Poeta Przemek Łośko właśnie opublikował wiersz o listopadowej słocie, spadającym ostatnim liściu, który wszystko mi opowiedział. Niech kontemplacja tego wiersza wnikająca w mózg wilgocią wczesnych zmierzchów i łzawą nostalgią, przyczyni się do rozjaśnienia tajników powodów pisania poezji dzisiejszych Poetów Polskich.
Wiersz wklejam tutaj bez wiedzy i zgody autora.
miliard pepików słucha o czym cyka radyjko
i dowiaduje się o profetycznej istotności traumy.
jest rzeczą zbawienną, gdy zdjęty przeczuciem
życiowej porażki gajcujesz po fajkę wlokąc swoje gnaty
przez kazimierz, wildę, chwaliszewo, tyldę. sfera armilarna
twojej samotności ogromnieje wedle drogerii, mięsnego,
przed kinem apollo i rychle zakończy ją wytrysk maturalnych
eposów o jedności spermy i braku piątala na browca.
chuj wam w dupę myśli jeden z miliarda pepików,
potniecie mnie muszlami ostryg w jednej z waszych
świątyń. nie żyjecie wcale, wiecznie się migacie
od życia na skalę wiekszą niż podziałka mikrego
aerometru: knajpka, knajpeczka, imprezka, kacyk.
i tak też piszecie werseciska o bzdecie, zblazowane, skomlące
jak piesek na sznurku pod żabką w listopadowe byleco.
że wiersz bierze się z życia słyszeliście kiedyś,
na jakimś konkursie, popierdziawie mistrzów, w lizusowskiej
norze nazwanej redakcją, ale złudzeń własnych bibliotekę
przeżyć – nie było wam dane, bo złudzenia mierne.
więc wegetujecie, chodź, chodź wam się roi, głogi, lody,
sójki, pety, molekuły, wszystkie wynędzniałe metafory duszy
zbyt nędznej, by przepoczwarzyć owdowienie woli –
i taką mdłą papkę chcecie rozeterzać i dziamdziając wieszczyć?
kogo dorzynacie takim stylem życia? żyjących czy siebie,
nawet powtórzenia niezdolni przetworzyć brniecie w dzień
jesienny identyko z sobą, z misją permanentną
nawrócenia schadzki nad zgwałconą rzeką – gdzie
nie doświadczacie, nie wegetujecie, lecz jesteście obok
jak duchowy zbrodniarz, płód wygody i lęku, swojej piątej klepki,
entej swojej książki. i tak serdecznymi sobie młynka kręcąc,
wskazującym mówię: adieu, moi mili, żeśmy się bawili, użyli,
dupczyli, ale moja dykta wysoko mnie niesie w miłość, zdradę,
euforię i lęk – najprawdziwiej w nieświecie. o hypatię pytajcie
murszejące strony, przymierzajcie usta, przymierzajcie oczy,
przymierzajcie wszystko, co was przymierzyło. kwilcie, kwilcie.
a ja dam się mielić, niechże mnie zaboli, wyzwoli i spuści. nara.
2 listopada, 2008 o 20:02
Aby móc ocenić współczesnego poetę nie wystarczy jego jeden wiersz. Jeden wiersz nawet najlepszy nic nie znaczy.Trzeba iść za poetą, czytać jego wiersze, poprzednie, następne i dopiero wtedy zastanawiać się dlaczego użył takich słów, znaków.
Nareszcie zupełnie inny utwór od tych tu omawianych ostatnio.
Lubię ciągłe zmiany podmiotów, przeskoki, rozdarcia ciągłości, gdybanie przy czytaniu i podążanie własną ścieżką interpretacyjną często tak odległą od myśli poety.
Ha! napisałam tekst na ostatnią stronę tomiku:-)
2 listopada, 2008 o 20:26
i te emocje ha!
3 listopada, 2008 o 1:16
Dałam wiersz tylko ze względu na zawarty w nim trud rozwikłania zagadki pisania wierszy. Wydawało mi się to zbieżne z naszymi tutaj blogowymi męczarniami. Analizowania wiersza podjęli się już użytkownicy Rynsztoku, i można tam ich poczytać.
Ale można tutaj osobno przeanalizować poezję Przemka Łośko. Może byś napisała, Izo notkę wiodącą?
3 listopada, 2008 o 10:11
Najpierw musiałabym wiedzieć, które wiersze na rynsztoku są autorstwa Przemka Łośko. Rynsztok to maski, w które ubierają się poetki i poeci, aby… właśnie to aby nie jest dla mnie do końca zrozumiałe.( próby innego stylu, chichot a kuku, albo lęk przed krytyką pod bardziej znanym nickiem, licho wie)
Tytuł już mam” Ataki epileptyczne” teraz tylko pozostaje wyłuskani poezji Przemka Łośko i hej do przodu pisz Izabello.
3 listopada, 2008 o 13:27
Jak wyłuskasz, to przyślij mi proszę ewa@bienczycka.com
Też nie jestem zorientowana, jestem tylko obserwatorem portalu Rynsztok z zewnątrz. Trzeba przeczesać też inne miejsca sieciowe.
Powodzenia!