Blogi, portale literackie i slamy poetyckie to nic innego, jak dziewiętnastowieczne imprezy, które wtedy z powodów niedorozwoju technologicznego ludzkości musiały odbywać się na prawdę.
Kadryl literacki przedstawiony w Biesach Fiodora Dostojewskiego jest sceną będącą preludium do już wkrótce mających nastąpić w miasteczku okropności, zainicjowanych przez tubylcze i przybyłe biesy:
Kadryl składał się z sześciu par żałosnych masek. Nie były to nawet maski, gdyż ubrane były tak jak wszyscy. Na przykład jakiś poważny jegomość, średniego wzrostu, miał przyczepioną długą siwą brodę. To był cały jego kostium, gdyż ów jegomość miał na sobie frak jak my wszyscy. Tańcząc dreptał wciąż w miejscu z dostojnym wyrazem twarzy, żwawo poruszając nogami, lecz nie schodząc z miejsca. Wydawał przy tym jakieś dźwięki niezbyt donośnym, lecz ochrypłym basem i owa chrypliwość głosu miała symbolizować jedną ze znanych gazet. Naprzeciwko tej maski tańczyli jacyś dwaj olbrzymi X i Z, którzy mieli te litery przypięte do fraków, co jednak znaczyło to X i Z pozostało dotąd nie wyjaśnione. Uczciwą myśl rosyjską” odtwarzał jakiś jegomość w średnim wieku, w okularach, we fraku, w rękawiczkach i… w kajdanach (w prawdziwych kajdanach). Pod pachą miał teczkę z jakimiś aktami”. Z kieszeni wyglądała mu otworzona koperta z listem z zagranicy, zawierającym zaświadczenie o uczciwości uczciwej myśli rosyjskiej”, na wypadek, gdyby ktokolwiek w to zwątpił. Wszystko to tłumaczyli zebranym aranżerowie, gdyż na przykład listu, wyglądającego z kieszeni, nie można było bądź co bądź przeczytać. Uczciwa myśl rosyjska” trzymała w ręku podniesiony kielich, jak gdyby zamierzała wygłosić toast. Obok niej z obu stron drobnym kroczkiem sunęły dwie ostrzyżone nihilistki, vis-a-vis tańczył jakiś starszy pan we fraku, lecz z ciężkim kijem w ręku. Miał on wyobrażać pewne wydawnictwo, nie petersburskie, lecz groźne: Uderzę miazga zostanie.” Pomimo kija pan ów nie mógł znieść uparcie skierowanych ku niemu okularów uczciwej myśli rosyjskiej”, starał się patrzeć w bok, gdy zaś robił pas de deux, wyginał się, skręcał, nie wiedząc, gdzie się podziać tak dręczyło go sumienie… Nie będę już powtarzał tych wszystkich głupich pomysłów. Całość była w takim stylu, że wreszcie poczułem jakiś dręczący wstyd. I to samo uczucie wstydu widoczne było wśród publiczności, nawet na obliczach najbardziej ponurych przybyszów z bufetu. Na razie wszyscy milczeli i przyglądali się w zdumieniu. Lecz człowiek, który się wstydzi, zazwyczaj zaczyna się irytować i skłonny jest do cynizmu.
10 grudnia, 2008 o 20:45
Gdzie indziej, w „Notatkach z podziemia” Dostojewski pisał:”jestem przekonany, że nas, zwykłych ludzi z podziemia, należy trzymać w ryzach. Bo chociaż potrafi taki przesiedzieć w podziemiu czterdzieści lat, ale kiedy się już wyrwie na świat – to gada, gada, gada…”
;>
A propos „Biesów”, nie byłoby zabawnie przez ich pryzmat popatrzeć na persony? Taki Wierchowieński, z kim mógłby się kojarzyć, no z kim? ha!
I jeszcze jeden kawałek z „Notatek..”:
„Zostawcie nas samych , bez książki, a natychmiast stropimy się, zagubimy, nie będziemy wiedzieli, gdzie wylądować, czego się trzymać; co kochać, czego nienawidzić, co szanować i czym gardzić.”
Leoncio
10 grudnia, 2008 o 21:26
to sobie jeszcze pogadam – teraz Romanem Jaworskim:
„Najbardziej niestrawne są dla mnie okazy dorobkiewiczów, tych legendarnych eksuliczników, skromnych pastuszków, gazet sprzedawaczy, sprytnych kuchcików czy pomywaczy uchodźczych okrętów.
Gdy dzięki zdolnościom, raczej machinacjom, dochrapią się wreszcie w bankach depozytów lub gdy libierię wdzieją państwową, nad każdym życia bujniejszym objawem, nad uskrzydloną jakąkolwiek myślą bezwględnie się pastwią. Kochania nie znają ani też radości.Zszargać, doskulić, zatruć i wyszydzić, to libertynów tych opryskliwych najwznioślejsza pasja. Miłować? – pytają, – dlaczego i po co? Co mamy z tego? Oni chcą mieć rację na posterunkach, gdzie straż może pełnić wyłącznie fantazja. Myśli celowość niby to hodują, a przecież wiadomo jest wszystkim od dawna, że pomysł pudłuje, gdy nie wyniańczy go wyobraźnia, która wzorowo pieluszki przewija i nikłe niemowlę ścisłego myślenia poprawnie odkarmia. Praktyczna barbaria! Chełpi się zazwyczaj, że racjonalizm spółczesny funduje. Bezczelna hałastra od cieniów Voltaire`a śmiało się przypina! A wszystko dookoła więdnie, dogorywa, bo oni panują, rządzą i dyktują.
[…] Karierowicze Wschodu i Zachodu, na myśli ugorach zdrętwiałe badyle, piskuny wylęgłe w uczuć kołbaniach – łączcie się ze sobą w zjednoczone stany skrzeczącej miernoty! Wy wszystkie białe, czerwone, zielone, międzypaństwowe sojusze tępoty, ty narodowej plotki poczwaro, mafio sprzysiężona do spędzania płodów, gmerków trybunale do prześladowania myśli ukochanej… Teraźniejszości!Tobie wszechmocna, twemu pojednaniu wielkich hołodrani po lewej stronie i po prawej stronie na pożegnanie, z nudów i bez żartów wzgardę wypowiadam, a przez delegata czczości wypranej z wszelkiego kochania, przez Havemayera, waszego fifaka – szanownym panom wszystkim do pospołu policzek wymierzam!”
10 grudnia, 2008 o 22:51
Leoncio z sitwą, czy chodzi Wam o Piotra Wierchowieńskiego, czy o jego ojca, Stiepana Wierchowieńskiego (który był poetą)? No i kto dzisiaj, kto?
Wiecie, to wcale nie są takie proste przełożenia. Dałam taki fragment, bo wydawały mi się te portalowe spektakle sieciowe podobne, ale nikogo nie chcę tutaj obrażać.
A powód wstawienia Jaworskiego, właśnie tego fragmentu? Przyznam się, nie rozumiem. Moglibyście rozwinąć? Jeśli Leoncjo nie da rady, to może sitwa, jeśli można prosić?
11 grudnia, 2008 o 8:23
Piotra.
Czytała Pani „Wesele hrabiego Orgaza?” Dwóch miliarderów Havemayera i Yetmayera, którzy spierają się na temat funkcji kultury, sztuki? A pamięta Pani kota Omara? To, co przywołane, to jego słowa, to trzeci głos.
Może rzeczywiście jedziemy po elipsie, nieznacznie tylko trącając wątek, pod który się podpięliśmy, zdaje nam się jednak, że jak najbardziej a propos ogółu wpisów tu poczynionych. A że nie mamy możliwości stworzenia nowego wątku, jedynie komentowania, to ot tak sobie gadamy, gadamy…
No ale czytała Pani Jaworskiego? Bo jeśli nie, to czujemy się rzeczywiście kompletnie od czapy:)
11 grudnia, 2008 o 9:32
Biesy to powieść o opętaniu. Trop dobry.
11 grudnia, 2008 o 9:46
Wiecie, ja Jaworskiego jeszcze nie czytałam, bo jak wiadamo, to wszystko są dopiero nadrabianie wydawniczych zalęgłości, ale wiem kto zacz i jak najbardziej popieram, wspaniała postać. Tylko chciałam byście sprecyzowali bardziej w kontekście tego wątku, bo być może są punkty wspólne których ja nie wyczuwam z racji nieznajomości Hrabiego i kota.
Sytuacja teraz w Polsce jest taka, że literaci nie mają kasy i nie są dorobkiewiczami nawet mentalnymi, bo i nie za bardzo są oczytani. Więc atak na te ich winy niezawinione nie wydaje mi się słuszny. Nie kochają, bo jak pisałam zasłyszane z nieszuflady, miłość to nieprzyzwoite wielce pojęcie niedopuszczalne w liryce, gdyż grozi od razu kiczem.
Ja Jaworskiego znam od innej strony, kumplował się z Wojtkiewiczem, ato mój ulubiony malarz.
Te dziewiętnastowieczne bunty może odległe i nieaktualne dzisiaj, ale ja uważam że człowiek jest odwieczny i w konsekwencji zawsze taki sam.
Kontynuujcie, proszę!
11 grudnia, 2008 o 11:32
A dam nam Pani trochę czasu? Ciężko pracujemy całymi dniami, a chętnie coś więcej o autorze „Historii maniaków” napiszemy. Jaworski około 10 lat nad „Weselem hrabiego Orgaza przemyśliwał”, kolejne dwa pisał, my potrzebujemy weekendu, żeby cokolwiek z tej kolumbryny uszczknąć i przybliżyć tutaj. Możemy wrócić do tematu w sobotę?
przy okazji, Leoncio prosił, by Pani przekazać, że również jest miłośnikiem malarstwa Wojtkiewicza.
11 grudnia, 2008 o 12:25
To się cieszę Leoncio z sitwą. Będę miała do soboty przeczytanego Jaworskiego.
Ja też ciężko pracuję, ale charakter mojej pracy pozwala na równoczesne czytanie. Między innymi, dlatego bo bez książek, natychmiast stropię się, zagubię, nie będę wiedziała, gdzie wylądować, czego się trzymać; co kochać, czego nienawidzić, co szanować i czym gardzić.
Wiedzą o tym Kubańczycy i skręcają cygara tylko podczas publicznego czytania literatury pięknej.
I wie każda Isaura, inaczej nie byłaby tak kochana przez tłumy dysponując jedynie swoim masochizmem.