Nie mając młodzieńczej swady Marka Trojanowskiego, będąc z natury smutasem i katastrofistą, panicznie spróbuje udowodnić brak poezji u poety Darka Foksa już tak uznanego, nagrodzonego nie tylko konkursami, ale prestiżowymi etatami w liczących się pismach literackich w Polsce.
Zadanie, wiem, karkołomne, jeżeli wymienia się obok nazwiska Darka Foksa nazwiska sławne, decydenckie na dzisiejszej arenie literackiej, to trudno się nie bać tego napadu na Goliata, który mi powie: a kim pani jest?
Tak to jest w hierarchii ważności wartości tego świata: jeśli za mną stoją takie nazwiska jak Saint-John Perse, Benn, V. Aleixandre, Ungaretti, Montale, Eluard, Salinas, Guillen, Breton, Valery, Alberti, Quasimodo, Yeats, G. Lorca, Bremond, S. Dali jeśli się z nimi kumpluję na co dzień, z nimi rozmawiam, ich czytam i obcuję cieleśnie, to przecież te mediumiczne brewerie nic nie dają. Kogo obchodzi, którego współczesnego poetę, że jego czytelnik pieprzy się z dajmy na to z Garcią Lorcą, a Darek Foks ma na co dzień żywy kontakt z tak potężnymi duchami jak Zbigniew Libera, Henryk Bereza, Andrzej Sosnowski?
Być może, mentalny kochanek już jakościowo ważny nie jest, już ważne jest, żeby się tylko pieprzyć, ale czy ten nadmiar poetyckiego pożądania, ta organiczna przypadłość człowiecza że musi głód metafizyczny gdzieś gasić, bo inaczej umiera, staje się maszyną i mrówką, czy zachodzi on w kontakcie z?
No, dajmy na to, z Foksem?
O czym jest ten zbiór wierszy ujęty w pojęcie jak mówi wikipedia – miasteczka – które dało nam Unię Europejską?
O tym, że podmiot liryczny szasta się, krąży i nie potrafi za Chiny nic poetyckiego z siebie wykrzesać. Czy to nie jest aby 8 i pół Felliniego? Nie. A może jednak kolejnym przekuwaniem niemocy w niemoc, by właśnie to przekuwanie było stawaniem? Nie staje, a kiedy nie staje, nie ma mocy.
Wiersz PROZA POLSKA, której podmiot liryczny jest zarówno deprecjacją jego jakości jak i terminem literackim ironicznie wymienia, dlaczego niemoc jest permanentna. Mówi czytelnikowi: wybaczcie kochani mnie uwielbiający, dzisiaj postne jedzenie, gdyż miesiączkuję, nie będę zapłodniony, ale napiszę, co mi tam, dam świadectwo swojej niedyspozycji. I daje. I tu wylicza, czemu Proza Polska jest tak prozaiczna i czemu mimo wszystko daje temu świadectwo, podczas gdy wszyscy wokół są przecież w identycznej sytuacji, a jednak po pióro nie sięgają.
Wiersz KATEDRA NIEMALARSTWA jest o tyle głupi, że powiela schemat wyobrażeń o Akademii Sztuk Pięknych tak samo głupi, jaki pokazał Paweł Huelle w powieści Ostatnia wieczerza nabijając się z awangardy. Z pewnością, na ASP pracują różni artyści, o bardzo małym rozumku też, jak i studiują studentki, którym majtki tylko w głowie i kto ma je zdejmować, czy rzeźbiarze i czy malarze, ale poezja na litość boską to sublimacja i wydobywanie istoty, a nie wszystkiego, co akurat do sprawy rozwikłania rzeczywistości nic nie wnosi. Zawsze tak było, zawsze była miernota, głupota, bezsensowność. Akademie Sztuk Pięknych były kolebką geniuszy i fajansiarzy. To nie żadne odkrycie. Nie wiem po co w czasach tak skomplikowanych dla sztuki, gdy nowe media już niepodzielnie panują, pisanie o głupocie jakiegoś rektora, który preferuje malarstwo olejne, jest już démodé, nie na rzeczy, jest płytką brukową anegdotą. Tak może sobie gadać snob, inteligent aspirujący do znawstwa sztuki po etatowej pracy by się popisać poglądami, a nie artysta, poeta, pracownik tej strefy duchowości. I co dało kupelstwo z Liberą? I co, on te poglądy podziela? Wątpię. Nawet jak prototypem rektora z tego wiersza jest konserwatywny Stanisław Rodziński, to to jest mimo wszystko bardzo duży format w swojej konsekwencji i opcjach, takiej, a nie innej sztuki.
SZKOŁA GŁÓWNA HAIKU to wiersz pisany metodą Świetlickiego. I jeśli Marciń Świetlicki potrafi wyłuskać absurd i dowcip przestrzeni międzyludzkiej, to Darek Foks już nie. Scenka zobaczona jest topornie i słusznie dziewczyna z wiersza wali podmiot liryczny butelką. Ale taki incydent przynależny jest pismom satyrycznym i to niższego lotu.
ZA POEZJĘ POLEGLI to typowy wiersz o kotach. Jeśli o kotach pisał T. S. Eliot, a Van Gogh malował słoneczniki, to nie znaczy, że wszystkim wolno. O kociej poezji napiszę w osobnej notce.
POT GUDRUN. Być może nie jest to pisane metodą ecriture automatique. Być może Ministerstwo Potu, jak Ministerstwo Głupich Kroków u Monty Pythona jest bazą, na której poeta buduje absurd. Ale nie jestem przekonana.
WIDOCZEK. Kolejny wiersz świetlickopodobny. Ale nie zawsze, jak się idzie do knajpy to owocuje to wierszem. Na całe szczęście. Ile byśmy mieli niepotrzebnych wierszy do czytania!
Nie będę już analizować reszty wierszy, gdzie chwyt Vykadrovanej pojawia się jeszcze u Zabandażowanej, a nazwiska są dziwaczne jak Krzysztof Grażyna. Pojawia się taki termin jak Che Guevara, pojawia się mnóstwo niepotrzebnych haseł, które w normalnym człowieku otwierają od wieków wypracowane przez galerników wrażliwości obrazy, które zawsze otwierają się w odpowiednim miejscu i artysta nie musi wszystkiego tłumaczyć od Adama i Ewy. Ale przychodzi na świat współczesny Orcio, przychodzi na świat współczesny poeta. I nie jest już modernista, nie jest post, nie jest destruktorem, ani neo surrealistą, ani pure nosensistą, ani niczym z tych rzeczy. On jest zawsze polskim poetą współczesnym. Zakompleksionym artystą, który nie odnalazł swojej drogi, swojej wewnętrznej melodii i najlepiej trochę wziąć bezpiecznie z tego i tamtego.
Początkujący Salvador Dali, gdy zjechał w glorii do Nowego Jorku na drugi dzień miał tysiące amerykańskich epigonów, a w galeriach pojawiła się nieprawdopodobna ilość lejących się zegarów. Ale to nie oni, tylko w dalszym ciągu Salvador Dali jest ważny. W Polsce to właśnie ci epigoni przejmują ster. Najlepiej świadczy kokieteryjny wiersz o Nike pt. NIEŁASKA.
Wystarczy jak harcerz, zdobyć odpowiednią sprawność, by móc niszczyć wschodzące talenty i nie dopuszczać nikogo wartościowego do głosu. Wystarczy coś tylko ustalić w polskim Maastricht by zmusić publiczność do kochania uznanego poety.
16 listopada, 2008 o 8:39
Ewo, naśladownictwo jest bezpieczniejsze. Naśladujac sławną pisarkę, pisarza, poetkę, poetę zakłada się, że coś ze sławy mistrza uszczknie się dla siebie, że czytelnik nabierze się na popłuczyny.
Można naśladować nie tylko twórczość, można naśladować maniery, można naśladować strój, wygląd, można być kalką przez całe życie, ale w ten sposób co najwyżej nabawi się naśladowca wrzodów a nie miejsca na parnasie wśród wielkich twórców.
Bayrony, Wojaczki, Sartrowcy, Virginie Woolf (mogę wymieniać i wymieniać) krążą na wieczorkach poetyckich od morza do Tatr.
Mnie zastanawia coś innego. Jeżeli w Polsce prawie każdy pisze wiersze, szacuje się, że na pewno ponad sto tysięcy osób, to dlaczego tomiki z poezją wydawane są w nakładach 500-1000 sztuk i zalegają po kątach w wydawnictwach? Wspólnota interesów w tym wypadku nie działa? Dlaczego poeci nie kupują tomików kolegów na gwiazdkowe święta dla rodziny? Zakładają z góry, że tego się nie da czytać?
ps
O Dariuszu Foksie osobny wpis pod Twoim tekstem.
16 listopada, 2008 o 10:30
W opowiadaniu „Elvis Nabokov”, Dariusz Foks odmienia przez wszystkie przypadki „Weisera Dawidka”. Buduje wokół tej ksiązki akcję rozpisaną na głosy żeńskie i męskie. Na przykład taki cytat:
A kiedy przyszło do płacenia, wyciągnął z kieszeni powieść Weiser Dawidek i wręczył mi ją ze słowami: To powinno wystarczyć”. Już go miałem walnąć tą książką, ale wypadły z niej banknoty, więc postanowiłem zachować ją na pamiątkę. Leży gdzieś w papierach.”
16 listopada, 2008 o 10:56
To nie jest Izo tak, że poezja ma być towarem komercyjnym, obowiązkiem towarzyskim, prezentem, przyjemnością. Nigdy tak nie było i nie może tak być. To jest jakieś niesłychane skrzywienie, deformacja potrzeby ludzkiej którą się chce na gwałt wmówić, wywołać kompleksy, że się jej nie potrzebuje. Poezja która dociera, rezonuje w człowieku, trafia na ludzie niepokoje, odpowiada na aktualne pytania przydarza się rzadko i od tego są geniusze, by to emitowali. T.S. Eliot pisał, że potrzebne są kręgi małych poetów którzy robią odpowiedni klimat, ferment dla silnego poety. Ale nikt w Polsce nie napisze, że ten czy ów to jeszcze nie jest tym wielkim. Wszyscy są wielcy i jeśli zasiadają w jury, jeśli przeprowadzają selekcję, to robią to na swoją modłę.
Przeciwko tym zjawiskom tu piszę. Nic mnie nie obchodzą sprawy personalne, nikomu nie chcę szkodzić. Uważam, że poezja Darka Foksa nie ma nic wspólnego z tym, co się o niej pisze.
A opowiadanie Elvis Nabokov jest w innym zbiorze zatytułowanym Pizza weselna. Mam to przeczytane, ale nie mam już siły o tym pisać. Może Ty lub Marek zdecydujecie się napisać osobną notkę. Tam nawet nie wiadomo, czy jest za Pawełem Huelle, czy nawet przeciw.
16 listopada, 2008 o 14:43
„Kogo nie boli, ten nie pisze wierszy,
bo i po co?
Wiersze piszą ci, których boli,
tak jakby mogły one zmienić cokolwiek.” Jan Rybowicz
pisanie to rozmowa z czytelnikiem, ale jeżeli czytelnika brak to co zostaje?
Najczęściej autor sam przeczyta swój tomik po jakimś czasie i zastanowi się po jakie licho on to napisał… gorzej jak taka refleksja nie zakiełkuje i dalej pisze, pisze, pisze…
To nie przymus to potrzeba czytania decyduje o zakupie książek, ale nie można przeczytać wszystkiego, dlatego ktoś, coś nas musi do tego przekonać.
Naśladowcy po paru latach pilnego kalkowania potrafią pisać na zamówienie. I gdy wydawca powie :”niech mi drogi pan jutro przyniesie 100 wersów pod Norwida” Przynosi.
Ktoś zleca, ktoś pisze , dostaje za to wynagrodzenie, ale po co kopiować na wszelki wypadek?
I kto ma przeprowadzić czytelnika po chaszczach? koledzy , koleżanki autora sami piszący poezję, powieści i czekający w przyszłości na dobre słowa od komentowanego twórcy?
Aleksander Wat wspomina zachodnią poetkę bardzo chwaloną przez krytykę.
„Przypadkowo podpatrzyłem jej „metodę twórczą”: na biurku leżą: Jouve, Desnos, stary Laforgoue itd. : tu uszczknie słówko, tam poderwie pół zdanka i trzyma się jakoś nieźle”
Potrafię sobie wyobrazić jakie książki leżą na biurkach współczesnych polskich poetów, pisarzy, oprócz fruwającego natchnienia między szpargałami.
I wiem także, że sprzedaje się tylko te ksiązki, te tomiki , o których się mówi, pisze ( można pisać o weselnym stroju autora, a nie o jego twórczości) w papierowych mediach.
16 listopada, 2008 o 17:10
Dariusz Foks otrzymał etykietę : poeta pokolenia1989, trudno się pozbyć takiego stempla.
17 listopada, 2008 o 0:28
Pisarstwo to ciężka praca, może nawet najcięższa z możliwych, a nie loteria. Nie wiem na ile zżynają, czasami dobrze jest przywołać jakieś pojecie już idealnie sformułowane i tym oddać autorowi hołd. Nie bardzo się orientuję w potrzebach redaktorów, trudno mi uwierzyć, by taka potrzeba dzisiaj pod Norwida miała być realizowana. Ale świat jest pełen dziwactw i trudno się już czemuś dziwić. Staram się tu dać świadectwo o twórczości prawdziwej która jest fałszowana. Występuję w obronie tych naznaczonych, którzy pisać muszą i muszą wyartykułować swoją twórczość.
Dlatego podejmują ją skutecznie tylko osoby zdeterminowane talentem, gdyż tylko on zmusi człowieka do tak absurdalnej czynności, jak codzienny przymus pisania. I nieprawdą jest, że grafomani lubią pisać. Pisanie to uwalnianie, a więc i stąd przyjemność. Świetlicki w ostatnim wywiadzie też mówi o codziennej pracy literackiej i wynikłej z niej przyjemności i przymusie.
No i ostrożnie z tym bólem, bo kopa w jaja spowoduje kolejną lawinę niepotrzebnej nikomu poezji.
17 listopada, 2008 o 8:39
Ewo, nawołujesz do burzenia twierdzy, w której siedzi uwięziony poeta ze stemplem. To etykietka go uwięziła ( zaetykietowali go krytycy i koledzy)
Właśnie ta poezja pełna bólu, metafor, neologizmów, nadużyć uczuć, kwitnie w pełnej krasie.
Towarzyszy tej twórczości przekleństwo Eklezjasty: „wszystko co jest – było”
Nie wierzę w przymus pisania, znam poetów, którzy przez siedem lat przechodzili obok metafor i zajmowali się zupełnie czymś innym, aby po siedmiu chudych latach, znowu zacząć układać wersy.
Ewo dla mnie kto nie stwarza w literaturze, w poezji, w sztuce nowej wartości, którego można łatwo porównać do innych, nie jest twórcą, jest tylko kopistą.
ps
grafomani są pozbawieni rozterek twórczych, dla nic hasło: „wszystko, albo nic” nic nie znaczy.
Cały czas Aleksander Wat robi mi porządki w głowie.
17 listopada, 2008 o 10:39
Nie przesadzajmy z tymi nowymi wartościami. Prawdę mówiąc nie wiem, co one oznaczają: nowe kierunki w sztuce, wytyczne, czy w obrębie własnej twórczości? Jest bardzo dużo do zrobienia, trzeba dać wyraz przemianom, które się dzieją na naszych oczach. Wiesz, tu w Seattle wystarczy przykucnąć z laptopem byle pod jakim domem i Internet bucha z otwartego okna. I to podobno jest w powijakach, niedługo Internet będzie w powietrzu wszędzie. Piorunem rozwija się technologia, przemienia się postać świata. Przecież musi to wpływać na sposób pisania, na sztukę. Nie trzeba się aż tak wysilać, by być nowym. Kopistą nie jest łatwo być, wiem coś o tym jeśli chodzi o sztuki plastyczne. Nawet dobrym oszustem i hochsztaplerem nie jest łatwo być. Wszędzie potrzebny jest talent i predyspozycje. Może grafomanem jest łatwo, bo to dziedzina kiczu, a kicz jest prosty, ale nie wierzę, by powstawał w bólu i pocie.
Napiszecie o tej Pizzie, czy ja mam to zrobić? Zrobię z przyjemnością, już doszłam do siebie po pierwszym utworze Darka Foksa. Zresztą, zawsze byłam masochistką.
17 listopada, 2008 o 14:33
Nową warością jest poezja internetowa, sztuka internetowa.
Sądziłam, że nowa wartością stanie się poezja ekologiczna, bo ekologia to nowa ideologia i potrzebuje piewców, a jednak nie ma chętnych akolitów do jej wyodrębniania.
Ewo, proszę napisz o opowiadaniach Dariusza Foksa, ja na niego patrzę przez zaszufladkowanie.
17 listopada, 2008 o 19:28
Nie ma niczego takiego jak poezja intrnetowa (tym bardziej ekologiczna). Poezja to poezja. Natomiast przemiany technologiczne wpływają niesamowicie. Choćby na biografię artystów, który wspaniały wysyp już doświadczamy. Jestem olśniona najnowszą biografią Flauberta szybko u nas spolszczoną. Dawniej czekało się lata. Teraz przygotowuję notkę na mój blog z Miłosza Widzenia nad zatoką san Francisco. Widzenia byłyby zupełnie inne, gdyby Miłosz dożył Internetu.
Nie byłabym tak szybka w tym, że szufladkowanie artystów to ich strata. Dobrze, że Darek Foks wypełnia klimat swjego pokolenia swoją twórczością. Tak ma być. W Internecie najbardziej przeszkadza mi to, że nie widzę z kim rozmawiam i ile ma lat. Zawsze wiek mówi więcej niż słowa dyskutanta. Mówi, na czym się wychował, co przeżył. Jeśli w nieszufladzie duński poeta mojego pokolenia występuje pod nickiem wieku mojego syna to to jest i może postmodernistyczne mieszanie, ale wiersze, jakie produkuje, są identyczne. Natomiast taki Pesoa przechodził transformację totalną używając heteronimów. I to jest przykład na złe używanie sieci i faktycznie, przyklei się etykietka sieciowego wierszoklety. Pejoratywna.
18 listopada, 2008 o 7:44
Ewo, nie miałam na myśli straty pisząc o stemplu.
Poezja netowa ma możliwości i tym się różni od tradycyjnej papierowej, która raz zapisana, raz wydana, trwa. W necie każdy wers można poprawiać samemu lub przy pomocy nieznanych osób, można dorzucić do tego grafkę, film, piosenki, rozmowy kilku osób. Poezja w necie może być haczykiem. Ciągle tworzone nowe portale poetyckie zaspokajają coś ( ten przymus o, którym pisałaś?). Tworzą się portale, powstają nowe konkursy z nagrodami dla petek i poetów. Według mnie w Polsce takich konkursów jest rocznie kilkaset. To wpływ netu.
Na portalu rynsztok wydawane są wirtualne tomiki poetów. To też nowa jakość.
I co najważniejsze: w necie istnieje opcja: usuń wiersz (na nieszufladzie nie, nie wiem dlaczego).
W przyszłości net zawłaszczy papier.
18 listopada, 2008 o 8:03
Absolutnie się nie zgadzam. To, o czym piszesz to tylko inne narzędzie. Wynalazek maszyny do pisania nie zmienił literatury. Czy się pisze długopisem, czy piórem gęsim, to zawsze jest to samo, ważne tylko, kto pisze.
Można jedynie dyskutować o awangardzie: http://wyborcza.pl/1,75475,5958179,Podroz_do_kresu_literatury.html
I tam faktycznie są zmiany jakościowe.
Ale Twoje przykłady mieszczą się w konwencji. Nie ma znaczenia sieciowy tomik czy drukowany. To tylko sposób, a nie jakość.
18 listopada, 2008 o 8:51
Czytałam w dzisiejszej Gazecie ten artykuł i też chciałam wkleić.
Czuję podskórnie, że poezja netowa to nowa jakość. Nie rządzą nią inteligencja( klasa, nie IQ), a „infotariat”
Różnimy się Ewo bardzo w podejściu do wartości i wpływu netu.
ps
opcja „usuń” to jest jakość ha!
Trudno jest być zrozumianym w necie bez wklejania emotikonów.
18 listopada, 2008 o 9:24
Może dlatego, że pewnie różnimy się wiekiem. Nigdy jednak nie uprawiałabym takiej poezji jak w tym artykule w GW, to też kwestia temperamentu, wyboru, nigdy mnie to nie interesowało. Ja robiłam na ASP dyplom z konceptualizmu gdyż taki wtedy panował na uczelni kierunek, a miałam jeszcze tylko do wyboru malarstwo abstrakcyjne, więc wolałam z dwojga złego to pierwsze, bardziej intelektualne, ale z czasem nudne.
Uważam, że sieć będzie służyć do pozyskiwania informacji, do czytania literatury do której trudno dotrzeć. Jestem samoukiem i marzę o tym, by sieć zniosła szkołę jako twór wyjątkowo szkodliwy.
A czy będzie papier, czy tylko pliki, jest mi to obojętne. Ludzie powinni mieć wybór i posługiwać się tym, czym lubią. Ja nie mogę kupować książek, bo w mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty na to miejsca nie ma i już dawno przeszłam na czytanie ekranowe.