Th ostatatnie wrażenia.
Ewa zadając pytanie: czy wiersze wyrwały się poecie, czy może zostały skonstruowane, zadała pytanie przede wszystkim o istotę wiersza, w szczególności zaś o autentyczność, która może być rozszerzona także na sam akt twórczy. Dzięki owej autentyczności poezja stanie się czymś różnym od czeladniczej techne, czyli sterylności warsztatowej, w której to, co twórcze zastąpione jest przez szkielety formy.
Nie chodzi tu jednak o sam actus purus, ale o efekt walki poety z samym sobą, o dzieło, które nie powstaje, a rodzi się. O tekst, który nie jest produkowany w świetle lampki przy szkolnym biurku, ale o wiersz, który powstaje niejako fiat, a który następnie ulega werbalizacji. Niech to będzie nieudolne i niewprawne jak pierwsza palcówka pisanie, ale taki właśnie wiersz, jako wiersz będzie bronił się sam (i w takim właśnie znaczeniu ma sens powiedzenie: tekst broni się sam). Wówczas owa autentyczność będzie tak wprostwmordowska jak uderzenie otwartą dłonią w pysk. Nie będzie wątpliwości, czy to jest tekst czeladnika czy może wiersz poety, bo jeżeli pojawi się taka wątpliwość kiedykolwiek, to znaczy zgodnie z prawem Murphyego że nie ma żadnych wątpliwości.
Próba rozstrzygnięcia między autentycznością a jej brakiem (brak autentyczności nie musi oznaczać fałszu) jest granicą, którą próbuje się przeprowadzić w ramach kultury ducha od jej narodzin. Z perspektywy minionych epok wydaje się, że proces ten jest siłą dla odnajdywania w sobie poezji oraz motorem dla tych czeladników, którzy kiedykolwiek zapragnęli wyrwać się z stechnicyzowanej rzeczywistości, w której żyją by dołączyć do królestwa ducha. W obu przypadkach proces ten sam w sobie jest odwołując się do kategorii heglowskich czystą pozytywnością. Umożliwia bowiem człowiekowi zniesienie przeciwieństwa między sobą a własnym wnętrzem, jako ogólną duchowością kultury, które było cały czas pozorne i dzięki temu staje się on poetą. Z drugiej strony zmienia rzeczywistość czeladnika, w której to, co techniczne jest autentyczne, w fałszywą świadomości ducha kultury. Mimo momentu pozytywnego w rozwoju tych dwóch form świadomości: ludzkiej i czeladniczej, rozwój ten wymaga rozstrzygnięcia zewnętrznego, czyli uznania. O ile poeta nie wymaga żadnej racji zewnętrznej, tak świadomość fałszywa ducha kultury wymaga uznania. Na tym etapie pojawia się świadomość rozkoszująca się, która tym się różni od prozaicznej świadomości konsumpcyjnej, że nie żre, nie je, ale rozkoszuje się. Rozkoszując się, zaspokaja tylko tę część gustu estetycznego, która równa się duchowości kultury na każdym jej stopniu rozwoju.
Wracając do th Edwarda Pasewicza. Oprócz preludium w tomiku są teksty stworzone a nie li tylko napisane (s. 44). Ale większość tekstów z th plasuje się w szerokim nurcie pisarskiej techne. Jasne, że w tomie th aż roi się od duchów, od metafizyki, od kolejnych wcieleń, wskrzeszeń i zmartwychwstań. Ale te duchy przypominają raczej dżinów na uwięzi, związanych przysięgą posłuszeństwa temu, kto posiada lampę, niż wolne istoty, które chciałyby mówić po swojemu. Pasewicz tworzy mistyczną rzeczywistość, skracając przestrzeń transcendencji, tak by włączyć czytelnika do swojej rozgrywki z formą duchowości (to bardzo dobra sztuczka z tym:Patrzysz? To patrz, ; Plujesz? Pluj! dobre, dobre :-) ale całość sprawia nieodparte wrażenie pewnej machiny zbudowanej w oparciu o nabytek intelektualny pozostały po przygodzie z pewną lekturą.
th nie jest kazaniem, nie jest nawet drogowskazem, ani rozgrywką z samym sobą, ale precyzyjnym, przemyślanym konstruktem, w którym zabłąkał się poeta.
21 września, 2008 o 16:56
To jest też kwestia odbioru i opcji czytającego, jego kryterium. Np. jak jest się solipsystą.
Przeczytałam w Cegle wywiad z Pasewiczem który opowiada się za filozofią języka Wittgensteina. Wittgenstein nie znosił Szekspira. Ja jestem po stronie Szekspira, po stronie autora, który tworzy takie środowiska w utworze, gdzie powstają dopiero nowe byty mówiące i one są dopiero nośnikami tego języka. Demiurgiem jest autor uaktywniający poród. Samo nic się nie tworzy, i jak piszesz, nie można uruchomić machiny i być jej wynalazcą. Nie ma sposobu, być może schematyzm poezji jest zwykłym lenistwem.
Czytam w Nieszufladzie, że Nagrodę Kościelskich, Twoich ulubionych ngrododawców najprawdopodobniej dostanie Roman Honet. Znalazłam na YouTube 3 wiersze bardzo ładnie recytowane przez autora.
Może o nim?
21 września, 2008 o 18:37
wiesz, ja bym tak tym wittgensteinistom nie ufał, bo kiedy zada się proste pytanie o ontologie faktu i ontologie stanu rzeczy z tractatusu, to natychmiast zaczynają się jąkać i dukać, a jeżeli chciałabyś podyskutować o dociekaniach, to już kaplica.
co do języka, to jeżeli ktoś widzi wartość w narzędziu samym, ten nie jest w stanie nic stworzyć za pomocą owego narzędzia, a przecież narzędzie z definicji służy do tego, by za jego pomoca tworzyć. dlatego nie uważam, żeby wartość poezji była estymą do języka wittgensteina czy szekspira. te style nie mają znaczenia, liczy się tresć, to co język wyraża. poprzez język jako medium poeta mówi, natomiast „technik” będzie tylko gadał, gadał i gadał i myślał, że jego gadanina jest mową.
Honet? daj mi Honeta! wyślij mi jakieś teksty jego, ale nie z jutiuba.
wiesz, teraz – zachęcony Pasewiczem – ostrzę zęby na \bargielską. wydrukowałem sobie jej „czina sziping” z kserokopii Łukaszewicza, straciłem pół tonera – kurwa, tyle tych obrazków, że to prawie komiks jest. ale zobaczymy, zobaczymy
23 września, 2008 o 8:56
Wróciłam z witryny Gillinga, gdzie pokazuje nagradzanie się wzajemne pisarzy, ilustrowane pieprzotami Marii Peszek, których nikt nie czyta i ponieważ ze sprzedaży żyć się nie da, spirala nagród napędza się zawrotnie. Dlatego trudno pojąć trudności, jakie stawiają młodzi poeci by ich książki przeczytać. Ja i tak nie kupię, przecież mieszkam w bloku i muszę coś z półki wyrzucić, by wstawić coś, bo się nie mieści. Pozostają tylko internetowe pliki, których mam w kompie ogromną bibliotekę.
Chciałam Ci podesłać Romana Honeta, ale w Bibliotece Śląskiej jego dwa zbiory wierszy, nie wiadomo, dlaczego, są tylko na miejscu, a fotografowanie (!) jest płatne.
Więc tylko w necie tego autora znalazłam 3 filmiki.
Natomiast Justyna Bargielska jest w necie tak spreparowana, że ograniczę się do kilku utworów by skomentować Twój następny wątek, gdyż, jak pisał Harold Bloom, czytanie utworów poetyckich nigdy nie jest obojętne, a ja muszę płacić sobą jeszcze podwójnie wciąganiem szaty graficznej.
Natomiast ściągnęłam w całości poprzedni zbiór tej autorki – Dating Sessions, też reprezentatywny.
23 września, 2008 o 9:57
ja mam mnóstwo miejsca na ksiązki, jakieś dwieście osiemdziesiąt metrów kwadratowych oczywiście minus łózko. ale i tak najchętniej bym sobie zrobił w kiblu bibliotekę, bo tylko w tym miejscu powstają takie wrażenie z lektury, których jakość nie może się z niczym równać. :)
przyznam się, że po Bargielskiej „CHINA SHIPPING” zabrałem się tylko dlatego, że była to ksiązka dostępna na kserokopia.art.pl, po lekturze Pasewiicza, którego tam wydano, skredytowałem w pewien sposób zaufaniem wydawcę. miałem nadzieję,że inni autorzy tam wydawani będą rownie dobrzy. jednak książka okazała się zbiorem skeczy, montypajtonowskich dowcipów: „pan tu siedzi? tak. W takim razie, co tu robi ta wiewiórka w pańskiej lewej kieszeni? Nie wiem, ale moja żona gotuje dziś trzy jaszczurki, może dlatego. Aha.” kompletny bełkot. gdybym kiedykolwiek za to zapłacił te czterdzieści kilka złotych, to bym się – oględnie mówiąc – wkurwił.
wiesz ewo, mam taka przypadłość, że czytam i kolekcjnuję ksiązki, ktorych nikt nie czyta, ale z chęcią wydałbym i wydaję forsę na czasopisma. w nich gniskuje się fantastyczny syfek i musze ci powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na kolejne takie np. „okolice poetów”. to raptem dycha, ale za to jaka frajda i ubaw.
wiesz, cały czas szukam wierszy, takich które by mi spać nie dały. jak masz coś takiego, to wyślij.
trzymaj się!
ps.
czy zauważyłaś jak się ładnie stronka indeksuje? wpisz w google: bargielska china shipping :) albo bull shiting