Jak pamiętamy z Witkacego, hoduje się przyjemniaczki tylko po to, by odpowiednio zmanipulowane, oswojone i niegroźne lizały z ręki hodowcy, by ten mógł się nimi do woli sycić i je używać. Instruktaż hodowli sprzed II wojny światowej nic nie stracił ze swej dydaktycznej mocy, nauki nie poszły w las, a hodowla idzie na całego bezwstydnie zmuszając bliźnich do poddawania się hodowli.
Nie wiem jak poeta Adam Wiedemann wyhodował tabun recenzentów do ustawicznego, wieloletniego lizania po fiucie literackiej propagandy, ale faktem jest, że już bez bicia i bez znudzenia chwali się na okrągło.
Jak pisze Marcin Orliński w swojej recenzji z Pensum:
Wiedemannem nie sposób się znudzić.
Podobnego zdania jest Anna Marchewka:
30 wierszom wolnym od grzechu głównego współczesnej poezji gmatwaniny znaków zakrywającej brak znaczenia.
Dalsze recenzje powielają schemat innych, nie wiadomo kto od kogo odpisał, ale uniwersalne wpisał się w jest wspólnie wpisane, zapisane i wypisane we wszystkich recenzjach, gdyż zdanie to pozwala nabić – odpowiednio rozbudowane – wymaganą liczbę wierszy recenzji.
30 wierszy Wiedemanna działa podobnie, ale poeta bardziej się pilnuje, by nie wstawiać do swoich utworów zwrotów już użytych wcześniej, gdyż jako hodowca wie, że trzeba być czujnym (a poeta zaczął hodowlę wcześnie), gdyż inaczej trzydziestoletnia praca nad odbiorcą pójdzie w łeb, a wyhodowane przyjemniaczki mogą się znarowić i zacząć coś podejrzewać.
Z wywiadu w sieci z Adamem Wiedemannem wynika, że nagrody literackie dają mu możliwość jurorowania, że w konsekwencji tegorocznej Nagrody Gdańskiej będzie już jurorem w pięciu prestiżowych konkursach, a i nawet w tym, który go nagrodził, też był jurorem. Tak więc baudrillardowskie koło wzajemnych zależności kręci się już bez żadnych oporów i jestem najprawdopodobniej jedyną osobą, która się Adamem Wiedemannem nie zachwyca.
W najgorszej sytuacji ulokował się Jakub Winiarski, który poezji Wiedemanna ni w ząb nie rozumie, ale chwalić musi, więc chwali bez przekonania.
Najlepsze i najlepiej napisane są dwie recenzje o Pensum na portalu (nie mylić broń boże z blogiem!) Literackie PL.
Andrzej Skrendo, uniwersytecki wykładowca poetyki napisał dla Twórczości bardzo profesjonalną recenzję w której znać ślady lektur wszystkich, którzy o poezji pisali na przestrzeni dziejów, szczególnie niestety też już zbyt często używany samograj o poezji czystej Hugo Friedricha.
Podobnie w ogromnej i świetnie napisanej dla Dekady Literackiej analizie Pensum Joanna Orska bez żadnej trudności przypisuje wszystkie zalety jakie można wyodrębnić u poetyckich geniuszy epok Adamowi Wiedemannowi, łącznie nawet z alienacją tej poetyki od samej poetyki (na podstawie wiersza ryby).
Te dwie recenzje, pisane nowocześnie są produktami epoki, w której zasada napiszę perfekcyjnie na zamówienie wszystko, brzmią przekonująco i olśniewająco i nie sposób się im sprzeciwić.
Smutek Spisku o jakim Baudrillard pisał odnośnie alienacji prawdziwej sztuki w sprawnie funkcjonującej machinie „artystakrytyk” jest o tyle przerażający, że nie zostawia już ani odrobiny miejsca na artystów z bożej łaski. Zanim czas zweryfikuje przereklamowaną twórczość Adama Wiedemanna zniszczenia już będę nieodwracalne.
O czym jest Pensum? O tym, że żadnego boga nie ma i że trzeba sobie jakoś z tym radzić. I to nie jest odkrywcze, natomiast odkrywcze jest w państwie wyznaniowym, jakim jest Polska. Być może zachwyt jest spowodowany tym właśnie dreszczykiem emocji wyartykułowaniem nowego. To, że Douglas Adams napisał, że świat został zaprojektowany i wykonany przez myszy, nie jest też nową prawdą, ale od dawna znaną oczywistością.
Adam Weidemann jest jedynie poetyckim spekulantem, który jak na giełdzie, jak w marketingu, układa populistyczne slogany dla bardzo wąskiej grupy literackich akademików. Przy pewnej wprawie i rutynie można tak funkcjonować przez dziesiątki lat. A czy to jest sztuka, czy to jest poezja? Oczywiście, że nie. Ale przecież dzisiaj o wiele łatwiej zakwestionować istnienie Boga, niż istnienie Poety. W pierwszym wypadku za karę można tylko być od razu przyporządkowanym do odpowiedniej partii politycznej, natomiast w drugim od razu się jest pieniaczem.
29 listopada, 2008 o 8:54
Znalazłam ostatnio na blogu Lecha Bukowskiego:
A to cudowne zdanko znalazłem w sieci:
Nie wiem jak poeta Adam Wiedemann wyhodował tabun recenzentów do ustawicznego, wieloletniego lizania po fiucie literackiej propagandy.
To się nazywa figura stylistyczna! Powiedzmy sobie, że tak palnąć, jak przysłowiowy łysy warkoczem o kant kuli, nie każdy potrafi. To jest osobna zdolność. Co do reszty, zachowajmy dyskrecję. Niech lwica poluje dalej.
No, nareszcie dowód na to, że mnie czytają. Nie mam wglądu do statystyk tego bloga, więc każda jaskółka cieszy (lub inny ptak).
29 listopada, 2008 o 10:30
Ewo różnimy się bardzo. Dla mnie Pensum to świetny tomik. Pisałam o tym na rynsztoku, zacytuję jeszcze raz swoje zdanie na ten temat:
„Pensum Adama Wiedemanna to poezja jaką lubię najbardziej, bez zbędnej sztukaterii, bez silenia się na pseudofilozofowanie, bez gmatwania myśli. Nareszcie jest czas dla poezji bez podejrzanych, udziwnionych metafor, symboli ha!
prostota to wytworność, nie ma w Pensum kunsztownych dupokrytek formy ha!, mądre wiersze i tyle.”
29 listopada, 2008 o 10:57
No właśnie Izo, już znałam Twój nick rynsztokowy i przed pisaniem o Pensum przeczytałam tam Twój komentarz. Mam nadzieję, że jednak rozwiniesz tę myśl i mądrość Pana Adama W. udowodnisz. Przecież po to ten wątek został założony.
Jedno zdanie to za mało…
29 listopada, 2008 o 11:07
w wierszu „Czy ktoś już się rozegrał” :
„Niektórzy nasi poeci
piszą w języku aniołów”
czytałam te wersy, uśmiechałam się i wyobraziłam sobie jak Adam Wiedemann w myśli wylicza jakich poetów ma na myśli i jak szpilką przekłuwa balony uduchowionej poezji, ale robi to tak, że ja czytelniczka mogę wstawić własną listę nazwisk i samodzielnie ściągać na ziemię nadmiernie wywyższonych twórców.
29 listopada, 2008 o 11:34
I wersy z tego samego wiersza
„Język jest długi jak spaghetti.
Spaghetti czyta się przez dwa t.”
słowotok, paplanina, rozwiajanie, zakręcanie, kręcenie się ciągle wokół tych samych fraz, wyszukiwanie przedziwnych metafor, używanie podejrzanych konstrukcji językowych, pseudofilozoficznych, naukowych, a przecież słowa to konkret jak przysłowiowe dwa t, słowa powinny zawierać sens.
Lubię pogodną ironię, a nie złośliwy sarkazm, lubię gdybać przy czytaniu, dlatego lubię wiersze z tomiku Pensum.
29 listopada, 2008 o 11:57
Za tydzień napiszę recenzję Pensum Adama Wiedemanna i będzie to recenzja z płatkami róż sypanymi wirtualnie.
29 listopada, 2008 o 12:50
Wiersz Czy ktoś już się rozegrał? niczego nie mówi, nie widzę tu żadnej prostoty ani odkrywczości. Ja widocznie mam zupełnie inne odczuwanie, cieszę się, że Ty czerpiesz z tej poezji przyjemność i ją rozumiesz. Jeśli jest to krytyka poezji o aniołach to trzeba by zakwestionować modernizm, Rilkego i innych.
W końcu jak Adam Wiedemann jest przeciw metaforze i symbolizmowi, to ja jestem też przeciw tym, którzy są przeciwni. A najbardziej jestem przeciwna hymnom pochwalnym nieumotywowanym. Cieszę się, że przeczytam Twoją notkę pozytywną za tydzień.
Czytam właśnie w nieszufladzie w komentarzu o niedrukowanym wierszu Miłosza i tam jest taka uwaga, że Miłosz nie przemawia, natomiast przemawia Honet i Suska. Może to kwestia pokolenia. Ale ja zakładam, że każde pokolenie produkuje bardzo złe utwory, po prostu istnienie złej poezji upublicznionej jest takim samym pewnikiem, jak to, że gdzieś w tym samym czasie powstają utwory genialne.
Wiedemann to poezja akademicka, martwa, bez wartości.
30 listopada, 2008 o 5:32
to po wklejeniu przez Marka wiersza jeszcze dodam: że nie ma sensu antagonizować, metaforyków z tymi co nawiązują do Peipera. Kantowski imperatyw może dotyczyć tylko twierdzenia, że sztuka jest bliska twórcy, a nie światu.
Jestem po oglądaniu światowego malarstwa i np. kubizm Braque jest równie świetny jak obrazy Moneta a przecież osobowości bardziej sentymentalne wybiorą tego ostatniego, nie umniejszając pierwszemu. I nie jest to ani banał typu że liczy się tylko dobra poezja, sztuka, że de gustibus itd..
Istnieje zła sztuka, zła poezja podszywająca się oparta na hipokryzji, na imitacji, na cwaniactwie i próbie zawłaszczenia obszarów nienależnych. Tak było jeszcze 30 lat temu na akademiach sztuk pięknych, gdzie na żaden konkurs nie mógł zakwalifikować się obraz figuratywny. Jeśli tak krótkowzrocznie działa artysta i chytrze tworzy w modnym akurat kierunku, nic to się nie różni od populistycznych sposobów komercji. Ale zwróćcie uwagę, a Marek tu beztrosko szasta Ich Troje i Dodą oni naprawdę bardzo pracują na swój popularny wizerunek i nikt im tego nie dał za darmo. Natomiast fałszywy poeta korzystając z elitarności, wywyższa się o wiele mniejszym wysiłkiem, a prestiż ma ogromny, jakieś ministerialne nagrody, fety! Piekło Herberta z Pana Cogito. I to on mianuje następne miernoty będąc jurorem i władnym autorytetem – zwalcza prawdziwych poetów, którzy mu zagrażają.