drugiej strony czy warto? Po co?
    Powieść kuchenna była zawsze dla pewnego odbiorcy, a to powieścią kuchenną nie jest. Może działać tylko konceptualnie, zaczepiać przechodnia i drażnić. Lecz tego nie robi. Porzucona lub podrzucona, MPO staje się dzieckiem niechcianym, bękartem zrodzonym z kilku ojców jak suka, rodząca szczeniaka nie rasowego, który ma uszy od jednego ojca, ogon od drugiego, kolor i sierść od kolejnych dawców psiego nasienia. Ale szczeniak zawsze może uchodzić za rasowego i na tym chyba bazowali twórcy projektu literackiego.

  9. Patryk IP 84.10.48.46:

    „Studenci polonistyki są uodpornieni na słowo wydrukowane” – a to powinni w salach wywieszać, zamiast zdjęć Wielkich Polonistów.

  10. Ewa Bieńczycka:

    Nie wiem, Patryku, o czym mówisz. Słyszałam, że polskie uczelnie na łeb na szyję degradują się w obskuranctwie wyborem kadry najmroczniejszej z możliwych kandydatów do pracy dydaktycznej, że wszelkie światlejsze jednostki są od razu mocą intryg i forteli rugowane są z uczelni, ale, żeby aż tak, jak piszesz? Kwiat narodu polskiego? Jaka uczelnia, tacy studenci. Nigdy odwrotnie. To tak jak w filmie. Nawet najgorsi aktorzy w dobrym filmie zagrają świetnie.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?