Jacek Dehnel. Stary maleńki polskiej poezji. Pani Bieńczycka

9 października, 2008 by

Też mam podobne korzenie jak Jacek Dehnel. Też pochodzę z galicyjskiego mieszczaństwa z aspiracjami szlacheckimi (moja babcia Wanda Bieńkowska pochodziła z ziemiaństwa i miała w herbie dwie pałki).
Na wakacjach w Przemyślu podwórkowe dziecko, odgrywające jakieś nie swoje, wyuczone role udające dorosłych nazywała moja babcia stary- maleńki i być może to określenie już nic w dzisiejszych czasach nikomu nie mówi, ale wtenczas mówiło.
Również w szkole zawsze przy podziale klasowych ról znajdzie się jakiś arystokrata, a im bardziej szkoła jest proletariacka, tym łatwiej udawać ucznia z Eton.

Jeśli tu na blogu Marek Trojanowski cierpliwie tłumaczy skomplikowane sposoby pichcenia poezji na zasadzie zupy z gwoździa, ja spróbuję problem otworzyć kluczem osobowości, jak Maurice Blanchot.

Trzeba wiedzieć, że aby być poetą, potrzebny jest talent.
Niestety, to zapomniane słowo, mylone z ewangelicznym talentem zakopywanym w ziemi, by, jak pamiętamy z Pinokia Carla Collodiego wyrosło drzewo obsypane pieniędzmi – rezultatów spodziewanych nie wywołuje. Dlatego postanowiono, że talent nikomu nie jest potrzebny, a niejednokrotnie tylko przeszkadza. Bez talentu bowiem pole socjotechniki jest nieograniczone.

Drugim słowem źle używanym i wykorzystanym jest klasycyzm.
W recenzjach o Jacku Dehnelu (przypominam sobie Lampę) krytycy przyporządkowali twórczość Jacka Dehnela do neoklasycyzmu.
Otóż klasycyzm, jeśli krytyk pisał pozytywnie, a pisał to jest coś, co jest bezwzględnie dobre, wzorcowe, coś, co przechodzi już na stronę niezapomnienia, o czym już w szkołach można bez pudła uczyć. To jest też klimat twórczości dojrzałej, umiarkowanej, harmonijnej, ustatkowanej, twórczości następującej po anarchii i bałaganie. To odsiew z tej nieprawdopodobnej ilości poetów garści diamentów. Odsiewa się etykietując nazwą klasycyzmu.
Twórczość Jacka Dehnela (przeczytałam, oprócz tłumaczeń, wszystko!) jest naprawdę dobrze i rzetelnie wykonaną robotą literacką w sensie konstrukcji słownych. Natomiast nigdy nie była i chyba nie będzie twórczością artystyczną, a niestety, przy szlochach tych którzy do Raju nie wejdą, klasycyzm jest zarezerwowany wyłącznie dla artystów.

I teraz te moje blanchotowskie rozważania.
Jacek Dehnel zaszpuntował źródło swojego artystowskiego natchnienia najprawdopodobniej już u zarania swojego osobowościowego rozwoju zbytnio ufając rodzinie w której się pojawił.

Jest jakiś zawsze niesmak i nie na darmo Biedjajew nawet kobiet w ciąży nie znosi. Jest coś niemoralnego w rodzinach, w klanach, w ich wsparciach, pieszczeniach i głaskaniach tylko z powodu własności, a nie wartości.
Jacek Dehnel nigdy nie przeszedł uzdrawiającego okresu buntu, oczyszczenia i nigdy tak naprawdę nie uzyskał wolności wewnętrznej.
Najlepiej to się czuje w poezji. Debiutancki tomik Wyprawa na południe* jest sprytnie skonstruowanym, pełnym poetyckich niedopowiedzeń zbiorem wierszy o niczym. Poeta symuluje margines metafizyczny nie precyzując co się w nim znajduje, ale daje czytelnikowi świadomość, że coś tam jest, a nic nie ma podobnie jak margines na kartce, gdzie wiersz jest wydrukowany. I to nie jest syndrom nagiego króla. Ubiór jest wmówieniem bardziej materialnym, gdyż poezja faktycznie winna posiadać taki margines.
Brzytwa okamgnienia jest jedynie powtórzeniem poprzedniego triumfu debiutanckiego tomu.
Niestety, wbrew tytułowi brzytwa Williama Ockhama nie zadziałała.
Ponieważ znalazłam w zbiorze publikowane wiersze na portalu Nieszuflady, wybiorę wszystkim internautom dostępny (autor ciągle grozi procesami sądowymi i boję się cytować wiersz w całości, gdyż może to być złamaniem prawa autorskiego) który pamiętam z niesamowitej ilości pozytywnych komentarzy internautów na nieszufladowym forum.

KOLEJNOŚĆ( Warszawa, 7 V 2005) mówi o katastrofie autobusowej. Autor stara się prześledzić stan ducha pasażerów autobusu, których przypadkowo dosięgła śmiertelna uliczna katastrofa.
Wiersz jest zmierzeniem autora z własną umiejętnością pisarską.
Jak sobie poradzę nie będąc w takiej katastrofie, nie uczestnicząc w tragedii, gdzie nawet nie zginął ani jeden bliski mojemu sercu człowiek? Jak to śmiałe wyzwanie rozwiążę? – pyta siebie Jacek Dehnel.
I rozwiązuje. I jest bardzo zadowolony ze swojego rozwiązania problemu tematyki wiersza opartego na newsie z mediów.
Oczywiście, fortepian i palcówki z Karela Czernego jak najbardziej przy potwornej ludzkiej tragedii.
Ale kto doświadczył chociaż chwilę, jak samochód pędząc przez wieś przejeżdża psa i się nawet nie zatrzymuje, z pewnością przeżyje o wiele większy dreszcz metafizyczny, niż czytając ten wiersz.
Klasycyzm to też odpowiednia kolejność biologiczna. Najpierw trzeba wzrosnąć, by się móc zestarzeć.

* sprostowanie: debiutem Jacka Dehnela jest tomik Żywoty równoległe, a nie jak napisałam, Wyprawa na południe. Przepraszam za niedoczytanie wikipedii.

Kategoria: Bez kategorii | 6 komentarzy »

komentarzy 6

  1. Marek Trojanowski:

    nie wiem ewo czy też to zauważyłaś, ale Dehnel stara się uciec od wizerunku Dehnela-poety, brnąc – póki co, bez sukcesu – w prozę. teraz Dehnel chce być prozaikiem. Dehnel pisarz (już nie poeta) chce oczarować publikę, ale w tym zakresie publika oczarować się nie pozwoli. Lala przeszła bez żadnego zainteresowania, Błazenada (czy coś w tym stylu) też przejdzie. Moim zdaniem Dehnel skonczył się jako poeta w chwili, gdy poniósł klapę jako pisarz. zresztą – jak piszesz – poeta z niego żaden, ale klasyczny biurkowiec, czyli gość, który klepie wiersze z wprawą średniowiecznego laterariusa. świetnie obnaża Dehnela jego rola w łosskocie, gdzie robi za element wystroju wnętrza, scenografii – całkowita porażka.

  2. Ewa Bieńczycka:

    Nie oglądam TV, więc nie wiem. Lala mojej mamie się bardzo podobała. Noszę mamie z biblioteki tonami (bezsenność) sprawnie napisane amerykańskie kryminały i jest zachwycona.

    Najgorszy jest artyzm, który krytycy widzą u polskich pisarzy, a którego nie ma. Nic przecież zdrożnego zarabiać na literaturze popularnej, brać udział w programach telewizyjnych. Ale już nie można być wtedy namaszczonym przez krytykę wieszczem. Najwyżej płatnym tarocistą.

    Taką popularną pisarką dla średniej inteligencji w moim przekonaniu jest Olga Tokarczuk. I robi się z niej intelektualistkę. Wirginia Woolf w grobie się przewraca.
    Danie Kościelskich Dukajowi nieodwracalnie zdemaskowało tę nagrodę. Nobel, nawet kontrowersyjny, nigdy nie jest populistyczny.
    Nieprawdą jest, że to takie czasy kultury masowej. Inne państwa chronią i pielęgnują arystokratyczne przejawy ducha w sztuce.
    Zresztą zawsze taka sytuacja była i będzie. I będą głupie narody, które będą niszczyły talenty ludzi delikatnych i nadwrażliwych, by wywyższać tych, którzy do perfekcji opanowali socjotechnikę.

  3. Ewa Bieńczycka:

    I jeszcze jedno, by zakończyć ten wątek: Stephen King w Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika bardzo szczerze dzieli poetów na piętra i z wielkim szacunkiem pisze, że kudy mu do Dostojewskiego i Kafki, że nigdy nie osiągnie tego najwyższego piętra geniuszy. Jego książki zapełniają sklepy lotnisk całego świata, wybudował z tego dom, wykształcił troje dzieci, wylansował żonę, która pisać nie potrafi, ale nie ukrywa, że jest to wszystko dla zarobku, a nie dla idei.
    Natomiast w Polsce zwykłe (Marek Krajewski!) komercyjne produkty, chwała im, że są, ale wydawane przy dofinansowaniu Państwa, jako jakieś działania non profit, jakieś szczytowe dokonania polskiej kultury komentowane w programach mających właśnie za zadanie to oddzielić. I nagradzane w tym właśnie ochronnym przedziale dzieł wartościowych.
    Podobnie z poezją, która przecież śmiało może być wydana własnym o wiele niższym kosztem, by zadowolić i uszczęśliwić parę osób. Takie hobby, bardzo przydatne w okresie tzw trzeciego wieku jak najbardziej powinno być wspierane. Jeśli Jacek Dehnel wspiera szlachetnie swoją twórczością portal nieszuflady, który jak najbardziej działa na zasadzie klubu seniora, to jest to chwalebne i cenne. Tylko wielką szkodliwością jest zmaterializowanie anektowanych obszarów kłamliwie wmawiając zdezorientowanym urzędnikom trzymającym pieniądze i władzę, że liderzy tej zabawy muszą być wspierani finansowo, gdyż są najlepsi, niezrozumiali dla mniej wykształconego czytelnika.
    Nie są.
    Czytam, np. że biblioteka Studium, która podobno wydała STU poetów, która na całe szczęście podobno padła (co nie znaczy, że natychmiast odrodzi się pod inną nazwą), ma dla obsługi jednego poety i jego zazwyczaj 30 50 wierszy kilka osób. Przykładowo: Jarosław Wiśniewski: Albedo, 86 pozycja wydawnicza. Redaktor: Roman Honet; Projekt okładki: Tomasz Fronckiewicz; Zdjęcie autora: Katarzyna Lechwar; Opracowanie graficzne: Mariusz Pająk; Redaktor serii Mariusz Czyżowski.
    Marku, napiszesz o jurodiwym, czy ja mam to zrobić?

  4. Nina Cichy:

    Przeczytałam wczoraj na Nieszufladzie cały wątek maturzysty, który zrozpaczony chce usunąć z portalu swoje wiersze. Rzeczywiście krwiożercze diabły rzuciły się z komentarzami na niego pod kilkunastoma jego utworami szydząc i drwiąc. Nic dziwnego, że zmyka z tego piekła, nikt dobrowolnie nie będzie workiem treningowym. Ale gdzież zmykać? Na Rynsztoku przecież te same diabły pod innymi nickami.
    Masz rację, Ewo. Póki młodzież nie zerwie z chytrością swoich rodziców, którzy zdradzili swoim dzieciom wszystkie tajniki jak przetrwać i jeszcze na dodatek żyć ponad stan – nic się tutaj nie zmieni.

  5. Jurodiwiec IP: 83.4.219.69:

    Podobno czytała Pani wszystko co Jacek Dehnel napisał a umknęło Pani „Podróż na południe” nie jest debiutem Jacka Dehnela? Drobiazg, owszem, ale nie wypadałoby najpierw sprawdzić zanim się napisze? Lepiej mniej a pewniej.

  6. Ewa Bieńczycka:

    Bardzo dziękuję za sprostowanie, Panie Radku i przepraszam Pana Jacka Dehnela. Ale utwory prozą przeczytałam naprawdę wszystkie.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?