Jacek Bierut PiT. Stosunek pisarski nie istnieje. Pani Bieńczycka

9 stycznia, 2009 by

Tytuł ostatniej książki Stosunek seksualny nie istnieje Jasia Kapeli to nic innego, jak interpretacja tezy Lacana wyjaśnionej przez Slavoja Žižka i rozwiniętej w zbiorze esejów O wierze:

Lacan ma na myśli ten brak jouissance, gdy podkreśla, że nie istnieje nic takiego jak stosunek płciowy”. Istnieją oczywiście kontakty seksualne, liczne improwizowane formy, w jakich jednostki wchodzą w interakcje w celu uzyskania przyjemności seksualnej, lecz musimy wynajdywać te formy właśnie w celu uzupełnienia braku naturalnego” stosunku.(tłum. Bogdan Baran)

Cóż, poeta Jacek Bierut nie zdobył się na tak ryzykowny tytuł jak Jaś Kapela. PiT wprawdzie kojarzy się z bardzo niewdzięczną i nudną pracą coroczną każdego Polaka wypełniającego druk podatku dochodowego, ale nie jest mimo wszystko metaforą stanu ducha powieściowych bohaterów. Nie jest, gdyż dąży do wypełnienia, natomiast bohaterowie powieści Bieruta wprawdzie dążą, ale nie udaje im się niczego sfinalizować. Tajemniczy tytuł więc oznacza tylko pierwsze litery dwóch rozdziałów, z czego pierwsza od skrótu imienia studentki amerykańskiego uniwersytetu Pauliny, (Z Pau już każden spał), a zarazem córki szefa bohatera powieści.

Mimo ogromnej pracy intelektualnej na rzecz oceny i wyznaczania traktów najnowszej poezji polskiej Jacek Bierut zapomina o wszystkich postulatach pisząc prozę. W wywiadzie powiedział:

Literatura dzisiaj musi być napisana perfekcyjnie, czyli muszą być spełnione oba warunki, że ktoś naprawdę żyje, naprawdę przeżywa i czegoś doświadcza, a potem pisze tekst, w którym każde słowo jest potrzebne, z którego nie wolno już niczego wyrzucić. I to musi być tekst napisany jak najbardziej minimalistycznie.

Nagodzona prestiżową Nagrodą Fundacji Kultury książka nie doczekała się ani jednej poważnej recenzji sieciowej i trudno mi tutaj polemizować z tymi wartościami powieści, które brano pod uwagę książkę honorując.
Odnajduje się w niej echa arcydzieł światowych i najprawdopodobniej nie są to szlachetne wpływy, a rozpaczliwe zapożyczenia. Odnajduję tu echa Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego, a z dzieł nowszych to np. takie filmy jak Lucky Man! Lindsaya Andersona, Blowup Michelangelo Antonioniego. Można też porównać konstrukcję powieści do podróży tarotowego Głupca, który w naiwności swojej, znajdując coś przypadkowo (tutaj teczkę) wplątuje się w różne tarapaty, przemieszcza się rozmaitymi samochodami, odwiedza wiele mieszkań i nor ludzkich, ale tak naprawdę, to przede wszystkim spotyka kobiety.
Niestety, tak jak w wywiadzie autor wymienia Kafkę, Celina, Pereca, Geneta jako swoich jedynych przewodników duchowych, to czytelnik z tego ambitnego literackiego planu i analogii z wielkimi dziełami otrzymuje niewiele. Głównym grzechem powieści jest brak faktycznej materii powieściowej. Jeśli w wierszach można jeszcze ten brak zakamuflować pięknym zestawem słów i udać jakaś nową jakość, w prozie natychmiast wychodzi brak przeżyć i nieumiejętność obserwacji rzeczywistości. Bowiem Jacek Bierut nie przenika rzeczywistości, odbiera jedynie jej powierzchnię i nie potrafi uwolnić się od swoich obsesji, traktując literaturę nie jako oswobodzenie, oczyszczenie, ale jako sposób na sycenie się nimi zastępczo.
Bohater krąży, a sceneria jest coraz bardziej odpychająca. Krąży w mroku jak kot wokół gorącej kaszy i cała powieść to właściwie mnożenie powieściowych bytów by było można krążyć i rejestrować ciągle wzrastające męskie pożądanie. Sygnalizuje ten stan na tysiące sposobów, mimo, że czytelnikowi nie udziela się ani zachwyt nad obiektami marzeń bohaterów, ani też nie bardzo oczekuje, by coś nastąpiło. Taki pikantny szczegół, jak nagminne chodzenie po pokoju kobiet w krótkiej koszulce bez dołu, który w pornografii cały czas daje o sobie znać, że bohater nie może wprost doczekać się, by do takiej grupy razem czy osobno się nie przyłączyć, w powieści stanowi tam zwyczajną, chroniczną, obyczajową oczywistość. Jak we śnie, bohater w pierwszej części mężczyzna dojrzały, żonaty i dzieciaty, wręcz poprawny obywatel, w drugiej dawny rokowy muzyk – okazjonalny recenzent muzyczny w pismach kolorowych – tym bardziej narażają się na pokusy obietnicy urozmaicenia małżeńskiej nudy, czy samotności.

Ale nie dostajemy niczego oprócz wyświechtanych i mało atrakcyjnych filozoficznych porzekadeł, niczego, co czytelnik mógłby z lektury wynieść:

w życiu trzeba czekać na okazje, nie ufać zbytnio pomyślunkom, tylko rozglądać się uważnie, a wszystko idzie jak z płatka, czyli jak trza”.

I druga maksyma:

Chociaż czas jest jedną z niewielu rzeczy, które mamy zupełnie za darmo, jest paradoksalnie najcenniejszy na świecie.

Nie mam pojęcia jak to jest, jak to Jacek Bierut napisał, że nie ma tam grama seksu, erotyki, nie ma zachwytu i zrozumienia, dlaczego bohaterowie, skopani i zmasakrowani nieustannie pożądają kobiet, mimo kobiecego odpychającego zachowania. Ale dla bohaterów powieści właściwie nieważny jest obiekt pożądania, co stępia zupełnie jej wymowę. Poprzez bójki, zmyły, kryminalny sposób prowadzenia akcji, postaci mówiących językiem marginesu społecznego, cały ten teatr służy jedynie do ukazania neurotycznej potrzeby impotenta. Im bardziej wzrasta ordynarność i przedmiotowość w traktowaniu mężczyzn przez rozwydrzone kobiety, karzące ich za niemożność kochania (neurotyk nie jest zdolny do uczuć wyższych), tym bardziej ci mężczyźni intensyfikują rytualne tańce godowe w sferze języka, wąchając, obmacując części miękkie zarówno palcami, jak i wzrokiem, a jednak kończy się to zawsze ucieczką i niespełnieniem. Glątwa erotyczna konsekwentnie doprowadza do fiaska, ale nie jest to fiasko Stendhala. Niemoc płciowa jest zarówno męska, jak literacka.

Kategoria: Bez kategorii | 6 komentarzy »

komentarzy 6

  1. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ha! okazuje się, że czytałam książkę Jacka Bieruta PiT, ale o tym fakcie zapomniałam. Podróż Gdańsk-Warszawa intercity powieść przeczytana, a potem zostawiona w przedziale dla innych.
    Pamiętam pierwsze wrażenie po przeczytaniu książki: następna wariacja na temat Something wild ( Dzika namiętność) z Melanie Griffith i Jeffem Danielsem, o tym jak to jest gdy zejdzie się pod wpływem impulsu z ustalonych codziennych ścieżek.

  2. Ewa Bieńczycka:

    Nie podobało Ci się Izo?
    A Karolowi Maliszewskiemu tak i to bardzo:

    „Kilka godzin z życia, kilka zakamarków wielkiego miasta, kilka postaci błąka się i trudzi, by nadać swojemu życiu pozory sensu. Ale sensu nie ma. Można tylko z honorem i humorem (albo bez) odgrywać narzuconą rolę. Bierut stworzył błyskotliwą narrację, której się ufa, bo jest w niej niekłamana wściekłość, porażająca logika, naturalny kunszt.

    Co do filmów to na tym schemacie powstało wiele filmów wybitnych. Dorzuciłabym jeszcze
    Martina Scorsese Po godzinach czy pikantne Oczy szeroko zamknięte Stanleya Kubricka.
    Problem jest w nagradzaniu banalisty, który nie wychodzi poza schemat. Nikt nie kwestionuje potrzeby książek rozrywkowych, stwarzania literackich kobiet z dużymi niebieskimi oczami, zwykłych ździr, które krytyka potem namaści mianem demonicznych. Komiks jest po to, by producenci, maklerzy i inne grupy zawodowe miały w przerwach pracy, zanim dobiorą się na dobre do swoich ulubionych programów typu gwiazdy na lodzie czy transmisji sportowych zajęli swoje umysły i oderwali je od zmartwień. Do tego idealnie pasuje producent kryminałów wrocławski pisarz Marek Krajewski. I idealnie Jacek Bierut.
    Ale nie, trzeba jeszcze, by dawać im nagrody zarezerwowane dla literackich wartości, doczepiać jakąś ideologię, trzeba ich podrasować i wmawiać odbiorcy, że ten fałszywy towar jest heroiczną pracą duchową artystów narodu:

    Wrocławski poeta Jacek Bierut został uhonorowany Nagrodą im. Kazimiery Iłłakowiczówny za tom wierszy „Igła”

    Jacek Bierut w wywiadzie o otrzymanej Nagrodzie Fundacji Kultury:

    Zapomniałem, że wydawnictwo wysłało moją książkę na konkurs. Tym bardziej było mi miło. To nie jest medialna nagroda, ale bardzo ważna. Fundacja Kultury w ubiegłych latach nagradzała samych najistotniejszych dla polskiej literatury autorów. Dzięki niej dostałem kilka propozycji od wydawców.

    Czytam na sieciowej stronie taki tekst:

    Program Fundacji Kultury pt. Promocja najnowszej literatury polskiej” realizuje odmienną od innych konkursów formułę. Komisja literacka czyta i ocenia wyłącznie teksty dotąd niewydane, jeszcze przed drukiem. Nagrody i wyróżnienia przyznawane przez komisję stanowią zatem pierwszą rekomendację książki i są ważnym elementem jej promocji.

    Tak wklejam, jakby ktoś chciał wysyłać z domu teksty, to szkoda znaczka!

  3. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo i w filmie Dzika namiętność i w książce Jacka Bieruta PiT główna rola przypada kobietom, bo to one są wahadłem zmian.
    Trzysta trzydzieści trzy razy bardziej ciekawsza dla mnie jest filmowa dziewczyna Lulu niż panna z książki.

  4. Ewa Bieńczycka:

    Nie widziałam filmu Dzika namiętność, więc nie wiem. I też nie wiem, czy można porównywać kobiety zamiast namiętności. W PiT nie ma dzikiej namiętności ani hodowlanej. Jest tylko sytuacja, kiedy mężczyzna przychodzi do jakiegoś obcego pokoju i tam widzi dwie kobiety bez majtek. Ja wiem jaka to może być namiętność przy takiej jakby powiedział Starowicz, sytuacji nietypowej? Artyście wolno, stwarzać komnaty, jakie uważa za stosowne, nawet i te, żywcem przeniesione z gier komputerowych. A czytelnika psim obowiązkiem jest to kwestionować, jeśli wlazł za jego przyczyną w nie i spostrzegł, że to są światy wyłącznie autora.

  5. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    zaraz, zaraz, czy to nie w Picie autor opisuje imprezę degeneratów na przedmieściu? i w ten sposób włącza się w nurt gazetowych historii o zabawach marginesu?
    O braku majtek nie mogę sobie przypomnieć.

  6. Ewa Bieńczycka:

    To nie tak Izo, nie trzeba powieści Bieruta spłycać. Czytam dwa razy, nim napiszę, by było to uczciwe. Jak pisałam, po perypetiach (spotkaniach, jak piszesz różnych postaci mówiących slangiem) dwaj bohaterowie dwóch opowiadań, jak Cybulski w filmie Rękopis znaleziony w Saragossie ciągle wpadają w pułapkę dwóch na wpół ubranych dziewcząt. Tam dwie siostry są muzułmankami, które dzielą rozkosz z jednym mężczyzną jak i ze sobą. W istocie są demonami.
    U Bieruta wszystko jest wiadomo- współczesne i odarte z tajemnicy:

    Zdaje się, że leżałem na dywanie, a nade mną przykucały Pau i Kornelia. Zatroskane takie. A Pau przy tym wciąż naga od pasa w dół.

    Tylko to wszystko ma być takie jak tam, pojemne, a nie jest.
    Ciągłe nawroty do dwóch nagich dziewcząt zabawiających się prowokacyjnie na dywanie nie sugerują nieuchronności zdarzeń, nie mówią nic nowego, oprócz tej wyciętej erotycznej sceny, tego kolażu rzuconego byle gdzie na powieściową fabułę. Już nie piszę, że konstrukcja jest niekonsekwentna i służy jedynie nawarstwianiu popisów zasłyszanych kwestii językowych, jest jedynie pretekstem. Nic nie wynika, gdyż w postmodernistycznej manierze nie powinna do niczego służyć, jedynie do igraszki i zabawy. Ale czy czytelnik się bawi? To wszystko może być, nikt nikomu nie zabrania pisać w takiej a nie innej konwencji. Tylko, jeśli malarz maluje jak Malczewski, to jeśli nie jest malarzem tej rangi to jego anioły są śmieszne. Jeśli nie jest postmodernistą na tyle twórczym, by wnosić nowe wartości, daje produkt na pół pornograficzny, który poszukiwaczy pornografii zniechęci, a ludzi o wyrobionym smaku oburzy. Czy bliższy przykład: Pollock lał na płótno farby przemysłowe i inni lali, ale tylko on uzyskał zupełnie nową metafizyczną, jakość. To tak jak w miłości nie można działać na pół gwizdka. Stąd fiasko.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?