Elżbieta Lipińska Pożegnanie z czerwienią. Pożegnanie z poezją. Pani Bieńczycka

11 grudnia, 2008 by

Poezja Elżbiety Lipińskiej nie należy do kategorii ryczących gospodyń domowych – to celne określenie znalazłam na tym blogu.
Nie pochodzi z tych nowoczesnych regionów społeczeństwa postindustrialnego, które syte i zaspokojone, oddaje się tym, czym lubi i skutecznie realizuje artystyczne potrzeby ku własnej uciesze i sobie podobnym. Poezja Elżbiety Lipińskiej, która poezją nie jest, skutecznie podszywa się pod nią w innym celu. I byłoby to niewinne zjawisko zupełnie nieszkodliwe, gdyby nie jego ekspansywny charakter i wskutek nadmiaru czasu osób trzeciego wieku, rozkwita w pełni z całym bagażem możliwości realizacji.
Jeśli w innych bogatych krajach kluby hobbistów kumulują swoich członków wiążąc ich uczuciem przyjaźni, wzajemnych zachwytów, wspólnych wycieczek i wieczorków poetyckich, w Polsce dzięki walorom towarzyskim i możliwościom finansowym przemieszczania się szybkiego po poetyckich imprezach – gdzie każdy podziwiacz jest na wagę złota – można zostać poetą formalnie i się tym zostaniem cieszyć.

Nie piszę tego przeciwko wierszom Elżbiety Lipińskiej. Ta twórczość mieści się z powodzeniem w poprawności i nijakości produkcji młodych i starych uznanych członków Związku Literatów Polskich i krzywdzę autorkę wyszczególniając ją właśnie. Na przykładzie tych wierszy chcę jedynie udowodnić miałkość i niepotrzebność wielu nagradzanych i wciąż wydawanych zbiorów wierszy.

Tytułowy utwór pożegnanie z czerwienią jest o nietolerancji i nawet znalazłam w nim z radością szczegół o czerwonych pończochach, barwy proletariackiej i ulubionej na za moich czasów licealnych zwalczanych, jako kolor nieprzyzwoity na szkolną garderobę (obowiązywał, przypomnę, nie szkolny mundurek, a chałat w kolorach indygo i czarnym). Jest w tym wierszu perswazja i opowiedzenie się, ale to jeszcze za mało, by powiedzieć coś naprawdę. Wszystkie utwory Elżbiety Lipińskiej są smyrgające, a nie penetrujące i to erotyczne określenie przychodzi mi też na myśl, gdy autorka nie boi się używać słów dosadnych, by uzyskać pożądany efekt, a jednak wszystko rozmywa się w nijakości i jakimś starczym gderaniu:

„DUŻE KINO
w gadających kinach najbardziej brak niemej widowni
nikt już nie gra dzisiaj na pianinie
na ekranie ktoś ją kocha i umiera dla niej

a z wygodnego fotela wpółleżąca fruzia
z podziwem wzdycha: o kurwa! o kurwa! o kurwa!
w gadającym kinie ekran nie jest srebrny
spływa posoką spermą czasem deszczem
łapiesz się na zdziwieniu czemu ta laska ani razu się nie rozebrała
w gadającym kinie w zapachu popcornu gubi się zapach kobiety
veuve clicot na ekranie przegrywa z coca colą
brak szans na początek pięknej przyjaźni

Poetka podejmuje tematy wojenne, pochyla się nad swoim dzieciństwem, wspomina rodziców, czasy straszne, komunizm, a jednak czytelnika to mało wszystko obchodzi i właściwie już tylko czeka na jakąś indywidualizację, jakiś pikantny szczegół. Wreszcie znajduje w erotycznych snach, gdy podmiot liryczny wizytuje nocą młody chłopak. Ale i ten wiersz nie daje, mimo zapewnień, satysfakcji (UKŁADANKA):

Przyszedł do mnie we śnie,
kochał za bardzo, a był taki młody,
że nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.(…)

W wierszu WYCIECZKA nie bardzo też wiadomo, co się stało w Hiszpanii podmiotowi lirycznemu, gdyż autorka nagle przestawia się na język młodzieżowy, mimo, że piękny cytat z Federico Garcia Lorci obiecuje jakieś równie szlachetne konstatację:

„(…) jechaliśmy daleko a pieprzony szofer ciągle oszczędzał klimę.
nigdy nie wysiadał, sagrada czy grenada parówki ponad wszystko
i ta śmieszna laska co go rwała na bluzkę calutką w cekinach.(…)

Podsumowując, poezja Elżbiety Lipińskiej nie wychodzi poza ilustrację opis i zgrabne składanie słów. Jeśli wytwarza się wartość dodatkowa, to tylko w postaci skrzętnie kamuflowanego sentymentalizu.
Nie ma się nawet z kim pokłócić o tę poezję, gdyż znalazłam tylko jedyną recenzję w sieci i wątpię, by jakaś jeszce była, gdyż myślę, że autorka by ją natychmiast opublikowała na stronie literackie pl. jak zrobił to Adam Wierdemann ogłaszając tam perfekcyjnie napisane, akademickie recenzje.
Pozostaje więc polemika z Jakubem Winiarskim, który jak zwykle wytacza największe działa.
Nie, Panie Jakubie, tu nie ma śladu Mallarmego. Miłosza, Herberta, Różewicza. Sposób mówienia o holocauście, tak zachwycający Winiarskiego, jest może bliski modnemu kierowaniu dzisiaj tych problemów na komizm z racji tego, że już to było dawno i już można (Roberto Benigni Życie jest piękne), nie wydaje mi się, by było potrzebne we wierszu, według mnie mało pojemnym i spłycającym grozę.
Elżbieta Lipińska należy do sporej grupy nieszufladowych seniorów i przykro mi o tym pisać, stając się niesolidarna. A jednak wymagałabym od mojego pokolenia starczej mądrości, a nie samo zadawalających przebieranek. Nic bardziej nie postarza, niż udawanie, że się jest młodym duchem.

Kategoria: Bez kategorii | 7 komentarzy »

komentarzy 7

  1. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, mam przed sobą nagrodzony w Gdańsku tomik Elżbiety Lipińskiej ” Maj to łagodny miesiąc”. Na ostatniej stronie wabiącej potencjalnych czytelników wpisał się Jakub Winiarski. Użył dwa razy słowa” najoczywiściej”
    Oprócz tego napisał o dekoltach, w które chcieliby zaglądać panowie, bo to jest dla nich jedyna głębia (a fe w domyśle) i o poezji pytającej po Montaigne`owsku.

    Przypomniał mi się tomik poprzedniego laureata Piotra Cielesza „a jednak… światło” i długi wpis profesora Józefa Bachórza na ostatniej stronie o bólu największym z największych dla wybranych.

    Wszystko się zmienia, ścieśnia, nawet hymny pochwalne potrafią się teraz zmieścić w kilku wersach o dekolcie.

    ps
    dwukrotnym laureatem Konkursu Literackiego Miasta Gdańska im. Bolesława Faca jest Jacek Dehnel. Jego tomików nikt mi nie podarował, bo to było dawno.

  2. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    na forum nieszuflady, poetka zarumieniona rumem szuka książki.

    Na pewno chodzi jej o powieść Artura Baniewicza, „Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej”, proszę wklejcie informację dla niej na nieszufli.

  3. Ewa Bieńczycka:

    Nie jestem z branży i nie znam nazwisk fachowców od literatury. W plastyce bym od razu wiedziała o kogo chodzi.
    I co ten Maj. Lepszy? A w tym przepięknym mieście, w Gdańsku naprawdę nie ma lepszych poetów? Na taką masę mieszkańców?
    Nie przeczytałam już recenzji na nieszufladzie z drugiego tomiku Pani Lipińskiej, skoro go nie czytałam.
    Zupełnie nie wiem już co począć z tym wszystkim, bo mam pokaźny zbiór tomików o których warto by tu napisać, a czuję się fizycznie coraz gorzej w miarę czytania. Może dekolty to jednak jakiś zdrowy sygnał? To ukierunkowanie naszego Ulubionego Krytyka? Kto wie…

  4. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Przekartkowałam majowy tomik i aby nabrać dystansu do dojrzałej miłosnej poezji ze wstawkami jak zwykle ostatnio o Bogu, skończę czytać najpierw kryminał „Sędzia Di i złote morderstwa”. Niezbędnie jest mi potrzebna teraz wiara w logiczne myślenie, a nie wiersze o Bogu i sokratejce.

  5. Ewa Bieńczycka:

    Erotyka + religia katolicka?
    To nie jest dobry zestaw.
    Ale kryminałów też nie lubię.

  6. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Sedziego Di podrzucił mi przyjaciel matematyk kilka tygodni temu. Dzisiaj już dzwonił i pytał: -przeczytałaś wreszcie?
    To czytam wreszcie.

  7. Ewa Bieńczycka:

    A ja właśnie przeczytałam Muzykę środka Świetlickiego i nareszcie napiszę pozytywnie i z zachwytem. Ale wstawcie tu coś, bo wygląda, że jestem tą dominantą, czy dominą blogową…

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?