Proponuję maraton czytania najlepszych, wyłonionych bowiem w wielkim staraniu i trudzie zgromadzonych w tym celu Rad Puchaczy, Rycerzy Okrągłego Stołu i wszelkich szlachetnych zgromadzeń, którym troska o losy polskiej literatury leży na sercu, przerwać i zastanowić się jak o to samo troszczyli się pół wieku inni.
Konstanty Kot Jeleński pisze do Józia Czapskiego z Korsyki właśnie o nas:
Jestem wielkim pesymistą nie w sensie Orwellowskiego 1984 czy 24 Heure, gdyż nie wierzę w żadne apokaliptyczne teorie. Mój liberalizm jest zbyt głęboko zakorzeniony i jestem przekonany, że to, co jest esencją człowieczeństwa, nie może bezpowrotnie przeminąć. Niemniej myślę, że istotnie żyjemy w końcowym stadium naszej cywilizacji i że proces przemiany, który tak szybki obrót przyjął w ciągu naszego życia, dotyczy nie tylko zagadnień ekonomicznych, ale również samej esencji ludzkich pojęć i stosunku człowieka do człowieka. Przemiany takiej, że w przyszłości słowa, jak miłość, praca, chleb, przyjaciel będą miały inne znaczenie: skojarzenia historyczne czy religijne, które w naszej podświadomości indywidualnej wywołują obrazy z Biblii, z greckich mitów, z średniowiecznej poezji, z renesansowych dzieł sztuki, utracą rację bytu, a na ich miejsce narosną nowe nawarstwienia. Wierzę, że ta zmiana, która zacznie się okresem ciemnym i w którym dla nas nie będzie miejsca, zakończy się jakimś nowym renesansem liberalizmu” chyba w idealnej anarchistycznej formie. Może pomyśli Pan, że jest to ocena prawie komunistyczna, ale ja nie wychodzę bynajmniej z materialistycznych deterministycznych założeń myślę, że komunizm jest tylko jednym z wyrazów tej cywilizacyjnej przemiany, wyrazem najsmutniejszym.
Powstaje oczywiście pytanie jakie ma być nasze, indywidualne nastawienie do tego procesu? Jak przekazać tej przyszłej cywilizacji to, co jest najlepszego w naszej? Dla katolika odpowiedź na to pytanie jest jasna. Dla liberała niestety nie. Czasem myślę żartobliwie, że przepisanie Eneidy na antyatomowym papierze i wrzucenie tej kopii do morza w antyatomowej butelce ważniejsze byłoby od tysiąca książek i artykułów.
Konstanty A. Jeleński
Listy z Korsyki. Do Józefa Czapskiego
26 października, 2008 o 7:24
http://wyborcza.pl/1,75475,5847273,Klub_literacki_z_VII_pietra.html
w sobotniej Gazecie Wyborczej jest artykuł o czytaczach.
Ewo widzę w bohaterach artykułu duże podobieństwo do nas, też spotykamy się na tym portalu, rozmawiamy na temat poezji, odrzucając oficjalną wykładnię na temat dzieła z ostatniej strony książki i nie bierzemy za pewnik towarzyskich recenzji.
ps
Życiorysy twórców dla mnie także są ważne.
I optymistycznie niech zabrzmi na koniec mój wpis: zawyżamy statystyki czytelnictwa w Polsce i dobrze.
26 października, 2008 o 7:55
Właśnie zastanawiałam się Izo, ile dobrego przyniósł ten artykuł i nie sądzę, by się do czegoś pozytywnego przyczynił. Słuszny komentarz zapraszający do tych domów elokwentnych. Podanie jako newsa czegoś co się jednak odbywa na bieżąco, już tak przecież źle nie jest, w każdym razie ja tu jestem w środowisku raczej kolegów męża ze studiów, politechniki śląskiej i oni na okrągło tylko o literaturze mówią to jest nieznośne. Mam nadzieję, że mamy tutaj większe ambicje.
Nie wiem, czy trzeba zawyżać czytelnictwo. Skłaniam się do opinii Jeleńskiego, dla którego jedno dzieło ma wszystkie wartości i inne dzieła można swobodnie odpuścić (w kontekście tego, co tu czytamy).
Wczoraj zobaczyliśmy Free Rainer Hansa Weingartnera, dobra satyra na TV, na czytanie i na kontestację.
26 października, 2008 o 16:18
Konstanty Jeleński te pesymistyczne słowa zacytowane przez Ciebie napisał kilka lat po wojnie, a już kilkanaście lat póżniej zastanawiał się jakie cechy muszą spełniać nowe arcydzieła: Wielkie dzieła mogą zrodzić się tylko na marginesie : ten margines jest dzisiaj marginesem wyobraźni będącej kluczem do prawdy. Na nim właśnie powstają obrazy Lebensteina, mitotwórcy ludzkiej natury, czy dzieła Kołakowskiego opierającego się ideom głoszącym śmierć człowieka.
Konstanty Jeleński mawiał w towarzystwie: nie jestem wielkim pisarzem z braku czasu, bo jestem zagorzałym czytelnikiem.
26 października, 2008 o 16:20
I tak czytacz wypromował Gombrowicza.
26 października, 2008 o 16:38
Nie zgadzam się z Tobą Izo!( i całe szczęście, bo tu jurodiwiec podejrzewa nas o jakiś jeden wspólny głos).
Jak jeździłam na PAT do Krakowa (lata osiemdziesiąte), to Rysiek listonosz właśnie zapłacił za subskrypcję dzieł Gombrowicza, pierwsze zezwolenie Rity na druk w Polsce, którą było szalenie trudno pozyskać. Myśmy z mężem nie dostali, teściowa po znajomości tomy wykupywała z księgarni.
Absolutnie żaden przeciętny czytelnik nie trawi Gombrowicza. W latach siedemdziesiątych Słomczyński spolszczył Ulissesa, podobno zniknął tak olbrzymi nakład z powodu ostatnich scen miłości francuskiej kończących książkę. Wątpię, by ktoś nawet to wtedy czytał. Książka nie otwierana wędrowała na półki. Po prostu były to takie czasy, że książka była też gestem opozycyjnym i deficytowym, niedostępnym w sprzedaży wolnej, nie mająca nic wspólnego z autentyczną potrzebą. Czytelnik był tak samo ciemny jak dzisiaj. Zresztą, skąd aby miałby się brać lepszy?
Zaraz napiszę o Jeleńskim, tylko zjem moskaliki. Brudzą klawiaturę.
26 października, 2008 o 18:23
Akurat w tych listach, które mam w ręce Jeleński nie pisze tylko dlatego, że nie ma czasu:
Od dawna myślę o napisaniu książki, która narosła we mnie w ciągu ostatniego roku, ale nie wiem, kiedy znajdę na to czas. Niestety, mam bardzo małą wydajność pracy (to jest, pracuję szybko i wydajnie, ale po ośmiu godzinach biura nie jestem prawie w stanie nic pisać). Pozostają soboty i niedziele, ale prawie zawsze wyjeżdżam do Rzymu czy gdzieś w tę cudowną okolicę to Siren Land.”
(10, Rione Sirignano Neapol, 25 IX 1950).
Co nie znaczy, że pisał potem tak jak przytaczasz.
U ludzi takiego formatu, jak Jeleński wszystko się mieści i jest celowe. Ale wątpię, by wytracał czas na czytanie poezji, która na wstępie nie zapowiada rzeczy trwałych.
Jak tu w przeklejonym przez Nanę video poeta mówi, że najpierw trzeba jeździć, zapoznać jury, dowiedzieć się co lub kogo oni lubią. Myślę, że w najbardziej pesymistycznych wizjach Jeleński nie przewidywał takich czasów.
27 października, 2008 o 9:19
Ewo, Konstanty Jeleński „marnotrawił” czas na czytanie poezji i nawet wydał we Francji” Anthologie de la poésie polonaise” ( krytyczne spojrzenie na współczesną poezję polską)
Aleksander Watt twierdził w Dzienniku bez samogłosek, że to najlepsza antologia polskich poetów napisana po francusku.
Acha Konstanty zakochany był w poezji Miłosza i dlatego propagował wiersze poety gdzie tylko mógł.
A co do Gombrowicza i jego miejsca pod strzechami, nasuwa się analogia do poezji Norwida odkrytego przez jednego czytacza profesora.
Strzechy zniknęły, a nazwiska są rozpoznawane bardziej teraz niż dwadzieścia, trzydzieści lat temu. I nawet jeżeli zakupem ich dzieł kieruje snobizm, to nigdy niewiadomo, kto i kiedy z półki w domu sięgnie po ich książki.
Sama sięgnęłam w rodzinnym domu po powieści zakurzonego Teodora Parnickiego, gdy miałam dziesięć lat.I ostatnio udało mi się kupić w netowym antykwariacie książkę” Aecjusz ostatni Rzymianin” z 1936 roku. Taka jest moc półek z zakurzonymi książkami i uzależnienie od czytania;-)
27 października, 2008 o 10:02
Jesteś Izo optymistką. Ostatnio z osiedlowego śmietnika przyniosłam całą klasykę. Chodziłam z torbą kilka razy. Zupełnie dziewiczy tam był Konwicki, chyba wszystkie jego książki. Nie otwierany. A ta klasyka np. Lew Tołstoj.
Oj, Izo, nie sięgnie, nie sięgnie. Nadzieja jest tylko w Polskiej Bibliotece Internetowej Nie wiem tylko, dlaczego tam są tak durne utrudnienia, komu na tym zależy, by tak wytracać czas. Pracowicie przeklejam Stendhala, Flauberta. Ale przy takim tempie chyba nie zdążę przed śmiercią.
Jeleński pracował nad nagrodą Nobla dla Miłosza i wypracował. Ale przecież to nie ma nic wspólnego z tzw. Małymi Poetami, którzy nigdy nie będą Duzi. Czytam to wszystko, żeby jeden z drugim nie zarzucił mi, że moje opinie są tylko z zawiści. Owszem, ale przecież nie tylko.
A Gombrowicz, to nie wiem. Jerzy Jarzębski bardzo pracował nad popularyzacją, pamiętam te słynne Gry… Ale była ta książka tak niezrozumiała, a czytałam na sucho, przed dziełami Gombra które jeszcze były niedostępne, że nie wiem, czy to nie była aby niedźwiedzia przysługa.
Parnicki za komuny był wszędzie. Dla mnie to straszny nudziarz.
27 października, 2008 o 19:29
Ewo, w latach pięćdziesiątych powieści Teodora Parnickiego wydawała paryska Kultura i dopiero w czasach odwilży książki pisarza pojawiły się w Polsce.
„Tylko Beatrycze” czytałam kilka razy, aby ją zrozumieć, ale o żadnej jego książce nie powiem, że jest nudna, wręcz przeciwnie, to dla mnie przygoda intelektualna i pretekst do szperania w innych książkach.
I teraz przeczytam wreszcie Aecjusza:-)
Jako optymistka, czuję, że osoby odwiedzające ten portal poczują potrzebę przeczytania książek mistrza ha!
informacje o nonkonformiście pisarzu dla potencjalnych czytelników jego powieści poniżej
http://www.kkozuchow.republika.pl/
polecam na początek I u możnych dziwny,
Tylko Beatrycze
Koniec zgody narodów
Srebrne Orły
27 października, 2008 o 20:39
Izo, ale ja naprawdę podchodziłam bez powodzenia do tej literatury, a w PRL-u to Teodor Parnicki i Andrzej Kuśniewicz nagłaśniani byli na okrągło, byli to nasi najwięksi, a ja za literaturą historyczną nie przepadam.
To moje takie subiektywne odczucie, wybacz, że to tak zdeprecjonowałam, ale czytam na wikipedii znowu o Kuśniewiczu jakieś straszne rzeczy i już mi ten okres literacki zupełnie obrzydł.
Nie wiedziałam, że Marek dzisiaj nic nie wstawi, mogłam dać o poezji Anny Tomaszewskiej, a teraz już nic nie zdążę, mam samolot o czwartej rano.